jest niedziela, Oleńka jedzie już do domu, a panmaciura słucha gregoriansów z laptopa, moczy mlekołaki na kolację i pisze bloga. Za ścianą tłuką się krewkie sąsiady.
szpaciren, szpaciren
odkąd przyjechała Oleńka, jeżdżenie windą i schodami ruchomymi się skończyło. Proste. Po co jeździć, skoro można poskakać po schodach? Zasiedziałemu, spupiałemu i zinteligenciałemu ciału dobrze to zrobi - mówiłem już, że z tą niewiastą dzielną nie jest aż tak źle, że da się znaleźć?
Umiejętność wykorzystywania małych rzeczy w drodze do rzeczy wielkich jest nieoceniona - nieważne czy wzmacniamy obronność państwa skacząc codziennie po schodach, czy budujemy fortunę odmawiając sobie drugiego banana... albo, gdy zaczynamy kochać wstrętnego sąsiada, dążąc do świętości.
Jaruś - z prawej go!
Uuuuu... kampania wyborcza w trakcie! Premier Jarek powiedział dziś - chyba słusznie - że Dondi wprowadził do języka polityki chamstwo. Powiedział to po tym, gdy Donduś robiąc dziś wszystko, żebym przeczytał o jego kolejnej przełomowej tezie nt. Dlaczego Kaczory gupie so? (na Onecie co dwie godziny był nowy nius z kolejną myślą nowoczesnego Polaka), wygłosił pogląd iż Jaruś to Juruś. Chodzi o tego smutnego człowieka z odstającymi uszami, który wbrew pozorom nie ma nic wspólnego ze Towarzystwem Urbanistów Polskich. Dobre, co? Jaruś nie wiedząc do kogo jeszcze może być porównany, skomentował to tak:
Myślałem, że może do Kiszczaka, ale zapomniałem, że to »człowiek honoru«. Ci panowie wszyscy są ze sobą blisko, mówię o Michniku, Donaldzie Tusku, Kwaśniewskim itd. Otóż do człowieka honoru pewnie mnie nie będą porównywać.
Cóż, kampania się zaostrza, a ja podobnie jak Jarosław Marek Rymkiewicz, czuję że historia ruszyła naprzód, że polski żubr został ugryziony w tyłek (Poeta użył nieco mniej eleganckiego, ale za to sarmackiego określenia na "d"). W końcu mamy w polityce spór, zwroty akcji, język nie przypomina budyniu... Tak, istotą demokracji jest spór, to w demokracji ludowej panowała zgoda. Inną sprawą jest to, by spór dotyczył rzeczy ważnych.
Donald - dajesz pan!
Dondi, nie poddawaj się - powiedz Małemu gdzie jego miejsce. Po wyborach sam je zajmiesz... Sasasasasa... to za dzisiejszą niedzielę!
Polacy w Monachium po raz drugi
Mimo zaproszenia, którym poczęstował nas Fritz, nie poszliśmy na Mszę Świętą do Sankt Michaela, tylko na polską Mszę do św. Józefa. Nie wiedząc w którą stronę iść, podążaliśmy za wystrojonymi Rodakami. W kościele tłum wiernych, ministrantów i księży. Polska Misja Katolicka w Muenchenie działa jak Huta Lenina za dobrych lat - pińcet procent normy, moi mili.
Myślałem już o tym wcześniej - to dobrze, że Polacy emigrują. Niech sobie powyjeżdżają z Polski do Niemiec, Irlandii, USA... Dzięki temu zobaczą, że krajowy burdel, na który wciąż narzekają, jest ich własnym dzieckiem - bękartem własnego dziadostwa, lęku i lenistwa. Zauważą też z kolei, że i w innych ziemiach obiecanych sporo jest ziemioobiecanego, obcego burdelu. Zdobędą w szybki sposób cnoty niezbędne do ruszenia własnego podwórka naprzód. Choć nie wyjeżdżają przez Kaczyńskich, to nawet gdyby tak było - byłaby to ich zasługa!
Dlaczego zdobędą cnoty? Po pierwsze w pracy nauczą się dyscypliny, punktualności, oszczędności, i in. Po drugie w Kościele - wiem i widzę to coraz jaśniej, że nagle na obczyźnie odkrywają Boga. Dopiero tu mogą spojrzeć na swoją formalną, pogańską pobożność, mogą zobaczyć alternatywy, zauważyć istotę Wiary, której przez nikogo nie niepokojeni, nie zobaczyliby z ciepłego przedsionka własnego, rodzinnego kościoła. Widoki, jakich dostarczają mi zaangażowani wierni Polskiej Misji Katolickiej, praca formacyjna, którą robią tu redemptoryści, jest wspaniały. To rzeczywiście od nas wyjdzie iskra na cały świat...
Wokół kościoła samochody z polskimi gazetami, pani rozdaje ulotki o polsko-niemieckim biurze matrymonialnym... Ach! Duch i przedsiębiorczość w narodzie nie giną!
czym warto się podniecać?
jeszcze jeden religijny temat na dziś. Fritz zaprosił mnie na drugi dzień od naszego spotkania na Mszę u jezuitów w Sankt Michael Kirche. Wspaniała francuska kompozycja Cecilienmesse (Fritz, zapomniałem autora...!), piękna oprawa liturgiczna, ludzie na krzesełkach jak wryci... Można nie zauważyć, że na ołtarzu Pan Jezus oddaje życie za swoje owieczki, że uobecnia się Golgota, że Chrystus obecny jest tu fizycznie... Ano właśnie - bardzo sprotestantyzowani są miejscowi ludzie ochrzczeni w obrządku rzymskim (nie, nie piszę katolicy, bo to mylące okreslenie). Socjalistyczni i protestanccy.
Dziś z Oleńką byliśmy zaproszeni na Mszę z Marienmotetten, oraz z hiciorem - kazaniem pewnego monachijskiego jezuity (który porywa Fritza swoją socjalnością i niepokornością wobec Papieża). Nie byliśmy, ale Fritz zdradził mi przez telefon, że nic nie straciliśmy, bo kazanie było cienkie... no muzyki trochę szkoda, bo nieźle pogrywali. Rzeczywiście nic nie straciliśmy - u św. Józefa też był Pan Jezus.
63 dni poezji panagrzyzgi
jejku, czas kończyć, bo długi post wyjdzie! Dwie rzeczy jeszcze - mój pierwszy wiersz w życiu w ramach 63 dni (patrz post z przedczoraju) oraz poniżej zdjęcie z moim nowym auteczkiem - dzięki wszystkim, którzy klikają w reklamy Gugla...
Fikam
szpaciren, szpaciren
odkąd przyjechała Oleńka, jeżdżenie windą i schodami ruchomymi się skończyło. Proste. Po co jeździć, skoro można poskakać po schodach? Zasiedziałemu, spupiałemu i zinteligenciałemu ciału dobrze to zrobi - mówiłem już, że z tą niewiastą dzielną nie jest aż tak źle, że da się znaleźć?
Umiejętność wykorzystywania małych rzeczy w drodze do rzeczy wielkich jest nieoceniona - nieważne czy wzmacniamy obronność państwa skacząc codziennie po schodach, czy budujemy fortunę odmawiając sobie drugiego banana... albo, gdy zaczynamy kochać wstrętnego sąsiada, dążąc do świętości.
Jaruś - z prawej go!
Uuuuu... kampania wyborcza w trakcie! Premier Jarek powiedział dziś - chyba słusznie - że Dondi wprowadził do języka polityki chamstwo. Powiedział to po tym, gdy Donduś robiąc dziś wszystko, żebym przeczytał o jego kolejnej przełomowej tezie nt. Dlaczego Kaczory gupie so? (na Onecie co dwie godziny był nowy nius z kolejną myślą nowoczesnego Polaka), wygłosił pogląd iż Jaruś to Juruś. Chodzi o tego smutnego człowieka z odstającymi uszami, który wbrew pozorom nie ma nic wspólnego ze Towarzystwem Urbanistów Polskich. Dobre, co? Jaruś nie wiedząc do kogo jeszcze może być porównany, skomentował to tak:
Myślałem, że może do Kiszczaka, ale zapomniałem, że to »człowiek honoru«. Ci panowie wszyscy są ze sobą blisko, mówię o Michniku, Donaldzie Tusku, Kwaśniewskim itd. Otóż do człowieka honoru pewnie mnie nie będą porównywać.
Cóż, kampania się zaostrza, a ja podobnie jak Jarosław Marek Rymkiewicz, czuję że historia ruszyła naprzód, że polski żubr został ugryziony w tyłek (Poeta użył nieco mniej eleganckiego, ale za to sarmackiego określenia na "d"). W końcu mamy w polityce spór, zwroty akcji, język nie przypomina budyniu... Tak, istotą demokracji jest spór, to w demokracji ludowej panowała zgoda. Inną sprawą jest to, by spór dotyczył rzeczy ważnych.
Donald - dajesz pan!
Dondi, nie poddawaj się - powiedz Małemu gdzie jego miejsce. Po wyborach sam je zajmiesz... Sasasasasa... to za dzisiejszą niedzielę!
