poniedziałek, 31 sierpnia 2009

[31 VIII 2009] Jak to Lech Wałęsa państwo europejskie budował...

dziennik.pl bije na alarm

zanim będzie o Wałęsie, zajmijmy się przedszkolakami! Otóż, niemiecki portal dziennik.pl bije na alarm:

Polska jest na szarym końcu Europy, jeśli chodzi o dostępność przedszkoli - alarmuje w najnowszym raporcie Europejska Sieć Informacji o Edukacji "Eurydice". Podczas gdy w większości państw UE do przedszkoli chodzi blisko 80 proc. dzieci, u nas mniej niż połowa.
Pangrzyzga wieść tej treści zauważył na jednym z niszowych portali dla młodych zdolnych z wielkich miast (Bingo, na onecie!). Nie wiem o co chodzi... No, bo jak to... w czym rzecz? Czy konkurencja polega na małpowaniu? Jeśli nie, to dlaczego mamy się martwić tym, że polskie dzieci mają szczęście wychowywać się w naturalnym środowisku rozwoju jakim jest rodzina i grupa rówieśnicza? W przeciwieństwie do swoich rówieśników z eurosojuza, które od małego poddawane są opresji socjalizacji i przemocy symbolicznej?
Ludzie, miglance gazetowi, co się z Wami u diabła dzieje? Zwoje się przegrzały? Koszarować noworodki chcecie? Ano, prawda, że chcą. Niestety. Wolą bowiem ludzi poddanych państwowej socjalizacji i przemocy symbolicznej... bo to jest przemoc, na którą wpływ wywierają sami. Z rodzicami jest ciężej...
Przy okazji proszę zauważyć, że najlepiej dzieciom żyło się za komuny, tudzień pewnego Adolfa, który o każde dziecko zadbał administracyjnie, jak należy.

Lech Wałęsa w natarciu
w miejscu, w którym przebywałem ostatnio był dostęp do ITI'owskiego WSI24! Nie tylko po raz pierwszy miałem okazję pooglądać żenujące wykształciuchowskie wygłupy G. Miecugowa w Szkle kontaktowym, ale i pooglądać trochę wiadomości, głębokich analiz i komentarzy. Traf chciał, że 28 sierpnia włączyłem telewizor koło 21:00 i miałem przyjemność słuchać trafnych komentarzy jednego z byłych prezydentów RP (nazwijmy go dla niepoznaki np. Bolkiem).
Otóż, ów Bolesław powiedział w pewnej chwili (w notatniku zapisałem, że o 21:00) - odpowiadając na pytanie o stosunek Polski do USA, którego by sobie życzył, że:

(...) teraz inna sytuacja w Europie, więc i stosunek do USA powinien być bardziej realistyczny. Budujemy nowe jedno państwo - Europę, i w związku z tym mamy swoje sprawy (...)
Pangrzyzga oniemiał, zapisał wiekopomne słowa wraz z godziną ich wypowiedzenia, później zaś usłyszał je powtórzone - znów bez żenady - z tych samych ust. Ileż to razy Korwin-Mikke albo inni etatowi wariaci, ze mną na czele muszą się nagadać, napisać, żeby przekonać ludzi, że Wspólnota Europejska wraz z unią walutową po trupach dąży do stworzenia su-per-pań-stwa! A tutaj Wałęsa mówi to otwartym tekstem bez zająknięcia! Czy to już ten moment, że z etapu zaprzeczania, przechodzimy do etapu "ależ to oczywiste i każdy o tym śnił od zawsze!"? Być może!
Nieprzychylni Legendzie Wszechświatowej Solidarności mówią, że korzeni obecnej postawy można doszukiwać się w pewnej ciekawej książce...


nawiasem mówiąc...
determinizmu w historii nie ma od czasów krytyki historycyzmu dokonanej przez Poppera, więc warto o tym przypomnieć i zdanie Wałęsy nieco zrelatywizować. Otóż, rodzimy Wałęsa opowiada się za koncepcją globalizacji, którą niejaki Robertson idąc za Toenniesem określa jako Gesselschaft 2, czyli superpaństwo (w odróżnieniu od Gesselschaft 1 - mozaiki współpracujących państwa i dwóch rodzajów Gesselschaft, czyli wspólnoty ludzi).
To jak, czym to tłumaczyć? Osobowość autorytarna?

mruczando
gdy była mowa o Kaczyńskich, Wałęsa dostawał piany i kilka razy powtarzał, że Amerykanie nas olewają, dlatego, że jako prawdziwi demokraci umieją się zachować w miejscach świętych, a nie jak Prezydent z Premierem urządzają jakieś "mruczanda na cmentarzach".
Powtórzył te swoje mruczanda kilka razy, a ja coraz bardziej zastanawiałem się, dlaczego kiedyś wierzyłem w to, że ten facet jest wielki... i pozbywałem się zdziwienia nad wielką falą dowcipów o Wałęsie na początku lat 9o.

myśl na dziś
Masz braki w życiu wewnętrznym: ponieważ nie obejmujesz swoją modlitwą spraw ludzi najbliższych i prozelityzm; ponieważ nie starasz się widzieć jasno, podejmować konkretnych postanowień i realizować je; ponieważ nie masz przed oczyma sensu nadprzyrodzonego studiów, pracy, swych rozmów, obcowania z innymi... Jak to jest z twoją pamięcią na obecność Boga, która ma być konsekwencją i wyrazem twojej modlitwy?
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 447



Kukiz jedzie po bandzie, a pangrzyzga wraca do blogowania!

Polecam przyjrzenie się ostatniemu wywiadowi Pawła Kukiza dla Rzepy:

Bardzo mocny jest ten pana jeszcze gorący, nieznany nikomu utwór "Sztajnbach". Wykorzystał pan w nim m.in. przemówienie Hitlera, pieśni nazistowskie, skrytykował szefową Związku Wypędzonych Erikę Steinbach i śpiewa o śmierci dziadków zamordowanych w czasie II wojny światowej.

Paweł Kukiz: Dziadek ze strony mamy, mieszkający w Warszawie, został ujęty podczas jednej z pierwszych niemieckich łapanek. Trafił do Auschwitz mniej więcej w tym samym czasie co ojciec Maksymilian Kolbe. Mieli podobne numery. Drugi dziadek, ze strony ojca, był komendantem posterunku policji w województwie tarnopolskim. Po 17 września ukrywał się. Został zadenuncjowany przez człowieku o imieniu Orgiel i trafił do więzienia, które Sowieci utworzyli na terenie klasztoru Sióstr Brygidek we Lwowie. Kiedy wycofywali się w panice, po tym gdy ich niemieccy sojusznicy złamali pakt Ribbetrop–Mołotow, część więźniów rozstrzelali na dziedzińcu. Ci, którzy zabarykadowali się w celach – ginęli od granatów. Do dziś nie wiadomo, gdzie spoczywa ciało dziadka. Mój ojciec, podówczas dziesięcioletni chłopiec, razem z siostrą i babcią, został wywieziony do Kazachstanu. Tam, gdzie kończyły się tory i trzeba było jeszcze jechać kilkaset kilometrów kibitkami.

Co pana skłoniło do napisania piosenki?

Kwestia wypędzeń podnoszona nieustannie przez Erikę Steinbach. Historia w jej wydaniu zaczyna wyglądać następująco: Niemców wypędzono, mój dziadek z Warszawy pojechał do sanatorium w Auschwitz, a mój ojciec na bardzo długie wakacje z takimi atrakcjami, jak bardzo gorące lato z temperaturą dochodzącą do 50 stopni. No, ale w 1947 roku wakacje się skończyły i musiał wracać do Polski, gdzie Niemcy "podarowali" mu domek z rabatkami i ogródkiem. Nawiasem mówiąc, za majątek, który stracił na Kresach, mógłby sobie kupić co najmniej kilka poniemieckich domków.

Ale Steinbach już od dawna mówi o tak zwanych wypędzonych.

Z zamiarem napisania "Sztajnbach" nosiłem się już od dawna. Ale kiedy pani Erika działała sama lub w imieniu Związku Wypędzonych, machnąłem ręką. Wydawało mi się, że uosabia polityczny folklor, tak jak kiedyś Hupka i Czaja. Myślałem, że może chce ubić mały polityczny interesik na sentymentach starszych Niemców, zrobić małą polityczną karierę. A może jest ofiarą dawnego wychowania i chce spłacić dług rodzinie uwikłanej w nazizm. Gdy jednak CDU, partia rządząca w Niemczech, chrześcijańska demokracja, jedna z najbardziej wpływowych sił politycznych w Unii Europejskiej, poparła żądania Steinbach, by potępić tak zwane wypędzenia Niemców, poczułem, że dalej tego tolerować nie mogę. Byłem też zniesmaczony nijakością reakcji mojej władzy, bo przecież głosowałem na partię Donalda Tuska i nadal uważam, że jest to najmniejsze zło w polskiej polityce. Postanowiłem jednak zadzwonić do jednego z przyjaciół, który jest ważną postacią w Platformie Obywatelskiej. Odpowiedział: "Co, boisz się, że czołgami do Polski wjadą?". To mnie jeszcze bardziej rozsierdziło. Powiedziałem, że w sytuacji, gdy kwestie prawne związane z własnością poniemiecką znajdującą się obecnie w posiadaniu Polaków są nieuporządkowane, czołgi nie są potrzebne. Wystarczy dobry prawnik. Pewnego dnia ktoś przyjdzie na Opolszczyźnie i powie, że dom wybudowany przez Polaków na jego ziemi jest również jego własnością.

Konwencja utworu przypomina Rammstein.

Zrobiłem to z pełną premedytacją. Chodziło mi o to, żeby był utrzymany w stylu niemieckiego rocka. Ponieważ w przygotowaniu płyty nie pomaga mi żadna wytwórnia, a korzystanie z materiałów archiwalnych jest niezwykle drogie, zwróciłem się z prośbą o pomoc do Powiernictwa Polskiego. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale teledysk ma pokazać genezę tak zwanych niemieckich wypędzeń. Dlatego chcę zacząć od obrazu uciekających Niemców, już pod koniec wojny. Potem, wbrew chronologii, doprowadzić widza – przez pokazywanie wcześniejszych wydarzeń wojennych – do słynnej sceny, kiedy Wehrmacht przełamuje szlaban na polskiej granicy. Od tego się przecież zaczęło. Pokażemy uśmiechniętych panów Hitlera i Stalina, zbratanych niemieckich i rosyjskich oficerów częstujących się papierosami po rozbiorze Polski. Teledysk nie może pozostawić wątpliwości, że Niemcy są sami sobie winni i niech skończą fałszować historię. Powiernictwo Polskie ma też stworzyć stronę internetową dotyczącą piosenki, również w wersjach niemieckiej i angielskiej, żeby prze-słanie utworu dotarło nie tylko do Polaków. Musi zaistnieć w świecie przez m.in. YouTube. Nie ma wyjścia. Dość gadania o polskich obozach.

Kiedy premiera piosenki?

Chciałbym, żeby odbyła się jak najszybciej. Przede wszystkim zamierzam ją opublikować w Internecie, bo wiadomo, że żadne radio ani telewizja jej nie nada.

Jestem odmiennego zdania.

Przedwczoraj rozmawiałem z tuzem jednej z komercyjnych rozgłośni, chodziło o zaproszenie mnie na jej fetę. Odpowiedziałem zupełnie szczerze, żeby pomyśleli raczej o poprawie programu, bo podróżując po Polsce, coraz częściej słucham w samochodzie Radia Maryja, Radia Józef czy rozgłośni lokalnych, bynajmniej nie ze względów ideologicznych. To, co nadają stacje komercyjne, jest nudne, nijakie, wyprane z treści. Dlatego nie liczę, by odważyły się na wyemitowanie "Sztajnbach" między reklamą proszku do prania a prognozą pogody. Tym bardziej że proszek może być niemiecki, a prognoza pogody sponsorowana przez Erste Deutsche Lampe lub inny duży niemiecki koncern.

Ale przecież to jest muzyczny news, idealny na 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej.

Właśnie dlatego skomponowałem tę pieśń. Kolejną szykuję na 17 września, zainspirowany przez internautę Dariusza Dubrowskiego, który uświadomił mi, że – tak jak w PRL – pamięta się o 1 września, a pomija znaczenie wkroczenia Sowietów do Polski. Napisałem piosenkę, której bohaterem jest pijany enkawudzista mordujący polskich oficerów.

Głosował pan na PO, tymczasem w kwestii stosunku do czasu wojny i tak zwanych wypędzeń prezentuje pan stanowisko zbliżone do PiS.

W PiS zniechęcała mnie histeria, darcie szat, pokazówki, z których się śmiano, i totalny brak skuteczności. Natomiast PO zareagowało zgodnie z dawną polską zasadą "jakoś to będzie". A co tam, najwyżej jednej babie odbiorą dom i parę hektarów. To co? A dla mnie to jest taki mały korytarzyk do Prus. W 1939 r. nie mógł powstać, a teraz ma szanse.

Nie obawia się pan, że koledzy z PO powiedzą, iż nagrał pan piosenkę dla Kaczyńskich?

Kiedy zaśpiewałem "ZCHN się zbliża", zostałem natychmiast wpisany na listę stronników SLD, a chodziło mi tylko o krytykę nieobyczajnych postaw niektórych księży i faryzeuszostwo części czołowych postaci ZChN. Mój problem polega na tym, że do końca nie mieszczę się ani w formule proponowanej przez PO, ani przez PiS. Tak jak wielu Polaków uważam, że liberalizm wymaga policjanta. Tamta koalicja nie wyszła. PO jest mniejszym złem. Ale wrażliwość polityczną i religijną mam chyba inną. Posłużmy się przykładem koncertu Madonny. Zostałem zaproszony przez jedną stację na rozmowę. Prawdopodobnie spodziewano się, że powiem coś o psychopatach i moherach, że tylko oni protestują przeciwko organizacji koncertu. Powiedziałem, że Madonna jest tak uznaną artystką, że nie potrzebuje negatywnej reklamy. Nie wiem, dlaczego krzyżowała się podczas poprzedniego tournée. Nie widziałem tego. Może to nie było wcale wymierzone w religię. Natomiast w dniu będącym świętem polskich żołnierzy, którzy ginęli w 1920 roku, ściskając na piersiach medaliki podarowane przez matki i żony, a tak właśnie było, show Madonny jest nie na miejscu. Dla mnie. Nikogo nie potępiam. Każdy ma swoje sumienie. To także kwestia wychowania. W mojej rodzinie 15 sierpnia jest symbolem zwycięstwa, dzięki któremu bolszewicy nie weszli do Niemiec. Gdyby się to stało, niewykluczone, że Madonna nie mogłaby sobie w Europie pośpiewać.

17 września

Kurica – nie ptica

Polsza – nie zagranica

Więc polej wódki, Grisza

Bo zaraz oddasz strzał

W tył głowy

Potem do dołu

Ciało na ciało się zrzuci

Sasza ugnieść je musi

A spychacz zepsuł się nam

Więc polej Grisza,

Tak z duszy

Dla Saszy, bo spychacz nie ruszy

Ile ich jeszcze zostało

A naszym chce się już spać

Raboty oczeń mnoga

Starszyna chodzi zły

Psuje się pogoda

A jeszcze tylu ich

Tylu ich jeszcze zostało

A spychacz zepsuł się nam

Tam w dole się jacyś ruszają

Wypijmy, Grisza, do dna

Kończy się podły kwiecień

Zaczyna zielony maj

A nam wciąż nowych dowożą

Nie dają wytchnienia nam

Eeee, Grisza co jest z tobą

Czyżby ci było ich żal?

Kurica – nie ptica

To tylko polski pan

Niech Wasia wapnem sypnie

Na ten ostatni stos

A wapno pamięć rozpuści

Sumienie prześpi się w nas

A potem, by nie bolało,

Posadzi się tu las

I prawda nie wyjdzie na jaw

A Stalin odznaczy nas

Tylu ich jeszcze zostało

A spychacz zepsuł się nam

Tam na dole się jacyś ruszają

Wypijmy, Grisza, do dna

Sztajnbach

Utwór rozpoczyna fragment archiwalnego nagrania przemówienia Adolfa Hitlera, w którym odwołuje się do Świętych Niemiec i zagrzewa rodaków do walki i podbojów

To tutaj jest mój dom

bo tamten mi zabrali Hitler i Stalin ręka w rękę szli

Ribbentrop Mołotow razem ustalali

Jak mordować ludzi, by w dostatku żyć

Jeden we Lwowie a drugi w Auschwitz

o dziadkach moich mówię kąpiesz się w ich krwi

Jesteś politykiem jak Adolf na fali,

Marzysz o tym by wołano ci

Jeden naród, chórek: Ein Volk

Jedna ojczyzna, chórek: Ein Heimat

Polacy won chórek: Polen raus

Chwała Sztajnbach chórek: Heil Sztajnbach

To tutaj jest mój dom

Z tamtego wypędzili twoich: dziady, ojciec, stryjek, wujek oraz jego brat

Wspólnie z kolegami z Armii Czerwonej

W Europie Krzyży sadzili las

Pomódl się Kobieto za tych swoich braci

Których siłą w Wehrmacht Adolf Hitler brał

Pomódl się na grobach tych co poginęli

Zostaję tutaj, ty zostań tam...

Utwór kończą fragmenty marszowych pieśni hitlerowskich obwieszczających, iż niedługo słuchać ich będzie cały świat



oraz obejrzenie piosenki pt. Sztajnbach:


przeczytanie wywiadu na Fronda.pl:

Fronda.pl: Pochodzi Pan z Opolszczyzny. Czy ludzie tam mieszkający myślą o Związku Wypędzonych podobnie jak Pan?

Ludzie w ogóle zazwyczaj nie myślą o tym problemie. Wiele ran się zabliźniło, ludzie żyją ze sobą w przyjaźni, nie ma już tak wyraźnego podziału na autochtonów i kresowiaków. Trudno zresztą mówić o tym, kto jest czystym Niemcem czy Polakiem. Jest spokojnie.

Czy ten „święty spokój” odnośnie „wypędzonych” jest niebezpieczny?

O całkowitym spokoju trudno mówić. Taki istniał, gdy Związek Wypędzonych kojarzył się z panami Hupką, Czają, folklorem, jakim była kiedyś np. Samoobrona. Jednak kiedy zaczęła ich w większym stopniu popierać wielka polityka, taka partia, jak np. CDU, to idzie to za daleko. Mój nowy utwór pt. „Sztajnbach” jest dla mnie uosobieniem mentalności roszczeniowej, resentymentu podszytego agresją. W Związku Wypędzonych są też ludzie starsi, często byli członkowie NSDAP, którzy pośrednio lub może nawet bezpośrednio brali udział w ludobójstwie. Jeśli to się jeszcze łączy z mówieniem w Anglii i Francji – państwach, które w 1939 roku wręcz nas Niemcom i ZSRR sprzedały – o polskich obozach koncentracyjnych, jeśli zaczyna się obarczać Polskę za wybuch II wojny światowej, z ofiary robić kata, to taki „święty spokój” należy zniszczyć. Choćby piosenką.

Ale Związek Wypędzonych nie jest tylko organizacją zajmującą się roszczeniami majątkowymi. Zajmuje się w dużej mierze także np. kulturą, podtrzymywaniem tradycyjnych zwyczajów.

Jeśli Związek Wypędzonych będzie chciał zorganizować pokaz tradycyjnych tańców bawarskich, to ponieważ mam sporą działkę i dom, chętnie udostępnię miejsce na taką imprezę. Lubię bawarskie tańce. Ale po pokazie – w autokar i do Niemiec.

Do tej pory popierał Pan Donalda Tuska i Platformę Obywatelską, tymczasem piosenkę promuje Pan wspólnie z Powiernictwem Polskim, bardzo blisko związanym z Prawem i Sprawiedliwością (przewodniczącą jest senator PiS, także w zarządzie zasiadają członkowie tej partii). Nie obawia się Pan zaszufladkowania jako działacza PiS?

A propos Pani Przewodniczącej - w jednych i drugich wyborach swój głos w wyborach senackich oddawałem na PiS. Co do Platformy – nadal ją popieram. Oczywiście nie we wszystkim się z nią zgadzam, choćby w sprawach dotyczących MON, czy polityki zagranicznej. A już kompletnie nie rozumiem braku reakcji na coraz dalej idące roszczenia Niemiec. O ile PiS reagował histerycznie w tych sprawach, o tyle PO uważa, że przede wszystkim powinniśmy się cieszyć z tego, że jesteśmy w Europie i z dobrych relacji z Niemcami. Absolutnie nie jątrzyć. Jestem liberałem choćby dlatego, że do wszystkiego w życiu, do każdego grosza, doszedłem sam. Bez pomocy Państwa i Rodziców.

Ponadto uważam, że na obecną chwilę nie ma w Polsce warunków ani możliwości, by stworzyć państwo socjalne. Ale liberalizm (PO) potrzebuje policjanta (PiS), bo inaczej życie gospodarcze może się zeSeLDyzować. Wcześniej czy później pojawia się korupcja i wyzysk nie mówiąc o zaniku Wartości. Niektórzy moi znajomi z Forum Frondy często odsądzają mnie od czci i wiary za to, że głosowałem za PO i nie rozumieją, jak można popierać daną partię, jednocześnie nie zgadzając się z nią w wielu sprawach. Bez obrazy, ale dla mnie takie podejście to swoisty bolszewizm, twierdzenie, że kto nie z nami, ten przeciw nam. Największą sztuką jest kompromis, ale nie taki, który wynika z konformizmu, lecz z racjonalizmu i służy wspólnemu dobru, a nie grupie „zwycięzców”. Są ponadto pewne sprawy „Święte”, wspólne i dlatego bardzo podoba mi się pomysł, na który wpadł Tomek Fabiszewski – przecież związany z PiS – umieszczenia na stronie poświęconej naszej akcji informacji, że akcję prowadzimy ponad wszelkimi podziałami.

Czy Pana koledzy po fachu, środowisko artystyczne, poprze Pana, czy potępi?

Nie mam pojęcia. Mam żonę, trójkę dzieci, kilku kolegów, z którymi się spotykam – nie bywam na rautach i nie wiem, co mówi „środowisko”. Jeśli komuś moja piosenka się nie spodoba, ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie. Jeśli poprze naszą akcję (bo ja tutaj ważny nie jestem) to świetnie. Nie zależy mi na sympatii jakiegoś szerokiego środowiska. Proszę sobie wyobrazić, że na jakimś portalu nazwano mnie nawiedzonym moherem ponieważ nie ukrywałem tego, iż nie podobało mi się to, że Madonna wystąpiła w Polsce 15 sierpnia. Nie mam nic do Madonny i jej muzyki, mój sprzeciw nie wynika z manifestacji religijnej (chociaż nie mam też pojęcia, dlaczego krzyżowała się podczas poprzedniej trasy koncertowej). Jednak jest to rocznica wielkiego polskiego zwycięstwa nad bolszewikami, dzień, w którym polscy żołnierze ginęli za wolność ściskając w ręku medaliki z Matką Bożą, podarowane im przez ich żony i matki. Poszedłbym na koncert 14 albo 16 sierpnia, ale nie 15.

Oprócz „Sztajnbach” także piosenka „17 września” dotyczy trudnego momentu w Polskiej historii. We wtorek podczas obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte pojawi się premier Putin, któremu przeprosiny za to co się stało w 1939 roku nie potrafią przejść przez gardło. Jak zachowają się Pana zdaniem uczestnicy uroczystości na Westerplatte?

Moja wyobraźnia tak daleko nie sięga. Dobrze jest, że premier Rosji przyjeżdża do Polski, ale dobrze by było, by jednak o tej dacie również napomknął i za agresję Armii Czerwonej przeprosił. Ale prawdopodobnie będzie to raczej mdła wymiana uprzejmości.


oraz oznajmiam, że pewnie dziś w nocy, bądź jutro rano pojawi się pierwszy powakacyjny wpis na gnyszkoblogu! Dużo tematów do omówienia, oj dużo!

myśl na dziś
Przekonanie o twojej niegodziwości — znajomość samego — siebie dopomoże ci reagować w duchu nadprzyrodzonym na upokorzenia, pogardę, oszczerstwa i coraz bardziej będzie się zakorzeniać w twojej duszy radość i pokój. — Po powiedzeniu Fiat — Panie, jak Ty chcesz — winieneś rozumować w takich przypadkach następująco: "Tylko tyle o mnie powiedział? Widać, że mnie nie zna; w przeciwnym razie nie poprzestałby na tym". — Skoro jesteś przekonany, że zasługujesz na gorsze potraktowanie, poczujesz wdzięczność dla tej osoby i będziesz cieszyć się z tego, co innym sprawiłoby ból.
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 268



wtorek, 25 sierpnia 2009

Wakacyjne promocje książkowe - skąd ta plaga?

No i nie ma końca ogłoszeniom!

Po pierwsze - księgarnia Tolle et lege zaprasza do wyprzedaży, którą właśnie rozpoczęła! Ponad 80 szt. książek za jedną czwartą wartości! Mamy więc dużo do wyboru, poza książkami które Gnyszkoczytelnika raczej nie poruszą (sporo dla dzieci), jest parę perełek, w tym kilka, które polecałem w poście o Biblioteczce Konserwatysty. A zatem z książek przecenionych polecam:
- Przepowiednia Bogatego Ojca Kiyosakiego,
- Carskie sieroty Volkoffa,
- Oprawców z Katynia,
- Świadka XX wieku o Besanconie,
- Krzyżowca XX wieku o Plinio Correa de Oliveirze (HIT!),
- Ducha rodzinnego w domu, społeczeństwie i państwie ks. Delassusa (HIT!),
- W obronie wyższych praw o homoseksualizmie.

Poza tym sporo książek ks. Pawlukiewicza - szczególnie polecanych dorastającej młodzieży.

Pan Paweł Królak, szef księgarni radzi się spieszyć, bo w zeszłym roku zasoby wyprzedaży szybko się skończyły...

Lista książek przecenionych dostępna tutaj oraz po kliknięciu w banner:



Po drugie -
w Gnyszkokiosku ma miejsce promocja audiobooków Terryego Pratchett'a. Choć ja tego autora nie lubię - być może wśród Czytelników znajdzie się jakiś fan... Oba audiobooki można kupić z 27% rabatem! Have fun!

Po trzecie - z Łeby pozdrawia Pangrzyzga!

a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/08/25-viii-2008-poniedziaek.html

myśl na dziś
Jak pragnie Nauczyciel, winieneś być solą i światłem, będąc w pełni zaangażowanym w tym świecie, w którym przyszło nam żyć i we wszelkiej działalności ludzkiej. – Światłem, które oświeca umysły i serca. Solą, która dodaje smaku i chroni przed zepsuciem. Dlatego, jeśli zabraknie ci gorliwości apostolskiej, staniesz się nijaki, bezużyteczny, zawiedziesz innych, a życie twoje stanie się absurdem.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 22



poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Dobra akcja: Polska ma być suwerenna!

W Łebie niezłe upały, więc króciutko tylko polecę oraz zalecę wzięcie udziału w akcji prowadzonej przez najlepszy z portali - Fronda.pl. Chodzi o akcję Polska ma być suwerenna! Akcja polega na podpisaniu listu do parlamentarzystów, który sporządził słynny mec. Hambura. List brzmi następująco:

List wzywający polskich polityków do ochrony suwerenności Polski w UE

Wzywamy, jako obywatele Rzeczypospolitej Polskiej, wszystkich posłów i senatorów Rzeczypospolitej Polskiej do niezwłocznego podjęcia swych konstytucyjnych obowiązków ochrony suwerenności i interesów państwa polskiego oraz przestrzegania Konstytucji.

Wzywamy do podjęcia działań analogicznych do tych, do których podjęcia wezwał niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny niemiecki parlament w swoim wyroku z dnia 30 czerwca 2009 r. Badając zgodność Traktatu Lizbońskiego z niemiecką konstytucją, FTK orzekł bowiem, że aby traktat mógł wejść w życie, konieczne będzie ustawowe wzmocnienie roli niemieckiego parlamentu w procesach decyzyjnych w Unii Europejskiej.

Oczekujemy i żądamy podobnego jak w Niemczech ustawowego zabezpieczenia roli Sejmu i Senatu – reprezentacji narodu, czyli suwerena - w procesach decyzyjnych w stosunkach Polski z Unią Europejską. Wszyscy mamy bowiem konstytucyjne pośrednie i bezpośrednie – również w drodze referendum – prawo decydowania o losach Rzeczypospolitej Polskiej i zakresie jej suwerenności.


Dalsze informacje znajdują się tutaj.

myśl na dziś
Dziecko Boże nie boi się ani życia ani śmierci, gdyż fundamentem jego życia duchowego jest poczucie synostwa Bożego: Bóg jest moim Ojcem – myśli – i jest Twórcą wszelkiego dobra, jest samą Dobrocią. – Lecz czy ty i ja postępujemy naprawdę jak dzieci Boże?
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 987



środa, 19 sierpnia 2009

W ostatnim "Najwyższym Czasie!" - ciekawostka...!

halo halo - tu Łeba!

udało mi się dorwać internet u znajomego na komputerze, więc króciutko piszę! Niestety mój laptop ma problemy z anteną i nie mam własnego dostępu!

zapraszamy do lektury!
W zeszłą środę ukazał się nowy numer Najwyższego Czasu!, w którym wielka ciekawostka! Tak się bowiem składa, że na stronach XIV-XV udzielam w tym numerze wywiadu! Bardzo, ale to bardzo polecam wszystkim ciekawym - numer do kupienia w kioskach do przyszłego wtorku włącznie! Jeśli nie ma w kisoku osiedlowym, na pewno będzie w saloniku Kolportera, Ruchu, albo po prostu w EMPIKu.

myśl na dziś
Duch pokuty nie polega na tym, by jednego dnia czynić wielkie umartwienia drugiego dnia zaniechać ich. – Duch pokuty oznacza przezwyciężanie siebie każdego dnia, ofiarowanie Bogu rzeczy wielkich i małych – z miłością i bez afiszowania się.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 784




sobota, 15 sierpnia 2009

Naje*ało prądu w kitę!

Tym pięknym cytatem z kapitana Bednarza pragnę zakomunikować, że wróciłem właśnie z Wakacyjnego Punktu Stacjonowania A, a przede mną podróż w niedzielę do Wakacyjnego Punktu Stacjonowania B! Poniżej inspirujący film...





czwartek, 6 sierpnia 2009

[6 VIII 2009] co powinna robić Prawica, czyli śmierć gównozjadztwu!

