trzeci poniedziałek w Monachium
dziś kolejny poniedziałek, który przeżyłem będąc na wpół przytomnym ze względu na długie nocne balety przy lofcie, którego adaptację projektuję. Na zajęciach było klawo - zeszliśmy się po raz pierwszy na korektę, śmieszni panowie od tego projektu pytają kto ma ochotę przedstawić wyniki swojej wytężonej i ważnej pracy. Natenczas do saly wchodzi zziajana grzyzga i mówi, że chętnie pokaże to i owo. No i pokazała - w paru słowach, w pół godzinki zgrabnie przedstawiła swoję koncepcję. Sala była nieco zdziwiona, panowie profesorowie także - no, ale cóż, nie mają na codzień ułańskiej fantazji i słynnej polnische Wirtschaft! Było bardzo miło, znalazłem już grupę dla siebie, poznałem dziewczyny, które w weekend cierpliwie odpowiadały na moje mailowe pytania dot. zajęć. Wtopiam się już w grupę, chociaż nie chodzę w obcisłych spodniach, z trzydniową szczeciną na twarzy, czapką Fidela Castro na głowie i syberyjskim szalikiem na szyi. Od razu widać, że nietutejszy.
czy wczoraj była w Warszawie burza śnieżna?
Steffi pytała mnie, czy nie mieliśmy przypadkiem wczoraj w Warszawie jakiejś burzy śnieżnej... Zrobiłem oczy jak spodki, bo na Onecie nic nie pisali, ale spytałem czy przypadkiem nie chodzi jej o Moskwę. Steffi przytaknęła, że chyba tak...
ankiety
no no, widzę, że już trzy osoby chcą głosować na formancje postkomunistyczne... czyli jednak mój blog zdobywa nowe rynki czytelniczków!
unsere Bruecke
buduję most mieszkalny razem z Simonem. Mamy go kropnąć w Duisburgu, ale kto wie - jeśli Piskorski będzie prezydentem Warszawy, to może jakiś geszefcik się ustawi i będzie stał na Wiśle.
Dziś odwiedził mię Simon i snuliśmy przy racuchach z jabłkami na kefirze rozważania na temat naszych koncepcji owego przeszło 400-metrowego mostu. Robi się ciekawie, może wyjdzie z tego dobry projekt. Najlepsze zaś jest to, że tutaj zawsze pracuje się w grupie! To naturalne - w biurach pracuje się właśnie z zespołem, dlaczego na WA PW dotychczas tylko raz robiłem projekt w grupie? Albo ja nie kumam czaczy, albo kto inny.
Pogaworzyliśmy, pojedliśmy i wyszliśmy na dach mojego domu - widok wyborny, o czym świadczą zdjęcia poniżej. Chyba, że nie świadczą, ale moim zdaniem świadczą.
świadectwo
ano właśnie, zupełnie niechcący, jakby przypadkiem prawdopodobnie stałem się dziś dwukrotnie powodem dysonansu poznawczego dla moich kolegów i koleżanek z wydziału. Otóż, najpierw podczas prezentacji - gdy na pulpicie mojego laptopa zobaczyli obok zdjęcia roześmianej, pięknej na ślub mojego brata ciotecznego Oleńki, świętego Josemarię Escrivę! Kto zna niemieckie realia, ten wie jaka cisza zrobiła się na sali. Co ciekawe, jeszcze - poza Danielem w zeszłym tygodniu - nikt nie zaczął zasadniczej rozmowy. Drugim razem, zdziwił się nieco Simon (przemiły chłopak z Fryzyngi) gdy usłyszał, że to prawda że planujemy z Oleńką się pobrać. To, jak temat jest postrzegany w Niemczech - już opisywałem.
niemieckie realia
ano właśnie, te realia. O ile wszędzie na świecie (może poza Watykanem i Żmiącą) - katolicy są podejrzani i postrzegani jako dziwolągi (mówię o katolikach, nie w ogóle o ludziach ochrzczonych w obrządku rzymskim), o tyle w Niemczech zjawisko to jest niezwykle silne. Co więcej - wywołuje zamiast pobłażania, czy europejskiej tolerancji - agresję.
Dobrze wyraził to Bernd, mówiąc że Włoch w rozmowie o Twojej wierze, uśmiechnie się czule, poklepie po pleckach i powie: Evviva Papa! La dolce vita! i pójdzie tanecznym krokiem dalej. W Niemca zaś wstąpi wściekłość i będzie chciał na miejscu udowodnić Ci, że Twoja wiara jest głupia, wsteczna i w ogóle w dzisiejszych czasach tak nie można!
Nie mówię tego oczywiście o każdym Niemcu (wśród nich jest choćby niejaki Joseph Ratzinger), tylko o takim mitycznym, statystycznym.
wierszydełko dla Oleńki
nie nazwę, bo też nie umię
babcia zanim umarła
spotkała Alzheimera
wszedł do pokoju zaraz przed dziadkiem
który od dawna już nie żył
tylko grzecznie leżał w swoim
gniazdku podziemnym
i czekał
wiał na nas wiatr
gdy szliśmy ścieżką
myśląc że to lato
a przecież była zima
łąka przykryła się zimnym kocem
jak ty - maluszku zmarźluszku
gdy śpisz w nocy w skarpetkach z zającem
poszłaś do babci powiedzieć że masz narzeczonego
a ona na to nic
grzecznie leży
tylko ptaki dziumdziały
adoptowałem twoją babcię
z której przed śmiercią opadły zmarszczki
poniedziałek, 15 października 2007
poniedziałkowy viecir
Autor: Maciej Gnyszka o 10/15/2007 09:21:00 PM
Etykiety: katolicyzm, monachium, poezja, studiowanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz