jest godzina 19:40, pangrzyzga w marynarce z Bytomia, wyprodukowanej za średniozaawansowanego Gierka, siedząc w Schelling Salonie na rogu Schellingstrasse i Barerstrasse, popijając białego Schneider'a w oczekiwaniu na kolegów z grupy, po umiejscowieniu Oleńki na siedzeniu nr 10 w autobusie biura podróży Sindbad, nr 53 linii Ulm-Wrocław, po wylaniu setek łez, odwiedzeniu stylowej toalety Salonu, zasiadł koło 19:40 do pisania na laptopie dzisiejszego wpisu! Dziś kochanym Radiosłuchaczom należy się długaśny post - wszak przez ostatnie dni pangruszka pisał tyle, co kot napłakał, spadła była również nieco ilość odwiedzin, a co za tym idzie - i reklamy cienkie Gugiel powstawiał, i sam Lexus SL odjechał nieco w przyszłość... Do roboty moi mili. Blog powstaje - klawiatura pika - naród klika! Już od miesiąca - wczoraj mieliśmy rocznicę!
Ludwiku Dorn, psie Sabo, nie podążajcie tą drogą!!!
od wczoraj mieliśmy z Oleńką głupawkę. Dlaczego? Ach, to za sprawą rozważania słów jednego z demokratycznych autorytetów, złotoustego Prezydenta Dziesięciolecia, którego synonimy układają się w swojskie "OK"! Jarosławie Kaczyński! Lechu Kaczyński! Ludwiku Dorn! Psie Sabo! Nie podążajcie tą drogą!"Niestety, nie mają kochani Radiosłuchacze okazji przeżyć tego jeszcze raz, bo nie udało mi się znaleźć na youtube.com filmu z konwencji LiD, gdzie padły owe słowa w iście filipińskim stylu. Warto je jednak rozważać, bo są źródłem inspiracji co najmniej na 24 godziny, do tego stopnia, że zaczęliśmy z Oleńką zwracać się do siebie per "Psie Sabo" oraz "Ludwiku Dorn"! Pangrzyzga poleca.
słowa, słówka
niektórzy już wiedzą, niektórzy jeszcze nie, ale wraz z Oleńką przejawiamy iście obsesyjną chęć nazywania rzeczy po nowemu. Znaczy to ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że nadajemy nowe nazwy rzeczom i osobom istniejącym, szczególnie zaś sobie. Metoda Kowalskiej-Gnyszki jest prosta, a ilustrują ją przykłady: gdy nazywany zje za dużo czosnku, jest "czosnakiem"; gdy przeholuje z piwkiem, otrzymuje miano "piwaka", wyjątkiem jest tu "kiełbaśnik", ale wbrew pozorom nie jest to osoba, która nie wyrzuca za kołnierz kiełbasy, lecz osoba w wyjątkowo dobrym humorze. Proszę sobie zatem wyobrazić, jak to dziś po obiedzie (patrz: zdjęcia poniżej) powiedziałem do Oleńki "mój Ty psie Sabo", a w zamian zostałem nazwany "Sabakiem", co od razu zrozumieliśmy oboje jako "sabaka". Zbieżność chyba nad wyraz nieprzypadkowa - marszałek Dorn nazwał swojego pieska inspirując się językiem Puszkina i Lenina!
10 róż - lustereczko, powiedz o co chodzi
Oleńka dostała 10 róż, o czym każdy mógł się przekonać na zdjęciach któregoś z poprzednich dni. Założę się o autograf Kwaśniewskiego na milionowym egzemplarzu "Trybuny", że każdy zachodził też w głowę dlaczego akurat 10! Mam ku temu też inne przesłanki - dostałem tysiące listów i kartek z wakacji z pytaniem: "Paniegrzyzgo, dlaczego dzisięć, a nie dziewięć?". Wbrew pozorom nie jest to pomyłka Poczty Kwiatowej, ani nikogo innego. Tyle było w bukiecie, który kupiłem. Natomiast inną rzeczą jest to, że wokół 2010 roku, jako specjalnej daty krążą ostatnio moje myśli...
dowcip na niedzielę
był kiedyś taki kawał o Wałęsie (tak, to ten pan, którego najpierw wszyscy kochali, potem słusznie nienawidzili, protestowali gdy był prezydentem, robili sobie z niego jajka, jako niewykształconego elektryka wysłali na margines polityczny, a potem po 2005 roku okrzyknęli mianem autorytetu i speca od demokracji). Ten kawał brzmiał tak: Co się stanie, gdy Wałęsa wejdzie na czubek drzewa? Będą dwa czuby. Usłyszałem go w podstawówce - bardzo mnie cieszył. Ale, ale, mój wyborny dowcip ulepszył ów kawał. Oto jego bardzo śmieszna wersja: Co będzie, gdy Wałęsa, ubrany w buty z czubem, wejdzie na czubek drzewa? No, moi mili, co będzie...?
Hahahahaha... dobre, nie? Jak można mówić, że nie mam poczucia humoru?
Msza Wszechczasów
dziś z Oleńką - tak jak w zeszłym tygodniu - na Mszy Świętej, Missa Tridentina, w Damensstiftungskirche, niedaleko Marienplatz. Co może powiedzieć człowiek wychowany w Novus Ordo, który jedynie z Christianitas, internetu i ustnych przekazów dowiadywał się czym był i jest pierwotny ryt rzymski? Może powiedzieć, że wreszcie, pomimo tysięcy komentarzy rozumie gesty liturgiczne w ich naturalnym środowisku, że wreszcie nie przeszkadza mu nikt, nikt nie stoi pomiędzy nim a Panem Bogiem - nikt nie chce skupiać jego uwagi na sobie, a to komentując wszystko, a to będąc do niego zwróconym, czy z nim zbyt często dialogując. Wreszcie widzę, że dzieje się Ofiara, zamiast miłego posiedzenia z przerwą na Komunię, że wreszcie teksty i śpiewy liturgiczne wyrażają bez ogródek pełnię i głębię wiary... Nie mogę się pozbyć wrażenia, że Novus Ordo to po prostu cienka kopia, piąta woda po kisielu, wobec pierwotnego rytu. Cóż, Paweł VI najwidoczniej miał rację w słynnym przemówieniu o smrodzie szatańskim, który wkradł się do Kościoła w związku z dyskusyjną implementacją nieomylnych zaleceń ostatniego soboru.
kiepska baletnica a Ryt Rzymski
no, cóż - ludzie mawiają, że Mszy Trydenckiej się nie rozumie, bo jest po łacinie, że jest tyle przyklęków, przeżegnań, pokropień wodą, pokłonów, rozwlekłych modlitw, że to jest nie do ogarnięcia... Każdy, kto to głosi, powinien sprawdzić w praktyce, czy ma rację. Ja już sprawdziłem i mówię zawczasu - nie, nie ma racji.
Otóż, zapomina się o paru sprawach, z których wymienię tu ledwie parę. Po pierwsze - tekst oraz gest nie tylko wyrażają wiarę, ale i ją formują. To jest chyba jasne - relacja, o której mowa jest zwrotna. Wobec tego, nie ma co się dziwić, że ludzie wychowani na Novus Ordo mają ogromne problemy z zajarzeniem o co chodzi we Mszy, że ma charakter ofiarny, często nawet nie wiedzą w co formalnie wierzą, wypowiadając słowa Credo. Nie może być inaczej. Jestem przekonany, że jeśli śpiewa się Credo przez prawie 10 minut, także rozważa się jego tekst - to, że wierzy się w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, że wierzy się w świętych obcowanie, itd. Sama forma do tego zmusza.
Po drugie - łacina. Trudniejsza forma wyrażania myśli, to pewne. Jednak obcy, odświętny język po pierwsze czyni ze Mszy wydarzenie niecodzienne (a takie jest), po drugie zmusza do przestudiowania i zrozumienia tych tekstów, po trzecie wspólnie recytowanych tekstów nie jest dużo, więc spokojnie można się z nimi przy pomocy Mszalika zapoznać.
