uciekaj gąsiorze!
kapral Gnyszka miał okazję sprawdzić się oraz przypomnieć sobie arkana dowodzenia podczas operacji o kryptonimie „Gąsior”. Tak, tak, moi mili, to nie w kij dmuchał, nazwa prawie jak „Legion Condor”, a jaki koń-dor jest, każdy przecież widzi.
W poprzednią niedzielę do miejsca skoszarowania w celach religijnych (które to miejsce swoją drogą polecam z równie maniakalnym uporem, co Rozmyslania o życiu kapłańskim) zawitał głośno gdaczący i nie ciszej gęgający gąsior gatunku nie wiadomo jakiego – prawdopodobnie egipskiego (wedle ekspertyzy TW Damiana). Bez względu na narodowość gąsiora, który jawnie reprezentował interesy wroga, należało przystąpić niezwłocznie do likwidacji zagrożenia, co zakomenderowali zgodnie TW Damian oraz TW Michał. Podobnie jak w Dziejach Apostolskich, „wybór padł na Macieja” i to właśnie kpr. Gnyszka dowodził oddziałem złożonym z samego siebie, szer. Tomasza P., szczotki oraz parasola. Po krótkiej zbiórce, Gans-Sonderkommando przystąpiło do równoczesnego otwarcia furtki połączonego z naganianiem wroga od strony południowo-wschodniej. Siła żywa wroga była dość ospała, albo i ociężała, albo nawet zbyt stetryczała na to, by uciekać jak przystało na przedstawiciela świata zwierząt. W niczym to jednak nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – pomogło. Gąsior został przepędzony pomiędzy drzewami, poślizgnąwszy się w pewnym momencie na mokrych liściach (nie tracąc przy tym buty oraz hardości) aż do momentu stanięcia pod ponad dwumetrowym murem ogrodzenia. Wówczas kpr Gnyszka bohatersko przystąpił do nagonki od strony wschodniej, co zaowocowało ucieczką gąsiora na miejsce odosobnienia na sąsiedniej działce i zamknięciem furtki za swym zgrabnym kuperkiem.
Wtedy to wróg nawiązał kontakt głosowy ze swoimi oddziałami rozlokowanymi w lesie. Gans-Sonderkommando uznało jednak, że zagrożenie wjazdem na chatę w wykonaniu rozwścieczonych gąsiorów i pochwyceniem TW Damiana z TW Michałem nie jest na tyle duże, by pozostać na posterunku. Misja skończyła się sukcesem, na niedzielny stół w ramach obiadu pojawiły się udka...
kapral Gnyszka miał okazję sprawdzić się oraz przypomnieć sobie arkana dowodzenia podczas operacji o kryptonimie „Gąsior”. Tak, tak, moi mili, to nie w kij dmuchał, nazwa prawie jak „Legion Condor”, a jaki koń-dor jest, każdy przecież widzi.
W poprzednią niedzielę do miejsca skoszarowania w celach religijnych (które to miejsce swoją drogą polecam z równie maniakalnym uporem, co Rozmyslania o życiu kapłańskim) zawitał głośno gdaczący i nie ciszej gęgający gąsior gatunku nie wiadomo jakiego – prawdopodobnie egipskiego (wedle ekspertyzy TW Damiana). Bez względu na narodowość gąsiora, który jawnie reprezentował interesy wroga, należało przystąpić niezwłocznie do likwidacji zagrożenia, co zakomenderowali zgodnie TW Damian oraz TW Michał. Podobnie jak w Dziejach Apostolskich, „wybór padł na Macieja” i to właśnie kpr. Gnyszka dowodził oddziałem złożonym z samego siebie, szer. Tomasza P., szczotki oraz parasola. Po krótkiej zbiórce, Gans-Sonderkommando przystąpiło do równoczesnego otwarcia furtki połączonego z naganianiem wroga od strony południowo-wschodniej. Siła żywa wroga była dość ospała, albo i ociężała, albo nawet zbyt stetryczała na to, by uciekać jak przystało na przedstawiciela świata zwierząt. W niczym to jednak nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – pomogło. Gąsior został przepędzony pomiędzy drzewami, poślizgnąwszy się w pewnym momencie na mokrych liściach (nie tracąc przy tym buty oraz hardości) aż do momentu stanięcia pod ponad dwumetrowym murem ogrodzenia. Wówczas kpr Gnyszka bohatersko przystąpił do nagonki od strony wschodniej, co zaowocowało ucieczką gąsiora na miejsce odosobnienia na sąsiedniej działce i zamknięciem furtki za swym zgrabnym kuperkiem.
Wtedy to wróg nawiązał kontakt głosowy ze swoimi oddziałami rozlokowanymi w lesie. Gans-Sonderkommando uznało jednak, że zagrożenie wjazdem na chatę w wykonaniu rozwścieczonych gąsiorów i pochwyceniem TW Damiana z TW Michałem nie jest na tyle duże, by pozostać na posterunku. Misja skończyła się sukcesem, na niedzielny stół w ramach obiadu pojawiły się udka...
metafizyka wypędzania gąsiora
muszę powiedzieć, że lubię zwierzęta. Wytrwali Czytelnicy pamiętają na pewno zdjęcia capka z ostatnich wakacji, czy późniejsze zdjęcia mojego-niemojego kota, etc. Chociaż pangrzyzga lubi zwierzęta, to jednak żadnym tam ekoświrem nie jest. Serduszko ma miętkie, ale bez przesady.
No i owa miękkość zaraz się ujawniła podczas akcji „Gąsior”! Oto w chwili, gdy nagonka szła od południowego wschodu, a gąsiorek wleciał rozpędzony (według własnej skali) na mokre liście i poślizgnąwszy się, przejechał z pół metra na pierzastym brzuszku... zrobiło się panugrzyzdze smutno i tkliwo, tak że na chwilę z kpr. Gnyszki przedzierzgnął się w Maciurka, któremu żal było kilkanaście lat temu ciasta z galaretką, które jako ostatnie zostało na talerzu i całe smutne – czekając na konsumenta – drżało. O tym zresztą powstał swego czasu wiersz. Wyżej podpisanego.
znów w podróży
tymczasem – abstrahując od kocich sierściuchów, czy pierzastych gęgaczy – pangrzyzga jedzie pociągiem do Poznania! Jazda, jazda, Biała Gwiazda – byłoby fajnie, gdyby bilety nie podrożely. Doszło bowiem zeszłego poniedziałku do tego, że za bilet ulgowy w ekspresie do Poznania płacę tyle, ile płaciłem kilka lat temu za ulgowy do Wrocławia przez Poznań w tym samym pociągu. Granda-banda, chłopaki ze spółki pekapeintersity szaleją.
Zubożałem zatem nieznośnie, co nie przeszkodziło mi pokontynuować pewnego miłego zwyczaju kupowania oszołomskich, pardon, niszowych gazet do pociągu. Dziś wahałem się pomiędzy „Myślą polską” a „Naszą Polską” i wybór Macieja padł tym razem na ten drugi tytuł. Decydujące dla decyzji o wydaniu 4 zł (!) okazał się artykuł o pogromie kieleckim (choć myślałem, że chodzi o Jedwabne...). Myślałem o Jedwabnem ze względu na ostatnie świetne zajęcia kol. dra Łuczewskiego na IS UW, gdzie w ramach ćwiczeń z metod jakościowych, dokonaliśmy analizy relacji Szmula Wasersztajna na temat rzekomego pogromu w Jedwabnem, na której to relacji oparł się znany bajkopisarz wiadomego pochodzenia, J.T. Gross. Analiza wypadła rzecz jasna druzgocąco – hipotezę o dziwnej skłonności Wasersztajna do Sowietów można mocno uprawdopodobnić jego własnym tekstem. Podczas zajęć stało się dla mnie jasne, że koleś musiał prawdopodobnie być albo przedwojennym komunistą, albo zostać pozyskanym do współpracy. Zasiadłem więc przed wujkiem gugielem i poszukałem... trudno nie było. Okazuje się, że istnieją dokumenty świadczące o współpracy Wasersztajna z NKWD.
Wot zdziweczko...
tymczasem – abstrahując od kocich sierściuchów, czy pierzastych gęgaczy – pangrzyzga jedzie pociągiem do Poznania! Jazda, jazda, Biała Gwiazda – byłoby fajnie, gdyby bilety nie podrożely. Doszło bowiem zeszłego poniedziałku do tego, że za bilet ulgowy w ekspresie do Poznania płacę tyle, ile płaciłem kilka lat temu za ulgowy do Wrocławia przez Poznań w tym samym pociągu. Granda-banda, chłopaki ze spółki pekapeintersity szaleją.
Zubożałem zatem nieznośnie, co nie przeszkodziło mi pokontynuować pewnego miłego zwyczaju kupowania oszołomskich, pardon, niszowych gazet do pociągu. Dziś wahałem się pomiędzy „Myślą polską” a „Naszą Polską” i wybór Macieja padł tym razem na ten drugi tytuł. Decydujące dla decyzji o wydaniu 4 zł (!) okazał się artykuł o pogromie kieleckim (choć myślałem, że chodzi o Jedwabne...). Myślałem o Jedwabnem ze względu na ostatnie świetne zajęcia kol. dra Łuczewskiego na IS UW, gdzie w ramach ćwiczeń z metod jakościowych, dokonaliśmy analizy relacji Szmula Wasersztajna na temat rzekomego pogromu w Jedwabnem, na której to relacji oparł się znany bajkopisarz wiadomego pochodzenia, J.T. Gross. Analiza wypadła rzecz jasna druzgocąco – hipotezę o dziwnej skłonności Wasersztajna do Sowietów można mocno uprawdopodobnić jego własnym tekstem. Podczas zajęć stało się dla mnie jasne, że koleś musiał prawdopodobnie być albo przedwojennym komunistą, albo zostać pozyskanym do współpracy. Zasiadłem więc przed wujkiem gugielem i poszukałem... trudno nie było. Okazuje się, że istnieją dokumenty świadczące o współpracy Wasersztajna z NKWD.
Wot zdziweczko...
jutro Wildstein
przypominam wielkopolanom o jutrzejszym (sobota) spotkaniu z Bronisławem Wildsteinem o 17:00 w Piwnicy Farnej w Poznaniu. Spotkanie spotkaniem, Wildstein Wildsteinem (nie każdy musi za nim przepadać, a i prywatna korespondencja z Czytelnikami dowodzi, że nie każdy Go toleruje), będzie to jednak okazja do spotkania się w rzeczywistości! W tzw. realu – jeśli ktoś byłby chętny, miał wolny czas... to będę bardzo rad!
książka audio roku 2008
gratka dla wielbicieli książek mówionych! Miał ostatnio miejsce konkurs (jeszcze trwa) na Książkę Audio Roku 2008. Można posłuchać darmowych fragmentów, zagłosować na którąś pozycję, a jeśli najdzie kogoś ochota także kupić po okazyjnej cenie, tj. z 15% rabatem. Część z prezentowanych pozycji można znaleźć w słynnym gnyszkokiosku (no, ba!). Miłego słuchania.
jeśli już...
... o zaawansowanej technologii mowa, to warto przypomnieć, że do końca marca piąte urodziny obchodzi wydawnictwo Złote Myśli, które przygotowało z tej okazji gigantyczne rabaty. Ze szczegółami można zapoznać się na specjalnej podstronie, ja zaś zdecydowanie polecam zbiór wywiadów E-biznes jako sposób na sukces oraz pozycje językowe, czy te dotyczące przedsiębiorczości.
Boudon strikes back!
wczoraj miałem okazję czytać tekst niejakiego Boudona na temat efektów odwrócenia. Zagadnienie dotyczy zmiany społecznej – Boudon zauważa i świetnie ilustruje przypadki, gdy zamierzone działanie w skali makro przynosi efekt odmienny od zamierzonego. Sprawa dotyczy oczywiście najczęściej polityki – np. tej dotyczącej edukacji. Tekst świetny, postaram się niebawem podzielić co smaczniejszymi fragmentami, dorzucając do tego adres bibliograficzny (oj, to naprawdę trzeba samemu w całości przeczytać!) oraz parę cytatów z Douglasa Northa, piszącego świetnie o „Efektywności gospodarczej w czasie”.
uważajta chopaky y dziewczenta!
trochę się rozpisałem, ale na koniec chciałem jeszcze zaapelować do P.T. Czytelników o modlitwę w intencji opamiętania i nawrócenia ludzi, którzy wczoraj trochę krwi zepsuli mojej Oleńce. Nie na tym bynajmniej polega ich wina – problem polega jednak na tym, że przyszli lekarze nie widzą zdrożności w byciu doktorami Mengele.
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/03/28-iii-2008-pitek-w-oktawie.html
myśl na dziś
Cierpisz! — Więc posłuchaj: „On” nie ma mniejszego Serca od naszego. — Cierpisz? Bo tak potrzeba.
św. Josemaria Escriva, Droga, nr 230
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz