Stanisław M.
pangrzyzga ostatnio sporo pracuje w internecie - na forach internetowych. To jest dzisiejszy Areopag, jak się zdaje. Żniwa wielkie, ale robotników mało - jak to zwykle.
Ostatnio jednak natrafiłem na kuriozum. Na forum Radia Józef - mojej ulubionej rozgłośni (http://www.sielskiefale.pl/) - pojawił się wątek nt. liberalnych mediów. Link zapodam pod koniec wpisu. Wtrąciłem się do dyskusji, proponując zmianę nomenklatury, bo wydaje mi się, że desygnat, o którym mowa powinien być nazwany medium libertyńskim (z paru względów, których nie zdążyłem wymienić, a które jeno zasugerowałem). Dostała mi się wówczas ruga od niejakiego StanisławaM., który wyjaśnił, że wszystko, co lingwistycznie derywuje się od liberalne (a więc libertynizm, liberalizm, libertarianizm, etc.) to samo zło, komuna, a poza tym - co mnie zabolało bardziej od kompletnego niezrozumienia - to głosowałem na PO!
Tego oczywiście za wiele i chyba dyskusji nie należy ciągnąc. Smutne to, bo w istocie z panem StanisławemM. zapewne zgadzamy się w 99% poglądów, lecz pan StanisławM. rozszyfrował moje poglądy zanim je zdążyłem wypowiedzieć i wie już na kogo głosowałem - tylko dlatego, że zaproponowałem nieco bardziej wyczuloną na rzeczywistość nomenklaturę.
http://forum.sielskiefale.pl/viewtopic.php?t=1456
Pałlokoeljo
dlaczego o tym piszę? Bo dziś po raz kolejny stałem się obiektem stygmatyzacji. Otóż, okazało się, że chłopaki z grupy zaczytują się w Paulo Coelho. Cudowny, przecudowny, bardzo znany pisarz. Pangrzyzga może zbyt prędko wyraził swoje zdanie, że Coelho, to wielkie gówno, grafoman i nie warto go czytać, bo pisze farmazony, w dodatku pretensjonalnym językiem. Poza tym, to jest pisarszczykowstwo dla nawiedzonych nastolatek - żadnej pozycji w historii literatury nie zajmie.
Skończyłem, a tu okazuje się, że Dominik Coelho jest urzeczony i pan Paulo, to jego ulubiony pisarz.
No, cóż - to już nic nie mówię - odrzekł pojednawczo pangrzyzga.
Na to Bartek, pochodzący z Polski wyparował, że przecież też można powiedzieć, że Biblia to szajs, a tak w ogóle to naprawdę w Biblii jest od groma bzdur.
No, tak - moi przenikliwi niemieccy koledzy intelektualiści, znający bogactwo kultury zachodniej i będący specami od literatury, kultury i wszelkiej sfery humanistycznej, oczytani i erudyci - uznali, że jako katolik czytam jedynie Pismo Święte i na niczym innym prócz tego, Bauphysik i architektury się nie znam. Hahahaha...
Żenujące - najgorsze jest jednak to, że ludzie w te swoje majaki wierzą święcie - zarówno Pan StanisławM. bardziej wierzy swojemu wyobrażeniu o moich poglądach, niż moim wyobrażeniom o moich poglądach, jak i Bartek - sądzący mnie podług siebie i niemieckich standardów.
Co odpowiedziałem? Jasne, że można powiedzieć, że Biblia to literackie gówno i zawiera same bzdury, wówczas ja poproszę o uzasadnienie i zaczniemy dyskutować.
Problemem jest wielość opinii. Przeciętny Niemiec z wielości opinii wnioskuje o nieistnieniu prawdy. Z poglądów przeciętnego Niemca można zaś wnioskować, że głupich się nie sieje.
daytrading
oj, nie sieje panie, nie sieje! Mówią w telewizji, że akcje spadajo, indeksa na czerwono, cuda na kiju - tylko się traci. Wcale jednak na akcjach tracić nie trzeba - i nie mówię tu wcale o technikach arbitrażowych (akcje razem z kontraktami na akcje), ani o krótkiej sprzedaży, czy używaniu innych instrumentów, celem asekuracji części akcyjnej portfela. Myślę tu o daytradingu.
Technika ta nie różni się niczym od innych, prócz horyzontu inwestycyjnego - sprzedajemy drożej, niż kupiliśmy w czasie jednej sesji (a nie np. pod koniec hossy w przypadku dobrych akcji zakupionych w głębokiej bessie). Proste, prawda? Trzeba mieć jednak mocne nerwy i dobrego nosa wspomaganego przez szybki, wyćwiczony, doświadczony i oczytany umysł oraz niegorsze oprogramowanie do analiz on-line. Da się zrobić. Weźmy taką sesję jak dzisiaj - Japończyki nam się krwią zalały wczoraj, Euroland dziś też niezbyt skory do wzrostów, stąd u nas niższe otwarcie. Kupujemy sobie spółeczkę na otwarciu, albo w czasie paniki zaraz po otwarciu, parę minut albo godzin - wywalamy papierek mając np. 7% zysku. Jeśli papier jest płynny - taką operację w ramach sesyjnych fluktuacji można powtórzyć kilkakrotnie. Znajomi wieczorem ze współczuciem poklepują cię po plecach, bo widzieli w teleexpresie, że podobno już piąty krach w tym tygodniu, a ty sobie liczysz zyski.
Niekiedy można jednak policzyć spore straty - jeśli rzeczywistość nie dorośnie do naszych wyobrażeń...
recesja?
ponoć Japonia już zagrożona recesją. Larum grają. Dzisiejsze dane z USA - spadek sprzedaży nowych domów o 4% (wobec ośmiokrotnie mniejszych oczekiwań) - najpierw poraziły, potem Jankesi wzięli się za odrabianie strat i po dramatycznej walce przygotowali nam ładny grunt pod jutrzejszą sesję (czekamy jeszcze na Azję...). Jutro w ogóle ciekawy dzień, bo zbierają się mędrce z FED i pewnie znów obniżą stopy procentowe - wzrosty mogą być pod to wydarzenie (giełda wszak ma w zwyczaju dyskontować przyszłość).
A co do recesji - wbrew pozorom nie musi byc baaardzo groźna dla posiadaczy akcji. Wiadomo - podczas recesji upadają przedsiębiorstwa, wiele zmniejsza zyski, itd. ale dane historyczne mówią, że podczas recesji indeksy najczęściej rosną. Dlaczego? Bo każdy o recesji już wie, spowolnienie jest w cenie - teraz gra idzie pod odbicie, pod koniec recesji.
Z tego względu - można coraz poważniej mówić o tym, że jeszcze być może przed nami jakieś jedno, lub dwa zaskoczenia - i zaczynamy myśleć o przyszłości.
ściąg, ściąg
kto mi to mówił o tym, że na Zachodzie się nie ściąga? Pewnie jakiś zakompleksiony mądrala z Wyborczej w czasach, gdy jeszcze Gaz czytałem. Pewnie nigdy nie był na zagranicznych egzaminach. Dziś była Bauphysik. Hahahaha... Jeśli się nie ściąga, to tylko dlatego że można mieć na stoliku skrypt, książki, notatki, kalkulator i wszystko inne. Ale pomimo to, także się ściąga. Dlaczego? Bo jak się nie ma w głowie, to nawet jak się ma w książce - nic nie pomoże.
Chłopaki i dziewczyny, którym pomagałem w weekend bardzo mi kolejny raz dziękowali - upierałem się jak maniak, by przerobić cały materiał i okazało się, że gdybym poszedł za ich radą i przygotował tylko to, co było zapowiadane (a czego tak naprawdę nie dało się skumać bez przerobienia całości...) - okazałoby się, że karteczki wróciłyby do Doktora Wernera puste. Tawfiq tak się rozszczęśliwił, że zaprosił mnie z Oleńką i Rodzicami (gdy wszyscy będą w Monachium) do siebie na syryjską kolację!
myśl na dziś
Synu, wszystkie morza tego świata należą do nas i tam, gdzie połów jest trudniejszy, jest także bardziej potrzebny.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 979
dobranocka dla nocnych marków
poniedziałek, 28 stycznia 2008
[28 I 2008] poniedziałek, wspomnienie św. Tomasza z Akwinu
Autor: Maciej Gnyszka o 1/28/2008 10:06:00 PM
Etykiety: coelho, giełda, radio józef, społeczeństwo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Hmm, wydaje mi się że w tej dyskusji paradoksalnie zabrakło zdefiniowania pojęć... Pan rzeczywiście dosyć topornie nimi wymachuje. Wydaje mi się, że nie powinieneś po takiej donaldduckowej sugestii zwyczajnie przestać dyskutować — wręcz przeciwnie, użyj tego jako argumentu na poparcie tezy, że wiele przekłamań i mitów narosło wokół słowa liberalizm (i właśnie dlatego wymyślono np. słówko libertarianizm w Ameryce).
Prześlij komentarz