Polacy w Monachium po raz drugi
Mimo zaproszenia, którym poczęstował nas Fritz, nie poszliśmy na Mszę Świętą do Sankt Michaela, tylko na polską Mszę do św. Józefa. Nie wiedząc w którą stronę iść, podążaliśmy za wystrojonymi Rodakami. W kościele tłum wiernych, ministrantów i księży. Polska Misja Katolicka w Muenchenie działa jak Huta Lenina za dobrych lat - pińcet procent normy, moi mili.
Myślałem już o tym wcześniej - to dobrze, że Polacy emigrują. Niech sobie powyjeżdżają z Polski do Niemiec, Irlandii, USA... Dzięki temu zobaczą, że krajowy burdel, na który wciąż narzekają, jest ich własnym dzieckiem - bękartem własnego dziadostwa, lęku i lenistwa. Zauważą też z kolei, że i w innych ziemiach obiecanych sporo jest ziemioobiecanego, obcego burdelu. Zdobędą w szybki sposób cnoty niezbędne do ruszenia własnego podwórka naprzód. Choć nie wyjeżdżają przez Kaczyńskich, to nawet gdyby tak było - byłaby to ich zasługa!
Dlaczego zdobędą cnoty? Po pierwsze w pracy nauczą się dyscypliny, punktualności, oszczędności, i in. Po drugie w Kościele - wiem i widzę to coraz jaśniej, że nagle na obczyźnie odkrywają Boga. Dopiero tu mogą spojrzeć na swoją formalną, pogańską pobożność, mogą zobaczyć alternatywy, zauważyć istotę Wiary, której przez nikogo nie niepokojeni, nie zobaczyliby z ciepłego przedsionka własnego, rodzinnego kościoła. Widoki, jakich dostarczają mi zaangażowani wierni Polskiej Misji Katolickiej, praca formacyjna, którą robią tu redemptoryści, jest wspaniały. To rzeczywiście od nas wyjdzie iskra na cały świat...
Wokół kościoła samochody z polskimi gazetami, pani rozdaje ulotki o polsko-niemieckim biurze matrymonialnym... Ach! Duch i przedsiębiorczość w narodzie nie giną!
czym warto się podniecać?
jeszcze jeden religijny temat na dziś. Fritz zaprosił mnie na drugi dzień od naszego spotkania na Mszę u jezuitów w Sankt Michael Kirche. Wspaniała francuska kompozycja Cecilienmesse (Fritz, zapomniałem autora...!), piękna oprawa liturgiczna, ludzie na krzesełkach jak wryci... Można nie zauważyć, że na ołtarzu Pan Jezus oddaje życie za swoje owieczki, że uobecnia się Golgota, że Chrystus obecny jest tu fizycznie... Ano właśnie - bardzo sprotestantyzowani są miejscowi ludzie ochrzczeni w obrządku rzymskim (nie, nie piszę katolicy, bo to mylące okreslenie). Socjalistyczni i protestanccy.
Dziś z Oleńką byliśmy zaproszeni na Mszę z Marienmotetten, oraz z hiciorem - kazaniem pewnego monachijskiego jezuity (który porywa Fritza swoją socjalnością i niepokornością wobec Papieża). Nie byliśmy, ale Fritz zdradził mi przez telefon, że nic nie straciliśmy, bo kazanie było cienkie... no muzyki trochę szkoda, bo nieźle pogrywali. Rzeczywiście nic nie straciliśmy - u św. Józefa też był Pan Jezus.
63 dni poezji panagrzyzgi
jejku, czas kończyć, bo długi post wyjdzie! Dwie rzeczy jeszcze - mój pierwszy wiersz w życiu w ramach 63 dni (patrz post z przedczoraju) oraz poniżej zdjęcie z moim nowym auteczkiem - dzięki wszystkim, którzy klikają w reklamy Gugla...
Fikam
Sikam
na wietrze
wiatr z prawej strony
zniżudowyżu - odwrotnie
nadaje przyspieszenie
częściom mnie
(w tle słupy dzielą
niebo i pola
w paseczki)
I cieszy mnie ta parabola
Trzeba wytrzeć buty
myśl na dziś
Naucz się często w ciągu dnia wznosić serce do Boga w dziękczynieniu. – Za to, że daje ci to lub tamto. – Za to, że pogardzono tobą. – Za to, że nie masz tego, co potrzebujesz, lub za to, że właśnie masz. Za to, że tak piękną uczynił swoją Matkę, która jest także twoją Matką. – Za to, że stworzył słońce i księżyc, i tamto zwierzę, i tę roślinę. – Za to, że kogoś obdarzył wymową, a ciebie uczynił takim mrukiem... Dziękuj Mu za wszystko, bo wszystko jest dobre.
Św. Josemaría Escriva, Droga, nr 268
2 komentarze:
O, paniegnyszko, bardzo podoba mi się pański blog! :)
megaloman, megaloman :P
Prześlij komentarz