działo się
dziś się działo. Przemogłem się i po pierwszych ćwiczeniach na Wydziale Prawa i Administracji UW odbywającymi się w pięknym gmachu nowego BUWu (wielki szacun dla prof. Budzyńskiego!) popędziłem pod Sejm. Początkowo po to, by porobić zdjęcia na początku demonstracji i zmykać na 12:00 na Makroekonomię w AudiMaxie... ale uznałem, że nie mogę nie zostać. I zostałem, spotykając przy okazji parę znajomych osób, w tym jedną, której widok napełnił mnie uczuciem starego zadymiarza... otóż, spotkałem owego męża dzielnego w tym samym miejscu w zeszłym roku w maju przy okazji batalii o poprawkę w Konstytucji. Poczułem się jak weteran.
Co więcej? Ano, było wybornie - jakieś sto, dwieście osób. Szkoda, że nie więcej... ale co tam - już de Tocqueville stwierdził, że w demokracji rzuca się w oczy to, że lud nie ma bladego pojęcia o własnych sprawach i kierunku, ku któremu dążą.
Jożi z Bażin...
tymczasem niejaki Donald, klaun z namiotu przy Wiejskiej (zaprojektowanego nota bene przez prof. Pniewskiego z WA PW) o wdzięcznym pseudonimie artystycznym Premier, powiedział, a Onet cytuje, iż PiS waha się ws. Traktatu Lizbońskiego, bo boi się Radia Maryja. A w ogóle w d*** ma dobro Polski i Kaczory oszalały. Ten zestaw słów słyszę co najmniej od 2005 roku, ale dziwię się mimo to, że ten człowiek aż takim populistą jest... aż takim cymbałkiem pustym, że w kółko to powtarza. Jak gdyby istniał tylko on, zły PiS i złe Radio Maryja. Panie Donaldzie, widzę, że rekolekcje nie pomogły... no chyba, że pijarowo, bo pewnie o to chodziło.
Wstyd mi moi mili, po prostu wstyd i szlag mnie trafia. Wczoraj nie mogłem przez tych durni zasnąć.
zdjęcióweczki
tylko dwie, bo coś się długo ładują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz