sobota, 31 października 2009

Antonio Socci - "Tajemnice Jana Pawła II"


Dostałem wczoraj list od stałego i dawnego Czytelnika - o tajemniczym nicku siusiak. Oto, co pisze:

Na blogu nie widzę, żebyś polecał, więc może jeszcze nie czytałeś: chodzi o Tajemnice Jana Pawła II Socciego. Ja kupiłem, przeczytałem jednym tchem, dałem Żonie, dałem Mamie i polecam bardzo!

Pozdro!
Cóż może powiedzieć biedny Gnyszkoblog? Otóż, Pangrzyzga ma książkę w domu, Mama dostała od kogoś w prezencie i się zaczytuje, sam Grzyzga otrzymał informację z Glorii24, że szykuje się bestseller, miał książkę polecić... lecz zapomniał! Po prostu.
Zanim nadejdzie normalny post, obejrzyjmy jeszcze film na temat książki:

a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/10/31-x-2008-pitek-wito-reformacji.html




[31 X 2009] modlitwa o akceptację śmierci

Modlitwa o akceptację śmierci:
Boże, Ojcze mój, Panie życia i śmierci, który jako sprawiedliwą karę za nasze grzechy nieodwołalnym zrządzeniem postanowiłeś, że każdy człowiek ma umrzeć, wejrzyj na mnie klęczącego przed Tobą.
Z całego serca brzydzę się swoimi dawnymi przewinieniami, za które po tysiąckroć zasłużyłem na śmierć. Przyjmuje ją teraz w duchu przebłagania za nie oraz posłuszeństwa Twojej łaskawej woli.
Umrę z ochotą, Panie, w czasie, w miejscu i w sposób, jaki ty zechcesz, i wyko­rzystam pozostałe mi do tej pory dni życia na walkę z moimi wadami i wzrastanie w miłości do Ciebie, na zerwanie wszystkich pęt, którymi przywiązane jest moje serce do stworzeń, na przygotowanie mojej duszy do zualezienia się w Twojej obecności; i od tej chwili bez zas­trzeżeń powierzam się w ramiona Twojej ojcowskiej Opatrzności.
Modlitwa o dobrą śmierć:

Stwórco i Panie mój, proszę Cię o najważniejszą z Toich łask: o wytrwanie do końca i o świętą śmierć. Pomimo moich wielkich nadużyć życia, które mi dałeś, dozwól mi od tej chwili przeżyć je i zakończyć w Twojej świętej miłości.
Obym umarł jak święci Patriarchowie, bez smutku pozostawiając ten padoł płaczu, by cieszyć się wiecznym odpocznieniem w mojej prawdziwej Ojczyźnie. Obym umarł jak chwalebny Święty Józef w towarzystwie Jezusa i Maryi, wypowiadając ich najsłodsze imiona, które mam nadzieję błogosławić przez całą wieczność.
Obym umarł jak Niepokalana Dziewica w naj czystszej miłości i w pragnieniu zjednoczenia się z Jedynym przedmiotem mojego umiłowania.
Obym umarł jak Jezus na Krzyżu całkowicie zjednoczony z wolą Ojca jako całopalna ofiara z miłości.
Jezu, który umarłeś za mnle, użycz mi łaski, bym umierał w akcie doskonałej miłości do Ciebie.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za mną teraz i w godzinę mojej śmierci.
Święty Józefie, Ojcze i Panie mój, wyjednaj mi łaskę śmierci sprawiedliwych.

oba teksty pochodzą z tomiku Różaniec święty. Droga krzyżowa św. Josemarii Escrivy, założyciela Opus Dei



środa, 28 października 2009

[28 X 2009] ciemna strona partii - PO w terenie


zamiast wpisu...

który tak czy inaczej pojawi się na dniach... czyli w łykiend, bądź piątek wieczorem!
Porażające? Nie. Tak się dzieje w większości gmin. I co? I nic.

a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/10/28-x-2008-id-wita-pora-szuka-dobrego.html

myśl na dziś
Większość tych, co mają problemy osobiste, „mają je” z powodu egoistycznego myślenia tylko o sobie.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 310



niedziela, 25 października 2009

[25 X 2009] niedziela, a bp Szczęsny-Feliński gromi socjalistów i artystów!

św. bp Feliński na rekolekcjach

jak Czytelnicy wiedzą, tak jak co roku, także i w tym - byłem na październikowych rekolekcjach. Choć wciąż proszę o modlitwę za ich owoce i tym oraz owym jeszcze się z nich podzielę, to jedną rzecz chciałem opowiedzieć.
Otóż, przed wyjściem z domu w czwartek, a więc w pierwszym dniu rekolekcji (zaczynają się wieczorem), spotkałem przed domem listonosza, który przywiózł mi paczkę z Krakowa, a Glorii24.pl! Pocztą przyszła książka kanonizowanego właśnie św. biskupa Szczęsnego Felińskiego, pt. Pamiętniki! Ucieszyłem się, postanawiając poczytać ja w chwilach wolnych między lekturą rekolekcyjną, konferencjami, etc. Słyszałem wiele o głębokości przeżyć opisywanych przez świętego autora i innych jej zaletach! Jakież było moje zdziwienie, gdy zdążywszy przeczytać jakieś 80 stron nic, tylko się zaśmiewałem anegdotami, które Feliński opowiada na początku, by zanim opisze to, co pamięta z dawnych czasów sam, opisać to, co zna z opowiadań innych!
Jaja jak berety, to określenie stanowczo zbyt powściągliwe! Nie zapomnę chwili, gdy czytając anegdotę o panu Szaszkiewiczu, który wymigał się od płacenia podatku udając wściekliznę, czym zmusił urzędnika carskiego do wyskoczenia z bryczki, którą jechali do miasta, w zupełnej ciszy salonu, wybuchnąłem gromkim śmiechem, dziwiąc towarzyszy rekolekcyjnych, którzy zatopieni byli w pobożnych lekturach. Piękny, dawny język, ciekawe czasy!
Jako, że pamiętniki, to kopalnia wiedzy - także i u Felińskiego nie jest inaczej! Poniżej kilka spostrzeżeń!

socjaliści, artyści i złodzieje
ciekawego odkrycia można dokonać na stronie 71., gdzie prz okazji opowieści o grabieży w Peczerskiej Ławrze, Feliński używa określenia artysta jako synonimicznego do złodziej. Policmajster mając odkryć złodziei, zażądał pozwolenia na wydanie dwóch innych więźniów, obeznanych z półświatkiem, by sprawdzili czy złodzieje nie pochodzili z własnego podwórka. Cytuję:
(...) Po kilkudniowych próżnych poszukiwaniach obaj eksperci oświadczyli, że kradzież musiała być dokonana przez osoby żadnej styczności nie mające z miejscowymi artystami.(...)