Kontynuujemy podjętą swego czasu myśl na temat sposobów finansowania lewicy – tym razem przechodząc do pytania o to co w takim razie powinna zrobić strona przeciwna. Przypomnijmy, że dobre działanie (a więc i skuteczne) wg św. Tomasza z Akwinu za podstawę ma obserwację rzeczywistości, objaśnienie jej oraz podjęcie działania. Rzeczywistość już opisaliśmy, częściowo opisaliśmy. Nadszedł czas na dokończenie opisu... i przejście do opisu.

co rozumiemy przez prawicę?
Najpierw uściślijmy podział prawica-lewica. Jak wiadomo, za przedstawiciela prawicy podaje się nieraz ludzi, których inni widzą raczej po lewej stronie i na odwrót. Moim zdaniem – i z mojej perspektywy – prawica, to po prostu siły Kontrrewolucji oraz pół-kontrrewolucyjne wg definicji Plinio Correa de Oliveiry z „Rewolucji i Kontrrewolucji”. Jednym słowem decydujący sam w sobie nie jest ani stosunek do kwestii gospodarczych, ani obyczajowych... tylko do christianitas, cywilizacji chrześcijańskiej ukształtowanej z inspiracji Kościoła Katolickiego. Siły dążące do odbudowania mocno podupadłej christianitas nazywamy kontrrewolucyjnymi, a te, które na wielu odcinkach są z nimi zgodne, w mniej ważnych nie w pełni, nazywamy pół-kontrrewolucyjnymi. Te uważam za prawicę. I nie obchodzą mnie żadne inne – jedynie te uważam za godne uwagi, choć nie oznacza to, że i inne nie mogą skorzystać na poniższych uwagach.

jak działa lewica – co z tego?
Opisaliśmy niedawno jak działa lewica (czyli siły Rewolucji) pod względem finansowania. Z opisu tej sytuacji należy wyciągnąć wnioski dla strony przeciwnej, ale zanim je wyciągniemy, opiszmy krajobraz Kontrrewolucji, lub też podmiotów, które deklarują, że po jej stronie walczą.

kłody u prawej nogi
Prof. Marek Jan Chodakiewicz sytuację na prawicy (choć pewnie różnimy się w definicji) określił swego czasu w felietonie w Najwyższym Czasie! jako gównozjadztwo. Chodziło tu przede wszystkim o finanse – i nie uważam, by to kreślenie było dalekie od rzeczywistości! Sytuacja finansowa większości instytucji, które określilibyśmy jako prawicowe jest słaba, bądź katastrofalna. Często są również źle zarządzane i opierają się na wolontariacie, czyt. frajeracie, opisywanym już swego czasu przeze mnie. To powoduje często powstanie klientelizmu, które opisałem w tyradzie przeciwko niemu, czy fałszywej nieskończonej pogoni za profesjonalizmem, która pęta wszelkie działania. Wszystko to opisuję już od pewnego czasu – odkąd sam zaangażowałem się w pełni, aktywnie oraz instytucjonalnie po tej stronie. Pora prócz wspomnianych wyżej zjawisk wyróżnić jeszcze kilka innych grzechów, które mnożą się w instytucjach prawicowych. Są to:

- zakotwiczenie – opisywałem je już kilka razy – w tekście ogólnie o zakotwiczeniu, oraz o przejawach zakotwiczenia w poszczególnych dziedzinach. Na prawicy polega na przywiązaniu do status quo... większość ludzi prawicy nie wierzy w to, że sytuacja może być inna! Że mogą nadawać ton życiu publicznemu, szefować potężnym instytucjom, wydawać książki w nakładach idących w setki tysiące, mieć popularne media w rękach – owszem, o tym się mówi, że mamy rację tu i tu, słuszność, Bóg i historia są po naszej stronie, że mamy wizję przyszłości... tylko, że nikt przytomny nie powie, że tak będzie za kilka lat. Nikt nie wyobraża sobie, żeby tak mogło się stać już niedługo, w wyniku jego konkretnych działań. Przypomina mi się opowieść usłyszana od logopedy. Opowiadał o pewnej konferencji PZJ, na której prelegent zapytał licznie zgromadzonych, kto z nich chciałby przestać się jąkać w ciągu godziny. Z kilkuset osób tylko kilka podniosło ręce! Ludzie, którzy na terapię jąkania poświęcają kilka godzin tygodniowo... de facto nie wierzą w jej powodzenia. Podobnie i ludzie prawicy – swój sukces widzą... w niezdefiniowanej przyszłości. W ten sposób zamiast pracować skutecznie dla zwycięstwa, realizować cel po celu – bawią się w krzątaninę, lataninę z pustymi taczkami.

- błędy atrybucji – pisałem na blogu także i o błędach atrybucji. Widocznym problemem na prawicy jest jej rozdrobnienie. Celowo używam określenia „rozdrobnienie”, a nie „dywersyfikacja” - tutaj mamy bowiem do czynienia z dyspersją, która niczemu nie służy. Instytucje są izolowane, współpraca obejmuje zazwyczaj jedynie kilka sąsiednich instytucji, członkowie zaś mają skłonność do budowania bardzo zawężonych tożsamości, w opozycji do innych. Przedstawiciele instytucji X uważają, że ci z Y są tak naprawdę farbowanymi lisami, albo nieprawdziwymi reprezentantami idei abc, a ich lider spojrzał kiedyś krzywym okiem na naszego, więc nie może być mowy o współpracy, etc.

- indywidualizm i napoleonizm - opisana powyżej skłonność do popełniania błędów atrybucji wobec potencjalnych sojuszników prowadzi do wyobcowania (co w skali makro opisał też Putnam jako erozję kapitału społecznego w wyniku kontaktu społeczności z obcymi – podobnie jak w owych instytucjach bardzo często „obcości” szuka się na siłę), oraz indywidualizmu. W długim terminie każdy zaczyna mieć skłonność do działania na własną rękę (z różnych względów – od kiepskiego uposażenia, po animozje), co skutkuje napoleonizmem i pączkowaniem coraz to nowych przedsięwzięć kanapowych, w których każdy jest szefem działu, ale nie ma działaczy. Ilustruje to pewna opowieść o dwóch działaczach narodowych, którzy jechali pociągiem na któryś ze zjazdów nieboszczki LPR do Częstochowy. Podczas podróży wpadli jednak na pomysł utworzenia własnej partii, która lepiej realizowałaby postulaty im bliskie. Wymyślili nazwę, godło, zaczęli pisać szkic statutu... ale doszło do podziału stanowisk... obaj panowie tak się na siebie rozeźlili, że na najbliższej stacji wysiedli – nie tworząc ani partii, ani nie dojeżdżając na zjazd.

Napoleonizm czasem występuje jako klientelizm, o czym pisaliśmy wcześniej. Bez względu na odmianę, skutkiem tego są instytucje skupione wokół wodza, któremu się kadzi bez względu na to, czy odnosi sukcesy, czy nie... a ostatecznie kadzi mu się nieszczerze, bo czuje się nie miłość, lecz żądzę zastąpienia go i zostania samemu wodzem, Napoleonem.

- cierpiętnictwo – ciężko nie odnieść wrażenia, obserwując poczynania niektórych działaczy, że jedynym celem, bądź celem głównym jest przekonanie świata o swojej wyjątkowości. Przybiera to różne formy i jest pochodną indywidualizmu. Jako napoleonizm przybiera postać wyjątkowości poprzez geniusz, jako cierpiętnictwo zaś – wyjątkowość poprzez cierpienie. Nasz cierpiętnik cierpi zatem za miliony, ma skierowane przeciwko sobie wszelkie moce zła, walczy jako ostatni Mohikanin, jedyny sprawiedliwy. Paradoksalnie zatem cierpiętnikowi nie zależy na zmianie status quo – on pragnie cierpieć, dowodzić prześladowań swojej osoby, a wszelkie działania ofensywne najlepiej, gdy kończą się spektakularną porażką (inaczej skończyć się nie mogą, bo cierpiętnik zazwyczaj nie potrafi nic więcej, niż spektakularnie cierpieć – porządna organizacja nie wydarzeń, bądź instytucji jest poza jego zasięgiem). Cierpiętnik jest największym – choć pewnie nieświadomym – zwolennikiem istnienia i powodzenia bytów, z którymi walczy. Jeśli walczy z mediami w rodzaju AGORY, jak to już opisaliśmy – najbardziej zależy mu na dobrobycie tej instytucji.

agenci – są?
Wiele niepowodzeń po tej stronie mocy zwykło się wyjaśniać działaniem agentury – czy to państwowej, czy po prostu rewolucyjnej. Niestety, jest ona bardzo prawdopodobna, a sam miałem najprawdopodobniej okazję spotkać się z agentem którejś z agencji rządowych. Jest rzeczą oczywistą, że posiadanie agenta w środowisku, które dąży do zaburzenia status quo jest dla rządu kwestią wielkiej wagi, a i dla środowiska przeciwnego również. Wprowadzenie, czy pozyskanie agenta trudne najczęściej nie jest, bo ludzie są łatwowierni, a i samo bycie źródłem ważnych informacji do końca uświadomione być nie musi. Nie należy jednak popadać w przesadę – obecność agentów niszczy zaufanie wśród działaczy, co z kolei przekłada się na ograniczenie skali działań i spadek ich jakości. Jak tu bowiem podejmować wielkie przedsięwzięcia, gdy tak naprawdę jedyną osobą, której możemy zaufać, jest nasza osoba? W tym znaczeniu, by zneutralizować grupę wystarczy rozpuścić plotkę o jej infiltracji.

parasole once more
Teraz przejdźmy do strony pozytywnej – co by tu robić. Cmentarz inicjatyw prawicowych – najprawdopodobniej ze względów, o których było powyżej – jest bardzo liczny. Wśród nieboszczyków wielką grupę pełnią zaś media prawicowe.
Moim zdaniem należy powtórzyć strategię, którą wdraża lewica – stworzyć jak najwięcej instytucji. Tutaj uwaga – nie jest prawdą, że po naszej stronie istnieje pustka. Wręcz przeciwnie! Kapitał społeczny w Polsce wytwarza głównie Kościół i ludzie z Nim związani, jednak zasięg tematyczny jest ograniczony do kwestii związanych z formacją i dobroczynnością. Moim zdaniem należy wrócić do wzorców przedwojennych, czyli wywodzących się de facto z jeszcze wcześniejszych wieków, kiedy to inspiracja katolicka towarzyszyła całemu mnóstwu stowarzyszeń świeckich – od kół łowieckich, przez grupy paramilitarne, handlowe, producenckie, twórcze, etc. Tak – miejmy własne pozarządowe i pozakościelne (w sensie hierarchicznym) instytucje, które zajmą się dosłownie wszystkim (podobnie jak to ma miejsce na lewicy). Nie tylko rodziną, dobroczynnością i formacją duchową, bądź intelektualną – miejmy związki sportowe, stowarzyszenia akademickie, naukowe, organizacje zajmujące się ochroną środowiska, przedsiębiorczością, unie handlowe, instytuty, wydawnictwa, knajpy, teatry, stowarzyszenia biorące udział w dialogu społecznym! Są one potrzebne nie tylko do wpływania na to o czym się mówi i w jaki sposób się mówi na dużą skalę, ale i z jeszcze jednego powodu... są one generatorami prestiżu!

generatory prestiżu
Wróćmy jeszcze do opisywanej sytuacji na lewicy. Sieć instytucji ma nie pozytywny wymiar ekonomiczny, ale i generuje prestiż – organizacje te (jako byty pozarządowe) postrzegane są jako niezależne i eksperckie. Powołując się na siebie nawzajem, zlecając sobie ekspertyzy, wykonanie poszczególnych zadań – tylko umacniają swój autorytet. Pozycję dodatkowo buduje realizowanie celów zlecanych przez państwo – wciąż postrzegany jako bezstronny i fachowy. Dlaczego prestiż jest ważny? Dlatego, że działa pozytywnie na motywację, lojalność, skuteczność oraz zwykłe dobre samopoczucie działacza. Uważam, że na prawicy podstawowym problemem, z którym się borykamy jest właśnie brak generatorów prestiżu. Kurie biskupie mają ograniczone działanie pod tym względem, poza nimi tylko niewiele instytucji zyskało jakiś prestiż, a i nikt nie gra na prestiż sprzymierzeńców, chcąc dla siebie zagarnąć jego całość ze względów, które opisałem wyżej. W efekcie – po naszej stronie ciężko o prestiż, ludzie działają najczęściej w oparciu o wysokie motywacje, które w zderzeniu z szarą rzeczywistością kończą się frustracją po dwóch, trzech latach działania i zawieszeniem działalności. Polski działacz pro-life nie jest eleganckim, skutecznym lobbystą, który samym swoim prestiżem oddziałuje na rozmówcę. Polski działacz pro-life to najczęściej spocony gość, który działa za „Bóg zapłać”, ma do wykarmienia rodzinę i nie ma pojęcia o skutecznym działaniu. Ludzie na dłuższą metę nie lgną do naszej strony i często musimy obserwować spektakularne przejścia na ciemną stronę mocy – najczęściej właśnie w wyniku zachłyśnięcia się prestiżem! Idę o zakład, że gdyby po prawej stronie można było uzyskać poważne laury artystyczne, prestiż i pieniądze, Jan Klata nie odszedłby do środowiska „Krytyki Politycznej”. Gdyby po naszej stronie generował się prestiż, obecny naczelny „Rzeczpospolitej” nie wspominałby ze wstydem swojej twórczości we FRONDZIE, co wg poważnych źródeł ma miejsce. Najwyższy czas rozpocząć wielokierunkową współpracę, porzucić środowiskową izolację, profesjonalizować się i zadbać o finanse, porzucając kolesiostwo, które chętnie podczepiłoby się do jakiejkolwiek gotówki. Nasza praca, praca tylu ludzi, musi być wreszcie pracą idealną.

dwa cele
By tak było, należy podejść poważnie do realizacji dwóch celów. Po pierwsze budować dwa rodzaje struktur, które się uzupełniają – strukturę non-profit oraz biznesową. Po drugie zaś – formować rynek, w przypadku organizacji non-profit rynkiem są wszelkie finansowania i formowanie rynku oznacza budzenie i umacnianie skłonności do dobroczynności, skłonności do zaangażowania własnego portfela w działania! W sytuacji, w której coraz więcej celów biorą na siebie i je realizują Wspólnota Europejska i rząd – ludzie skłonni są uznać, że sytuacja nie wymaga ich zaangażowania ani w formie czasu, ani pieniędzy. To, co było podstawą społeczeństwa przez wieki, obumiera w dzisiejszych dniach coraz szybciej. Ale wspieranie tego typu postaw jest konieczne także z innego względu. Nie chodzi bowiem jedynie o to, że dobrze jest się dzielić z innymi, a samo to generuje kapitał społeczny, zaufanie, nowe relacje i podnosi jakość życia. Chodzi także o to, że nie zapowiada się, by na długą metę rząd polski, albo europejski były skłonne finansować działania prawicowe (w odróżnieniu od lewicowych, co oczywiste). Jeśli prywatna dobroczynność obumrze zupełnie – można przestać myśleć o czymkolwiek. Na tym polu widzę też swoją osobistą misję, którą zacząłem już realizować.

myśl na dziś
Niebo. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotwał Bóg tym, którzy Go miłują”. Czyż te rewelacje apostoła nie dodają ci zapału do walki?
św. Josemaria Escriva, Droga, nr 751



wtorek, 4 sierpnia 2009

[4 VIII 2009] dlaczego prawicowcy kochają Agorę?

po co nam AGORA?
Nie jest tajemnicą, że AGORA SA to jeden z głównych graczy polskiego rynku medialnego. Nie jest również tajemnicą, że sytuacja rynkowa niekiedy ulega gwałtownej zmianie. Proponuję przypomnieć sobie spektakularne bankructwa takich gigantów, jak Enron czy Lehman Brothers z ostatniej i przedostatniej wielkiej bessy! Wydawało się, że są niezatapialni, a ich pozycja rynkowa spetryfikowała układ sił na lata. Przypomnę jeszcze, że AGORA to firma z 20-letnią tradycją, podczas gdy Lehman Bros. ponad pięciokrotnie dłuższą.
Dlaczego o tym piszę? Już wyjaśniam. Wielu ludziom istnienie koncernu wydającego Gazetę Aborczą spędza sen z oczu – czemu nie należy się dziwić, bo istotnie ma on dużą siłę rażenia i wielką moc manipulacyjną, dezinformacyjną i siłę polityczną (ostatni spektakularny przykład, to sprawa tzw. Agaty). Jednak dziwi mnie to, że wielu wyznawców Boga Jedynego i wszechmocnego tak bardzo martwi się istnieniem demiurga Michnika.

kochamy AGORĘ!
Obawiam się, że to przerażenie, Michnikofobia posunięta do granic zdrowia psychicznego, święte oburzenie... tak naprawdę wielu z nich (ludzi, których opisuję) są bardzo potrzebne! Dzięki swoim enfant terrible mogą spokojnie oddawać się cierpiętnictwu – organizować akcje, które w wyniku sabotażu AGORY odniosą spektakularne klęski, pisać apele, które Aborcza przemilczy, pikietować siedzibę, na co nikt nie zareaguje... mogą cierpieć za miliony, a swoje dobre samopoczucie czerpać z potęgi wroga. Bo kto ma potężnego wroga, nie jest byle kim...

wygoda
Zastanawiam się, czy to nie jest również kwestia wygody – ze względu na zakotwiczenie, ludzie owi nie są w stanie sformułować żadnego konkretnego (przez „konkretny” rozumiem tu niemal biznesplan, szczegółowy plan działania, porządną analizę nadziei i zagrożeń) planu alternatywnego, skupiając się jedynie na (słusznej) krytyce środowiska AGORY. Jeśli by jednak moloch upadł (co nieprawdopodobne nie jest)... w oczach ich zagości przerażenie – co tu robić?! Załamało się status quo, z którym się zżyliśmy... koniec świata.

Ostatecznie...
rola wielu środowisk sprowadza się do wydawania i sprzedawania książek oraz biadolenia. Dziękuję, nie wsiadam. Od roku – z sukcesami – buduję z wieloma innymi ludźmi alternatywę.

myśl na dziś
Daleko — tam, na horyzoncie — wydaje się, że niebo łączy się z ziemią. Nie zapominaj, że miejsce, gdzie rzeczywiście łączy się niebo z ziemią, jest w twoim sercu dziecka Bożego.
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 309



ciekawostki:

Pierwsze w Polsce profesjonalne szkolenie giełdowe!
Aktualny PageRank strony maciejgnyszka.blogspot.com dostarcza: Google-Pagerank.pl - Pozycjonowanie + SEO