św. Josemaria Escriva, Droga, nr 534
wtorek, 31 marca 2009
[31 III 2009] Generał Nil, Katyń - chwała naszym bohatyrom!
św. Josemaria Escriva, Droga, nr 534
Autor: Maciej Gnyszka o 3/31/2009 11:17:00 PM 0 komentarze
Etykiety: gen. fieldorf, polecanko
nie ma to jak pedalska koszula... czyli Poznań w blasku słońca!
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/31-iii-2008-poniedziaek-uroczystoc_31.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/31-iii-2008-poniedziaek-dobranoc.html
myśl na dziś
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 78
Autor: Maciej Gnyszka o 3/31/2009 12:40:00 AM 1 komentarze
sobota, 28 marca 2009
[28 III 2009] uciekaj gąsiorze, bo Gnyszka już nie może!
kapral Gnyszka miał okazję sprawdzić się oraz przypomnieć sobie arkana dowodzenia podczas operacji o kryptonimie „Gąsior”. Tak, tak, moi mili, to nie w kij dmuchał, nazwa prawie jak „Legion Condor”, a jaki koń-dor jest, każdy przecież widzi.
W poprzednią niedzielę do miejsca skoszarowania w celach religijnych (które to miejsce swoją drogą polecam z równie maniakalnym uporem, co Rozmyslania o życiu kapłańskim) zawitał głośno gdaczący i nie ciszej gęgający gąsior gatunku nie wiadomo jakiego – prawdopodobnie egipskiego (wedle ekspertyzy TW Damiana). Bez względu na narodowość gąsiora, który jawnie reprezentował interesy wroga, należało przystąpić niezwłocznie do likwidacji zagrożenia, co zakomenderowali zgodnie TW Damian oraz TW Michał. Podobnie jak w Dziejach Apostolskich, „wybór padł na Macieja” i to właśnie kpr. Gnyszka dowodził oddziałem złożonym z samego siebie, szer. Tomasza P., szczotki oraz parasola. Po krótkiej zbiórce, Gans-Sonderkommando przystąpiło do równoczesnego otwarcia furtki połączonego z naganianiem wroga od strony południowo-wschodniej. Siła żywa wroga była dość ospała, albo i ociężała, albo nawet zbyt stetryczała na to, by uciekać jak przystało na przedstawiciela świata zwierząt. W niczym to jednak nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – pomogło. Gąsior został przepędzony pomiędzy drzewami, poślizgnąwszy się w pewnym momencie na mokrych liściach (nie tracąc przy tym buty oraz hardości) aż do momentu stanięcia pod ponad dwumetrowym murem ogrodzenia. Wówczas kpr Gnyszka bohatersko przystąpił do nagonki od strony wschodniej, co zaowocowało ucieczką gąsiora na miejsce odosobnienia na sąsiedniej działce i zamknięciem furtki za swym zgrabnym kuperkiem.
Wtedy to wróg nawiązał kontakt głosowy ze swoimi oddziałami rozlokowanymi w lesie. Gans-Sonderkommando uznało jednak, że zagrożenie wjazdem na chatę w wykonaniu rozwścieczonych gąsiorów i pochwyceniem TW Damiana z TW Michałem nie jest na tyle duże, by pozostać na posterunku. Misja skończyła się sukcesem, na niedzielny stół w ramach obiadu pojawiły się udka...
metafizyka wypędzania gąsiora
muszę powiedzieć, że lubię zwierzęta. Wytrwali Czytelnicy pamiętają na pewno zdjęcia capka z ostatnich wakacji, czy późniejsze zdjęcia mojego-niemojego kota, etc. Chociaż pangrzyzga lubi zwierzęta, to jednak żadnym tam ekoświrem nie jest. Serduszko ma miętkie, ale bez przesady.
No i owa miękkość zaraz się ujawniła podczas akcji „Gąsior”! Oto w chwili, gdy nagonka szła od południowego wschodu, a gąsiorek wleciał rozpędzony (według własnej skali) na mokre liście i poślizgnąwszy się, przejechał z pół metra na pierzastym brzuszku... zrobiło się panugrzyzdze smutno i tkliwo, tak że na chwilę z kpr. Gnyszki przedzierzgnął się w Maciurka, któremu żal było kilkanaście lat temu ciasta z galaretką, które jako ostatnie zostało na talerzu i całe smutne – czekając na konsumenta – drżało. O tym zresztą powstał swego czasu wiersz. Wyżej podpisanego.
tymczasem – abstrahując od kocich sierściuchów, czy pierzastych gęgaczy – pangrzyzga jedzie pociągiem do Poznania! Jazda, jazda, Biała Gwiazda – byłoby fajnie, gdyby bilety nie podrożely. Doszło bowiem zeszłego poniedziałku do tego, że za bilet ulgowy w ekspresie do Poznania płacę tyle, ile płaciłem kilka lat temu za ulgowy do Wrocławia przez Poznań w tym samym pociągu. Granda-banda, chłopaki ze spółki pekapeintersity szaleją.
Zubożałem zatem nieznośnie, co nie przeszkodziło mi pokontynuować pewnego miłego zwyczaju kupowania oszołomskich, pardon, niszowych gazet do pociągu. Dziś wahałem się pomiędzy „Myślą polską” a „Naszą Polską” i wybór Macieja padł tym razem na ten drugi tytuł. Decydujące dla decyzji o wydaniu 4 zł (!) okazał się artykuł o pogromie kieleckim (choć myślałem, że chodzi o Jedwabne...). Myślałem o Jedwabnem ze względu na ostatnie świetne zajęcia kol. dra Łuczewskiego na IS UW, gdzie w ramach ćwiczeń z metod jakościowych, dokonaliśmy analizy relacji Szmula Wasersztajna na temat rzekomego pogromu w Jedwabnem, na której to relacji oparł się znany bajkopisarz wiadomego pochodzenia, J.T. Gross. Analiza wypadła rzecz jasna druzgocąco – hipotezę o dziwnej skłonności Wasersztajna do Sowietów można mocno uprawdopodobnić jego własnym tekstem. Podczas zajęć stało się dla mnie jasne, że koleś musiał prawdopodobnie być albo przedwojennym komunistą, albo zostać pozyskanym do współpracy. Zasiadłem więc przed wujkiem gugielem i poszukałem... trudno nie było. Okazuje się, że istnieją dokumenty świadczące o współpracy Wasersztajna z NKWD.
Wot zdziweczko...
jutro Wildstein
przypominam wielkopolanom o jutrzejszym (sobota) spotkaniu z Bronisławem Wildsteinem o 17:00 w Piwnicy Farnej w Poznaniu. Spotkanie spotkaniem, Wildstein Wildsteinem (nie każdy musi za nim przepadać, a i prywatna korespondencja z Czytelnikami dowodzi, że nie każdy Go toleruje), będzie to jednak okazja do spotkania się w rzeczywistości! W tzw. realu – jeśli ktoś byłby chętny, miał wolny czas... to będę bardzo rad!
książka audio roku 2008
gratka dla wielbicieli książek mówionych! Miał ostatnio miejsce konkurs (jeszcze trwa) na Książkę Audio Roku 2008. Można posłuchać darmowych fragmentów, zagłosować na którąś pozycję, a jeśli najdzie kogoś ochota także kupić po okazyjnej cenie, tj. z 15% rabatem. Część z prezentowanych pozycji można znaleźć w słynnym gnyszkokiosku (no, ba!). Miłego słuchania.
jeśli już...
... o zaawansowanej technologii mowa, to warto przypomnieć, że do końca marca piąte urodziny obchodzi wydawnictwo Złote Myśli, które przygotowało z tej okazji gigantyczne rabaty. Ze szczegółami można zapoznać się na specjalnej podstronie, ja zaś zdecydowanie polecam zbiór wywiadów E-biznes jako sposób na sukces oraz pozycje językowe, czy te dotyczące przedsiębiorczości.
Boudon strikes back!
wczoraj miałem okazję czytać tekst niejakiego Boudona na temat efektów odwrócenia. Zagadnienie dotyczy zmiany społecznej – Boudon zauważa i świetnie ilustruje przypadki, gdy zamierzone działanie w skali makro przynosi efekt odmienny od zamierzonego. Sprawa dotyczy oczywiście najczęściej polityki – np. tej dotyczącej edukacji. Tekst świetny, postaram się niebawem podzielić co smaczniejszymi fragmentami, dorzucając do tego adres bibliograficzny (oj, to naprawdę trzeba samemu w całości przeczytać!) oraz parę cytatów z Douglasa Northa, piszącego świetnie o „Efektywności gospodarczej w czasie”.
uważajta chopaky y dziewczenta!
trochę się rozpisałem, ale na koniec chciałem jeszcze zaapelować do P.T. Czytelników o modlitwę w intencji opamiętania i nawrócenia ludzi, którzy wczoraj trochę krwi zepsuli mojej Oleńce. Nie na tym bynajmniej polega ich wina – problem polega jednak na tym, że przyszli lekarze nie widzą zdrożności w byciu doktorami Mengele.
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/28-iii-2008-pitek-w-oktawie.html
myśl na dziś
Autor: Maciej Gnyszka o 3/28/2009 12:05:00 AM 0 komentarze
Etykiety: akcja, audiobooki, boudon, jedwabne, konkurs, oleńka, podróże, polecanko, społeczeństwo, studiowanie, wasersztajn, złote myśli
czwartek, 26 marca 2009
Jaruzelski - Smok Wawelski!
Autor: Maciej Gnyszka o 3/26/2009 09:42:00 PM 0 komentarze
Etykiety: lisiewicz
[26 III 2009] ostatni część tyrady o przydupasach!
no, mam dziś nieco więcej czasu, więc dokończymy tyradę. Równocześnie chciałem podzielić się dwiema uwagami. Po pierwsze bardzo mnie ucieszyły spotkania z kilkoma Czytelnikami gnyszkobloga... szkoda, że Panowie nie komentują na bieżąco – byłoby tu o wiele milej w komentarzach. Poza tym oczywiście... miło jest słuchać pochwał, tym milej, gdy spodziewa się człowiek raczej krytyki. Warto nieraz spytać innych jak nas postrzegają. Byłoby także dobrze, gdyby to przeradzało się także we wiadomym kierunku... niczego rzecz jasna nie sugeruję, istnieją też reklamy CPC.
Po drugie zaś, zapomniałem co miało być drugie. Aha... miałem przypomnieć o konkursie gnyszkoblogowym, który się właśnie skończył i nikt nie wziął w nim udziału. Proszę mi się tu biegusiem brać za tę sprawę, bo jest dla mnie dość ważna. Nagrody gwarantowane.
Zajmijmy się zatem kontynuacją naszej tyrady przeciwko przydupasom, cynglom i pryncypałom.
jacy powinniśmy być?
biorąc pod uwagę wszystko, co napisaliśmy w części pierwszej oraz w drugiej powstaje nam proste pytanie. Jacy powinniśmy wobec takiego stanu rzeczy być? Niestety, wygląda na to, że mało komu można zaufać... w związku z czym należy szybko pozbyć się złudzeń i przybrać twardą, rynkową postawę. Powiedzenie „kochajmy się jak bracia, a liczmy się jak Żydzi” jest naprawdę bardzo mądre! Niestety, zbyt często familiarność przeradza się w molestowanie, mentalne i finansowe. Na tym polega mechanizm klientelizmu – jesteśmy za pan brat z tym, który nas wyzyskuje... więc nie wypada nam się upomnieć o swoje. Trzeba być tego świadomym.
profesjonalizm
po pierwsze zatem, trzeba być profesjonalistą. Kompetencje zdobywać i doskonalić trzeba stale i niezależnie od sytuacji. Biada temu, kto zaufał, zaangażował się... i przygląda postępującej deprywacji intelektualnej samego siebie, co opisaliśmy poprzednio. Jeśli nie będziesz profesjonalistą, który swój status czerpie skądinąd, spoza środowiska, spoza otoczenia Pryncypała – przepadłeś. Parę kroków... i jesteś klientem, przydupasem, a na końcu cynglem.
