co się stao?
dziś niedziela, na dodatek 30. niedziela zwykła w roku liturgicznym. Pangniszka wstał dziś rano, odmówił poranne modły (ostatnio pogłębiam przyjaźń ze św. Archaniołem Michałem), poczynił poranny rozruch, dokonał ablucji członków, które wczoraj nie miały sił i chęci na kąpiele i zabrał się za spożycie śniadania!
Fiuuu - wypadł z procy do metra, lecz niestety nie zdążył na U3 o 8:40 (przybiegłem, gdy odjeżdżał, kolejny za 20 minut), co zdecydowało o 13-minutowym spóźnieniu na Mszę Świętą do Damensstiftungskirche. Przyszło mi więc przygotowywać się do Mszy na stacji... Jak zwykle z ulubioną książeczką Rozmowy z Jezusem przed i po Mszy Świętej (polecam, mogę dać namiar).
Jestem już na Marienplatz, pędzę do kościoła i po drodze odbywam dziwny dialog z nie mniej dziwną damą z parasolem. Idę do Frauenkirche na Mszę, nie wie Pan gdzie to jest? - rzecze do mnie. Ja na to - O! Ja też tam idę! To w tamtą stronę. Ach, nie! Nie idę, idę do Damensstiftungskirche, ale Frauenkirche w tamtą! No, to do widzenia!
Nie wiem jak inni, ale ja mam na koncie mnóstwo wręcz dadaistycznych rozmów z ludźmi, w których coś albo mi się przekręciło, albo riposta przyszła dwie godziny za późno. Może jeszcze kiedyś o tym opowiem - gdy nie będę miał o czym pisać...
Kościół pełny, właśnie lektor śpiewa modlitwę przed Ewangelią, pięknie, donośnie śpiewa gregoriańskie neumy... ksiądz ubrany jak do celebry z prawdziwego zdarzenia - ornat, manipularz, humerał... wszystko na swoim miejscu, sprzęty liturgiczne piękne, w tle bogaty, barokowy ołtarz. Pangrzyzga wyjął swój wydrukowany wczoraj mszalik i włączył się w modlitwę. No, cóż - można powiedzieć jedno - liturgię mamy piękną, pełną znaków, które gdy się zna, uczestniczy się we Mszy rzeczywiście jak w Golgocie Pana Jezusa... Szkoda, że wielu straciło to z oczu. Ale na ten temat będę jeszcze tu pisał. W następną niedzielę, razem z Oleńką będziemy na Mszy Wszechczasów w Damensstiftungskirche, nie we Frauenkirche!
o. Pio
ostatnim czasem - co zauważył też Maciek Matejewski w jednym z komentarzy - portale donosiły o książce włoskiego autora nt. św. o. Pio. Czytam, że papież miał o. Pio za oszusta, że istniało podejrzenie, że o. Pio polewał sobie rany kwasem, etc. Cóż, tego typu doniesienia, na pewno prawdziwe (tzn. prawdziwe to, że Jan XXIII tak uważał) można skwitować jednym krótkim zdaniem - I co z tego?
Nie wiem, co wynika z tego, że Papież Jan XXIII miał wątpliwości co do autentyczności stygmatów o.Pio, co do nadprzyrodzoności jego wizji, itd. Po pierwsze, co do każdego świętego ktoś miał zastrzeżenia - św. Faustynę współsiostry uważały za nadwrażliwą wariatkę, św. Jan od Krzyża dostał bęcki od współbraci i siedział w komórce, bo się na niego wkurzyli oskarżając o wynoszenie się nad innych, lenistwo i udawanie wizji, jeden traktacik św. Tomasza z Akwinu został czasowo zakazany do czytania, św. Mała Tereska nie dostała od Papieża Leona XIII zgody na wstąpienie do Karmelu ze względu na niedojrzałość, etc. Co to ma do rzeczy i co udowadnia? Nie mam najmniejszego pomysłu, przecież to jest do diaska oczywiste! To tak, jakby napisać książkę - skandalizujący bestseller pod tytułem - Ojciec Pio też robił kupę! Yyyyyyyyyy! Nie-moż-li-we! Watykan to przed nami ukrywał...!
Oczywiście ludzie którzy wywołują takie sensacyjki bazują na tym, że katolicyzm jest tak naprawdę bardzo egzotyczną religią i np. przez przytoczenie różnych przypadków z życia świętych, czy historii kościoła można udowodnić, że dajmy na to Papież, albo Sobór nie jest nieomylny. Czort z tym, że nijak ma się to do dogmatycznej definicji nieomylności, tj. do tego co Kościół ma na myśli, roszcząc sobie prawo do nieomylności w kwestiach wiary i moralności, etc. Ciemny lud to kupi, byle tylko mu wmówić, że posiadł tajemną, sensacyjną wiedzę...!
Hiszpania, Chile, Warszawa/Monachium
podobnie z wieloma innymi zagadnieniami, o czym pewnie jeszcze ze sto razy tu napiszę. Na przykład Hiszpania i Chile. Gen. Franco i Pinochet. Dziś będzie o Franco, bo też dziś zostali wyniesieni na ołtarze męczennicy hiszpańskiej wojny domowej, a by być bliżej prawdy historycznej - hiszpańskiej wojny z komunizmem. Przedstawmy sobie taką sytuację - mamy w Polsce rząd, rzecz dzieje się na poczatku XX wieku - cała Europa huczy od fascynacji komunizmem, rewolucją (od 1917 roku Rosja wiedzie w tym prym - wysyłając na cały świat swoich szpiegów, żeby organizowali miejscowe ogniska rewolucji), świat staje w obliczu komunistycznej supremacji. Nagle, w naszym kraju wybucha komunistyczne powstanie (komuniści z Sowietów wyrzynają socjaldemokratyczną opozycję wewnątrz partii, potem biorą się za posłów i ministrów), wspierane przez najemników-komunistów z całego świata (do Hiszpanii kopsnęli się m.in. polscy Dąbrowszczacy), owi czerwoni panowie palą nasze kościoły, gwałcą nasze żony, wieszają nas w imię rewolucji, zamykają i profanują kaplice, klasztory, gwałcą i mordują siostry zakonne, mordują księży i zakonników, nie lepiej traktują ludność cywilną stojącą po stronie prawowitego rządu. Cały świat się dzieli - jedni popierają komunizm, zjeżdżają się nam do kraju, by wspierać siły socjalistyczne, inni nieśmiało oponują. Nieśmiało, bo opinia publiczna bombardowana jest romantycznymi reportażami propagandzistów radzieckich, którzy wieszczą jakie to piękności zgotują bohaterscy komuniści dla ludu... Wówczas, wojsko w odpowiedzi na gwałty na ludności cywilnej, Kościele i wierzących, państwie i wszystkim co się rusza, a nie popiera komunizmu - pod wodzą jednego z generałów - decyduje się na poparcie prawomocnego rządu. Rozpoczyna się wojna domowa, a raczej wojna z komunizmem. Strona antykomunistyczna wygrywa, gen. Franco staje na czele państwa, widmo komunizmu zostało odsunięte.
Pięćdzisiąt lat później dla wszystkich w postępowym świecie jest oczywiste, że ów bohaterski generał jest zbrodniarzem, dyktatorem, faszystą i w ogóle Bóg wie kim. Że pozamykał komunistów w więzieniach, zamiast zarżnąć (jak to oni mieli w zwyczaju wobec niewinnych ludzi), że zagonił ich do roboty dającej szansę na amnestię, itd. Kpina z rozumu, moi mili...
Zapamiętajcie, jeśli socjalista nazywa kogoś faszystą - jest to najpewniejsza rekomendacja prawości i stateczności nazwanej w ten sposób osoby...
Dziś, święci i błogosławieni tego okresu zostali wyniesieni na ołtarze... http://wiadomosci.onet.pl/1631579,12,item.html
dobre reklamy dziś mamy
dziś mam dobre reklamy na paskach - warto klikać, oj warto, jak nigdy! Nie było jeszcze testów DNA, ale nieruchomości, sprzęt komputerowy, audio - to jest. Aha, prócz tego jakieś żenujące czaty i nie wiadomo co - to proszę pomijać, ani to mię zbliża bardzo do Lexusa, ani nikomu nic dobrego nie przynosi...
wierszydełko
co ja widzę! Dawno wierszydełek nie było na blogu!
Dziś zapodajemy jeden napisany w 2004 roku, czyli 3 lata przed moją własną przysięgą wojskową w Torunie...! dziś opisałbym to nieco inaczej.
Przysięga żołnierska w Toruniu
nie szli wcale prosto
nie po kolei
tylko rzucali idącymi cieniami
na bruk który był tam aby
koń mógł stąpnąć kopytkiem
jak wierzyłem
szli zatem wszyscy z pozorami
elegancji zawartej
w koszuly czy
żakecie i apaszce
i butach plecionych skórzanych
jedli lody bo takie wielkie święto
mlaskali
ojciec ubrudziłeś se wąsy
na rynku była zadaszona scena
a na niej chór ojczyźniany
myśl na dziś
Rzekłem: Panie, zmiłuj się nade mną.
Uzdrów duszę moją, bo zgrzeszyłem przeciw Tobie.
Zwróć się nieco ku mnie, Panie.
I zmiłuj się nad nami.
Niech spłynie na nas łaska Twa, o Panie.
Jako my w Tobie ufność pokładamy
Niech kapłani Twoi obleką się w sprawiedliwość.
A święci Twoi sie weselą.
Od skrytych grzechów moich oczyść mnie, Panie.
A cudze odpuść słudze Twemu.
pod red. ks. Janusza Lekana i ks. Jana O'Dogherty'ego, Rozmowy z Jezusem przed i po Mszy Świętej, Ząbki 2000, s. 12-13
niedziela, 28 października 2007
[28 X 2007] XXX Niedziela Zwykła
Autor: Maciej Gnyszka o 10/28/2007 02:40:00 PM
Etykiety: franco, katolicyzm, komunizm, Msza Święta, o. pio, poezja, święci
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Tutaj masz bardzo dobry dokument (a w nim link do drugiego) o Pinochecie. Może zresztą znasz...
A widziałeś moje limerydło pod wpisem o reklamach? ;]
Nie, nie znałem - dzięki :)
A co do limerydła - dziękuję, że zwróciłeś uwagę, bo bym nie zauważył... Super jezd - jutro wrzucę na bloga, za zgodą Autora...OK? :)
No ba! :)
Pragnę tylko zauważyć, że wyniesienie na ołtarze męczenników z czasów Guerra Civil to największa beatyfikacja w dziejach Kościoła. Do Watykanu przybyło aż 30 tys. hiszpańskich pielgrzymów, a wśród nich... reprezentujący rząd zapatero minister spraw zagranicznych Miguel Angel Moratinos. Niezły czad! Podobno nie uzgadniał tego wypadu ze swoim szefem, a ten wpadł w furię, kiedy dowiedział się o samowolce podwładnego. Senior Moratinos! Pan jesteś moim idolem!
Prześlij komentarz