kościół, czy rakieta?
byłem wczoraj w kościele św. Bonifacego przy Karlstrasse. Wszedłem, powiedziałem Panu Jezusowi dzień dobry i uciekłem! Muszę sfotografować to wnętrze, żebyście zobaczyli - tragedia! Tzw. sztuka nowoczesna w przestrzeni sakralnej, sztuka którą stworzył artysta przez duże A, który jak na artystę przystało jest ignorantem w sferze religii i wielu innych, który na dodatek jest egocentrykiem - taka sztuka, to nieporozumienie.
Chciałoby się powiedzieć autorowi - chłopie, weź Ty pójdź najpierw na Mszę, weź się dowiedz co to jest katolicyzm, a potem dopiero twórz wnętrza... Ze sztuką sakralną jest jak z teologią - tak, jak teolog nie może tworzyć własnych pomysłów, a raczej odkrywa boskie tajemnice, będąc sługą Prawdy, tak artysta jest estetycznym sługą doktryny. Niemożność bycia takim sługą, to po prostu egocentryzm - niemożność oderwania od własnych przyzwyczajeń. Efekty - takie jak Sankt Bonifaz i Friedenskirche na Olympia Zentrum.
Mam zawsze poczucie, że tak jak ja się tam źle czuję - tak i Panu Jezusowi w tabernakulum też pewnie jest przykro.
mytyng
tak sobie pomyślałem - może jest ktoś, kto tak się stęsknił za mną, że koniecznie chce się spotkać w Święta? Jeśli jest - to zacznijmy już ustalać mitingi, bo mało będzie czasu i trzeba go będzie porządnie wykorzystać.
Kerzeny, czyli świeczky
no więc Friedenskirche na Olympia Zentrum - konstrukcja rurowa, gdy mocno wieje - rury skrzypią, ściany z płyt niewiadomego pochodzenia, kolory De Stijlu, pomarańczowe tabernakulum, zielone, odblaskowe nogi ołtarza... Zawsze pusty, oprócz Pana Jezusa w tabernakulum. Zachodząc co dzień w odwiedziny, postanowiłem, że będę zapalał Matce Boskiej świeczkę za te 0,25 euro, bo to skandal, żeby takie dziadostwo robić - nie dość, że ohydny projekt i zupełnie niekatolicka estetyka (tzn. nie służąca celom liturgicznym i nie rozumiejąca ich), to jeszcze nikt nie odwiedza Pana Boga, oprócz sprzątaczki.
sprawiedliwość
prof. Ćwiąkalski jest takim samym profesorem, jak i Profesor (tj. mgr) Bartoszewski i każdy nauczyciel liceum w ten sposób tytułowany - tj. po prostu profesorem tytularnym. Ministerstwo Sprawiedliwości przejął obrońca największych polskich aferzystów. Umorzono już parę głośnych śledztw (m.in. śmierć Ireneusza Sekuły)... wraca Ubekistan, co? Ale spoko - w zamian przynajmniej będzie ładne, europejskie opakowanie i ustawa antydyskryminacyjna.
Nasdaq
co się stało się? Takich wzrostów w USA, jak dziś (zapraszam dla podglądu na http://www.stooq.com/) nie widziałem od miesięcy. Odbijają się Amerykany od wsparcia, my zrobiliśmy to samo. Perspektywa na najbliższy czas wysoce optymistyczna - nie tylko segment największych spółek wraca do dobrej formy, ale i indeksy małych i średnich. Nie ma się z czego cieszyc mimo to - czarny scenariusz zakłada miesiąc, dwa spokoju, a po nim, gdy już wszyscy będą zadowoleni - nadchodzi tsunami, czyli fala C - najszybsza i najdłuższa ze wszystkich fal spadkowych. Zabraknie latarni dla bankrutów... albo i nie - gdy skończy się na trendzie bocznym, stabilizacji. Zrobiło się rzeczywiście tanio - ostatnie zakupy papierków wartościowych niechybnie się opłacą.
Dziwią mnie jednak dobre nastroje - skoro opublikowana ostatnio beżowa księga straszy recesją, dane z rynku budowlanego i sprzedaż detaliczna też są cienkie jak nie powiem co... No, cóż - jeśli nadejdzie fala C - będziemy wiedzieli dlaczego nadeszła. Jeśli nie nadejdzie - przetrzemy oczy ze zdumienia.
wierszowizna
do wszystkich lubiących poetyckie wyziewy panagruszki (znam ich paru) - kroi się jakieś wiekopomne dzieło. Czuję w kościach, serio! Jeśli chodzi o tomik, o którym swego czasu wspominałem w ankiecie - robi się, owoce pracy chłopaków jak na razie obiecujące.
instytuszyn
jak co tydzień - przedstawiam kolejną instytucję, której pracę chciałbym docenić. Dziś, kolej na Ligę Małżeństwo Małżeństwu. Pomysł jest prosty - małżeństwa znające się na NPR (Naturalne Planowanie Rodziny, czy raczej NMRP - Naturalne Metody Rozpoznawania Płodności), uczą, radzą i pomagają, tym którzy dopiero zaczynają. Prócz tego, zajmują się popularyzacją NPRu. Temat jest niezwykle ważny z wielu względów, wśród których probierz jest jeden - to, że temat jest zakłamany.
Niektórzy nie mają bladego pojęcia o co chodzi, inni doskonale wiedzą, że to nie działa - nie wiedząc ani skąd wiedzą, ani dlaczego mają rację. To popularny stan umysłu w ochlokracji. No, ale żeby nieco zamącić, kilka informacji.
Wiedziałaś/-eś, że NPR jest polecany przez WHO jako najlepsza metoda planowania rodziny (skuteczność vs. zdrowie).
Wiedziałaś/-eś, że kalendarzyk to nie to samo, co NPR?
Wiedziałaś/-eś, że istnieją elektroniczne metody NPR?
Wiedziałaś/-eś, że NPR, to nie metody statystyczne, tylko bieżąca obserwacja?
Jasne, że nie wiedziałaś/-eś, dlatego zanim nabawisz się zakrzepicy od piguł, zanim się uzależnisz od ruchów frykcyjnych, zanim wydasz tysiące złotych na własną szkodę - idź się doucz. http://npr.pl albo http://www.lmm.pl/, szczególnie polecam forum!
reklamy - co jest panie?
eja, słyszałem, że tam w Polsce macie jakieś cienkie reklamy od Gugla? Ja mam dobre - jakieś tam podróże, gry komputerowe i inne. No, ale nie ma się co dziwić - ostatnio nie pisałem dużo na tematy skojarzone z wyjątkowo drogimi reklamami. Co poradzić? Przecież nie będę pisał bez sensu. W niedzielę zaś widziałem swojego Lexusa, ale mi uciekł - zdjęcie poniżej!
myśl na dziś
czytam ostatnio biografię Plinio Correa de Oliveiry (www.chomikuj.pl/gnyszka/PL_krzyzowiec.pdf) - wybitna persona, nie ma to tamto! Na zachętę - dziś cytat z Doktora Plinio.
Każdy z nas, czy mu się to podoba, czy nie, pisze własną biografię. W dzień sądu księga ta zostanie otwarta i odczytana.
Plinio Correa de Oliveira, Seriedade, w: Catolicismo, nr 485, 1991
środa, 28 listopada 2007
[28 XI 2007] środa, do Wielkiej Środy jeszcze daleko!
Autor: Maciej Gnyszka o 11/28/2007 07:28:00 PM
Etykiety: architektura, ćwiąkalski, giełda, katolicyzm, liga małżeństwo małżeństwu, npr, poezja, polityka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Macolu,
Rozumiem, że można niektórych osób nie lubić, negatywnie oceniać ich wkład w polską politykę, ale mam czasami wrażenie, że uparte odmawianie tytułu profesorskiego Władysławowi Bartoszewskiemu przez niektórych przypominają trochę sytuację opisaną przez Ciebie - po prostu wiem (nie wiem skąd), że profesorem nie jest.
Zajrzyjmy do pierwszego lepszego źródła - wikipedii. I co tam znajdujemy? "Złożył na ręce prof. Juliana Krzyżanowskiego pracę magisterską, jednak decyzją rektora UW został w październiku 1962 skreślony z listy studentów. Posiada tytuł profesorski nadany mu decyzją rządu Bawarii [w RFN kompetencję nadawania tytułów profesorskich mają landy - u nas Prezydent], gdzie wykładał na uniwersytetach w latach 1983-1990."
To, że rzeczywiście nie zdobył w Polsce tytułu nie jest jego winą (no chyba, że za winę uznamy sprzeciw wobec budowy Polski socjalistycznej...). Dodam, że tytuł ten został nostryfikowany w Polsce. Władysław Bartoszewski JEST profesorem.
Prof. Ćwiąkalski jest doktorem habilitowanym więc także należy się do niego zwracać per profesor.
Natomiast kwestia odmawiania prof. Bartoszewskiemu tylko dlatego, że nie przeszedł całej drogi formalnej, patrząc na jego biografię jest dla mnie niezrozumiała. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na takie osoby jak prof. Tomaszewski - dziekan WPiA UW, który najpierw napisał dla Kwaśniewskiego opinię, że kłamstwo w sprawie wykształcenia było nieistotne, a parę miesięcy potem otrzymał z jego rąk tytuł profesora zwyczajnego.
Komu jak komu, ale Bartoszewskiemu się należy.
Halo, halo! Pokrótce :) Otóż, jeżeli istotnie tytuł profesorski Władysława Bartoszewskiego był nostryfikowany w Polsce - rzeczywiście nie można powiedzec, ze profesorem nie jest - bo jest. Wystarczy teraz udowodnic przesłankie o nostryfikacji i sprawa jest załatwiona. Cwiąkalski jest drem habilitowanym, czyli zupełnie odpowiada zarysowanej przeze mnie analogii z "profesorami" z liceum. Jest, ale nie jest :)
Chcę jeszcze zwrócic uwagę na to, że Bartoszewski miał prawie dwadzieścia lat "wolnej" Polski, by zostac belwederskim profesorem - więc niebycie nim nie wiąże się jedynie ze sprzeciwem wobec komuny. Oczywiście mnie jest to obojętne - nie uważam, żeby po powrocie z wygnania facet musiał się poświęcac robieniu normalnej profesury. Jasne. Czy Mu się należy? Pewnie i się należy, dlaczego nie? :)Lubię Pana Władysława, nie podzielam jednak ostatnio odnotowywalnej bałwochwalczej czci (tak, że słowo Profesor w Polsce oznacza już nie Geremka, tylko właśnie Bartoszewskiego).
Tytuł był nostryfikowany, o ile wierzyć Tomaszowi Krawczykowi (wielbicielowi W.B. i członkowi ZHP).
Natomiast pytanie, czy w wieku około 60 lat, po napisaniu zyliona publikacji, przesiedzeniu w komunistycznych więzieniach wielu lat itd., pan Bartoszewski miał ochotę w wolnej Polsce pisać pracę magisterską (jako szef MSZ), następnie doktorską, ubiegać się o habilitację, aż w końcu dożyć dnia w którym prezydent Tusk nada mu tytuł PROFESORA. Wg mnie, troszkę to zakrawa na absurd.
Dlatego też uważam, że niezależnie od kwestii formalnych nietytułowanie Bartoszewskiego profesorem w sposób celowy (tj. mający na celu podkreślenie braku tytułu i zasugerowanie, że jest tak nazywany tylko przez "wykształciuchowe" media, a my się im nie damy oszukać i swoje wiemy) jest conajmniej nieeleganckie.
A elegancja i styl to najważniejsze w polityce sprawy, o czym sam profesor raczył nam podczas kampanii przypomnieć - media chyba jednak nie zauważyły;) Ale to już inna bajka.
Prześlij komentarz