Afganistan
jak już niektórzy wiedzą, lub nie - z wojskiem miałem ostatnio nieco wspólnego. I wciąż mam - bo jak inaczej określić fakt, że zdarza mi się tęsknic za jednostką, w której odbywałem służbę? Ale nie pora by się tu wywnętrzać, chcę bowiem napisać o sprawie naszych żołnierzy z Afganistanu, którzy ostrzelali wioskę. Nie znam ostatnich szczegółów, zresztą pewnie i tak poza samymi oskarżonymi i prokuratorami nikt ich nie pozna, ale mam parę uwag natury ogólnej, bez względu na szczegóły.
Po pierwsze - jest kosmicznym skandalem, że żołnierzy potraktowano jak bydło. Przypomnijmy kim jest żołnierz - żołnierz jest obywatelem, który nie tylko wyzbywa się części własnej suwerenności na rzecz przełożonego, ale i ryzykuje zdrowie lub życie, by wypełnić wolę przełożonego (jeśli w oczywisty sposób nie narusza ona prawa). Można by zatem powiedzieć, że co jak co, ale żołnierzom w społeczeństwie należy się wybitny szacunek. Tego nie widziałem. Nie wspominam już o zasadzie domniemania niewinności, którą najwidoczniej pogwałcono.
Po drugie - są trzy możliwe wersje wydarzeń. Pierwsza - żołnierze pojechali sobie na przejażdżkę i dla jaj ostrzelali wioskę, żeby pozabijać ludzi. Druga - żołnierze realizowali rozkaz przełożonego, który wydał go z czystego chcenia. Trzecia - bezpośredni dowódca oddziału realizował rozkaz przełożonego. Nie analizuję tu tego, czy rozkaz był słuszny. Pierwsza możliwość jest niemożliwa - każdy patrol ma dowódcę, jego wyjazd i uzbrojenie są rejestrowane. Zostają zatem druga i trzecia. W ich kontekście warto się zastanowić nad słusznością rozkazu. Jeśli rozkaz był słuszny - nie ma sprawy, żołnierze wykonali obowiązek. Jeśli rozkaz był niesłuszny - żołnierzom mamy coś do zarzucenia wówczas, gdy w oczywisty sposób naruszał on prawo. Jeśli nie naruszał - dowódca popełnił błąd i robimy postępowanie dyscyplinarne, żeby facet na przyszłość nie popełniał błędów. Jeśli w oczywisty sposób naruszał - winni są żołnierze i dowódca. Tyle w temacie. Jak było? Parę artykułów i od razu spektakularne, iście norymberskie zatrzymanie bandytów.
Po trzecie - zastanówmy się czy żołnierz w warunkach wojennych, tym bardziej w warunkach wojny z terroryzmem w Azji ma szansę na dogłębną i celną analizę prawomocności rozkazu. Odpowiedź brzmi - niezbyt. Warunki wojny z terroryzmem, gdzie przeciwnik nie różni się od cywila, nie nosi munduru, nie ma miejsca zgrupowania, jest wszędzie i nigdzie, może być małym chłopcem, lub stetryczałym afgańskim dziadkiem, nie sprzyjają trafności tego typu analiz. Jasne jest więc, że nie może być zbyt często mowy o oczywistym naruszeniu prawa.
Po czwarte - tego typu wojna stanowi ogromny wysiłek psychiczny dla żołnierzy. Ciężko jest bowiem nie zwariować w wyżej opisanych warunkach... w kontenerku na kurczaki z paroma kolegami w środku, a wokół tylko piasek i góry, z których strzelają nie wiadomo kto i nie wiadomo kiedy...
Jeśli ktokolwiek odczuł satysfakcję widząc zdjęcia z zatrzymania i myśląc o zapijaczonych rezerwistach w pociągu - niechaj się potężnie stuknie w łeb.
Twój samochód już jest tutaj od dawna!
jak to cudownie jest wiedzieć, że odkąd ruszyła historia, wszystko ma swoją przyczynę, a każda przyczyna ma swój skutek. I gdy tak sobie ostatnio z Simonem pożartowałem, że mam chrapkę na jego samochód, pomyślałem również o tym, że jeśli prawdą jest że Polacy kradną samochody, to prawdą jest także i to, że gdyby nie było agresji Hitlera, a potem 50 lat kołchozu, a przedtem jeszcze rozbiorów, to by samochody nie znikały... Polaczki hobbystycznie samochodów nie kradły.
wybierzmy przyszłość
brzydkie i głupie hasło, szczególnie w wykonaniu Niemców. Użyjmy porównania z pojedynczą osobą. Jak można za mądrego uznać ucznia, który oblewa wszystkie klasówki pod rząd, wierząc za każdym razem, że kolejna pójdzie dobrze. Wybierzmy przyszłość - może tym razem się nam uda, choć z braku namysłu nad przeszłością nie zmieniliśmy się ani o jotę!
Opus Dei - 25 lat prałatury personalnej i różne miglance
zasmucili mi Oleńkę wczoraj dwaj miglancowie, oj zasmucili. W tej sytuacji wyzwałbym normalnie na pojedynek na moździerze, ale że nie ma mnie w Heimacie, to sobie odpuszczę.
Co się stało się? Ano, 28 listopada 1982 roku umiłowany Jan Paweł II nadał Opus Dei formę prawną prałatury personalnej (czyli takiej ogólnoświatowej diecezji - idzie za tym posiadanie własnego biskupa, czyli Prałata Opus Dei - obecnie bp Echevarria) http://www.opusdei.pl/art.php?p=25536. No i co? No i fajnie, było co świętować, za co Panu Bogu dziękować, co dostrzegły także media, a wśród nich kontrolowany w 49% przez koncern ITI, Tygodnik Powszechny. Katolickie pismo społeczno-kulturalne, które w szczenięcym wieku miałem w zwyczaju czytywać z wypiekami na twarzy. Całe szczęście człowiek się jednak rozwija i zgubny ów zwyczaj porzuciłem, ograniczając się jedynie do sporadycznej lektury w dniach z niskim ciśnieniem i negatywnym biorytmem (wie ktoś co to ten biorytm?) - żeby pobudzić nieco senne ciało.
No i napisali w ostatnim numerze właśnie 28 listopada, niejaki Mueller i Kuźmiński tekst pod tytułem Zawodowcy (http://wiadomosci.onet.pl/1454609,240,kioskart.html). Artykuł na żenującym poziomie, koneserom dziadostwa polecam lekturę w całości. Nie będę od razu komentował co lepszych fragmentów, powiem tylko tyle, że w Barbakanie miałem okazję parę razy być, mam tam paru znajomych, na opisanych tajemniczo medytacjach i dniach skupienia bywam regularnie... i co? I śmiałbym się do rozpuku, czytając takie artykuliki. Sęk jednak w tym, że artykuł jest nacechowany i szkodliwy.
Hmmm... bo to tak jest, moi mili - napiszmy artykuł o kapłaństwie. Zbierzmy relacje kapłanów, którzy ze swoim stanem się rozstali, o tym jaki to homoseksualizm, chciwość i podwójność życia panuje wśród kleru, a potem popytajmy księży z drugiej strony. Jako, że z opiniami jest tak jak z pieniądzem - gorsze wypierają lepsze w tym znaczeniu, że sensacja, ohyda, cielesność i przemoc wydają się nie tylko atrakcyjniejsze, ale i bardziej prawdopodobne. Normalny ksiądz musi się tłumaczyć, że nie jest wielbłądem. Ks. Soler z Krakowa też musi tłumaczyć się z jakichś komicznych zarzutów. W ostatecznym rozrachunku mamy sytuację, że czytelnik wychodzi z przekonaniem następującym: noooo... jakieś tam ktoś zarzuty ma, tajemnicza sprawa, ziarenko prawdy jest w każdej plotce. Tamten niby zaprzecza, ale co ma powiedzieć? Sprawa śmierdzi.
Oleńkę jednak sprawa po prostu zasmuciła. Jak można pisać takie brednie? No właśnie, jak można?
wojny mogło nie być
pomyślałem sobie ostatnio, przy okazji lektury biografii Doktora Plinio, że wojny w 1939 roku mogłoby nie być. Wystarczyłoby, że Mussolini, Chamberlain i Roosvelt zwołaliby nową konferencję w jakimś Monachium i czymś innym, i oddaliby Polskę Hitlerowi w prezencie, tak jak Austrię i Czechosłowację. Albo jeszcze inaczej - gdyby 3 września nie wypowiedzieli wojny III Rzeszy. Traktaty o kant tego i owego można przecież potłuc - nikt nie miałby im za złe - uratowaliby Europę i Świat przed okropną wojną! Ciekawe co się stało, że jednak - po paru dniach postanowili nie dać za wygraną.
UFO? nietoperz? salami...
na niemieckich uczelniach panują dziwne zwyczaje, moi mili. Jednym z nich jest przyklejanie salami do sufitu. Na zdjęciach dokumentacja zjawiska. Występują - Kasia i Daniel.
chorowitki
Bernd zachorował! Pomódlcie się za Niego drodzy Czytelnicy, poopiekowałem się chorowitkiem wczoraj po medytacji. Biedaczek, kiepsko wyglądał. Poznałem za to nowego księdza w Monachium - również latynosa (jak wspomniany wyżej ks. Soler). Śmiesznie mówił po niemiecku.
myśl na dziś
[Jezus] Klęcząc na twardej skale, trwa w modlitwie... Wylewa łzy za ciebie... i za mnie. Przygniata go ciężar ludzkich grzechów. (...) Tak, jesteśmy tchórzami: podążamy za Nim z daleka, ale przebudzeni i rozmodleni.
św. Josemaria Escriva, Różaniec święty, Katowice-Ząbki 2004, s. 62-63
piątek, 30 listopada 2007
[30 XI 2007] piątek, kończy się listopad, Andżeje świętują!
Autor: Maciej Gnyszka o 11/30/2007 07:53:00 PM
Etykiety: afganistan, historia, monachium, opus dei, studiowanie, tygodnik powszechny, wojsko
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
1. „Andżeje” to rozumiem specjalnie, ale „25 lat pałatury”? ;)
2. Poproszę o pisanie wyrażenia „wojna z terroryzmem” w cudzysłowie. Jacy terroryści? Kogo terroryzują? Jak dla mnie to jest walka okupanta z partyzantami — i do tego pasuje charakterystyka, którą podałeś. „Wojna z terroryzmem” to wytrych językowy, którego amerykańscy neokonserwatyści używają jako pretekstu do napadania na państwa, które w żaden sposób nie zagroziły USA (o zaszkodzeniu nie wspominając).
Hmm...
A w latach 1939 - 1945 walczyliśmy ze zbrodniczymi organizacjami założonymi na terenie III Rzeszy?
Chyba raczej z hitlerowskimi Niemcami.
Wojna z terroryzmem nie dotyczy tylko poszczególnych akcju w Iraku i Afganistanie. Trzeba spojrzeć na całość.
A ci "partyzanci", o których wspomniałeś wysadzają w powietrze (oprócz siebie) posterunki policji własnego kraju, miejsca targów i stragany pełne ich obywateli, prowadzą dywersję w krajach takich jak Izrael (ciągle mówimy o partyzantach), uprowadzają samoloty, atakują ambasady, podkładają bomby w metrze w oddalonych o tysiące kilometrów stolicach.
Gdybym nie wiedział, to bym pomyślał, że to Szare Szeregi.
I co, jakby nie było w ich kraju wojsk amerykańskich i innych, ci terroryści nadal by to robili? Amerykanie chronią biedny iracki i afgański lud przed terroryzmem? Oni go wywołują!
Masz rację, ta wojna nie dotyczy tylko Iraku i Afganistanu. Ostrzą już zęby na Iran.
Od II wojny światowej przestali oficjalnie wypowiadać wojnę państwom, które najeżdżali (wbrew własnej konstytucji). Każda wojna była wywoływana pod wątpliwym pretekstem. Żadnej wojny nie wygrali. Najwyraźniej komuś zależy na tym, żeby wojny prowadzić, a nie je wygrywać. Koszty: miliony istnień ludzkich (w tym dziesiątki tysięcy własnych żołnierzy) oraz biliony dolarów wysysane od podatników (również przez drukowanie), a od pewnego czasu pożyczane od Chin.
A co obchodzi Amerykanów, albo nas, co mają Arabowie do Izraela, albo na odwrót? Niech się wyrzynają między sobą, będą mieli jakieś zajęcie.
Ataki bombowe w europejskich stolicach to efekt „wojny z terroryzmem”, a nie jej przyczyna.
A 9/11 było efektem dotychczasowych amerykańskich działań i obecności ich wojsk na Bliskim Wschodzie przez ostatnie dekady (o ile w ogóle to rzeczywiście dzieło Al-Kaidy, co jest bardzo wątpliwe, polecam chociażby ten bardzo rzeczowy film na ten temat).
Prześlij komentarz