Inną ciekawą rzeczą jest wypowiedź na temat zbójców Karmeluku i Strawińskim, którzy wraz ze swoimi bandami siali postrach we wschodnich prowincjach dawnej Rzeczypospolitej. Feliński na s. 66 pisze:
Obaj wedle dzisiejszych pojęć socjaliści, a nawet anarchiści(...) pojawili się (...) kiedy Ruś kwitnęła jeszcze zamożnością swych obywateli (...)

Mamy zatem socjalizm nie tylko jako ówczesną nowinkę, ale także jako dziwoląga - oto zwykłe złodziejstwo staje się teorią, światopoglądem! W tekście wyczuwam pewien dystans, jaki Feliński zachowywał do zjawiska, mniej więcej jak my dziś np. do związków partnerskich, albo prawa do aborcji.

jarmark
podobnie z jarmarkiem! Dzięki uwadze Felińskiego, że odbywały się one co roku, natychmiast zauważyłem, że pewnie polska nazwa pochodzi od niemieckich rzeczowników Jahr i Markt, oznaczających odpowiednio: rok i targowisko. Taka lektura jest tym milsza, że na każdym kroku człowiek przypomina sobie błogą prawdę - Tak! Jest możliwy inny świat! To, co widzę dookoła, to kilkudziesięcioletni eksperyment!

Christus imperat
dziś rano z Oleńką u św. Benona na Mszy Świętej. Uroczystość Chrystusa Króla.

myśl na dziś
Piszesz do mnie: „Modlitwa jest rozmową z Bogiem. Ale o czym?” — O czym? O Nim, o tobie. O twoich radościach i smutkach, sukcesach i niepowodzeniach, o szlachetnych ambicjach i codziennych kłopotach... O twoich słabościach! Dziękczynienia i prośby. Miłość i skrucha. Jednym słowem, poznać Boga i poznać siebie: „być razem!”.
św. Josemaria Escriva, Droga, nr 91



czwartek, 22 października 2009

[22 X 2009 wieczór obrazkowy] Weź pigułkę!


a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/10/22-x-2008-szable-do-boju-lance-w-do.html

myśl na dziś

Jak długo trwa walka duchowa, walka ascetyczna, istnieje życie wewnętrzne. Pan Jezus tego właśnie od nas chce: woli miłowania Go czynem w małych rzeczach, w codzienności. Jeśli zwyciężysz w małym, zwyciężysz i w wielkim.
św. Josemaria Escriva, Droga Krzyżowa, Stacja III, 2



wtorek, 20 października 2009

poniedziałek, 19 października 2009

[19 X 2009] apartament w Albanii - żyła złota? Niewykluczone...

Mail
Odebrałem ostatnio maila, który skłonił mnie do podjęcia tzw. szybkiego serczu, który mnie olśnił. O co chodzi? O informację nt. wydania książki pt. Jak kupować nieruchomości poniżej ich wartości rynkowej?. Czego dotyczył szybki sercz i dlaczego był odkrywczy? O tym poniżej.

Ideał okazji inwestycyjnej...
Pamiętam, gdy przed paru miesiącami, ba – prawie przed rokiem – odbywałem prywatną rozmowę na temat rynku akcji. Moja rozmówczyni była przerażona spadkami, jakich areną był rynek, ich wielkością i długotrwałością. Rozważaliśmy sensowność wejścia na rynek. Ja upierałem się przy zdaniu, że im więcej się mówi na temat krachu i beznadziejnej perspektywy na przyszłość, tym lepiej – i że w danym momencie (był styczeń) warto powoli wchodzić w akcje, rozkładając rzecz np. na kwartał (o tym dlaczego warto inwestować pomału, piszę w artykule poświęconym procentowi składanemu). Zresztą na Pogadankach Inwestorskich dawałem wyraz swojemu kontrariańskiemu podejściu też parę razy. Emocje zwyciężyły, moja rozmówczyni uznała, że ryzyko straty jest zbyt duże.
Po pół roku od rozmowy mogłem z uśmiechem stwierdzić, że... swoją rozmowę toczyliśmy w okolicach dołka ostatniej fali spadkowej! Wejście, nawet jednorazowe w tamtym momencie oznaczałoby zysk większy niż 60% (przy odpowiednim portfelu można było zyskać kilkaset procent) – przy zaangażowaniu w same akcje. Podobnie zresztą z TFI (wciąż polecam Supermarket Funduszy Inwestycyjnych jako idealne narzędzie do tego – pisałem o tym jakiś czas temu na Pogadankach) – niektóre świetnie wykorzystały korektę wzrostową.
Podsumowując – okazało się, że moja rozmówczyni straciła idealną okazję inwestycyjną – stan wyprzedania rynku, po którym następuje długotrwały ruch wzrostowy. Na taką sytuację inwestorzy czekają od kilku, do powyżej 5 lat! Unikat!

Ideał nieruchomościowy
Wracam do wspomnianej książki niejakiego Marcina Marczaka. Otóż, przypomniała mi moje ostatnie myśli na temat nieruchomości. Zastanawiałem się swego czasu, gdzie najbliżej Polski znajduje się rynek będący w momencie rozwoju, w jakim Polska była przed dwudziestu laty. Myślałem o Afryce, Uralu. Jeśli nie czujecie wagi tego porównania – zapytajcie rodziców. Grunty, które w 1989 roku kosztowały grosze, dziś dają swoim właścicielom kilkaset, bądź kilka tysięcy procent zwrotu! Swoją rolę w tym procesie pompowania nieruchomości odegrała sama zmiana ustroju gospodarczego, ale i inwestycje dotowane przez Brukselę.
Dostałem więc informację o tej książce, przyjrzałem się opisowi pozycji, z którego wynika, że Autor zajmuje się doradzaniem i pośrednictwem przy kupnie nieruchomości w Bułgarii, Albanii i Egipcie (zarządza firmą Foxestate). Najbardziej zastanowiła mnie Albania.
Rozwinąłem temat na dwóch ulubionych forach internetowych i uzyskałem jedną bardzo ciekawą odpowiedź... Brzmi ona następująco:

Kup ziemię w Albanii nad morzem a nie stracisz.
Jak Ty się nie dorobisz, to zostawisz kawał dobrej lokaty dla potomków.
Albania to teraz taka Polska 20 lat temu, za 20 lat Unia Europejska wyciągnie Albanię za uszy.
Najpierw stworzą wolną gospodarkę, rozkradną ich banki, najlepsze ośrodku lokalizacyjne, wejdą zachodnie koncerny i zaczną robić interesy.
Ostatni dziewiczy rejon niezagospodarowany turystycznie nad Adriatykiem.
Prognozowana przebitka z inwestycji - tysiące %

Czyżby Albania była rzeczywiście drugą Polską sprzed 20 lat? Jeśli tak, mam nadzieję, że run na Albanię dopiero się zaczyna, bo jeszcze przez długi czas nie będzie mnie stać na kupno tam czegokolwiek. Tych, których stać – a proszę wziąć pod uwagę, że mieszkania czy działki na pewno są tam znacznie tańsze niż u nas – niech zeksplorują temat i meldują się z powrotem. Chyba i Jak kupować nieruchomości...sam Autor idzie po linii „wzrost cen nieruchomości w oparciu o inwestycje UE”, bo jednym z rodziałów jest właśnie „Efekt Unii Europejskiej”.

Poza tym...
z tego samego wydawnictwa polecam przy okazji najnowszą książkę Cebulskiego, o której napisałem sążnistego posta.

Akcje...
a jeśli chodzi o akcje – wciąż uważam, że są warte uwagi. Dlatego polecam zarówno odnośny tekst z Pogadanek Inwestorskich na temat rozpoczynania inwestowania, oraz strategię opisaną na procencie składanym. Cóż sam mogę powiedzieć przed metą tzw. kryzysu? Ze swoich poczynań jestem bardzo zadowolony. Kryzys i krach na GPW kończy się dla mnie ostatecznie bardzo miło. Na rachunku maklerskim od 2 lat nie dokonałem żadnej transakcji, natomiast w portfelu TFI dokonywałem jedynie zakupów.

psychologia inwestora
Pisałem na początku o tym, że moja rozmowa na temat rynku akcji trafiła na minimum rynkowe. To sprawa dość ciekawa, choć w chwili rozmowy miałem nadzieję, że właśnie tak będzie. Temat psychologii inwestowania zgłębiłem przy okazji pisania pracy rocznej na socjologię, która ma teraz szansę stać się moim licencjatem, a niewykluczone także, że wyjdzie jako książka. Roboczy tytuł: Magia i racjonalizm w decyzjach inwestorów indywidualnych. Będą chętni?




[19 X 2009] po rekolekcjach - jestem z powrotem

Wilma, I'm back!
Niechaj wybaczą Gnyszkoczytelnicy, że odjechałem na rekolekcje nie pożegnawszy się i nie poprosiwszy o modlitwę w intencji ich owoców! Zamieszanie przy tej okazji było spore – bo najpierw jeszcze musiałem walnąć krótki spicz FFundraisingowy przed konferencją Zakneblowani, na UW. Później jazda po plakaty i dopiero na rekolekcje. Jeden telefon zostawiłem w kieszeni szlafroka, natomiast garnitur w samochodzie kolegi, który mnie na rekolekcje dowiózł. Aha, pastę do zębów też zostawiłem w domu.
Jest już chyba zrozumiałe, że w tym zamieszaniu nie było mowy o porządnym pożegnaniu!

Nic to, nic to!
Nic to jednak, bo oto na rekolekcjach spotkałem Pana Andrzeja, który nie dość że jest Gnyszkoczytelnikiem (dziękuję za miłe słowa), nie tylko subskrybentem Newslettera Bądź Święty! i Newslettera Integralnego, nie tylko Klubowiczem Frondy... ale i przyszłym liderem jednego z Terenowych Klubów Frondy! Świat jest mały? Jest!
Dowiaduję się o tym coraz dobitniej, spotykając swoich Czytelników w różnych, niespodziewanych okazjach.

Modlitwa
a o modlitwę w intencji dobrych owoców rekolekcji proszę i tak!

a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/10/19-x-2008-niedziela-kambek-z-rekolekcji.html

myśl na dziś
Jak pragnie Nauczyciel, winieneś być solą i światłem, będąc w pełni zaangażowanym w tym świecie, w którym przyszło nam żyć i we wszelkiej działalności ludzkiej. – Światłem, które oświeca umysły i serca. Solą, która dodaje smaku i chroni przed zepsuciem. Dlatego, jeśli zabraknie ci gorliwości apostolskiej, staniesz się nijaki, bezużyteczny, zawiedziesz innych, a życie twoje stanie się absurdem.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 22



środa, 14 października 2009

wtorek, 13 października 2009

[13 X 2009] media globalne, czy media lokalne? RadioSłużew.pl

media lokalne – przyszłość?
tendencyjności, głupoty i miglancostwa mediów mainstreamowych nie da się nie zauważyć. Pisałem o tym zresztą nie raz! Skądinąd nie może być inaczej – bo power tends to corrupt, absolute power corrupts absolutely, jak mawiał sam Lord Acton. Skoro media są czwartą władzą, a jak się mówi ostatnio – coraz większą., to i na większą korupcję są narażone. Proste, że jasne. Bez mediów nie mielibyśmy PR-u – zarówno negatywnego, jak i pozytywnego, bez nich nie mielibyśmy zmiany społecznej, etc. W związku z tym zarówno podmioty prywatne, jak i rządowe oraz opozycyjne tańczą swój chocholi taniec wokół mediów mainstreamowych.
Skutkiem tego mamy bajzel, który widać gołym okiem. Publicyści plotą jak najęci i się wcale dobrze mają (istnieje przecież klientelizm). Dlatego nazywam większość z nich miglancami. I dlatego dziś opiszę pewne rynkowe novum...

Służew – zalążek przyszłości
nie jest wykluczone, że w tym kontekście wyjściem mogą być media lokalne. Oczywiście nie a priori, bo i lokalnie możliwe są naciski (a nie znamy przypadków, gdzie lokalni radni, albo sołtys lub prezydent miasta ma własną, wychwalczą gazetkę?). Ale sądzę, że dziennikarze lokalni – w sytuacji gdy byt zapewnia im inne źródło dochodów, albo nawet dochód pasywny po latach pracy i nie muszą szukać prestiżu – są predestynowani do tego, by tworzyć rzetelną informację.
Taką tezę stawia także kol. Kuba Kumoch, współtwórca RadiaSłużew.pl, do którego piję (swoją drogą ciekawie jest przejrzec życiorysy Twórców). Ciekawie opisuje stan rzeczy, pisząc:

(...)
Nad całym rynkiem mediów coraz bardziej ciąży zmęczenie polityką, która nadawała ton 90 procentom informacji krajowych. Zrobienie dobrej informacji niepolitycznej wymaga już dużego warsztatu dziennikarskiego, a na klasycznego dziennikarza, który pisze codzienny bezwartościowy tekst oparty na telefonie do Gosiewskiego i Gowina, nie ma już zapotrzebowania. Dziennikarz robiący codziennie tekst "Schetyna idzie na wojnę z Gowinem" jest nieprzydatny.

3. Każdego normalnego człowieka sto razy bardziej interesuje jego własne otoczenie niż codzienna ogólnokrajowa sieczka informacyjna. Mam wrażenie, że zwycięstwo internetu nad papierem jest tego przejawem. Własny przykład: moja ciekawość wydarzeń krajowych jest całkowicie zaspokojona po 12-sekundowej wizycie na Wirtualnej Polsce. (...)

źródło: http://jakub-kumoch.salon24.pl/125734,radio-sluzew-moj-pomysl-na-nowe-media

Rzeczywiście tak jest i rzecz czuję podobnie. Wyskoki Wałęsy, kolejne durnoty Tuska, czy rewelacje Palikota i akcje antyspołeczne Aborczej – po prostu mnie nie obchodzą. Pozbycie wagi tego całego bełkotu może się dokonać chyba tylko poprzez internet.
Pierwsza fala tego odejście nastąpiła z chwilą stworzenia serwisów społecznościowych – gdy ludzie zaczęli gadać o rzeczach sobie najbliższych na forach i w prywatnych wiadomościach w ramach grona.net, czy teraz facebooka i naszej-klasy. Druga dokonała się wraz z wystrzałem blogosfery – najpierw marnych serwisów blogowych Agory i Onetu, później salonu24.pl i jego następców (coraz mniejszych i silniej stematyzowanych!) - niepoprawnych.pl, blogbank.pl i innych (również i na Fronda.pl).
Sądzę, że trzecią falę wyznaczają właśnie serwisy autentycznie lokalne, tj. zaczepione w grupie, która utrzymuje osobiste relacje, bądź ma ze sobą dużo wspólnego. To kryterium spełnia zarówno RadioSłużew.pl jak i wielka Fronda.pl jako medium sprofilowane. One są również generatorami kapitału społecznego, o którym z punktu widzenia Roberta Putnama pisałem już parę razy.

inni?
Można by zapytać gdzie na tej skali sytuują się takie serwisy jak naszemiasto.pl, mojemiasto.pl, czy z drugiej strony pruszkow.pl i otrebusy.pl. Otóż, pierwsze to twory stricte biznesowe, tworzone odgórnie (podobnie jak gazetki Metropol, czy Metro – trochę sprofilowane lokalnie). Drugie – tworzone odgórnie najczęściej przez lokalną władzę. Jest tu jednak drobna różnica – podobnie jak między forum mieszkańców osiedla tworzonym przez nich samych, a forum stworzonym przez dewelopera, który do jego obsługi wynajął agencję PRową... prawda?

Misja
mnie misja chłopaków z RadiaSłużew.pl przekonuje:

  • Wierzymy, że własna ulica jest sto razy ważniejsza niż wielka polityka i partyjne przepychanki.
  • Wierzymy, że rolą dziennikarza nie jest ani pouczanie ani moralizowanie, wierzymy, że jest nią opowiadanie ciekawych historii.
  • Wierzymy, że historie dzieją się wokół nas. Że miejsce, w którym mieszkamy nie jest pustynią z betonu. Że potrzeba kogoś, kto te historie zbierze i opisze.
  • Wierzymy, że jeżeli media lokalne nie spełniły swojej roli, to stało się to wyłącznie z powodu ich niskiego warsztatu. Wierzymy w dobre newsowe dziennikarstwo.
  • Wierzymy w społeczność mieszkańców. W to, że chcecie tego samego co my.
  • Wierzymy w swoją małą ojczyznę.
  • Wierzymy w Służew.


Panowie, powodzenia! O reklamę się nie boję – firmy rozumieją coraz bardziej, że najksuteczniejszy jest to, co nazywam marketingiem wewnętrznym. Przekaz pochodzący ze środowiska konsumenta, niż z obcego billboardu, który w tej samej formie widać nie tylko na Służewie, ale i w innych częściach miasta i Polski.

a rok temu
http://www.blogger.com/post-edit.g?blogID=8013098484768916376&postID=5849259489302062829

myśl na dziś
Gdybyśmy jako chrześcijanie żyli prawdziwie zgodnie z naszą wiarą, nastąpiłaby największa rewolucja wszystkich czasów... Skuteczność współodkupienia zależy także od każdego z nas! — Pomyśl nad tym.
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 946



niedziela, 11 października 2009

[11 X 2009] o Ali Tysiąc, Romusiu Polańskim, marionetkach i św. bp. Szczęsnym-Felińskim

marionetki
wracam na moment do programu Tomasza Lisa (niedoszłego prezydenta Polski – pamiętacie?) z udziałem Alicji Tysiąc. Otóż, w trakcie programu ktoś z rozmówców postawił tezę, której nie można nie postawić, a mianowicie że Alicja Tysiąc jest pionkiem w grze toczonej przez polską mafię aborcyjną i uzależniona jest od wiadomej Federacji. Na to się Pani Alicja oczywiście spontanicznie i zupełnie szczerze oburzyła. Jednak okazało się, że na stronie rodzinakatolicka.pl, znaleźć można relację z rozprawy w katowickim sądzie, której autor również odniósł wrażenie (podobne do mojego), że p. Alicja bez asysty którejś z towarzyszek z Federacji zupełnie nie potrafi działać (cyt. jakby podawała wyuczone odpowiedzi). Więcej – to one mówią jej co i kiedy robić! Jak pamiętamy – to samo dało się zauważyć podczas programu Lisa.
Ważne jest, by to dokumentować – mamy bowiem do czynienia z kolejną ustawką medialną, jakich było już wiele, chociażby przy okazji sprawy tzw. Agaty, ustawki jasnogórskiej, czy wcześniejszych stricte politycznych hec z udziałem UOP-u i WSI (nocna zmiana, dymisja Szeremietiewa, fałszywe sondaże przed ostatnimi wyborami prezydenckimi, etc.).
Przypomina mi to anegdotę, którą po raz kolejny przeczytałem u Stanisława Michalkiewicza, tym razem w wywiadzie-rzece „Nie bójcie się prawdy!” (poza nią oczywiście polecam pozostałe mistrzowskie książki p. Stanisława!). Otóż, po tzw. buncie Żeligowskiego, który zorganizować nakazał marsz. Piłsudski, odbyła się konferencja prasowa. Na niej to Żeligowski miał uzasadnić swój wyczyn, przedstawić plany, etc. Jako, że realizował rozkazy Piłsudskiego, przysłano mu na konferencję suflera w osobie któregoś z wojskowych z otoczenia Marszałka, który na każde z pytań odpowiadał za Żeligowskiego, rozpoczynając słowami: „Pan Generał uważa, że...”.
Nic dodać, nic ująć.

casusy się powtarzają
tym bardziej nic dodawać nie trzeba, jeśli zna się casusy tego typu z innych krajów. Na przykład proces Roe vs. Wade w USA, który po latach okazał się ustawką, której bohaterka po latach wyznała, że nie tylko wcale nie była zgwałcona, co nawet nie była w ciąży, ostatecznie nawracając się na katolicyzm i stając się aktywistką pro-life. Cóż, mniej więcej jak opisywana przeze mnie swego czasu Karin Struck, autorka Widzę moje dziecko we śnie.
Podobny scenariusz próbowano zrealizować w Polsce przy okazji tzw. sprawy Agaty, która jednak się nie powiodła, oraz – z tego co pamiętam – także w Irlandii. Oczywiście nie każdy o tym wie, bo i nie każdego te sprawy interesują. Nie każdy także zerka regularnie na Portal Frondy, LifeSiteNews, i inne. Dlatego też możliwe jest uderzanie wciąż w ten sam scenariusz – podobnie jak możliwe jest dojenie od 20 lat tych samych wyborców przez tych samych ludzi. Afera, dwa tygodnie szarpaniny w telewizorze, dwa lata kwarantanny, powrót w glorii chwały. I tak w koło, paniegruszka!
Do tego dochodzi nam jeszcze inny czynnik. Plinio Correa de Oliveira pisał w Rewolucji i Kontrrewolucji o tym, że istnieje agentura Rewolucji, tzn. konkretni ludzie, konkretne grupy, które świadomie dążą do własnych celów. Stąd też – między innymi – zewnętrzna jedność i powtarzalność procesu Rewolucji w danym czasie. Podobnie i tutaj, o czym na głos powiedziała Joanna Najfeld – na tylnej kanapie wszystkich tych spraw znajduje się zbrodnicza organizacja o nazwie Planned Parenthood, która zasysa kasiorkę z ONZ-u i wspiera pokrewne instytucje w wielu krajach świata. Organizacja wielokrotnie skompromitowana, o czym ostatnio doniosła Fronda.pl.

marionetki – cz. 2
swoją drogą, marionetkami są także osoby w rodzaju Tomasza Lisa i Jolanty Kwaśniewskiej – przynajmniej jeśli przyjmiemy perspektywę Stanisława Michalkiewicza, który w swojej twórczości sporo miejsca poświęca służbom specjalnym i fasadowości demokracji. Otóż, z należnym szacunkiem do konkubenta Smoktunowiczowej i żony Ole-Olka – kto ich na te sondaże wstawia? Albo takiego tow. Cimoszewicza, który co jakiś czas ni z tego, ni z owego wskakuje razem ze strzelbą na żubry na pierwsze miejsca sondaży? Niewykluczone, że twórcom kafeterii pytań do sondaży się nudzi i wrzucają tam p. Jolantę, czy p. Tomasza... ale można w to wątpić. Bo niby z jakiej przyczyny w tę akurat wersję wierzyć?
Czy nie jest przypadkiem tak, że run na Kwaśniewską, Lisa i Cimoszewicza się kreuje samym umieszczeniem ich w kafeterii, potem przeprowadza wywiady, w których Jolka zapewnia, że jeśli naród chce, to ona nie może odmówić, a potem... no właśnie, późniejszych ruchów już tak bardzo nie widać i ciężko je interpretować po kampanijnej zawierusze. Toteż każde tego typu wydarzenie jest zapominane i nie doczekuje się interpretacji...

elita?
widać już po osobach wyżej wymienionych, jacy to ludzie usadowili się na stołkach opisanych jako „Elity narodu”. Jacy oni są – widać jaśniej po ostatniej sprawie niejakiego Polańskiego. Dwa dni po przyjęciu przez Parlament ustawy zaostrzającej kary za pedofilię, polski rząd skompromitował się obroną zboka nazwiskiem Polański – przy pełnym poparciu tzw. elity. Jej reprezentantką jest niejaka Stalińska (brrr...), kobieta o której nie wiem nic poza tym, że jest ponoć aktorką (w żadnym filmie jej nie widziałem) i z niewiadomych przyczyn – celebrytką. Pomijam bzdury, które nawygadywała – wszak nie głupiej wyjechał egotyk Zanussi. Ciekawi mnie natomiast to, kto takie truchło odkurza i lansuje na elitę.
Cóż, hołotę mamy na miejscu elity, o czym dobitniej można się przekonać po lekturze cudnego XIX-wiecznego dzieła, Duch rodzinny w domu, rodzinie i społeczeństwie. Wizja, którą odmalował Autor nie przestaje mnie pociągać odkąd ją poznałem – i przebieram nóżkami, by takie społeczeństwo, taką rodzinę – budować! Oj, tęskni mi się za prawdziwą elitą...

pedofilia
osobną rzeczą jest to, czy Polański to pedofil. Wcale mnie nie rusza to, że jego ofiara miała lat kilkanaście – wszak i św. Jadwiga wyszła za Jagiełłę będą w podobnym wieku – nie mam oporów, by uznać ją za kobietę. Mój moralny sprzeciw budzi natomiast to, że czyn Polańskiego to cudzołóstwo (czy owa nastolatka była jego żoną?) oraz jego wynaturzony charakter (Panie Polański, to ja mam Panu tłumaczyć w które dziurkie powinien iść siusiak?). Poza tym oczywiście niedobrowolny charakter stosunku. Zeznania zgwałconej niewiasty na ten temat można przeczytać na blogu kol. Łukasza Adamskiego.

problemy Rewolucji z pedofilią
nie chcę nic mówić, ale z pedofilią w tym przypadku przynajmniej dwa problemy ma – choć o nich jeszcze nie mówi – obóz Rewolucji. Otóż, jeśli dziewczyna miesiączkowała i miała inne atrybuty kobiecości, a zatem mogła sobie baraszkować z kolegami (byle z gumką – zdają się mówić współcześni demoralizatorzy), jak usilnie przekonują Rewolucjoniści... to dlaczego niby nie powspółżyć sobie z Romanem? Wszak Romek nawet bardziej doświadczony w tych klockach, więc i milej się z nim współżyć musi, nie tak jak z kolegami z klasy, którym siurki jeszcze na widok nagiej kobiety z nadmiaru wrażeń raczej więdną (te rady znam, bo chodziłem trochę na przygotowanie do życia w rodzinie w liceum)! Chyba, że jesteśmy jakimiś gerontofobami i dyskryminujemy starszych (ale jak to – przecież chcemy, żeby kupowali viagrę i sobie figlowali ad infinitum!).
Po drugie – to już zaiste pedofobia (pamiętacie oświadczenie holenderskiej Partii Pedofili po tuskowych zapowiedziach wprowadzenia tej ustawy?)! Bo skoro mamy coś takiego jak orientacja seksualna (ponoć są już nie dwie, tylko trzy – hetero, homo i bi!), to przecież może być tak, że ktoś zorientowany jest po prostu na młodych (poza tym, że może być zorientowany także na własną rękę, grzejnik z żeberkami, zmarłych czy zwierzęta)! Pisałem o tym zresztą nie raz na gnyszkoblogu!

na ciężkie czasy...
wypada Czytelnikom polecić słynne Pamiętniki bp. Szczęsnego-Felińskiego, którego Ojciec Święty właśnie wyniósł na ołtarze! Zdradzę zresztą, że sam je zamówiłem!

myśl na dziś
Jeśli nie obcujesz z Chrystusem na modlitwie i w Chlebie, jakże chciałbyś Go dać poznać innym?
św. Josemaria Escriva, Droga, nr 105



poniedziałek, 5 października 2009

Zakneblowani - Najfeld i ks. Gancarczyk na UW!

Po prostu zapraszam!






[5 X 2009] 2. rocznica Gnyszkobloga!

Rocznica!
Moi mili, jak zwykle się zagapiłem i rocznicę ogłaszam dwa dni po jej rzeczywistym odbyciu się! Dwa lata temu, przy Helene-Mayer-Ring w Monachium napisałem pierwszego posta na Gnyszkoblogu, po tym jak po opuszczeniu Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia im. Gen. Józefa Bema przyjechałem ekspresowo na stypendium na Fachhochschule Muenchen przeżyć jeden z najciekawszych okresów w życiu...
Gnyszkoblog - niech żyje!

w zeszłym roku...
napisałem posta pod znamiennym tytułem [5 X 2008] Gnyszkoblog obchodzi 1. urodziny!

post sprzed 2 lat...
...miał tytuł Wieczorne Nachrichteny

życzenia
składamy w komentarzach!

myśl na dziś
Uświęcanie własnej pracy nie jest jakąś chimerą, ale posłannictwem każdego chrześcijanina: twoim i moim. — W ten sposób ujął to pewien tokarz, który powiedział: "Napełnia mnie szczęściem ta pewność, że kierując tokarką i śpiewając, śpiewając dużo — wewnątrz i na zewnątrz — mogę stać się świętym: jakże dobry jest nasz Bóg!"
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 517



niedziela, 4 października 2009

[4 X 2009] o antysemitach, Stanleyu i katolicyzmie jako oporze

Stanley strikes back
jak obiecałem w ostatnim wpisie tęskniącym za katolickim Rockeffelerem w osobie p. Pawła Królaka – dziś poszerzę nieco pole dotyczące ostatniego wywiadu-rzeki ze Stanisławem Michalkiewiczem, która w ramach Biblioteki Wolności ukazała się nakładem Najwyższego Czasu!.
Poza tym, że czytając książkę mogłem wyobrazić sobie p. Stanisława na podstawie zarówno przemówień publicznych, jak i osobistego spotkania w ramach Gali Bloga Roku 2008, również miałem okazję bliżej poznać jego biografię i zupełnie intymne, raczej nie obarczone stylistyką wiecową, przemyślenia. Jako, że zanudzanie Czytelnika dywagacjami na temat razwiedki zostawiam sobie na inną okazję, pozwolę sobie poruszyć sprawy innego rodzaju.

odwaga antysemitnika
dowiedziałem się na przykład, że życie p. Stanisława zmieniło się radykalnie w 1996 roku, kiedy to niejaki Isaac Singer wygłosił przemówienie, w którym zapowiedział, iż Polska będzie upokarzana na arenie międzynarodowej. Sprawa i głośna, i niegłośna – bo z jednej strony wszyscy, których stosunki polsko-żydowskie interesują, o sprawie wiedzą, reszta zaś – czyli obłędni filosemici, o których już parę razy pisałem – rzecz przemilczają. No, ale – wówczas właśnie p. Stanisław uznał, że należy rzeczy się przypatrzeć i zacząć obserwować sprawy żydowskie. W wyniku tego z redaktora często pojawiającego się w telewizorze, a wcześniej nawet sędziego Trybunału Stanu, przedzierzgnął się momentalnie we wrażego antysemitnika i ciemniaka, co – jeśli dobrze pamiętam – potwierdziły protesty przeciwko albo jego wejściu w skład zarządu Polskiego Radia, bądź otrzymania programu autorskiego w tej szacownej instytucji (parę lat temu miała miejsce taka sytuacja – brońmy Polskiego Radia przed antysemitą!).
Tomasz Sommer, znając ten stereotyp Michalkiewicza jako antysemity i człowieka na punkcie Żydów zbzikowanego, dopytywał czy nie zamierza przestać się tymi sprawami zajmować, skoro aż tak komplikują życie, na co indagowany odpowiedział w bardzo ciekawy sposób. Otóż, w którymś z wcześniejszych rozdziałów zaznaczył, że do opozycji w PRL wstąpił po to by się nie bać. Odpowiadając na pytanie o współczesność, potwierdził, że skoro działał w opozycji po to by się nie bać, to nie ma najmniejszego powodu, by teraz spękać i przestać robić swoje.
Święte słowa – każdy ma swoje Westerplatte, jak to powiedział Jan Paweł II, a i ja swoim, skromniutkim doświadczeniem rzecz potwierdzić mogę.

niezależność finansowa
zdobycie się na odwagę, by się nie bać pozwala działać niezależnie. A działać można z powodzeniem, czego dobrym przykładem jest właśnie casus Michalkiewicza. Wielokrotnie podawałem go za przykład, ale powtórzę po raz kolejny.
Jestem pod wielkim wrażeniem jego przedsiębiorczości i umiejętności utrzymywania się z wielu źródeł, które de facto polegają na tym samym – Michalkiewicz utrzymuje się z pisania. Tak, jest rzeczą godną podziwu, że facet jest w stanie utrzymać siebie wraz z rodziną z samego pisania – zarówno książek, broszur, felietonów publikowanych w czasopismach, jak i (to chyba największy fenomen) – dobrowolnych darowizn osób, które czytają jego autorską stronę!
Jest to dla mnie tym bardziej godne podziwu, że mnie się to nie udaje, tzn. nie mam możliwości przeżycia z samych wpłat (choć kilkanaście darowizn odebrałem, za co bardzo dziękuję!) - sytuacja ta ma oczywiście wiele czynników, ale głównym z nich jest ten, że Michalkiewiczowi mogę co najwyżej pantofle wiązać i Czytelnik to widzi.
Ale nie po to piszę o wymiarze materialnym jego egzystencji, by naganiać na swoje konto. Piszę o tym po to, by podkreślić po raz enty wagę wspieractwa, o którym pisałem tyle razy. Gdyby nie możliwość zaspokojenia potrzeb materialnych poprzez pisanie, Michalkiewicz nie pisałby swoich genialnych tekstów albo dlatego, że musiałby harować w fabryce, lub ogłupiającym biurze, albo ze względu na konieczność pisania tekstów na zamówienie.
Działa zatem spokojnie dzięki kilkuset ludziom, którzy łącznie – jak policzył kiedyś mój kolega wg danych ze strony – fundują Pani Stanisławowi honorarium na ponad 9 000 zł. Zrzutka po kilka-kilkadziesiąt złotych nie boli, a dzieki niej mamy potężną, błyskotliwą armatę. Podobnie zresztą z Fronda.pl i Klubem Frondy. Mam nadzieję – i będę działał w kierunku realizacji tej wizji – że ta forma finansowania będzie miała jeszcze swoje większe pięć minut po naszej stronie mocy.

czytanie gazet
zdaje się, że starzy Czytelnicy tę uwagę przy jakiejś okazji czytali, ale warto ją powtórzyć. Nie jest cnotą, ani szczególną zasługą (także intelektualną) czytanie gazet. Wszak ich treść (w tym napuszone „analizy” i „eseje”), to wytwór przeróżnych miglanców, którzy o niezależności podobnej do p. Stanisława mogą pomarzyć. Nie chodzi tu o wystrzeganie się formy przekazy, a jedynie rodzaju poruszanych zagadnień – źle jest czytać wciąż na tematy bieżące. Wszak ich oceny można dokonać jedynie w oparciu o kryteria ogólne, jakieś zasadnicze założenia – dlatego zamiast czytać prasę codzienną, czy tygodniki – warto wziąć się za książki, albo te gazety, które dużo uwagi poświęcają niepopularnym i „nudnym” tematom.
Powiem od razu, że „Polityka” i „Newsweek” nie są takimi uczonymi gazetami.

katolik – totalny nonkonformista
wspomniałem ostatnio także o „Iota Unum” prof. Amerio, którą to cegiełkę zabrałem w podróż. Choć do jej końca wciąż brakuje mi kilku centymetrów grubości, odkryłem w niej pewną myśl, którą chyba kiedyś podzieliłem się na blogu.
Otóż, katolicyzm, to nonkonformizm bez względu na czasy. Bycie katolikiem zawsze oznacza bycie w opozycji do większości (nawet w seminariach duchownych gorliwi klerycy są postrzegani jako wariaci – vide przypadek św. Josemarii, którego ze względu na nabożeństwo do Maryi nazywano w seminarium Różą). Nonkonformizm ten objawia się nie tylko w walce na zewnątrz, która jest rzeczą drugorzędną (choć zasadniczą), ale przede wszystkim w walce wewnętrznej. Katolik jest przede wszystkim nonkonformistą wobec siebie!

myśl na dziś
Jeśli jesteśmy blisko Chrystusa i idziemy Jego śladami, winniśmy kochać z całego serca ubóstwo, oderwanie od dóbr ziemskich, braki.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 997



czwartek, 1 października 2009

[1 X 2009] zaczyna się rok akademicki - rewolucja też?

śniło mi się
od wczoraj jestem u Oleńki - w pociągu miałem do napisania sążnisty tekst na bloga, ale swoją obecnością zaszczycili mnie studenci 1. i 2. roku wrocławskich uczelni, którzy w liczbie sześciorga rozsiedli się w moim przedziale po Łodzi i niemożliwie pytlowali aż do Wrocławia! Tekst musi więc poczekac do jutrzejszej podróży (na wschód, na Roztocze), bo dziś z długiego pisania nici - urodziny obchodzi Oleńka!
Ale zanim jeszcze złożymy w następnym wpisie życzenia Oleńce, chciałem opowiedziec dwie rzeczy. Po pierwsze, poczułem się starym dziadem, gdy studenci owi nie tylko zwracali się do mnie per pan, ale i na pożegnanie powiedzieli Do widzenia oraz jedna z nich rzuciła uwagę Ale się Pan nasłuchał, co? Trzy godziny... no, ale to tak jest, gdy młodzi ludzie jadą. No, ja rozumiem, że człowiek nieogolony wygląda starzej, ale bez przesady...!
Po drugie - miałem ciekawy sen. Otóż, zostałem powołany na urząd Prezydenta RP. Powołany, gdyż nie był żadnych wyborów. W sen uwierzyłem i zacząłem się we śnie martwic jak to pogodzę ze studiami i czy opozycja nie będzie pyszczyła na to, że Prezydent zachęca do wstąpienia do Klubu Frondy. Ciekawy sen.

Iota Unum i Stanisław Michalkiewicz
wczoraj w podróży, udało mi się do Łodzi dokończyc najnowszy wywiad-rzekę Tomasza Sommera ze Stanisławem Michalkiewiczem. Rzecz czytało się tym ciekawiej, że obu Panów miałem okazję poznac! Szerzej na ten temat zamierzam się porozwodzic w tekście, który spłodzę jutro, ale gorąco zachęcam do lektury. Mój podziw dla p. Stanleya jeszcze tylko wzrósł.
Zacząłem także lekturę książki prof. Romano Amerio, pt. Iota Unum. Pozycja klasyczna, czyta się z przyjemnością, choc do tej pory jedynie 50 stron za mną (z ponad 900) - pierwsze refleksje w związku z treścią już się rodzą. Temat poszerzę jutro.

dziwne czasy nadchodzą?
tak, jak pisałem przy okazji sprawy Tysiąc vs. Gancarczyk, czy nt. wścieku Pacewicza, sądzę, że obserwujemy właśnie punkt przegięcia na wykresie upupienia katolików i konserwatystów w Polsce. Uważam, że właśnie następuje zmiana trendu.
Byc może jest to tak, jak Cebulski napisał w swojej ostatniej produkcji, że ludzie starsi średnio sytuują lepsze czasy wtedy, gdy byli młodzi i nie musieli się sami utrzymywac (!). Oj, wtedy to i człowiek spokojne życie prowadził, i pieniądze były, i jakoś tak szczęśliwie się żyło! Nie jest zatem wykluczone, że analogicznie ja ekstrapoluję to, co odczuwam sam i moje (zawsze ograniczone) środowisko w związku z własnymi działaniami, sukcesami, etc. Dlatego mogę się mylic.

Libenter - panu Pawłowi kibicujemy
stało się. Tzn. raczej stała, bo chodzi o rewolucję. Chodzi o e-booki, czyli książki elektroniczne, które możemy sobie przeczytac zarówno na komputerze, palmtopie, czy gdzie indziej, ale które również możemy sobie wydrukowac i czytac na papierze - płacąc w ten sposób o wiele mniej, niż za zwykłą książkę.
Dotychczas było tak, że istniały - co było I rewolucją - wydawnictwa e-booków. Np. Złote Myśli z Gliwic, czy kilka mniejszych. Potem nadeszła II rewolucja, wraz z Nexto.pl i Nextranetem. Teraz III rewolucja, w której właśnie biorę udział.
Na czym ona polega? Otóż, Pan Paweł Królak (o którym kiedyś z nadzieją pisałem jako o potencjalnym katolickim Rockeffelerze), właściciel księgarń Tolle et lege i Profect otworzył Klub Libenter.pl.
Rzecz polega na tym, że o ile w przypadku I rewolucji - kupowaliśmy e-booka w wydawnictwie, po II kupowaliśmy w wirtualnej księgarni dane e-booki, o tyle po III rewolucji - kupujemy już tani dostęp do całej zawartości Klubu, czyli obecnie ponad 50 książek! W przeliczeniu na książkę płacimy więc nieco ponad złotówkę...
Trzymam kciuki za przedsięwzięcie, tym bardziej, że chyba po raz pierwszy nie mamy do czynienia z naśladownictwem, a rzeczywistą innowacją - i to właśnie na katolickim obszarze rynku wydawniczego! Brawa zatem dla Pana Pawła, a ci, którzy chcieliby pójśc w Jego ślady, mają szansę przeczytac wywiad w polecanym przeze mnie E-biznesie jako szansie na sukces.
Roczny dostęp do Klubu Libenter.pl kosztuje 77 zł, a po wpisaniu mnie (czyli hasła MaciejGnyszka) jako polecającego - o 10 zł mniej, czyli 67 zł. Oh yeah!
Czekam, aż reszta uczestników rynku zacznie naśladowac Pana Pawła.

Rewolucja?
Chyba jednak tak. O sprawie piszą już media:
rynek-ksiazki.pl
granice.pl
kumputerswiat.pl
wirtualnywydawca.pl

a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/10/1-x-2008-wito-witych-aniow-strw.html

myśl na dziś
Bóg nie wyrywa cię ze swego środowiska, nie odciąga cię od świata, od twojego stanu, ani od twoich szlachetnych, ludzkich ambicji, ani od twojej pracy zawodowej... lecz chce, abyś właśnie tam był świętym!
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 362



ciekawostki:

Pierwsze w Polsce profesjonalne szkolenie giełdowe!
Aktualny PageRank strony maciejgnyszka.blogspot.com dostarcza: Google-Pagerank.pl - Pozycjonowanie + SEO