Po trzecie i po sześćdziesiąte - chyba dalsze aspekty omówię w przyszłości, bo miejsca braknie, a ja jeszcze o paru sprawach chciałem napisać...
Msza Trydencka jako szkoła cnót rynkowych
pangrzyzga to rasowe homo oeconomicus, dlatego nie mogło nie pomyśleć o zastosowaniu rynkowym cnót, które pozwala rozwinąć w wiernym uczestnictwo w Mszy Wszechczasów. Z racji niewielkiej ilości wspólnie recytowanych tekstów, człowiek ma możliwość samodzielnej, cichej modlitwy, choć złączonej z modlitwą Kościoła wojującego i uwielbionego (tj. z żyjącymi na ziemi i tych, zbawionych). Samodzielność, własna inicjatywa - nikt nie prowadzi nikogo za rączkę. Te cnoty przejawiają się też przy konieczności przygotowania się do Mszy Świętej - posiedzenia troszkę nad tekstami, etc.
Nie bez kozery zatem to hiszpańscy i północcy scholastycy położyli fundamenty pod współczesną austriacką teorię wolnego rynku. Nie bez kozery to oni stworzyli współczesną teorię ceny, rozwinęli prócz tego zręby teorii kredytu, a oprócz tego logikę, ale to już na marginesie...
Jeśli ktoś Wam będzie mówił o chrześcijańskim socjalizmie, to pocałujcie go w pupkę.
USA, kredyty hipoteczne i kryzysy
pewnie i nie zainteresowani słyszą o kryzysie na rynkach finansowych w USA, o tym że z tą giełdą to nie tak różowo, itd. Parę myśli na ten temat, jeśli można.
Nerwowość w ostatnich tygodniach powodowało obniżenie ratingów dla paru banków inwestycyjnych w USA (m.in. Citibanku - słyszysz Tata?). Dlaczego obniżono ratingi? Bo banki inwestowały na rynku kredytów subprime, na którym mieliśmy w wakacje mocne tąpnięcie. To, że poniosły stratę, było wiadomo, tylko że dopiero teraz wiadomo jak duże, bo mamy sezon publikacji wyników kwartalnych. Jak zatem ocenić obecną atmosferę na rynku? Psychologia, nic nowego się nie dzieje, piąta woda po kisielu. Sytuacja może się zmienić, jeśli pogorszy się sytuacja okołorynkowa.
Co zatem robić? No, cóż zasada jest jedna - kupuj, gdy jest tanio. Pangrzyzga ruszył już na zakupy, innym radzi to samo. Jeśli będzie taniej - kupimy taniej, jeśli będzie jeszcze taniej - zaciśniemy pampersa do oporu i sprzedamy choćby za dwadzieścia lat, kiedy będziemy już mieli Lexusa...
Aha, dolar się osłabia, dlatego warto się pakować w fundusze akcji zagranicznych denominowane w obcych walutach (oczywiście poza dolarem amerykańskim...). To taka rada...
wierszydełka dziś nie będzie
myśl na dziś
Bóg nie wyrywa cię z twego środowiska, nie odciąga cię od świata, od twojego stanu ani od twoich szlachetnych, ludzkich ambicji, ani od twojej pracy zawodowej... lecz chce, abyś właśnie tam był świętym!
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 362
niedziela, 4 listopada 2007
Autor: Maciej Gnyszka o 11/04/2007 11:00:00 PM
Etykiety: dorn, dowcip, giełda, Msza Święta, oleńka, polityka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Cosięstałosię, że jakoś tak ostatnio w kratkę obdzielasz panie Gnyszko wpisy tytułami? Przez to nie wyświetlają się w eresesie i nie wiem, że jużeś coś machnął.
Dobry quiz polityczny — do rozpropagowania! :)
kratkę obdzielam wpisy tajtułami? Wczora żem nie obdzielił? Ostatnio zapomniałem, rzeczywiście, to pamiętam... :) Spoko, będę uważał.
Prześlij komentarz