kolejna cecha, to indywidualizm. Warto grać w zespole i dla zespołu... ale tylko wówczas, gdy wszyscy współpracują. Klasyczny dylemat więźnia. Nie bój się zaufać, ale wiedz, że gdy tylko poznasz, że coś może śmierdzieć... nie wahaj się ostro działać. Jeśli sam nie zadbasz o własne interesy – nikt, absolutnie nikt o nie nie zadba! Szokujące, nie? Współpracujemy przecież dla szczytnego celu. Jednym słowem – nie masz prawa nie być indywidualistą i nie dbać o swoje sprawy. Po pierwsze ze względu na własną rodzinę. Po drugie ze względu na tych, którzy zechcą Cię wykorzystywać. Po trzecie – ze względu na samego siebie. Dziecko Boże nie jest od tego, żeby je zeszmacać!
z drugą cechą ściśle wiąże się trzecia – niezależność. Bądź gotów do ostrego cięcia w sytuacji, gdy zaczynasz być wciskany w klientelizm... wolność wewnętrzna na tym polega, że możesz zrobić to, co dobre. Pozostawanie w takim układzie jest nie tylko nieuczciwe, ale i niemoralne. Pan Bóg pomoże... jedynymi osobami od których musisz być zależny, to Trzy Osoby Boskie. Reszta, jeśli własne kompetencje chce przekroczyć – niech spieprza. Powiedz to twardo.
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/26-iii-2008-roda-w-oktawie-wielkiejnocy.html
Autor: Maciej Gnyszka o 3/26/2009 05:36:00 PM 0 komentarze
Etykiety: blogowanie, formacja, klientelizm, konkurs, polecanko, psychologia społeczna
środa, 25 marca 2009
[25 III 2009] Uroczystość Zwiastowania Pańskiego
wyjaśnienia! Słuchajcie, ostatnio uginam się aż pod natłokiem obowiązków wszelakich - zarówno studialnych, jak i zawodowych! Z tego też względu gnyszkoblog ostatnio otworzył swe zacne łamy na ogłoszenia różne. Mam nadzieję, że znajdą Wasze uznanie, szczególnie zaś spotkanie w sobotę w Poznaniu, gdzie i ja będę! Jeśli zatem ktoś z Czytelników pofatyguje się do Piwnicy Farnej na 17:00 - będzie okazja do spotkania!
Ave Maria!
z okazji dzisiejszej uroczystości... niech pośpiewa Matce Bożej tenor nad tenory!
zaraz, a Pavarotti, to przypadkiem nie umarł?a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/25-iii-2008-wtorek-w-oktawie.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/brednie-diderota-w-samochodzie-w-drodze.html
myśl na dziś
Autor: Maciej Gnyszka o 3/25/2009 09:33:00 PM 1 komentarze
Etykiety: polecanko
[jutro] pokaz ostrych filmów w BUWie
zapraszają na specjalny pokaz filmowy, zorganizowany z okazji Tygodnia za życiem.
Wyświetlone będą filmy
Cywilizacja aborcji Grzegorza Górnego,
Śmierć na życzenie Macieja Bodasińskiego i Grzegorza Górnego
reżyser i publicysta Grzegorz Górny
oraz
publicysta "Wprost" Tomasz Terlikowski
Spotkanie odbędzie się w czwartek 26 marca o 18:30 w sali A.3 w budynku Collegium Iuridicum II na Lipowej 4 (Nowy BUW)
Autor: Maciej Gnyszka o 3/25/2009 09:06:00 PM 0 komentarze
wtorek, 24 marca 2009
[24 III 2009] Narodowy Dzień Życia!
nic dodać, nic ująć... reklama telewizyjna - pełna profesjonalka! Brawo Jacki!
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/24-iii-2008-poniedziaek-wielkanocny.html
Autor: Maciej Gnyszka o 3/24/2009 10:21:00 PM 0 komentarze
poniedziałek, 23 marca 2009
Najbliższa sobota - spotkanie z Bronisławem Wildsteinem w Poznaniu!
w najbliższą sobotę, 28 marca, o godz. 17:00
w Piwnicy Farnej przy pl. Kolegiackim 14/15 w Poznaniu
odbędzie się...
spotkanie promocyjne książki Bronisława Wildsteina, pt. "Moje boje z III RP".
Prosimy o przekazanie powyższej informacji znajomym ze skrzynki mailowej.
Autor: Maciej Gnyszka o 3/23/2009 05:01:00 PM 0 komentarze
niedziela, 22 marca 2009
Michał Cichy o "cynglach"
---
Chodził pan na manifestacje?
Mijają kolejne lata, zadymy się kończą, trzeba zacząć dorastać. Jaki pan ma pomysł na siebie?
---
Jak pan trafił do "Wyborczej"?8 maja 1989 roku, po wyjściu z zajęć na uniwersytecie, szedłem Krakowskim Przedmieściem, próbując kupić pierwszy numer "Gazety Wyborczej", ale wszędzie była już wykupiona. Szedłem w stronę domu na Sobieskiego i kiedy byłem już na Belwederskiej, pomyślałem, że z tego miejsca do siedziby tej mitycznej redakcji na ulicy Iwickiej jest bardzo niedaleko. Wszedłem do budynku redakcji, otoczył mnie niesamowity rejwach i atmosfera gorączkowego podniecenia. Bardzo mi się to spodobało. Poszedłem do sekretariatu, gdzie spotkałem panią Małgosię Wołyńską i panią Zosię Floriańczyk, i zapytałem, czy mógłbym gdzieś dostać pierwszy numer gazety. Nagle jak spod ziemi wyrósł jakiś malutki, rudy, brodaty człowiek. Popatrzył na mnie z dołu bezczelnym wzrokiem i powiedział: "Nie mamy żadnego egzemplarza". Wówczas, nie wiadomo czym podkuszony, zapytałem: "Mam w takim razie drugie pytanie - może wam w czymś pomóc?", na co ten człowiek odpowiedział: "Trzeba było zacząć od pytania nr 2". Był to Grzegorz Lindenberg, pierwszy szef wydawnictwa "Gazety Wyborczej", później wyrzucony stamtąd po konflikcie z Heleną Łuczywo, twórca "Super Expressu", pierwszego polskiego tabloidu, który odniósł sukces bez kopiowania obcych wzorów. Lindenberg przyjął mnie w charakterze pomocy redakcyjnej. Moje pierwsze zadanie polegało na kupieniu dwóch kwiatów doniczkowych do sekretariatu. Drugie zlecenie polegało na zawiezieniu listu do PAP, a trzecie - na zawiezieniu artykułu do cenzury. Potem spotkałem na korytarzu Leona Bójkę. Kiedy Bójko zorientował się, że posługuję się dość płynnie pięcioma obcymi językami, zostałem przyjęty do działu zagranicznego do zdzierania teleksów z maszyn i sortowania ich według języka. Dziennikarze działu zagranicznego zbierali te kupki i pisali na ich podstawie notki. Z biegiem czasu zacząłem je pisać sam. Potem zacząłem je redagować i szybko zostałem redaktorem prowadzącym w dziale zagranicznym. Po kilku miesiącach zostałem wchłonięty przez sekretariat redakcji i prowadziłem już całe numery. W tamtych czasach nie ograniczało się to do opieki nad pierwszą stroną. Było to faktyczne redagowanie numeru od kolumny pierwszej, przez wszystkie wewnętrzne, aż do kolumny sportu na stronie 16 czy 24 - nie pamiętam, ile stron miała wówczas "Gazeta". Do tego dochodziły nocne wycieczki do Domu Słowa Polskiego na Miedzianą 10, gdzie nadzorowaliśmy metrampaży i zecerów, którzy składali to w ołowiu i drukowali. Początki mojej kariery były błyskawiczne.
Kiedy poznaje pan Michnika i zaczyna pisać teksty ważne dla linii redakcyjnej "Gazety"?
---
---
---
Ale dla nas, na zewnątrz, naprawdę nie było istotne, czy Smoleński pisze swoje teksty, żeby się Naczelnemu przypodobać, czy dlatego, że Naczelny mu kazał. Krążyła anegdota, że po pierwszym tekście Smoleńskiego na temat motłochu popierającego Wałęsę Michnik podziękował mu wielkim bukietem róż wręczonym w obecności reszty redakcji.
---
Wróćmy jednak do pana drogi w "Gazecie". Czy pana Michnik uwodzi?
Rozumiem tę interpretację, ale nie do końca się z nią zgadzam. W Polsce jest antysemityzm, ale nie każda krytyka komunizmu, nawet w wykonaniu prawicy, miała podtekst antysemicki. I nie każdy polski Żyd miał za sobą uwikłanie w komunizm. Choć rozumiem powody, dla których Żydzi komunizm akceptowali. II RP nie była dla nich rajem, a Jedwabne jest znakiem czegoś jeszcze bardziej obrzydliwego. Ale Mieczysław Grydzewski to przecież także był Żyd, w dodatku jako redaktor "Wiadomości Literackich" był prawdziwym polskim liberałem, a później, w Londynie, był jednym z najbardziej zajadłych antykomunistów, nienawidzącym PRL i lojalnym wobec II RP. Było bardzo wielu takich Żydów. A największa emigracja Żydów z Polski to nie rok 1968, ale druga połowa lat 40., kiedy zamiast komunizmu wybierają Izrael. Doświadczenie komunistyczne to tylko jedno z doświadczeń Żydów w Polsce, a "Gazeta Wyborcza" czyniła je doświadczeniem najważniejszym, najbardziej reprezentatywnym, w związku z tym antykomuniści mogli obrywać z paragrafu antysemickiego, nawet jeśli antysemitami nigdy nie byli i nawet się reaktywnie nimi nie stali.
---
Ja też nie jestem piewcą Narodowych Sił Zbrojnych i nie widziałem powodu, dla którego "Wyborcza" miałaby uznawać każdego swojego polemistę czy przeciwnika za NSZ-owca. Widziałem też, jak na prawicy zaczyna się szeptanka na temat "żydokomuny" i tolerancja na tę szeptankę. I to też było złe. Nie rozumieliśmy rozmiarów traumy marcowej. O tym wszystkim należało rozmawiać, ale się nie dało.
Czasami zmieniamy lojalność.
Czasem dzięki temu powstaje poczucie, że się jest jednostką.
Uderzenie przez "Gazetę Wyborczą" w powstanie jako pogrom na Żydach było więc reakcją na…
Mamy pokolenie 1968 roku z jego traumą marcową i mamy pokolenie stanu wojennego z jego traumą. Michnik obsługuje traumę własną, ale niespecjalnie jest czuły na traumę młodszych. Nie tylko uprawia politykę z generałami - co bym nawet zrozumiał - ale musi się popisywać swoimi wobec generałów uczuciami. Na nas to działa tak jak na Michnika zadawanie się kombatantów ze zgrupowania "Radosław" z Moczarem. Zaczynamy na Michnika psioczyć. Michnik udaje, że tego nie rozumie, a jego "cyngle" coraz bardziej w pokolenie stanu wojennego - szczególnie w jego prawicową część - nawalają. Efekt jest taki, że zamiast rozmowy, a nawet polityki, mamy przepychankę traum i wrażliwości, która daje w efekcie piekło. A dzisiaj moi rówieśnicy są gotowi symbolicznie dekomunizować SLD, a nawet Agorę, choćby pod wodzą Kryżego, Karskiego czy Wassermanna, bo wierzą, że to będzie akt sprawiedliwości za pałowania w latach 80. i za artykuły "cyngli" Michnika z lat 90.
---
Faktycznie, pokolenie stanu wojennego obrywało od "marcystów", ale też oddawało. Zabawa zrobiła się głupia i jałowa. "Wyborcza" też jej nie wygrała.
Mówi pan trochę tak jak poczciwy sekretarz od kultury w KC PZPR. Jak jakiś Tejchma: "Ja wybitnych pisarzy z mojego pokolenia ratowałem". Ale przy okazji wykańczano resztę jako fanatyków, a jak Jerzy Sosnowski nie chciał pisać o "bruLionie" czy "Frondzie" jako o "prawicowych dziarskich chłopcach", tylko w sposób nieco bardziej skomplikowany, to mu cykl tych recenzji zabrano.
My wtedy widzimy, polemizując z "Gazetą Wyborczą", że sami jesteśmy rzeźnikami, i piszemy ostro, ale oni też na pewno są rzeźnikami. Czemu zatem jedna ze stron ma uchodzić za moralistów? Także w oczach inteligenckiego salonu, który nie widzi trupów zamiatanych pod dywan, ale jak z nami rozmawia, to pyta zdumiony: "Skąd w was tyle nienawiści do Adama? Przecież on wszystkich kocha".
Absolutna zgoda co do hipokryzji. Powinno się udawać lepszego od siebie, bo to zawsze człowieka podnosi. Ale jak się udaje Chrystusa i jedną ręką pokazuje stygmaty, a drugą kogoś dusi, to taka dwulicowość już standardów moralnych, a nawet politycznych, w niczym nie poprawia. Wytwarza tylko konflikty w miejscach niepotrzebnych.
Czemu nie udało się panu pańskiej strategii relatywnej miłości i względnie czystych rąk upowszechnić w innych działach "Gazety", gdzie pisano o "ciemnogrodzie", wywlekano wrogom sprawy osobiste, a chłopców z "Frondy", istotnie pokręconych tak jak prawie wszyscy tutaj, od razu wciskano w buty faszystów?
To bardzo ezoteryczny powód rozstania się.
*Michał Cichy, ur. 1967, historyk, specjalista od XVII i XX wieku. Wieloletni współpracownik Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. Dziennikarz i publicysta "Gazety Wyborczej" od chwili jej powstania. W latach 1993 - 1998 kierownik działu kultury "Gazety" i redaktor nieistniejącej już "Gazety o Książkach". W latach 1997 - 2002 współtwórca i sekretarz Nagrody Nike.
Informuje on czytelników DZIENNIKA, że na znak zaufania do rozmówcy zrezygnował z autoryzacji wywiadu.
(Powyższy tekst został zaproponowany przez Michała Cichego)
Autor: Maciej Gnyszka o 3/22/2009 08:00:00 PM 0 komentarze
Etykiety: aborcza, agora, antysemityzm, arendt, cichy, leski, łuczywo, michalski, michnik, nzs, prl, rzeczpospolita, smoleński, społeczeństwo, załuska, żydzi
[22 III 2009] Niedziela Laetare - ciąg dalszy tyrady o przydupasach i klientelizmie
niestety, nie udało mi się w piątek przed odjazdem zrealizować planu napisania ciągu dalszego mojej tyrady – niestety, „życie to nie je bajka, życie to je bitwa”, jak mawia inż. Kopczewski. Udało mi się natomiast napisać bardzo dobrze kolokwium z semiotyki logicznej, do którego przygotowanie i samo napisanie zajęło mi tyle czasu, że nie wyrobiłem się z innymi zamierzeniami.
Więc jestem ci ja pod Warszawą, na quasi-rekolekcjach, wspaniale odpocząłem regenerując zarówno ciało, jak i ducha wraz z umysłem, więc w to niedzielne popołudnie, po porannej medytacji i Mszy, po śniadaniu i spacerze połączonym z przeganianiem gąsiora z ogrodu, po dawce nauki... zasiadam do zakończenia swojej tyrady. Nadchodzi bowiem dzień gniewu i krwawej pomsty...
rekapitulejszyn
zrekapitulujmy to, co już ustalilismy. Otóż, napisaliśmy, iż w każdej grupie ujawnia się lider, opierający swoją supremację na jakiejś własnej przewadze, bądź przewagach. Uznaliśmy, iż jest to naturalne. Zauważyliśmy następnie podwójne ryzyko: z jednej strony zależności intelektualnej, z drugiej zaś – klientelizmu. Tu należy się errata, otóż zdanie brzmiące: „Pryncypał musi lansować swojego przydupasa, bo kto gardzi przydupasem, ten gardzi przydupasem”, winno brzmieć: „Pryncypał musi lansować swojego przydupasa, bo kto gardzi przydupasem, ten gardzi pryncypałem”. Kończąc rozważanie, stwierdziliśmy, że skutkiem procesu uzależnienia i klientelizmu, jest rozrost kompetencji spijania z dzióbka oraz włazidupstwa kosztem prawdziwych kompetencji – tj. kompetencji przyrodzonych i nadprzyrodzonych, czyli cnót. Nie mówiąc o utracie wolności – jak bowiem człowiek może być wolny, gdy Bogiem staje się dla niego albo Pryncypał, albo Instytucja Pryncypała, albo Idea Pryncypała.
klientelizm jako bałwochwalstwo
dochodzimy więc do prostego wniosku, że klientelizm jest formą bałwochwalstwa – siłą rzeczy musi więc rodzić zatrute owoce. Do owoców należą wspomnianie już utrata wolności, erozja kompetencji i cnót, ale nie tylko. Zarówno empiria, jak i droga dyskursywna prowadzą do poznania kolejnych skutków opisywanego procesu. Są to kolejno: cynizm, podwójne życie, wypalenie, ideologizacja, bądź żądza prestiżu jako proteza braku wiary, etc.
aleossochozi_vol.2?
dlaczego to piszę? Ten, kto wie, ten wie, ten kto nie wie – albo się dowie, albo nie. Niektórzy bowiem mogliby się zgorszyć stanem rzeczy, który opisuję. Ale ujmijmy sprawę nieco jaśniej – nie jest dobrym stanem organizowanie jakiejkolwiek instytucji jedynie w oparciu o kult jednostki. Po pierwsze jest to bałwochwalstwo. Po drugie niesie zgubne skutki dla ludzi przy instytucji zaangażowanych. Po trzecie zaś – tego typu instytucja, z natury rzeczy jest niestabilna i zależy od amplitudy poruszeń duszy lidera. Na tym nie koniec – po czwarte bowiem instytucja przeżywa kliniczny kryzys po śmierci lidera. Po piąte z kolei, nawet gdy nie upadnie, wkracza w fazę stangacji, gdyż władzę przejmują najwierniejsze przydupasy, czyli cyngle, którzy z natury rzeczy mają skłonność do miernoty – ćwiczyli ją w końcu przez lata. Ta faza albo trwa i kończy żywot instytucji, albo przeradza się dziwnym zbiegiem okoliczności w rządy kolejnego Pryncypała, najczęściej zzewnątrz (przy takiej deprywacji intelektualnej wątpliwe jest, aby lider narodził się w łonie instytucji) – historia wówczas zatacza koło.
Jedynym wyjściem jest przedefiniowanie uniwersum symbolicznego, o które instytucja opiera się w rzeczywistości (najczęściej to uniwersum rzeczywiste różni się w istotnych punktach od deklaratywnego). To zaś nie zdarza się samo z siebie, tylko albo poprzez przewrót i zmianę lidera, albo poprzez śmierć instytucji i powołanie nowej, albo przemianę lidera, co jest przypadkiem najrzadszym.
pół-kontrrewolucjonista
stan, w którym uniwersa symboliczne deklarowane oraz rzeczywiste nie pokrywają się odpowiadają stanowi rzeczy, który Plinio Correa de Oliveira przypisał duszy pół-kontrrewolucjonisty, kwitując opis stwierdzeniem: „Pół-kontrrewolucjonista” jest również synem Rewolucji. (Correa de Oliveira, Rewolucja i Kontrrewolucja, Kraków 2001, s. 79).
stanowi rzeczy, które opisałem w obu częściach tyrady, a który nazywam klientelizmem, przypisuję spektakularne niepowodzenia instytucji, które podają się za kontrrewolucyjne, katolickie, bądź prawicowe w Polsce. Nie chodzi więc jedynie o brak pieniędzy. Działa to na zasadzie następującej – ustrój klientelistyczny skutkuje w sferze organizacyjnej brakiem motywacji i obniżeniem skuteczności oraz innowacyjności osób zaangażowanych przy projektach, co przekłada się z jednej strony na brak woli, umiejętności a przez to skuteczności w pozyskiwaniu środków, z drugiej zaś – potencjalni darczyńcy, mniej lub bardziej świadomie unikają angażowania się w tego typu przedsięwzięcia. Tu prawdopodobnie tkwi owo dla mnie dotychczas tajemnicze „tak, ale jednak nie” przy próbach budowania wsparcia finansowego. Dotychczas myślałem, że chodzi jedynie o brak odpowiedniego spojrzenia na realne możliwości własnego środowiska. Myliłem się.
Tu dwie uwagi: po pierwsze, istnieją na szczęście instytucje, które nie tylko się podają, ale również są w istocie kontrrewolucyjne i na nadużyciu zwanym klientelizmem się nie opierają. Po drugie – samo zjawisko występuje ponad podziałami ideowymi, kulturowymi i religijnymi. Jest tak z tego względu, iż wynika z przyczyny uniwersalnej, nie przypadłościowej – ze względu na grzech, który występuje i kwitnie zarówno u konserwatystów, jak i ich przeciwników, u katolików, jak i schizmatyków, heretyków, i pogan. Skutki grzechu pierworodnego są uniwersalne.
połączenia poziome, czyli kokosy
brakuje zatem instytucji zarządzanych horyzontalnie i celem powinno być ich tworzenie. Jestem przekonany, że będą o wiele skuteczniejsze – dzięki czemu na „rynku” instytucji prędzej, czy później nastąpi selekcja.
Świetnym przykładem – z innego rynku – są portale pożyczkowe, social lending. Jednym z nich jest np. serwis kokos.pl, którego użytkownicy udzielają sobie nawzajem pożyczek na umówione oprocentowanie. Serwis obsługiwany jest przez firmę windykacyjną. Popatrzmy – dotychczas pieniądze pożyczało się albo od banku, albo najbliższej rodziny (z braku wystarczającego kapitału społecznego, czyt. Zaufania)... przy czym dzisiejsze banki poprzedzane są historycznie właśnie przez bankierów, czyli osoby prywatne, które z jednej strony przyjmowały depozyty, z drugiej udzielały z nich, bądź z własnych pieniędzy pożyczek (ciekawych odsyłam do
Rothbarda). Jednym słowem – historia zatacza koło...
Być może rozwój instytucji konserwatywnych i katolickich jest w Polsce możliwy z udziałem dzisiejszych liderów, którzy „tworzenie środowiska” pojmują jednak analogicznie do Michnika – a więc jako utrzymywanie dworu przydupasów oraz „cyngli”, o których tak barwnie opowiadał eks-cyngiel Michnika, niejaki Michał Cichy. Teoretycznie jest to możliwe – pod warunkami, które opisałem powyżej. Wydaje się jednak, że rozsądniej – zamiast zdawać się jedynie na potencjalny cud, zająć się rozbudowywaniem połączeń poziomych między pomniejszymi aktorami.
W ten sposób wracamy do tematu wspieractwa, który był tutaj wałkowany kilkakrotnie... nie mówię o tym jedynie ze względu na własnego bloga, bynajmniej. Dobrze byłoby otrzymywać pokaźne dotacje od Czytelników, czy osiągać wysokie przychody z reklamy klikalnej... ale jeśli rynek zdecyduje inaczej, to nie ma co z werdyktem uparcie polemizować. Chodzi tu o świadomość, która powinna rozciągnąć się na setki małych jednostek, czy kilkuosobowych podmiotów.
margines?
czy w byciu na marginesie, w niezrzeszeniu, tkwi wartość ex definitione? Bynajmniej. Idzie natomiast o to, że dążymy do doskonałości. Jeśli silne podmioty opierają się na niezdrowych zasadach... to na ich siłę należy spojrzeć nieco inaczej. Po pierwsze, w porównaniu z konkurencją zza barykady, jest częstokroć śmieszna. Po drugie zaś – nie będzie trwała wiecznie. Po trzecie – opiera się na złym fundamencie i rodzi, prócz kilku dobrych, wiele złych owoców.
I jeśli poprzednio przy okazji wałkowania tematu wspieractwa pisałem o częstym zjawisku wypalenia, frustracji u ludzi zaangażowanych w projekty, o których tu w ogólności piszę, to okazuje się, że same zasady organizacji tych przedsięwzięć (w sposób, który wyżej omówiłem) przyczyniają się do tego stanu rzeczy.
Nie osiągniemy niczego, albo bardzo niewiele dobrego, jeśli w werbalnej służbie idei, gardzimy i wykorzystujemy ludzi, bo nie interesuje nas konkretny człowiek, tylko Idea. Jeśli tak – wówczas de facto nie interesuje nas idea, a jedynie własna chwała. Instytucja będzie trwała siłą inercji, gdyż regularnie wraz z wypluwaniem ludzi, pojawiać się będą nowi, ujęci wizerunkiem Pryncypała, Instytucji którą stworzył... a im więcej – mimo wszystko – dobrych owoców będzie rodziła, tym mniejszą uwagę będą przywiązywać do zła, którego sami doświadczają, im dłużej zaś będą działać, tym ciężej będzie zrezygnować.
Niewolnik także przyzwyczaja się, może nawet i zdobywa na pewną tkliwość wobec swojego pana...
ciach!
w tym momencie ucinamy z braku miejsca i czasu – niebawem nastąpi trzecia część tyrady.
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/22-iii-2008-wielka-sobotawielka.html
myśl na dziś
Autor: Maciej Gnyszka o 3/22/2009 07:53:00 PM 0 komentarze
Etykiety: grzech, klientelizm, michnik, plinio correa de oliveira, prawica, psychologia społeczna, rewolucja i kontrrewolucja, wspieractwo
czwartek, 19 marca 2009
[19 III 2009] czwartek, św. Józefa Oblubieńca NMP
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/19-iii-2008-wielka-roda.html
Autor: Maciej Gnyszka o 3/19/2009 10:14:00 PM 5 komentarze
środa, 18 marca 2009
[sensacja] jak Simon Mol żywot zakończył?
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/18-iii-2008-wtorek-wielki-wtorek.html
Autor: Maciej Gnyszka o 3/18/2009 10:05:00 PM 3 komentarze
Etykiety: zapylacz
wtorek, 17 marca 2009
[17 III 2009] jak to mnie dżihad molestował!
wczoraj doznałem gwałtu! Był to gwałt motywowany dżihadem! Tak, pangruszka, piewca twardej postawy wobec muzułmanów, spreader posłania gen. Pietrzyka, kpr Gnyszka, dowódca 122-mm haubicy samobieżnej 2S1 „Goździk” - ja padłem ofiarą gwałtu! Wczoraj.
Dzień zaczął się niewinne – spotkałem kolegów, którzy rozprawiali o tym, że w ich okolicy zbyt pewnie czują się emigranci z ośrodka dla uchodźców. Że zaczynają kraść, że w weekendy ciężko wykorzystywać nowiutkie boisko szkolne, a jeśli nie daj Bóg sfauluje się któregoś z czeczeńskich, albo afgańskich malców, zaraz podjeżdżają trzy beemki pełne tatusiów i wujków ze wschodnim akcentem. Co tu dużo gadać – mnie też nie podoba się to, że uchodźcy zajmują się w Warszawie handlem narkotykami, kradzieżami i prostytucją. Nie pracują, demolują ośrodki... tak, tak... to najprawdziwsza prawda. Przypominam film ze Szwecji, który ostatnio puszczałem na blogu. Można pomyśleć, że to odległa abstrakcja... obawiam się po tej rozmowie, że jesteśmy już o krok od tego typu zajść. Kurczę, czy nikt tego nie widzi...?
No, ale nic to. Koledzy troszkę się powściekali, młodzi są, licealiści – prawo wieku. Zaszedłem na zajęcia na socjologię, słucham przemiłego wykładu dra Chmielewskiego... notuję na laptopie... a tu nagle przychodzi zapytanie, czy chcę zapisać plik przesyłany mi przez Bluetootha. Zapisałem – okazało się, że to zdjęcie witryny sklepowej. Fajosko, choć nie wiem, kto mi to wysłał. Później drugi plik, tym razem odrzuciłem. Następnie ten sam nadawca wysyła mi coś na komórkę przez Bluetootha! Zaakceptowałem pobór pliku... ściągnął się... komórka ściszona... sprawdzam co to... a tu nagle jak nie zacznie się wycie, śpiewanie po arabsku, jakieś takie irackie, albo tureckie disco-polo, piosenka miłosna (Habibi, habibi – to po tamtejszemu „kochanie”)! Cała sala na panagnyszkie, cholerstwo nie chce się wyłączyć, dr Chmielewski (lubimy się jak mniemam obopólnie!) zaczyna się uśmiechać i żartować na temat dyskoteki, którą urządziłem... no wreszcie udało mi się wyłączyć! Na ekranie komórki arabskie napisy... a trzy ławki dalej siedzi spokojnie kolega rodem z Iraku, który do naszego roku dołączył w październiku. Polskiego nie kuma. Zalicza przedmioty na ładne oczka.
I tak sobie myślę – abstrahując już od tej afery z dzwonkiem w mojej komórce – kolegę lubię, czasem mu coś pomagałem w zrozumieniu ćwiczeń, rączkę sobie podajemy... ale przecieć Simon Mol też miał kolegów i koleżanki, a piloci-samobójcy z Al Kaidy wychowali się w USA. Pili codziennie kawkę ze Starbucks'a, donuta z Dunkin'a, mieli sąsiadów...
państwo jako sędzia piłkarski
tymczasem dokonałem epokowego odkrycia! Otóż, liberalna metafora państwa jako stróża nocnego nie nadaje się do niczego! Dziś budzi raczej politowanie i niechęć... bo niby co to jest ten stróż nocny? To dziś nic nie znaczy. Uważam natomiast, że pełna analogia zachodzi między liberalną wizją państwa, a postacią sędziego np. piłkarskiego. Państwo bowiem wg liberałów powinno być gwarantem zawierania umów i egzekucji nałożonych sankcji w ramach systemu prawnego (czyli reguł gry). Wypisz-wymaluj, sędzia piłkarski!
kredyty międzynarodowe poumarzać!
ta myśl nasunęła mi się na zajęciach z socjologii stosunków międzynarodowych. Z tego samego czasu pochodzi i inna obserwacja. Otóż... gdy mówi się o długach zaciąganych przez państwa, czyni się to zazwyczaj z tonem pogardy dla tych, którzy kredytu udzielili... i nie chcą go umorzyć! No, tak. Przyjmijmy, że nasz przyjaciel blogowy Bart potrzebuje tysiąca złotych dla podtrzymania płynności. Pangrzyzga leci od razu swej bratniej, choć lewicowej duszy na pomoc i pożycza kwotę. Następnie Bart mówi: „Dobra, ma być sprawiedliwość społeczna, więc się wal, nic Ci nie oddam”. Pangrzyzga traci ciężko zarobiony pieniądz, jest ograbiony. Złodziejstwo.
Toż samo przecież z państwami. Jeśli jedno pożycza drugiemu pieniądze, to owe pieniądze ma od swoich obywateli – jeśli dług jest umorzony, tracą obywatele. Obywatele są okradani! Chyba, że... ano właśnie! Chyba, że żyjemy w systemie fiducjarnym takim, jak ten dzisiejszy i pieniądz pochodzi z drukarki! Wówczas postać rzeczy jest nieco inna... oto bowiem ktoś pożycza komuś zadrukowany papierek, mówiąc, że on jest coś wart... a potem żąda zwrotu np. w postaci surowców. Bagsik by tego nie wymyślił!
Lektura dla chętnych:
„Ekonomia wolnego rynku” Rothbarda: Tom 1 , Tom 2 oraz Tom 3
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/17-iii-2008-wielki-poniedziaek.html
Autor: Maciej Gnyszka o 3/17/2009 10:03:00 PM 14 komentarze
Etykiety: ekonomia, emigracja, islam, muzułmanie, państwo, społeczeństwo, studiowanie
niedziela, 15 marca 2009
festiwal filmów wielkopostnych z dziadkiem Gnyszką!
a dla jeszcze większej inspiracji, proponuję zapisanie się na newsletter Bądź święty! teksty czterech świętych co dwa dni na mailu...
Autor: Maciej Gnyszka o 3/15/2009 06:43:00 PM 0 komentarze
Etykiety: gorzkie żale, polecanko
tyrada przełożona, a tu urodziny i niedziela!
tyrada przełożona!
dobra, przekładam ze względu na naukawe obowiązki ciąg dalszy tyrady przeciw przydupasom i klientelizmowi. To nie powód, żeby czuć się bezpiecznym, drogie przydupasy... Dzisiejsza ewangelia, jeśli sobie pomyśleć w tym kontekście, mówi także o Was i Waszych opiekunach.
urodziny Złotych Myśli
jakem zapowiadał, dziś mija 5 lat odkąd istnieje gliwickie wydawnictwo Złote Myśli. Jak już wielokrotnie pisałem, jest z nim pewien problem - z jednej strony jest ciekawe dla ludzi interesujących się e-biznesem oraz marketingiem. Stanowi naprawdę genialny przykład i tak naprawdę wzór do naśladowania. Z drugiej zaś - prócz wartościowych pozycji, wydaje także sporo szajsu - zarówno z merytorycznego, jak i moralnego punktu widzenia.
Ja zwracałbym uwagę głównie na publikacje z działów przedsiębiorczość i samodoskonalenie - to z punktu widzenia klienta.
Natomiast z punktu widzenia badacza strategii marketingowych, e-biznesu, czy po prostu psychologa społecznego - cymesik stanowi marketing, który wydawnictwo stosuje. Wystarczy pobrać któegoś z darmowych e-booków, by co miesiąc otrzymywać kolejny, niesztampowy mailing. Ostatnie osiągnięcie, to ciekawa inicjatywa wokół 5. urodzin - z filmikiem opowiadającym historię wydawnictwa. Nieco zmanierowany i bazujący na stereotypie, ale obejrzało go już kilkanaście tysięcy osób!
Z okazji urodzin mamy też Wielką akcję rabatową - to jest zaletą e-biznesu opartego o wydawnictwa cyfrowe - możliwość serwowania ogromnych rabatów, sprzedaje się bowiem tylko pliki... podobnie zresztą jak w Nextranecie , który przejęły ostatnio chyba właśnie Złote Myśli!
Wydawnictwu niech się darzy, ale mnie się marzy, żeby z oferty poznikały niektóre pozycje...
o motywacji...
co do samej literatury motywacyjnej. Pisałem o tym kiedyś na Pogadankach Inwestorskich - i zdanie swoje podtrzymuję, istnieją bowiem dwa rodzaje tego typu literatury motywacyjnej - nakręcająca i motywacyjna. Uważam, że korzystanie z tego drugiego typu jest uzasadnione - chociaż teoretycznie katolik powinien wszelką motywację umieć zaczerpnąć ze źródła nadprzyrodzonego. Jednak podobnie jak z wiedzą, tak i z motywacją - szybciej ją uzyskamy na poziomie technicznym poznając po porstu arkana tych, którzy w naszej specjalności osiągnęli wiele, jak uczeń od mistrza. Wydaje mi się, że poznawanie specyfiki emocjonalnej zawodu, w który wchodzimy należy de facto do zakresu wiedzy fachowej z tej dziedziny... dlatego literaturę motywacyjną zaliczyłbym do wiedzy specjalistycznej, którą dopiero wbudowuje się do swojego uniwersum duchowego, kształtowanego przez środki nadprzyrodzone.
Piszę o tym przy tej okazji, bo Złote Myśli pionierują na polu literatury motywacyjnej w Polsce, natomiast ja sam pod choinkę dostałem Plan lotu Briana Tracy'ego, o którym kiedyś wiele słyszałem. Jak wrażenia? Nie takie beznadziejne i płytkie, jak można by sądzić z opisu. Myślę, że można polecić jako lekturę poszerzającą kompetencje zawodowe.
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/15-iii-2008-sobota-uroczystoc-w-jzefa.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/15-iii-2008-sobota-obejrzyjcie-dokadnie.html
myśl na dziś
Duch umartwienia jest najpierw skutkiem a dopiero potem wyrazem Miłości. Jeżeli odmawiasz tych małych ofiar, przyznaj, że słabnie twoja miłość do Tego, który jest Miłością.
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 981
Autor: Maciej Gnyszka o 3/15/2009 12:45:00 PM 0 komentarze
Etykiety: książki, nextranet, polecanko, złote myśli