pani i berbeć
jadę metrem, a pani niańczy małego bejbia (parę miesięcy po urodzeniu, no ale de facto żyje już prawie rok, więc nie taki świeżak...). Ten cały różowy, ani myśli o tym, żeby przestać kwiczeć, wykręcać łapki i wierzgać obleczonymi we włóczkowy skafander giczkami. Aż tu nagle różowy kłębek zaczął mieć czkawkę i czkając na cały świat, pochrumkiwał nawet. No no - myślę sobie - niezły wyga z tego wygi - taki mały, a już chrumkać umie. Ja nauczyłem się dopiero w przedszkolu. Jaki z tego morał? Dwojaki.
Najpierw ten, że więź dziecka z matką jest bardzo ważna, jeśli nie niezastąpiona. Nie zmieni tego ani rewolucja seksualna, ani rewolucja socjalistyczna (to to samo). Nie zmienią tego nawiedzone panie, ani nawiedzeni panowie w czerwonych, lub brunatnych sweterkach.
Później ten morał z tego, że - obserwując reakacje innych, starszych pań i panów oraz młodych dziewczyn, które z zazdrością i pewnym strachem to obserwowały - dzieci uczą czułości, miłości i wielu, wielu innych rzeczy. Dlatego pangrzyzga nie zamierza dzieci nie mieć, lecz wprost przeciwnie, choćby miał się skichać z zarobienia. Apsik.
Dobra, jeszcze ostatni morał. Taki jest, że gdzieś mam to, że świat poszedł naprzód i zaczął się bać małżeństwa, odpowiedzialności, dzieci, rodzicielstwa, etc. Wbrew pozorom, to nic nowego, stara wada, która co i raz się odradza - i tak jak zawsze - odejdzie na jakiś czas w niepamięć. Obecny czas warto uznać za powolny powrót do normalności po ponad 50-letnim szaleństwie...
co to jest czwartek?
w Polsce czwartek, to czwarty dzień tygodnia (no, dobra - piąty, bo pierwsza jest niedziela). W Niemczech czwartek to dzień grzmotu, czyli Donnerstag.
Donner, czyli grzmot
nie powiem, dziś niektórych nieźle wygrzmociło. Poznaliśmy z Kasią pewnego Niemca, tj. Polaka, tj. chłopca, którego poznańscy rodzice przenieśli się do Monachium i mówią wciąż (a on razem z nimi) po polsku. Ładnie pięknie, Daniel raz mi już pomagał, teraz stworzyliśmy z nim i Kasią grupę na przedmiot Baupraxis/Oekonomie. Reserczujemy sobie w internecie na temat pokryć bitumicznych i zaczyna się temat: a po co się żenić? Po co jest ślub, po co święta i inne takie duperele, które narzuca ohydne społeczeństwo wybitnej jednostce? Można było się dowiedzieć, że my Polacy jesteśmy w tyle za Europą, Kościół jest raczej z lekka głupawy, itd. Mimo, iż z Daniela bardzo miły chłopak, odnoszę wrażenie, że atmosfera nieco zgęstniała. Szkoda, chociaż wiem że tak już jest - te tematy budzą często wielkie emocje, przekonuję się o tym zawsze (tak jak np. w wojsku), gdy nagle ni z gruszki, ni z pietruszki staję się adresatem często wielogodzinnych wypowiedzi na temat tego, że ktoś tak naprawdę ma to wszystko gdzieś, ale w rzeczywistości trawi to w jakiś sposób jego wnętrze. Miał rację ks. Stefan, że w Niemczach wcale łatwiej, niż w wojsku nie będzie, nie na darmo diecezje niemieckie mają status misyjny...
małżeństwo
pokrótce o tym, co uważam na ten temat. Niczego nowego nie powiem, jestem zwykłym, w dodatku wiejskim, katolikiem, który ma na celu robić to, co leży w jego obowiązkach względem Boga i ludzi.
Małżeństwo jest po pierwsze sakramentem.
Po drugie, polega na przedstawieniu Bogu swojego związku, po to by on do niego w specyficzny sposób wszedł, uświęcając go (tj. udzielając specjalnej łaski i charyzmatów) i czyniąc małżonków jednym ciałem.
Po trzecie - małżeństwo, pożycie małżeńskie, małżeńska codzienność są Bogu oddane i w nim zakorzenione.
co z tego wynika?
wynika stąd to, że nikt nikogo nie zmusza do brania ślubu ani w kościele, ani tzw. ślubu cywilnego (jest to zła nazwa - chodzi po prostu o umowę cywilną).
Jako że instytucja małżeństwa ma pierwotnie pochodzenie religijne, jasne jest, że ciężko ją zrozumieć osobie niewierzącej i łatwo jej sens zakwestionować.
Wynika stąd także to, że zawiodą się - i zawodzą się - ci, którzy idą po katolicki ślub nie będąc katolikami. Najczęściej ich związki są po prostu nieważne (nie spełniają bowiem warunków przewidzianych w prawie kanonicznym) i poza ceremonią nic nie otrzymują... Mówią później, że przecież mieli otrzymać łaskę, że z tym ślubem to ściema, bo wcale nie było im łatwo, a w ogóle, to głupi ten Kościół, bo nie pozwala na rozwody. Jaki początek, taki koniec moi mili.
Wynika stąd także to, że rozumiem w pełni Daniela - nie ma sensu małżeństwo, jeśli nie bierzemy pod uwagę powyższego. To naturalne, tak jak naturalne jest to, że bez sensu jest Wigilia jeśli nie wierzymy w to, co podczas niej świętujemy. Z pomocą przychodzą oczywiście jakieś akcydentalne właściwości np. Wigilii - np. prezenty. Ale idąc za ciosem, można powiedzieć, że codziennie warto sobie dawać prezenty, niekoniecznie w Wigilię. Tym tropem idzie też Daniel. Najzupełniej słusznie - też bym tak zrobił na jego miejscu.
Pic jednak polega na tym, że Wigilia naprawdę coś znaczy, że małżeństwo naprawdę jest sakramentem. Większość odkrywa tę prawdę dopiero na łożu śmierci.
Maciuś, uważaj na zboków
nie wiem, czy wszyscy wiedzą, ale moja Mama jest mistrzynią w pisaniu uroczych, krótkich SMSów. Pewnego razu, gdy donosiłem, że skończyłem biegać w parku, Mama mi napisała: Dobrze Maciuś, tylko uważaj na zboków. A gdzie homofobia? A gdzie poprawność polityczna? A gdzie wartości europejskie? Tam gdzie ich miejsce - na śmietniku. Zbok to zbok, więc miej się paniegrzyzga na baczności!
Baupraxis/Oekonomie
na zajęciach dowiedziałem się między innymi tego, że ich celem będzie nauczenie nas jak się nie narobić, lecz dużo zarobić. Dobre, co?
wybory, wybory
dobra, nie będzie już o Korwinie... zamieszczam na blogu zdjęcie wysprayowanego szablonu, które dostałem od Siostry. Cóż, tym razem frekwencja będzie pewnie oscylować koło 90%...
hibiskus
hibiskus ma mnie gdzieś - powiedział, że nie zagłosuje na Korwina i nie otworzy kwiatów dopóki nie przestanę mówić o polityce. Nie, to nie - ja prosił nie będę, bądź zamknięty do 22 października, proszę bardzo! - tak mu powiedziałem, aż mu w podstawkę poszło!
wierszydełko
Ty
Ty sobie siedzisz z rodziną
z okien pasy bloków
W mieszkaniu ciepło
ono Cię widziało już dawno
ciepło jest bo ogrzewanie
centralne gdzieś w kotłowni
cały czas; już ze dwadzieścia lat
buzuje, gdy tata miał solidarnościowe wąsy
a mama ondulację na głowie trwałą
meblościanki były nowe, Ty byłaś nowa
Zupełnie inaczej jest teraz
mimo, że ściany, sąsiedzi - to samo
ciągła jest zmiana
każda chwila jest ważna i Cię kształtuje
Ableard stoi na półce
i paprotki oddychają
a spod bloku odjeżdża autobus
pani w kiosku pracuje od rana
gdy jeszcze ciemno od świetlówki na przystanku
wiersz dedykowany Asi Banach, powstał na początku 2004 roku, albo pod koniec 2003
myśl na dzisiaj
Jezus wzywa cię do modlitwy... Widzisz to jasno.
- Jednakże jak słaba jest twoja odpowiedź! Wszystko cię kosztuje wiele wysiłku: jesteś jak dziecko, które się ociąga w stawianiu pierwszych kroków. Lecz w twoim przypadku to nie jest tylko ociąganie się. To także strach, brak wielkoduszności.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 291
czwartek, 11 października 2007
czwartek, czyli Donnerstag
Autor: Maciej Gnyszka o 10/11/2007 04:18:00 PM
Etykiety: hibiskus, katolicyzm, małżeństwo, poezja, rodzina, studiowanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz