Wielki Post za pasem – do roboty!
wstęp
nikomu nie tajno, że od środy najbliższej, zwanej „popielcową” zaczyna się Wielki Post! Jak już pisałem ostatnio, czas to błogosławiony... bo prowadzi w końcu do centralnego święta Roku Liturgicznego – do Wielkiejnocy.
Gwoli ścisłości, gdy pisałem ostatnio o nicości, o tym że ja – moi Czytelnicy pewnie też – nic nie jesteśmy warci, nie miałem na myśli niczego heretyckiego, nie zamierzałem umniejszać w niczym zasług Pana Jezusa wobec nas. Otóż, prawdą jest, że sami z siebie niczym jesteśmy, a jedyne, co w nas warte uwagi – od Pana Boga, jako Stwórcy, a potem Odkupiciela, pochodzi. Jednym słowem – to, że mamy wielką godność, to że wspaniali możemy być... mało w tym naszej zasługi. Pan Jezus za nas umarł z miłości, to wielka rzecz... ale nie zmienia ona tego, że wciąż każdy z nas mało na to zasługuje. Warto więc wykorzystać Wielki Post najpierw po to, by tę rzecz sobie uświadomić. Później zaś po to, by wziąć się za siebie rękami Pana Boga... i ruszyć z kopyta za Nim, by Go naśladować.
Dziś czytałem jeden rozdział św. Bpa Pelczara Rozmyślań o życiu kapłańskim (stale polecam tę książkę i cieszę się, że ostatnio w komentarzu pod postem odezwał się Łukasz, który jest świeżym adeptem bpa Pelczara!) o pokorze... w którym rozważa właśnie tę sprawę, o której pisałem powyżej. Przytoczę ten fragment, także i po to, by na podstawie dwóch obszernych cytatów z Pelczara (ostatnio cytowałem rozdział o wykorzystaniu czasu), każdy mógł zrozumieć, że choć książka w tytule odnosi się do kapłanów... tak naprawdę jest uniwersalna i dobra dla każdego, kto poważnie myśli o świętości!
wstęp
nikomu nie tajno, że od środy najbliższej, zwanej „popielcową” zaczyna się Wielki Post! Jak już pisałem ostatnio, czas to błogosławiony... bo prowadzi w końcu do centralnego święta Roku Liturgicznego – do Wielkiejnocy.
Gwoli ścisłości, gdy pisałem ostatnio o nicości, o tym że ja – moi Czytelnicy pewnie też – nic nie jesteśmy warci, nie miałem na myśli niczego heretyckiego, nie zamierzałem umniejszać w niczym zasług Pana Jezusa wobec nas. Otóż, prawdą jest, że sami z siebie niczym jesteśmy, a jedyne, co w nas warte uwagi – od Pana Boga, jako Stwórcy, a potem Odkupiciela, pochodzi. Jednym słowem – to, że mamy wielką godność, to że wspaniali możemy być... mało w tym naszej zasługi. Pan Jezus za nas umarł z miłości, to wielka rzecz... ale nie zmienia ona tego, że wciąż każdy z nas mało na to zasługuje. Warto więc wykorzystać Wielki Post najpierw po to, by tę rzecz sobie uświadomić. Później zaś po to, by wziąć się za siebie rękami Pana Boga... i ruszyć z kopyta za Nim, by Go naśladować.
Dziś czytałem jeden rozdział św. Bpa Pelczara Rozmyślań o życiu kapłańskim (stale polecam tę książkę i cieszę się, że ostatnio w komentarzu pod postem odezwał się Łukasz, który jest świeżym adeptem bpa Pelczara!) o pokorze... w którym rozważa właśnie tę sprawę, o której pisałem powyżej. Przytoczę ten fragment, także i po to, by na podstawie dwóch obszernych cytatów z Pelczara (ostatnio cytowałem rozdział o wykorzystaniu czasu), każdy mógł zrozumieć, że choć książka w tytule odnosi się do kapłanów... tak naprawdę jest uniwersalna i dobra dla każdego, kto poważnie myśli o świętości!
(...) Ale tym wszystkim jestem z niewysłowionej miłości Bożej; sam zaś z siebie czymże jestem? Oto najpierw nicestwem, bo wszechmoc i miłośc Boża powołała mnie do bytu i utrzymuje mnie ciągle, inaczej wróciłbym do nicości. Jestem po wtóre słabością i nędzą (...) Jestem wreszcie grzesznikiem (...)
domyślam się, że ten Wielki Post nie jest pierwszym, który Czytelnik będzie przeżywał. Dlatego też odwołam się do wspólnego doświadczenia... zgodnie z którym każdorazowo z Wielkim Postem wiążemy wielkie nadzieje na poprawę... a rzecz kończy się tak, jak zawsze, czyli zawodem. Dlatego też postanowiłem przygotować ten krótki przewodnik po Wielkim Poście, dzieląc się m.in. własnymi doświadczeniami (warto także w komentarzach podzielić się własnymi). Dzielę go na trzy części, reprezentowane przez trzy dobre uczynki: post, modlitwę i jałmużnę.
post
wszyscy z grubsza wiemy, co rozumieć przez post... chociaż to pojęcie zbyt mocno związane jest z kuchnią! Lepsze chyba jest „umartwienie”, czyli po prostu działanie mające na celu podporządkowanie naszej woli, woli Bożej. Na przekór sobie... pamiętamy jak św. Paweł pisał o prawie w swoich członkach, które nie zgadza się z prawem Bożym. Po grzechu pierworodnym to niestety normalka... łatwiej nam żreć jak świnie, zamiast umiarkowanie i elegancko pojadać. Łatwiej się zdenerwować i wybuchnąć, niż przyjąć spokojnie upokorzenie. Łatwiej na kogoś nielubianego krzywo patrzeć, niż przemóc się i zaproponować mu wspólne wyjście na piwko. Łatwiej w końcu jeść w ciągu dnia kanapki, obiad, pączka, batonika i parę innych rzeczy, zamiast spokojnie, jak Pan Bóg przykazał, narzucić sobie stałe pory jedzenia i picia, podczas których powściągliwie zjemy naznaczony, skromny posiłek. Nie mówiąc już o tym, że o wiele łatwiej jest rozbierać wzrokiem mijane dziewczyny (oj, a któraż to teraz nie prowokuje wyglądem?!), nić odwrócić oczy i porozmawiać w spokoju z Aniołem Stróżem... Prawda? Umartwienie polega na tym, by zrobić to, co się zdecydowało, co jest słuszne i miłe Panu Bogu, zamiast tego, co odruchowe.
Zobaczmy, co w Drodze. Bruździe i Kuźni pisze św. Josemaria na temat umartwienia:
Jakże wiele cię kosztuje to niewielkie umartwienie! — Walczysz. — Zupełnie jakby ci powiedziano: Dlaczego masz dotrzymywać w życiu wyznaczonego planu, dlaczego masz być zależny od zegarka? — Przyjrzyj się, jak łatwo można oszukać małe dzieci! Nie chcą przyjąć gorzkiego lekarstwa, ale zaraz zostaną zachęceni... No, — mówią im — ta łyżeczka to za tatusia, a ta druga za babcię... i tak dalej, aż zażyją wszystko.
Tak samo i ty: jeszcze kwadrans włosiennicy za dusze w czyśćcu, pięć minut za rodziców, jeszcze pięć za braci w dziele apostolskim... Aż upłynie wyznaczony czas.
Umartwienie dokonane w ten sposób ma wielką wartość!
No... i co? Chyba czas najwyższy się za to wziąć!
Udaj się najpierw na jakieś skupienie, najlepiej w kaplicy, w spokoju... zrób porządny rachunek sumienia, znajdź wszystkie wady, które zdążyły w dotychczasowym życiu w Tobie rozkwitnąć. Później pomyśl o tym, na czym polegają cnoty przeciwne tym wadom. Podejmij konkretne postanowienia mające zaradzić tym wadom. Konkrecik, możliwy do wykonania. Później ułóż sobie plan konsekwentnej realizacji dwóch, trzech postanowień. Na resztę przyjdzie pora. Te trzy bierz na klatę podczas Wielkiego Postu!
Ja Cię w tej pracy nie zastąpię, ale mogę poddać w punktach parę pomysłów.
- wstawaj o z góry naznaczonej porze, nie później i nie wcześniej,
- wyznacz sobie żelazny czas na lekturę duchową każdego dnia. Nie chce Ci się, ani nie możesz się skupić? Tym bardziej tego potrzebujesz. Bierz do lektury na Wielki Post porządną książkę ascetyczną – ja mam dwóch ulubionych autorów, wspomnianych św. Józefa Sebastiana Pelczara i św. Josemarię Escrivę. Pomocą może być też newsletter Bądź święty! Który jakiś czas temu stworzyłem.
- ogranicz zbędne koszty,
- ogranicz zbędne czynności,
- sprawdź, czy musisz jeść tyle, ile jesz...
- a nade wszystko, ofiaruj wszystkie te umartwienia w konkretnej intencji, własnej, lub cudzej. Nic nie przychodzi Ci do głowy? Ofiaruj to wszystko w intencji dusz czyśćcowych!
modlitwa
jak wiadomo, to podstawa wszystkiego. Wyżej wspomniałem już o konieczności wyznaczenia sobie czasu na modlitwę myślną, rozważanie. To konieczne... ale na tym się rzecz nie kończy.
Msza Święta! Nie masz czasu? Wydaje Ci się. Przejrzyj spokojnie rozkład zajęć, spójrz na mapę... a zaraz okaże się, że w pobliskim kościele odprawia się o dogodnej porze Msza... Najświętsza Ofiara... bez niej nie ma w Twojej wierze życia. Ucieka stróżkami...
Różaniec. Co Ty na to? Nie umiesz odmawiać? Naucz się od swojej mamy, albo babci. Nie wiesz jak to się robi poza tym, że odmawia się określone modlitwy w określonym porządku? Wbrew pozorom, za Różańcem stoi bardzo długa tradycja medytacyjna i teologiczna... warto ją poznać, np. z tej książeczki.
Gorzkie Żale – jeśli czytasz gnyszkobloga przynajmniej przez rok, to z pewnością pamiętasz moje zeszłoroczne zachwyty nad tym nabożeństwem... poznałem je jeszcze w podstawówce, ale na nowo odkryłem pod koniec liceum! Wspaniałe, po prostu wspaniałe... nie wyobrażam sobie już Wielkiego Postu bez Gorzkich Żali.
Poza tym oczywiście poranne ofiarowanie dnia, południowy Anioł Pański i wieczorny rachunek sumienia wraz z modlitwą dziękczynną za miniony dzień. Zwróć szczególnie uwagę na rachunek sumienia – powinien uwzględniać nie tylko przebieg całego dnia ogólnie pod kątem moralności... ale i cnoty, którą chcesz wypracować, lub umartwienia, które podejmujesz (co np. może korespondować z rozdziałem z Rozmyślań o życiu kapłańskim, który danego dnia przeczytałeś).
Bądź wnikliwy jak księgowa!
jałmużna
i ostatnia sprawa, czyli jałmużna! Nie chodzi tu tylko o zwyczajową puszkę na potrzebujących w Twojej parafii, choć oczywiście i o ten cel zadbaj. Ale nim to zrobisz... zrób porządny przegląd kosztów! Paradoksalnie, lepiej może Ci w tym pomóc książka o finansach, np. Bogaty Ojciec. Biedny Ojciec Kiyosakiego, która uczuli Cię na kwestie związane z generowaniem kosztów. Musisz nad nimi panować nie tylko dlatego, by móc zostać multimilionerem, ale przede wszystkim po to, by skutecznie pomagać bliźnim! Jeśli Ty będziesz biedny, ani nie będziesz wytwarzał wartościowych usług, czy produktów (w taki sposób, by praca Cię uświęcała, o czym pisałem pewnego razu w Pogadankach Inwestorskich)... to nikomu nie będziesz mógł pomóc materialnie!
Dlatego do kosztów podejdź poważnie... chodzi w końcu o to, by pomóc bliźniemu, Twojemu bratu, w którym obecny jest Pan Jezus. Gamę masz ogromną – od domów samotnej matki, przez organizacje dobroczynne, po rozmaite inicjatywy katolickie, np. w mediach (tak, tak... mówię tu np. o Klubie Frondy)!
Parę pomysłów godnych uwagi podaję w tekście, do którego linkuje banner pod tym wpisem (wspieraj.bloga).
Ale nie chodzi tu tylko o pieniądze! Złóż komuś jałmużnę ze swojego czasu, który mógłby być wolny, albo produktywnie wykorzystany... „strać” trochę czasu, by odwiedzić chorych (poszukaj w swojej okolicy np. ośrodka Opus Dei – ludzie stamtąd organizują regularne wizyty np. w hospicjach), wysłuchać przyjaciela, czy przyjaciółki, których potrącił los... Jeśli się dobrze rozejrzysz to takich ludzi znajdziesz, a przy okazji zyskasz okazję do znalezienia umartwienia! Przecież nie zawsze chce się po raz dziesiąty wysłuchiwać tej samej, smutnej historii... trzeba się do cierpliwości zmusić!
P.S. Jeśli ktoś ma ochotę zagłosowac na mojego bloga w nowym konkursie na Bloga Roku, nie zabraniam: wchodzimy tutaj: http://www.wiadomosci24.pl/blog_glosuj/1717.html i wpisujemy swojego maila!
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/02/22-ii-2008-pitek-dobranocka.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/02/22-ii-2008-pitek.html
1 komentarz:
czuję się zvademecumowany i od nadchodzącej niedzieli zaczynam gorzko żalić!
w zielonce rzecz jasna http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2336208 :)
Prześlij komentarz