Moje Żabki złote! W związku ze Świętami Bożego Narodzenia, życzę sobie i Wam, byśmy w końcu skumali po co na tej ziemi jesteśmy, jakie mamy powołanie (a każdy ma przynajmniej powołanie do świętości) i wzięli się za nie, bo szkoda czasu. Wielu nauk od Maryi, Józefa i Pana Jezusa w pieluszkach, oraz zacięcia do czytania i klikania w Nowym Roku,
życzy pangruszka
wtorek, 25 grudnia 2007
[24-25 XII 2007] wspomnienie Narodzenia Pańskiego
Autor: Maciej Gnyszka o 12/25/2007 01:49:00 PM 0 komentarze
niedziela, 23 grudnia 2007
[23 XII 2007] ostatnia niedziela Adwentu, jutro Vigilant
podwójne morderstwo?
pamiętam jak to kiedyś mężczyzna zabił swoję dziewczynę, która miała akurat przyjemność przebywać w stanie błogosławionym. W gazecie przeczytałem jaki to z niego zwierz i nieludź. Hola, hola, myślę sobie. Jakie podwójne morderstwo? Jakie nieludzkie? Dlaczego sąd oskarżył go o podwójne morderstwo? Czyżbyśmy mieli kaczyzację, iranizację i państwo wyznaniowe? Chyba tak, przecież każdy rozsądny, mądry i centrowy Polak i Polka wiedzą, że zabił kobietę z zygotą, pasożytkiem w środku... Żarty żartami, ale obawiam się że nasi rodzimi bezbożnicy, którzy pracują w polytyce niedługo nie będą widzieli w takim rozumowaniu nic niestosownego. Ale spoko, jeśli będą gadali o Europie stojąc na tle niebieskiej ścianki z logo partii, to większość z nas na nich zagłosuje. Mnie trafi szlag, a Czytelnicy będą mieli co czytać. Nie wspomnę o blaszce miażdżycowej, która na pewno już się odklei!
co się dzieje się?
odkąd polska oświecona, wykształcona, piękna i bogata młodzież, a także umiejąca ładnie tańczyć elita z Niemiec i Irlandii wybrała rozsądny rząd, mamy raj. Giełda rypła o podłogę, inflacja skoczyła, karpie nawet w tym roku coś jakby napuchły. Ale nie o to chodzi. Chodzi bowiem o to, że mamy specjalistów na stanowiskach ministerialnych, którym płacimy grube pieniądze za to, żeby na przykład zdejmowali karę ze spółki J&S Energy, jak niejaki geniusz gospodarczy Pawlack, albo żeby wyprawiali takie cuda, że ich byłym klientom cofane są zarzuty i nakazy aresztowania a oni - mowa o niejakim profesorze Cwiąkalskim od sprawiedliwości - jako adwokaci posiedli ich tajemnice, a teraz jako prokuratorzy generalni mają ich ścigać (całe szczęście że obiecali rozdzielić obie funkcje w 2008 roku - do tego czasu wszystko pewnie uda się pozałatwiać...) - oni nic nie widzą w tym złego, inni natomiast specjaliści od teologii są katolikami i jako ministrzy zdrowia (no, i jako liberałowie!) optują za refundacją tego żeby sztucznie stworzyć parę dzieci, z których część zabić, jedno wprowadzić do niewieściego łona a resztę zamrozić albo opylić, bo komuś się wydaje że mu się dziecko od Państwa należy, w międzyczasie dziwnym trafem niejaka Jakubowska staje się czysta, niedługo inna niejaka Blida będzie kanonizowana... a pandonald zapowie jeszcze większe cuda. A ludzie się cieszą. Nie bez kozery mamy powiedzenie - cieszyć się jak głupi.
przepis
przepis na zwycięstwo wyborcze? Zrobić partię geszefciarzy, mieć dobre kontakty z mediami, które przez dwa lata męczą ludzi lamentem, pierdzeniem o upadku demokracji wlewając w nich frustrację i złość, wskazując równocześnie rycerza na białym koniu, który ich uratuje. Ludzie uciekają od poczucia dyskomfortu, rycerz wygrywa, robi skandaliczne rzeczy (sorry, Ćwiąkalski to skandal na cały świat) - o których nikt nie mówi. Ładnie, pięknie, wygraliśmy dobry rząd - nikt nas przynajmniej nie męczy lamentem. Podobnie myśli pewnie suka, gdy zmęczona ujadaniem pieska, podnosi ogon. No dobra, masz, tylko już nie ujadaj.
Najśmieszniejsze zaś wypowiedzi powyborcze - wielkie zwycięstwo demokracji. Taaaak, wielkie zwycięstwo, bo 30% ludzi dało się nabić w balona, a zawodowi politykierzy mają kolejną kadencję gadania koszałków-opałków.
panbler
Niejaki Blair ponoć się nawrócił - przeszedł na łono Kościoła Świętego. Brawo. Lepiej późno niż wcale. Czekam teraz na rozwalenie Partii Pracy i powołanie do życia porządnej partii.
sen miałem
sen miałem, moi mili! Dwa dni temu. Nie wnikam w szczegóły, bo nie chcę nikogo gorszyć, ale tak się w trakcie snu wzburzyłem i wkurzyłem, że zbudziwszy się w punkcie kulminacyjnym, po pierwsze chciałem zabić sąsiadów, myśląc że oni są sprawcami zła, po drugie myślałem że zaraz mnie krew zaleje, a po trzecie okazało się rano, że mnie rzeczywiście zalała, bo krwawe plwociny wypluwałem do 10:00!
Przestraszyłem się - bo jak mi się coś takiego przyśni za pięćdziesiąt lat, to przecież dostanę zawału, albo blaszka miażdżycowa mi się odklei i umrę!
myśl na dziś
Trzeba ciągle powtarzać, że Jezus nie zwracał się do grupy uprzywilejowanych, lecz przyszedł, żeby objawić nam powszechną miłość Boga. Wszyscy ludzie są umiłowani przez Boga. Od wszystkich oczekuje On miłości (...).
św. Josemaria Escriva, To Chrystus przechodzi, Katowice - Ząbki 2003, s. 282
Autor: Maciej Gnyszka o 12/23/2007 08:54:00 PM 0 komentarze
sobota, 22 grudnia 2007
[22 XII 2007] sobota - wieczór już
antropologia na WDG - Wrocławski Dworzec Główny
no, spacer wyborny, obiad zjedzony, pangruszka się wyspał, potem zagryzł kolacją i ciachem upieczonymi przez Oleńkę... można siadać do pisania!
W ramach chwalenia ORLANDA, wspomnę o tym, że do Wrocławia zajechaliśmy grubo przed czasem i miałem okazję postać sobie w kolejce do jednej z dwóch otwartych kas biletowych na dworcu PKP. Czwarta rano, na dworcu tylko stali mieszkańcy i pasażerowie. Ci pierwsi zabierają się za pierwszą kolejkę wiśniówki tego dnia, ci drudzy stoją w kolejkach i klną. I narzekają, i brzuchy przed się wypinają, bo takie rzeczy to w Niemczech nie do pomyślenia. Okazało się bowiem, że wśród pasażerów sporą grupę stanowili ci, którzy powracali z pracy zza granicy. Jeszcze bardziej złota polska młódź - bluzgów się nasłuchałem za wszystkie czasy, za te całe trzy miesiące, kiedy mnie nie było, a poza tym parę obserwancji antropologicznych poczyniłem. Zauważyłem bowiem, że członkowie tej grupy tym się wyróżniają, że za wszelką cenę po pierwsze chcą pokazać że oni wrócili z dalekiego raju, gdzie pewne rzeczy możliwe nie są (np. to jest niemożliwe, żeby pani w kasie czegoś nie rozumiała, albo tylko jedna kasa była otwarta), po drugie zaś okazują lekkie podejście i pogardę dla Polski i tutejszych realiów.
Jeden pan w dresie po paru głębszych, zapewne któryś z naszych przebojowych biznesmenów eksportowych, wiozący dla syna kolejkę elektryczną, zamawiał bilet i pani spytała go czy wycieczkowy, czy normalny. Pan natomiast powiedział paaaani, ja tu pół roku nie byłem, ja tu nie wiem k... jak tu jest w tej Polsce. No, cóż - spektakularne sukcesa międzynarodowe niejednemu prawemu mężowi potrafią w głowie zamącić.
Drugi etap podróży - pociąg do Zgorzelca i doborowe towarzystwo policjanta-milicjanta, Darka z żoną, co od Pepiczków wracali i chudego pana, którego ktoś gonił i który gnatami z tyłka mógł poobijać żonie Darka butelki z Czech. Najpierw przyszedł policjant-milicjant, czyli nieco przewiany wąsaty pan z Bytomia, który urodził się w 1950 roku, pracował 20 lat w Insbudzie w Zgorzelcu, 20 lat w Urzędzie Celnym koło Zgorzelca, jest milicjantem, policjantem i inżynierem budownictwa. Życia mu chyba nie starczyło, by to wszystko przeżyć, ale co tam - widocznie nie tylko ja jestem robotem, jak to niektórzy sobie mówią. Przyszedł do mnie jako pierwszy, zaczęliśmy rozmawiać o jego ośmiogodzinnej podróży z Bytomia i o tym, że on tego kraju nie rozumie. Potem idzie Darek z żoną - objuczeni tobołami jak osły. Stają przed przedziałem i Darek mówi wchodź. Na to żona: no, wchodź ty. Przesadna uprzejmość stała się powodem kłótni o to, kto wejdzie pierwszy, próbowaliśmy z milicjantem-policjantem interweniować, ale zrazu to nie wyszło. Milicjant zrezygnował, ja zacząłem własne zabiegi, by zaprosić ich pokojowo do przedziału. Zgodzili się, Darek żalił się, że jedzie już z tych Czech 24 godziny i ma tego dość, rozpakowali się. Daruś dostał w nagrodę OKOCIM od milicjanta podzielili się po połowie (choć żona Darka zeznała, że Daro już obalił całą reklamówkę w autokarze). Zaczęliśmy pogwarkę, o której mógłbym chyba caaaały semestr mówić, bo była popisem giętkości języka, rubasznych, wulgarnych wstawek, kreacji własnej osoby... Opowiem tylko o tym, jak to chudy pan chciał do nas się dosiąść, ale jako że umówiliśmy się że miejsca już u nas nie ma, bo matka z dzieckiem sobie zajęła, powiedział, że OK, poczeka na korytarzu. Zamknęliśmy drzwi, a on stoi... Żona Darka zdziwiona: No i patrz - stanął i stoi, uparty. Jakby se nie mógł poszukać dalej. Jako, że Milicjant złożył nam solenną przysięgę, że jest nerwusem i jak chudy zechce wejść, to on mu przywali, bo jest milicjantem. Chudy chce wejść, milicjant blokuje nogą drzwi, chudy szarpie klamkę, milicjant oddaje żonie Darka piwo, mówiąc Pani potrzyma. Niech Pan się nie wygłupia... Sprawa skończyła się pokojowo, doprowadziliśmy do ugody. Nie był to jednak koniec przygód tego dnia, ale o tym opowiem chyba innym razem. Rozpisałem się jak dziki, a tu Oleńka zaprasza do umacniania obronności Państwa!
Wojsko zatem poćwiczy, potem się umyje i wojsko śpi. A jak śpi, to śpi! O!
choinka się ubiera
już się w 50% ubrała. A Wasze?
myśl na dziś
jest taka, że już niedługo przyjdzie Pan Jezus - mały i różowy!
Jutro popiszemy na poniższe tematy:
podwójne morderstwo?
co się dzieje się?
panbler
egoiści
myśl na dziś
Autor: Maciej Gnyszka o 12/22/2007 07:59:00 PM 1 komentarze
Etykiety: podróże, społeczeństwo, wrocław
[22 XII 2007] sobota - już jesteeem!
podróżujem - Orland
wczoraj pangruszka wyjechał z dworca autobusowego Froettmaning w Monachium koło godziny 18:00. Wyjechał mając w duszy żal, że pewnie biedni Czytelnicy cały dzień oglądają w kółko św. Josemarię, martwiąc się czy aby panagnyszki jakaś beemwica nie przejechała. Ano, nie przejechała, sam pannuszka musiał natomiast sprostać wielu wyzwaniom - przede wszystkim logistycznym. Na uczelni był, w firmie był, wcielając się w rolę inżyniera Gnyszki a wszędzie ciągnął ze sobą gigantyczny bagaż pełen prezentów. Ale udało się, spociłem się jak wieprzek, ale dałem radę - nie dałem natomiast rady nic skrobnąć, za co uniżenie przepraszam!
Jesteśmy więc przy godzinie 18:00, siedzę sobie w autokarze marki mercedes należącym do firmy ORLAND. Siedzę i oczom nie wierzę, bo przygotowywałem się na starego gruchota z emerytowanymi kierowcami pekaesu (szczególnie, że firma ma siedzibę w miejscowości mniejszej niż przysłowiowy Pipidówek, a cena biletu biła konkurencję o ok. 7%!). Siedzę więc sobie i nie wierzę, bo nie dość że dostałem gratisową pompowaną poduszkę z logo firmy, to jeszcze zapowiedziano ciepły napitek w ramach ceny biletu i puszczono nam film instruujący o tematyce - jak korzystać z tego autokaru? Jednym słowem - bomba, 3-osobowy team kierowców w różnym wieku. Cud malina jednym słowem - chłopaki, nie wiem jak byliście w stanie połączyć jakość, której nie znalazłem u renomowanych przewoźników z sensacyjną ceną, ale od dziś jeżdżę tylko z Wami! ORLAND rządzi moi mili - na tym polega biznes. Dałem się niestety złapać na postsocjalistycznej nieufności do nieznanego prywatnego przedsiębiorcy... Mea culpa.
złota, polska młódź
w autokarze złota polska młódź, o której pisano długo przed wyborami i w czasie wyborów. Ach, te zastępy wysokiej klasy specjalistów, wrażliwych intelektualistów, inżynierów i humanistów, klasy zarządzającej... no, no... Napatrzyłem się, oj napatrzyłem. A jednocześnie zdziwiłem - bo teoria odbiega od rzeczywistości. Spotkałem w 80% młodych ludzi, którym nie chciało się studiować, którzy w Niemczech pracują albo jako kierowcy, albo jako opiekunki emerytów, albo gdzieś tam jeszcze, na kierowniczym stanowisku w obrębie zlewozmywaka. Klasa wybitnie rozwinięta przez uczęszczanie do barów i galerii handlowych, na dodatek zarabiająca krocie (o których to krociach koleżanka z PADOPLANU raczyła powiedzieć, że to niesprawiedliwe że ci Rumuni i Polacy zarabiają tak mało, bo przecież tyle samo pracują co inni, a niekiedy ciężej...). Osłuchałem się jak to poszłem, jak to inna niewiasta coś wykur***iła.
To nie było ostatnie spotkanie z młodzią złotą, ale na tym etapie chciałem spytać, czy jest się czym chwalić odbębniając zwycięstwo w głosowaniach w konsulatach i ambasadach zachodniej Europy? Toż to obciach, podobnie jak zwycięstwo w zakładach karnych, czym niejaki Tusk Donald się chyba nie chwalił.
Grudziądz - Warszawa, wspólna sprawa
miałem również miłego pasażera w autobusie - Krzysztofa bodajże. Z Grudziądza/Karlsruhe - studiował parę lat w Gdyni, potem zaczął w Karlsruhe, już trzeci rok. Pogaworzyliśmy, podyskutowaliśmy, miałem okazję i bloga polecić, i inne rzeczy. Mało z tego względu spałem, ale mam nadzieję, że dziś nas Krzysztof poczytuje - witamy! Głosował razem z kolegą na Donalda, ale pochwał polityce zagranicznej rządu J. Kaczyńskiego też nie szczędził, o czym przyjdzie mi jeszcze tutaj pisać!
jako, że Oleńka chce mnie wyprowadzić na spacer, kończę tę pierwszą część bloga, a druga będzie w okolicach poobiednich! Oj, będzie się działo. Edyta zaś przygotowuje się do imprezy, stuknął roczek, oj stuknął...
Autor: Maciej Gnyszka o 12/22/2007 12:41:00 PM 4 komentarze
piątek, 21 grudnia 2007
[21 XII 2007] piątek - zaraz Wigilia
zanim napiszę posta właściwego - pomyślmy sobie przy piątku ze św. Josemarią o śmierci.
Autor: Maciej Gnyszka o 12/21/2007 11:14:00 AM 0 komentarze
czwartek, 20 grudnia 2007
[20 XII 2007] czwartek, ciężko jest
łup bęc, tralalala, hopsa hopsa
moi mili, ale się wzięliście za klykalnictwo! Łohohoho! Super, giełda nie rozpieszcza, to chociaż Czytelnicy wzięli się za pieszczoty! Bardzo dobrze... Cóż mogę dziś powiedzieć - ano zmęczon ci ja jestem jak ta laleczka woskowa, w głowie kłębi się miliardpińcet tematów, które poruszę jutro, a jako zwiastun podam, co następuje - będzie o imprezie wczorajszej, o panutusku, co to mu wróble nad głową ćwiąkają, będzie o pysze żywota, o ciężkim żywocie inwestora też będzie i o zarzynaniu świni także!
Przed nami dużo wstrząsów - jutro wieczorem w końcu wyjadę do Polski (a wyglądam tego jak ta kania dżdżu - Stanisław Kania pewnie też dżdżu wyglądał, gdy rządził...), potem czekają mnie dwa dni we Wrocławiu, potem Warszawa i góry. Całe tournee po Polsce, szansy na złapanie oddechu prawie nie będzie. Dwa dni wolne w Stolicy już zajęte paroma spotkaniami. Co najchętniej zrobiłby panmyszka? Zamieniłby się w żonatego wiewióra, nazbierał orzechów do dziupli, zamknął dziuplę dwiema warstwami mchu z wierzchnią warstwą bitumiczną i zasnąłby sobie pod okiem swojej vevericzki. A spałby jak najęty! Albo byłby żonatym jeżem - zwinąłby się w kłębek, jeżyczkę swoją przytulił i spałby całą zimę. Nie wiem gdzie mieszkają jeże, ale pewnie w jakichś norkach, więc jabłko przyniesione na kolcach leżałoby sobie w norce, a jeże by spały całą zimę...! Póki co, mogę tylko marzyc o byciu jeżem albo wiewiórką - póki co aktywnie pełnię rolę kota dachowego.
A zza okna dochodzą do mię dźwięki podchmielonego wycia i okrzyki pary USD/PLN która może maluje barwy wojenne i wydaje takież okrzyki przed przebijaniem ważnego oporu (2,52)!
myśl na dziś
Dobre słowa są plastrem miodu, słodyczą dla gardła, lekiem dla ciała.
(Prz 16, 24)
Autor: Maciej Gnyszka o 12/20/2007 11:42:00 PM 0 komentarze
Etykiety: rodzina, science-fiction
[19-20 XII 2007] środa - noc
oj, dziś to już nie napiszę - byłem na wigilii firmowej PADOPLANU w restauracji Albarone. Popiłem, pojadłem, do spania marsz. Myśl na dziś jest taka, że warto od czasu do czasu sobie wyskoczyć na pogwarki. Dziękuję za dzisiejsze kliki, było ich sporo... Dobranocka!
Autor: Maciej Gnyszka o 12/20/2007 01:25:00 AM 0 komentarze
wtorek, 18 grudnia 2007
[18 XII 2007] wtorek, św. Gracjan puszcza oczko
edajta
chciałem powiedzieć, że co niektórzy zapomnieli się w nieklikaniu i myślą, że to im ujdzie na sucho... a jeszcze bardziej przerażające jest to, że nawet zdjęć z Ettal nie widzieli! Yyyyyy! Pannoedytko, zapraszamy do poprawy i wytężonej lektury.
panryszard
skoro jesteśmy już przy imionach - zachęcam, w ramach studiowania antropologii internetu, do zapoznania się z przebiegiem dyskusji na forum Parkietu ze wspomnianym wczoraj osobnikiem o nicku Rysiu.
http://www.parkiet.com/forum/viewtopic.php?t=30430&postdays=0&postorder=asc&start=2190&sid=c88bc540d6e0e4f749418cfe1bc0e51e
Cała dyskusja zaczyna się mniej więcej w połowie strony, kiedy to robo pyta mnie czy jestem księdzem. Przebiegu dyskusji nie zdradzam, ale chciałem powiedzieć, że Internet ma rzeczywiście zaskakujące właściwości jeśli chodzi o sferę psychiczną - niektórzy ludzie zachowują się w sieci w sposób, w który nigdy w realu pewnie by się nie zachowali (chyba, że tak się zachowują, wówczas wypada tylko krzyknąć O tempora! O mores!).
Rada Mędrków
Traktat Lizboński (czyli największy przekręt w Europie od czasów paktu Ribbentropp-Mołotow) wprowadza instytucję Rady Mędrców UE. Cały pęcherz można opróżnić śmiejąc się z tego pomysłu... Opłacani przez nas ludzie fundują za nasze pieniądze nową instytucję, w której będą zasiadali durnie, których oni sami wybiorą po to, żeby ci durnie legitymizowali swoimi pomarszczonymi twarzami ich durne pomysły. Polskie kandydatury to niejaki p. Geremek i niejaki p. Wałęsa. UPR na swojej stronie ogłosił poparcie dla kandydatury tego ostatniego, wierząc iż Jego obecność przyspieszy koniec UE.
O innych aspektach Traktatu jeszcze przyjdzie mi tu pisać, bo szlag mnie trafia gdy o tym szwindlu myślę...
Francja zwiera szeregi
natomiast we Francji, jak donosi Najwyższy Czas!, lewica z prawicą połączyły siły, by protestować przeciw Traktatowi (okrzyknęli się suwerenistami, z tego względu iż bronią suwerenności Francji). Widać stąd jasno, że Traktat rzeczywiście jest szwindlem. Oczywiście u nas nikt nie wyściubi nosa, żeby powiedzieć oczywistą prawdę w ogólnopolskim liczącym się medium, bo w kraju nad Wisłą prawdziwi Sarmaci i elita żyją w katakumbach, a ich rolę po 1945 rolę przejęli najpierw Towarzysze, a potem ich dzieci, które prócz siebie nadziergały jeszcze rzesze wykształciuszków. A wykształciuszek myśli tylko o tym, co powiedzieć, żeby otrzymać miano mądrego i roztropnego. A że zacny tytuł otrzymuje się za powtarzanie bredni, to i brednie powtarza...
kryzys
kryzys jest wtedy, gdy ludzie mają poczucie, że nadszedł kryzys - nie pamiętam, który z socjologów wprowadził tę przewrotną definicję, ale z pewnością ma ona wiele wspólnego z rzeczywistością. Otóż, moi mili, sztucznie stworzono nam kryzys przez ostatnie dwa lata rządów PiS-u. Ludzie poczuli kryzys i zagłosowali przeciw rządowi, głosując tak naprawdę przeciw złym nastrojom, w jakie wprowadzały ich nieprzychylne rządowi media. Teraz czują się błogo, bo nikt nie wprawia ich w zły humor, w urzędach robi się czystki, w ZUSie dzieją się skandale z odwołaniem prezesa Wypycha, Tusk podpisuje traktat niezgodny z Konstytucją RP, rząd wycofuje się z obietnic przedwyborczych chociażby w zakresie gospodarki... ale obraz medialny tego wszystkiego błogi jest, piękny jest... Byle tylko dobrze się czuć, byle było miło, to nawet Titanikiem można płynąc, żeby było miło, żeby orkiestra grała!
myśl na dziś
Kochaj Boga za tych, którzy Go nie kochają: duch przebłagania i zadośćuczynienia powinien przenikać całego ciebie.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 444
Autor: Maciej Gnyszka o 12/18/2007 10:39:00 PM 0 komentarze
Etykiety: francja, kryzys, polecanko, polityka, traktat lizboński, ue
poniedziałek, 17 grudnia 2007
[17 XII 2007] czarny poniedziałek
panrysio
witam na moim blogu niejakiego pana Ryszarda z Forum Parkietu, jakkolwiek - nie wiedzieć czemu - nie jest mi przychylny. Ale cóż tam - gość w dom, Bóg w dom.
co robią partie?
no, to lecimy. Proszę moich miłych - mówi się, że celem partii politycznych jest zdobycie, oraz utrzymanie władzy. Chciałem powiedzieć, że wolałbym, gdyby nie to było ich celem. Celem partii politycznej jest stworzenie takiej sytuacji, w której może wcielać w życie swój dojścia do pożądanego stanu rzeczy. Ów pożądany stan definiowany jest przez wartości, które wyznają członkowie partii - czyli po prostu przez to, co uważają za dobre.
Proszę zauważyć, że te cele można realizować także nie będąc u steru, tj. nie wchodząc do tzw. rządu. Członkowie partii po prostu współtworząc, inspirując ustawy, a potem je przegłosowując - te, które uważają za zgodne z ich planem. Proste. Tak powinna działać demokracja - jest spór co do wartości, tj. pożądanego stanu rzeczy, jest marketingowe rozszerzanie zasięgu swoich poglądów.
Sytuacja się zmienia, gdy bycie w rządzie oznacza stanowiska, gdy samo bycie politykiem jest po prostu wybornym zawodem, potencjalnym źródłem nielegalnych dochodów (wszak ma się władzę nad wieloma rzeczami, bo państwo rozrosło się nawet tam, gdzie nie powinno), itd. Ba, wystarczy nie mieć poglądów, a dobrych speców od marketingu, bo za dostanie się do Sejmu po prostu płacą - podatnicy utrzymują partie (nawet te, których nie chcą widzieć) subwencjami budżetowymi... bo te same partie tak zdecydowały! Horror, co? Postkomunizm, ubekistan - określenia można mnożyć i dopóki będziecie glosować tak, jak Wam sugerują - będziecie (będziemy) dojeni jak brudne krowy.
rynek straszy
słyszałem, że po polskiej stronie macie jakieś nieskromne reklamy dla erotomanów - wobec tego zabieram się do powrotu do publicystyki giełdowej!
Otóż - chyba już każdy usłyszał, albo widział nagłówek obwieszczający bessę. No, cóż, rzut oka na http://stooq.com np. na indeksy amerykańskie w perspektywie rocznej dowodzi jednego - całoroczny wzrost zostaje właśnie zanegowany. Europa ma się rzecz jasna lepiej, wszak nie jesteśmy epicentrum problemów na rynku hipotecznym. Ale powoli zmierzamy ku temu samemu. Powoli oczywiście w przenośni - spadki na rynkach wschodzących (MSCI Markets) wcale nie są leniwe. Niestety rodzima GPW może się pochwalić - po okresie bycia najmocniejszym rynkiem w regionie, a nawet i poza regionem - mianem najsłabszego parkietu. Jeśli inne parkiety lecą dziobem na ziemię - my robimy 150% normy w tym samym kierunku. Skala interwencji banków centralnych przybrała ogromne rozmiary, tak że już na nikim nie robi to wrażenia, ale jeśli rozważnie na sprawę spojrzeć - jedno staje się jasne, kolesie chyba skumali, że nie dadzą rady.
Perspektywa przestała być zatem różowa jakiś czas temu - posiadacze akcji, w tym oczywiście i ja - mogą z czystym sumieniem narobić w majty. Oczywiście można się zastanowić nad horyzontem inwestycyjnym - czy przypadkiem nie byłoby mądre zając się powiększaniem pozycji w czasie masakry. Problem mają ci, którzy nie mają i nie będą mieć za co powiększać pozycji i uśredniać w dół.
Inne pytanie - po co uśredniać w dół, skoro można ciąć stratę i kupić dużo taniej za rok, dwa? Jasne - to też jest dobry pomysł, nawet i lepszy. Ryzykujemy jednak, że ominiemy okazję jakiegoś gwałtownego zwrotu akcji i zanim skapniemy się, że to już zmiana trendu, indeksy będą dużo wyżej, a my znów kupimy w na górce. Oczywiście w sytuacji długotrwałego trendu spadkowego - wystarczy poczekać i odkupić po dłuższym czasie. Problem jednak w tym, że długoterminowy trend spadkowy widać dopiero po tym, gdy już długo potrwa...
Reasumując - ja swoją strategię już obrałem, najwyżej narobię w majty i przez jakiś czas zjem jednego banana zamiast dwóch.
cuda - gdzie są?
miały być cuda, a tu wszystko wskazuje na to, że rząd PO-PSL pod wodzą Pawlaka Władysława wprowadzi nas w dekoniunkturę. Jeśli rzeczywiście giełda dyskontuje przyszłość, to czeka nas ostre zaciskanie pasa...
Polska zasługuje na cud - oczywiście, Panie Donaldzie, zasługuje na to, by wyborcy w końcu ogonili tę sforę jurnych psów, które włażą im co 4 lata na kuper... Sforę, która fundując inflację przez stworzenie banku centralnego, równocześnie mówi, że bank centralny powstał po to, by z inflacją walczyć. Sforę która uchwala ustawy na własną korzyść, sforę która pasożytuje na cudzych pieniądzach, rozsiadając się po łamach gazet, ramówkach telewizji, by gadać bzdury i psuć ludziom głowy.
cicha, piękna Bawaria
długo o Niemcach i Niemczech nie pisałem, co? No, ale teraz napiszę - mam już bowiem pochwały za pazuchą. Otóż - jak widać na zdjęciach, Ettal bardzo piękne... Małe, bawarskie miasteczko wyrosłe wokół pięknego benedyktyńskiego klasztoru. Miasteczko, dzięki któremu poczułem dyskretny klimat bawarskiej, katolickiej wsi, gdzie piekarnię i niektóre domy zdobią malowidła z Najświętszą Maryją Panną, gdzie na dzień dobry pozdrawia się Boga, a w domach wiszą krzyże. Christianitas jednak nie umarła, żyje sobie cichutko w Polsce, Bawarii, Austrii... a jej wrogowie nawet się nie spodziewają, że ich koniec jest bliżej, niż dalej.
myśl na dziś
My, ludzie, mamy skłonność do zabezpieczania się, do przywiązywania się do własnego egoizmu. Zawsze usiłujemy być królami, choćby nawet królestwa własnej nędzy.
św. Josemaria Escriva, To Chrystus przechodzi, Katowice-Ząbki 2003, s. 63
Autor: Maciej Gnyszka o 12/17/2007 09:26:00 PM 2 komentarze
Etykiety: bawaria, ettal, giełda, katolicyzm, polityka
niedziela, 16 grudnia 2007
[16 XII 2007] III niedziela Adwentu - post właściwy
jestem doma
no, w końcu wróciłem! Wybaczcie, ale w piątek w ogólnym zamieszaniu i pędzie nie zdążyłem nic a nic napisać, choć zabierałem się do tego już w czwartek! Mea culpa, wypisałem sobie jednak wszystkie temata, które chciałem ostatnio poruszyć i już się za nie zabieram.
Jak rekolekcje? Ach, to chyba jasne że wyborne! Nie tylko sama treść rekolekcji, praca na nich, ale i otoczenie - alpejskie Ettal, dom rekolekcyjny... rozpływać mógłbym się godzinami, tylko że to nikomu nie jest potrzebne. Dziękuję tym, którzy się za mnie w tym czasie modlili - było to niezbędne! Zmartwię jednak - ogromu wad w jeden weekend nie dało się usunąć, więc trzeba je będzie jeszcze trochę znosić...
o czym ja tu w ogóle piszę?
niektórym może się wydać, że grzyzga chyba zgłupiał na tych rekolekcjach, czy co - skoro po powrocie z owych zabiera się za pisanie o jakimś tam klikaniu, partiach politycznych, bzdetach na temat Tristana i Izoldy, itd. Otóż - uspokajam - wszystko w porządalu, jeno namnożyło się tematów, dlatego zebrawszy wszystko do kupy otrzymałem heterogeniczny zbiór tematów.
klikniem, klikniem
a więc - widzę, że niektórzy wraz ze mną albo udali się na rekolekcje, albo na jakieś urlopy, albo boję się myśleć na co, bo o klikaniu to prawie zupełnie zapomnieli (ci, którzy pamiętali - szacun wielki!)! No, ale czemu tu się dziwić - chciała grzyzga dziki lyberalyzm, to ma! Nie ma posta - nie ma klika. Sprawa jest oczywista. A że jak nie ma klika, to nie ma Lexusa, to już się biorę do roboty!
Doktor Plinio
to, że jestem żarłokiem czytelniczym wiedzą ci, którzy mnie znają. I nie zamierzałem rezygnować z tej cechy w drodze na rekolekcje - wydrukowałem sobie zawczasu nowy numer pewnego tygodnika, o którym poniżej, przygotowałem też sobie książkę o Plinio Correa de Oliveirze i odjechałem! W metrze roztwieram ci ja plecak i konkluduję, że ani tygodnika nie ma, bo został na biurku, ani biografii Doktora Plinio za dużo nie stało, bo tylko parę kartek, których jeszcze nie czytałem (resztę systematycznie dodrukowuję). W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak dokończyć te parę stron Krzyżowca XX wieku i oddać się zadumywaniu i modlitwie przed rekolekcjami. Tak też spędziłem podróż i dziękowałem Panu Bogu że stworzył mi warunki do spokojnej, leniwej podróży. Oczy też odpoczęły.
A więc, Doktor Plinio. Czytam biografię jego z wypiekami na twarzy! Postać jawi się jako ze wszech miar wybitna, a zarazem niezwykle prawa. Ostatnio czytałem o jego diagnozie społeczeństwa postrewolucyjnego (autor wyróżnia trzy wielkie rewolucje - pseudoreformację, rewolucję francuską i rewolucję komunistyczną), gdzie źródła problemów, negatywnych zjawisk upatruje się w trzech zjawiskach, które wymienił św. Jan Apostoł: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota. Jako, że sam o tym myślałem jakiś czas temu, pozazdrościłem Doktorowi Plinio sformułowania tej diagnozy na długo przede mną (co oznacza, że nie byłem oryginalny) i pomyślałem, że to wspaniałe, gdy człowiek odnajduje swoje myśli u innych. Wówczas można pełniej współdziałać, gdy ma się poczucie wspólnoty zbudowane na tego typu odkryciach.
niezależni
mam w zwyczaju wspierać niezależną prasę. Zawsze, zanim kupię pierwszy egzemplarz gazety, którą dotychczas, ogłuszony michnikowszczyzną, uważałem za siedlisko głupoty i utopii, czuję to łaskoczące poczucie przygody i łamania konwenansu. Tak było gdy po raz pierwszy kupiłem na stacji benzynowej przed ponad dwoma laty egzemplarz Gazety Polskiej, i tak było też teraz, gdy zamówiłem w końcu internetową prenumeratę Najwyższego Czasu! Polecam i Wam taką działalność. Dlaczego?
Po pierwsze z uwagi na kształt naszego rynku medialnego, który jest ideowo zmonopolizowany. Ja wiem, że pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy, a największe uznanie zyskuje brak poglądów i małoduszność nazywane rozsądkiem, albo poglądami centrowymi, bądź umiarkowanymi, ale to jednak wstyd, gdy w kraju ludzi ponoć niepokornych i miłujących wolność, rynek medialny jest tak bardzo zmonopolizowany. Głosujmy nogami, bo monopoliści proponują barachło, a poza nimi - ogromne, intelektualne bogactwo.
Po drugie właśnie - intelektualne bogactwo. Nigdy się nie okazało w moich opisanych wyżej działaniach, że gazeta jest kiepska, że autorzy pletą trzy po trzy, albo że w ogóle nie potrafią pisać. Przeciwnie - można odkryć, iż polska myśl chociażby polityczna jest znacznie bogatsza, niż się nam zdawało, a spektrum tematów, które wolno poruszyć i wolno z nimi dyskutować jest znacznie szersze niż to oficer ideologiczny naszej ulubionej gazetki, czy tefałenu dopuścił.
Odwagi moi mili - rozerzyjcie się po kiosku i kupcie coś, czego do tej pory wstydziliście się kupić! Tylko jakichś tam pornosideł mi nie kupować, nie o nie chodzi.
mohiery a społeczęstwo obywatęskie
pamiętacie wielkie niebezpieczęstwo, które zawisło nad Polską w postaci moherowego beretu? Teraz już na ten temat ciszej, ale zawsze gdy temat był na tapecie, myślałem sobie, że to dziwne, że gromy ciskają zazwyczaj piewcy tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Dlaczego? Ano dlatego, że dziewczyny, które włosięta swe mają w zwyczaju moherowym nakryciem głowy przyozdabiać znajdują się właśnie w forpoczcie, awangardzie społeczeństwa obywatelskiego! Kto gotuje w jadłodajniach? Kto robi w parafiach paczki na Święta? Kto trzęsie parafialną Caritas? Kto organizuje pielgrzymki do Częstochowy i Lichenia? Kto wreszcie zbierał podpisy w 1993 roku, a i teraz przy zawieruchach około legalizacji morderstw prenatalnych? Ano właśnie, nieustraszone dziewczyny w wełnianych jesionkach, beretem zamiast hełmu i w ogóle to napisałem kiedyś o tym wiersz. Tak więc - mycki z głów, Panowie!
co robił Tristan z Izoldą?
pamiętam taką sytuację na polskim w liceum. Pananikl i panjascuzuka pamiętają? Omawialiśmy Tristana i Izoldę i nagle się okazało, że Pani profesor sugeruje, że Tristan z Izoldą... jak gdyby... poznali się na sposób biblijny, tj. w taki, jaki Pismo Święte najczęściej określa mianem zbliżenia. Jakież było moje zdziwienie - gdy prosząc panią o konkretyzację znaczącego mrugnięcia okiem - usłyszałem, że jeśli nie wiem o co chodzi, to koledzy mogą mi wytłumaczyć na przerwie co i jak...
To nie jedyny raz, kiedy udało mi się zupełnie mimowolnie skompromitować - nie o tym tu teraz mowa, bo śmieszne przykłady mógłbym mnożyć. Otóż, chodzi o to, że na moje oko, Tristan z Izoldą nic nie robili, prócz tego, że spali sobie w namiocie, a miecz Tristana leżał pomiędzy onymi. Może jednak nieuważnie czytałem i ominąłem tzw. momenty. Sęk jednak w tym, że ostatnio przyjęło się określać barłożenie, cudzołożenie, czy po prostu ordynarną pucówkę mianem przespania. Dobry Boże, toż ja nic nie mam naprzeciw, jeśli komuś w nocy jest zimno i na zasadzie wyjątku poprosi kogoś o kołdrę, albo nawet zaproponuje spanie obok siebie. Toż ludzie spali kiedyś po paru w jednym łóżku. Idzie o to natomiast, że jeśli mowa jest o czymś, to niech będzie mowa o tym, a nie o żadnym spaniu. Bo co to za spanie, gdy ktoś mi mówi, że ktoś tam się z kimś przespał, a teraz jest w ciąży. Pomijam i to, że się pewnie za bardzo nie wyspał. Mówmy jasno, moi mili.
Niestety w ostatnim, albo przedostatnim numerze Najwyższego Czasu! bodaj w dziale Postęp na świecie przeczytałem, że emerytowane Europejki jeżdżą do Nigerii, albo jakiejś innej Tunezji, by cyt. poderwać jakiegoś tubylca i się z nim przespać. Autor notki napisał, że miejscowy szef bodajże Izby Turystycznej, nie widzi w tym nic złego. Toż i inkwizytor grzyzga, krwiożerczy szalony fundamentalistyczny katolik grzyzga, który pewnie na tych rekolekcjach z Opus Dei się dzień i noc biczował, bo mu kazali, a teraz mydli oczy ładnymi zdjęciami - toż ja sam nie widzę wiele zdrożnego w przytuleniu się do jakiegoś prawego męża, który oczywiście nie posiada żony i pod jego opieką, spędzenia zimnej nocy na zasadzie chrześcijańskiej przysługi i miłości bliźniego. Jeśli natomiast panie owe jeżdżą sobie za przeproszeniem uprawiać miłość bliźniego, czyli po prostu się prostytuować za friko... to rozmawiamy o czymś zupełnie innym, i niech NCz!, tak jak ma gdzieś poprawność polityczną, tak i w tej materii odkłamuje język i poszczególne pojęcia.
Lisabon Vertrag
no i mamy - podpisali Traktat. Tfu, tfu... Tym, którzy jednak woleliby sami zdecydować o swojej przyszłości, polecam stronę http://x09.eu/ gdzie można złożyć podpis pod międzynarodowym wnioskiem o referendum ws. największego przekrętu w dziejach UE.
to się rozpisałem
aż zanadto, a to dopiero trzy czwarte planu! Jako, że pora coraz późniejsza - resztę napiszę w nadchodzącym tygodniu.
myśl na dziś
pochodzi z rekolekcji i autorem tego obrazu jest ks. dr Weygand. Chodzi o spowiedź, grzech, winę przebaczenie i karę. Otóż:
jest sobie dziecko. Jest sobie piłka i jest sobie okno z szybą. Dziecko wybija szybę, płacze jak szalone i biegnie do ojca opowiedzieć co się stało i przeprosić. Ojciec oczywiście dziecku wybacza, pociesza zapłakanego malucha. Wybita szyba jednak wciąż jest wybita - szkoda do naprawienia zostaje (mowa o skutkach grzechu - grzech jest wybaczony, ale jego skutki wciąż istnieją). Dlatego też ojciec umawia się z dzieckiem, że przez jakiś tam czas nie dostanie kieszonkowego, by uzbierać na szybę, albo chociaż na jej część (mowa o pokucie). Rodzeństwo dziecięcia wpada na pomysł, żeby się dorzucić do szyby, żeby maluch aż tak bardzo się nie męczył z ciułaniem (mowa o pomocy innych ludzi - od dobrych rad i napomnień, po przede wszystkim modlitwę za życia i po śmierci, gdy dusza np. pokutuje w czyśćcu).
Niech już teraz nikt nie porusza tematu pt. miłosierdzie czy sprawiedliwość? bo każdy drugoklasista wie, że miłosierdzie i sprawiedliwość.
Autor: Maciej Gnyszka o 12/16/2007 08:36:00 PM 2 komentarze
Etykiety: formacja, język, media, moherowe berety, plinio correa de oliveira, rekolekcje, traktat lizboński
[16 XII 2007] III niedziela Adwentu - wróciłem!
Autor: Maciej Gnyszka o 12/16/2007 06:35:00 PM 2 komentarze
Etykiety: zdjęcia
piątek, 14 grudnia 2007
[14 XII 2007] piątek - w oczekiwaniu
w oczekiwaniu na pościaka proponuję zrelaksować się przy pięknej melodii:
Autor: Maciej Gnyszka o 12/14/2007 09:28:00 AM 0 komentarze
czwartek, 13 grudnia 2007
[13 XII 2007] czwartek - koniec 26. Dnia Modlitw o Nawrócenie Jaruzelskiego
co, co, co?
moi mily, dziś już jest późno - pogaworzyłem i porysowałem z Simonem ponad 2,5 godziny o naszym wybitnym projekcie i jestem już podpadły, wobec czego solennie obiecuję jutro z rana skrobnąc wszystko, co nawarstwiło się w duszy mej od poprzedniego superposta tak, by starczyło czytania do niedzieli, gdy wrócę z rekolekcji.
Tractatus
swoją drogą bardzo ciekawe dlaczego dziś na Onecie ani razu nie widziałem notki na temat podpisania Traktatu Lizbońskiego! Skandal, ani mru-mru...! Nic się nie wydarzyło, nic kompletnie...
myśl na dziś
myśl na dziś jest taka, żeby sobie pomyśleć, że Pan Jaruzelski jest dzieckiem Bożym i jego celem (choć chyba wciąż nie zdaje sobie z tego sprawy) jest bycie świętym... Proszę się zatem zastanowić, biorąc pod uwagę obowiązek kochania każdej duszy (bo w końcu Pan Jezus kocha każdą tak bardzo, że dał się za nią dosłownie pochlastać), że modlitwa w intencji owego pana jest niezmiernie potrzebna... Wszak skruszony, nawrócony Jaruzelski byłby zaiste wielkim, krzepiącym widokiem.
Autor: Maciej Gnyszka o 12/13/2007 11:32:00 PM 0 komentarze
Etykiety: studiowanie, traktat lizboński
[13 XII 2007] czwartek - 26. Dzień Modlitw o Nawrócenie Jaruzelskiego
nie ma co gadać, chociaż powiem Wam, że przemówienia Jaruzela w całości wysłuchałem dopiero dziś - i ku mojemu zdziwieniu usłyszałem, że facet wprowadzając stan wojenny mówi o tym, że wprowadza go w imię walki z... nietolerancją, nienawiścią, samosądami moralnymi i bolesnymi podziałami! Hahahaha... jakbym słyszał dzisiejszego Michnika i innych eurolewusów... przykre, ale uczy.
Autor: Maciej Gnyszka o 12/13/2007 08:48:00 AM 0 komentarze
Etykiety: gen. jaruzelski
środa, 12 grudnia 2007
[12 XII 2007] środa, Matki Bożej z Guadalupe
środa i czwartek
moi Mily, pangruszek miał dziś dzień pełen wrażeń, o którym pewnie przyjdzie mu opowiedzieć dopiero w piątek, gdyż dopiero wówczas będzie miał chwilkę wolnego - dziś zaraz chyba się wykopyrtnie, a jutro będzie latał po pracy i medytacji jak kot z pęcherzem, by oddać Pixelmechanik przed 22:00. Jutro Prezydent z Donaldem Tuskiem podpiszą Traktat Lizboński. Pod Pałacem Prezydenckim palą się znicze, jutro będą protesty i zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Ciekawe czy się uda - taki deal bez referendum to po prostu skandal...
myśl na dziś
myśl na dziś jest taka, że Matka Boska z Guadalupe, objawiwszy się Juanowi Diego stała się patronką dzieci nienarodzonych. Proszę sobie pomyśleć o tym, że te 2007 lat temu Pan Jezus jeszcze też był płodem, a nie tam żadnym Panem Jezusem. Jeśli komuś ta myśl wyda się wiarygodna, niechaj stuknie się młotkiem w czoło, a potem zacznie cwiczenie od nowa, by rozważyć Człowieczeństwo Pana Jezusa, jego przyjście na świat i wszystkie tego konsekwencje...
Autor: Maciej Gnyszka o 12/12/2007 08:15:00 PM 1 komentarze
[11 XII 2007] wtorek - tego dnia nie było?
tego dnia nic na blogu nie napisałem - rzeczywiście. Dziś moi mili pracy był nawał - i do socjologii, i do architektury. W związku z tym ogłaszam na dziś upadłość konsumencką, którą zakończę jutro. Amen. Pojutrze zaś rocznica stanu wojennego i Traktat Lizboński. Błeeeee...
myśl na dziś
Tak wielka jest miłość Boga do stworzeń i tak wielka powinna być nasza wzajemność, że przy sprawowaniu Mszy świętej zegarki winny się zatrzymać.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 436
Autor: Maciej Gnyszka o 12/12/2007 01:20:00 AM 0 komentarze
Etykiety: traktat lizboński
poniedziałek, 10 grudnia 2007
[10 XII 2007] poniedziałek - dziś nie ma wspomnienia
obronność Państwa
nie ma we wsi! - jak to mawia dr Wnuk. Pangrzyzga, po przytłoczeniu nawałem, czy raczej nawałnicą pracy przed przeglądem, przytłoczon także innemi rzeczami, w końcu się odtłoczył i powrócił do intensywnego umacniania obronności Państwa. Oczywiście nie bez wpływu Oleńki, która jest spiritus movens wielu przedsięwzięć (jeśli nawet sama o tym nie wie).
Tak więc zacząłem ćwiczyć razem z takim jednym panem z Ameryki, który podobnie jak ja chyba musi być Żydem, bo lubi oszczędzalnicze i systematyczne podejście. Zrobił zatem parę programów na temat różnych partii ciała, każdy trwa 8 minut, i jeśli teraz codziennie osiem minut, a tych dni w roku jest 365, a lat w życiu hohoho, to w sumie daje to tyle, że pod koniec życia będziemy Schwarzeneggerami, a dając inną analogię - po 117 latach uciułamy z reklam na blogu na Lexusa.
Polecam - dziś i wczoraj ćwiczyłem, facet daje w kość. Nadmienię, że ćwiczenia na mięśnie brzucha mogą okazać się pomocne przy wszelkiego rodzaju zaparciach lub wzdęciach...
nogi:
brzuch:
panie Janie - Janku
nie wiem, czy wiecie - ja już wiem - że 14 XII 2007 (a więc 26 lat po wprowadzeniu stanu wojennego i dzień po rozpoczęciu zrzekania się suwerenności po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego), a więc w piątek gdy zacznę rekolekcje wspominamy... kogo? A, panajanka - mojego patrona z bierzmowania - św. Jana od Krzyża. Wybitny, wprost wybitny hiszpański święty, mistyk i poeta. Pozycje Noc ciemna, czy Droga na Górę Karmel - lektura obowiązkowa dla każdej świętej i świętego.
ęwestycje
P.T. Czytelnicy pytają swojego panagruszkę w licznych listach i kartkach z wakacji jak to się inwestuje na giełdzie. Odpowiadam zatem. Z akcjami jest zupełnie podobnie jak z marchewkami i sprzedawcą marchewek. Jedzie sobie taki na wieś, albo na giełdę warzywną, czy gdzieś tam - kombinuje by kupić jak najtaniej marchewkę. Potem zaś głowi się, by tę samą marchewkę sprzedać jak najdrożej. To samo robi inwestor - najpierw głowi się i szuka spółki, która jest tania jak barszcz (czyli np. operuje w niepopularnej wśród inwestorów branży, która może stać się popularna, zaczęła proces restrukturyzacji, pozyska inwestora strategicznego bądź zostanie przejęta, etc.) i ma perspektywę podrożec. Później zaś taki inwestor głowi się, by sprzedać zakupione akcje drożej, niż je kupił. Po prostu.
Dlaczego więc niektórym idzie lepiej, a innym gorzej? Ano dlatego, że ci którym idzie gorzej źle oceniają sytuację - kupują wówczas gdy będzie jeszcze taniej, a później (mając na rachunku wirtualną stratę np. 40%) nie wytrzymują ciśnienia i opylają papierki wartościowe w rozpaczy. To zaś nazywa się paniką i właśnie podczas paniki ci skuteczniejsi zaczynają, bądź właśnie kończą zakupy.
Jednym słowem - nie jest łatwo kupić w dołku i sprzedać na górce, ale na pewno przy pomocy rozumu i wyczucia można określać momenty, przedziały czasowe, gdy spadki bądź wzrosty wyhamowują. Wyczucie dołków i górek nie jest jednak niemożliwe - parę razy udało mi się kupić i sprzedać na ekstremach, w tym dwukrotnie kupić na maksimach... Nie muszę chyba mówić co znaczy to ostatnie.
traktat, który zreformuje
13 grudnia 2007 Wspólnoty Europejskie zrobią pierwszy krok ku przepoczwarzeniu się w Unię Europejską z tożsamością prawną, Kartą Praw Podstawowych jako aktem normatywnym, ministrem spraw zagranicznych, etc. - jednym słowem, kolejna katastrofa w naszej historii ma miejsce 13 grudnia. Czy w Polsce dużo się o tym pisze? Dam sobie głowę uciąć, że sprawa jest przedstawiana jako jakaś tam kolejna brukselska rzecz, nieważna, jakieś tam formalności. Jednym słowem - sprawa niegodna uwagi. Mnie jednak interesuje dlaczego za moje pieniądze robi się ze mnie durnia podpisując, a potem ratyfikując (pandonald stwierdził, że Polska ratyfikuje te świstki jako pierwsza) dokument o treści odrzuconej w referendach tzw. Konstytucji Unii Europejskiej (czyli Traktatu ustanawiającego konstytucję dla Europy, tak to się fachowo nazywało, nie?). Dzieje się zatem granda na którą mało kto by się zgodził wiedząc o co chodzi.
Europa
a wiecie, że jeśli Niemcy są egoistami i dbają tylko o własne interesy wprowadzając praktyki protekcjonistyczne dla własnej branży energetycznej, nie zgadzając się na liberalizację europejskiego rynku energetycznego, to to się nazywa nie egoizm i po prostu głupota, tylko to się nie nazywa w ogóle i o tym nie mówimy. Natomiast gdy Wielka Brytania i Rzeczpospolita wprowadzając protokół do Karty Praw Podstawowych, albo gdy Polska chce wznowić debatę na temat obrony życia w UE, czy w ogóle na jakiś inny temat - wówczas jest to brak wychowania do demokracji, warcholstwo i cuda na kiju. Rodzimi euromędrcy kwaczą i boleją.
Kurczę, ci ludzie muszą mieć ogromny kompleks wobec Zachodu, muszą być w rzeczywistości zaściankowi! To chyba ten sort ludzi, co to gdy przekraczają Odrę, zaraz gębę rozdziawiajo i krajowców dziwujo opowieściami jakie to u nas w Polsce dziadostwo, pijaństwo i beznadzieja, dziury w drogach, a tu tak ładnie, europejsko i w ogóle. Spójrzcie na tych eurokwaczaków w ten sposób, a nagle zrozumiecie, że nie ma co ich słuchać, bo niczego ważnego nie mówią.
maszyna piorąca pierze
czytam tekst na socjologię o tym, że męskie projektowanie pralek do prania jest sposobem na kontrolę ciała kobiet. Taka forma opresji. Tak mi się w głowie poprzewracało od artykułu (choć nie powiem - dość porządnie napisany) - że zamiast pralka, napisałem w notatniczku maszyna piorąca. Waschmaschine, wasching machine... no wiecie Państwo!
myśl na dziś
Jeśli jesteś dumny z tego, że jesteś dzieckiem Najświętszej Maryi Panny, zapytaj siebie samego: "Ile przejawów mego oddania się Pannie Świętej okazałem w ciągu całego dnia, od rana do nocy?"
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 433
Autor: Maciej Gnyszka o 12/10/2007 09:25:00 PM 0 komentarze
Etykiety: giełda, obronność, polecanko, polityka, studiowanie, św. jan od krzyża, traktat lizboński, ue
[10 XII 2007] Polen-Deutschland
Deutsch-Polnisch Wettbewerb!
Liebe deutsche Freunde - wie alle sehen - ich habe eine Umfrage vorbereitet. Das ist ein Wettbewerb, es geht um Kraft von Internauten aus beide Laender. Wer hat mehr Freunde? Wer kann mehr Leute mobilisieren um Weltoeffentlichkeit zu gestalten? Wir werden in eine Woche sehen!
Nach dem Wahl - bitte klicken Sie Google Werbung, dass ich auch etwas daraus habe...
konkurs polsko-niemiecki!
no, moi mili - bierzemy się do roboty! Chłopaki z forum Parkietu już się naklikali - teraz Wasza kolej. Pamiętacie jak polscy internauci podbijali bębenka Polsce w internetowych ankietach włoskich i niemieckich gazet sportowych? Teraz zrobimy to samo na blogu panagnyszki. Chłopaki i dziewczyny z Niemiec już powiadomione. Mamy tydzień.
Aha - po wybraniu opcji w ankiecie zachęca się do kliknięcie w reklamy. Sport się w końcu żywi z reklam...
Autor: Maciej Gnyszka o 12/10/2007 07:07:00 PM 0 komentarze
niedziela, 9 grudnia 2007
[9 XII 2007] 2. Niedziela Adwentu i jej druga częśc - druga świeczka się pali!
co by tu napisać?
ach moi mili, co by Wam tu dziś napisać? Ciężko będzie coś z siebie wydusić z wielu względów - bo to już druga niedziela Adwentu, zbliżają się rekolekcje, pangrzyzga wczoraj był u spowiedzi - jednym słowem, zamiast dawać upust dusznym melodiom, należy je uporządkować, przedumać i odpowiedzieć na wołanie św. Jana Chrzciciela. Z tego też względu, niewykluczone że w najbliższych dniach tematyka bloga będzie nieco bardziej zawężona a i objętość skromniejsza. To się jednak okaże. Póki co - proszę o modlitwę za moje rekolekcje, od przyszłego piątku (to oznacza, że w czasie piątek-sobota nie będzie czego czytać prócz archiwum, no i linków reklamowych przed kliknięciem...).
ympreza
jak już napisałem powyżej i poniżej - przyjęcie w Weidenau było przednie. Miałem okazję poznać tutejszych numerariuszy, supernumerariuszy i w ogóle rodziny jakośkolwiek związane z Dziełem. Wspaniali ludzie, wspaniałe rodziny, dzieci co nie miara - duże, małe, ssące, same jedzące i jeszcze starsze. Aż się pangruszka rozmarzył i pomyślał o swoich, których jeszcze nawet nie zna. Kto wie co tam Pan Bóg zgotował.
Ale i inna myśl przyszła. Poznałem między innymi niejakiego Maćka i Żonę tegoż oraz dwie córki. Tak się złożyło, że Maciek czytał na opusdei.pl ten wywiad ze mną, w ten sposób ze zdziwieniem szybko zmiarkował o kim mowa, gdy Bernd opowiadał mu, że mają tu jednego studenta z Polski. Ale nie o tym ma być mowa. Tak więc poznaliśmy się w końcu, znając się dotąd jedynie wirtualnie. I tak sobie pangrzyzga pomyślał, że zazdrości Mackowi - nie musi się już użerać z profesorami, dziecinnymi studenciakami, mając żonę przy boku a dzieci często dosłownie na szyi. No, ale pomiarkowałem się szybko i myślę - dobra, paniegruszko, rób pan swoje, spełniaj obowiązki studenckiego stanu, a do dbania o rodzinę już się przygotowuj.
co ma ciastko do Lexusa i rynku kapitałowego?
Za tym przyszła inna myśl - już bardziej przyziemna - że powinien pangruszka, jeśli ma teraz okazję (a ma), zająć się także bytem swojej rodziny. Nie tylko szczwane inwestycje na rynku kapitałowym, nie tylko wzrost gospodarczy przekładający się na większe zyski firm i ich akcjonariuszy, nie tylko wyłudzanie stypendium naukowego śmieszną średnią, nie tylko jakieś tam Padoplany, Multimedie, Pogotowia... no właśnie. Trzeba czymś jeździć! Już wasza w tym głowa, moi drodzy, los mojej przyszłej rodziny w Waszych rękach - jeśli nie Lexus, mogę najwyżej kupić jakieś inne pierdzikółko...
polecamy, polecamy
W tym tygodniu, jeśli chodzi o instytucje, polecam przyjrzenie się działalności Fundacji św. Mikołaja - założonej i prowadzonej przez dra Dariusza Karłowicza.
Chłopaki i dziewczyny z Fundacji przeprowadzili i prowadzą tyle akcji, że nie policzyłbym w pamięci, wobec czego polecam obejrzeć na stronie. Kampanie społeczne od Mamy w pracy, przez popularyzację rodzinnych domów dziecka, po kampanię na rzecz kombatantów. Fundacja stoi po właściwej stronie barykady, walcząc o obecność wartości chrześcijańskich w sferze społecznej. Nie można chyba nie podziwiać skuteczności i atrakcyjności akcji organizowanych przez Fundację.
Sam zaś Karłowicz - wyborny eseista i filozof katolicki, a do tego szacher-macher marketingu TU Allianz - ot taki człowiek orkiestra, który z wdziękiem baletnicy potrafi publicznie zniszczyć swoim intelektem adwersarza pomachując przy tym nóżką, uśmiechem swoim zdobyć sympatię Oleńki, a potem zajmować się sprawami rodzinnych domów dziecka, tworzyć wspaniałą Teologię polityczną, i tak dalej - bez końca. Więcej takich panów Karłowiczów.
myśl na dziś
By zbliżyć się do Boga, by wznosić się ku Bogu, potrzebujesz silnych i szlachetnych skrzydeł Modlitwy i Pokuty.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 431
Autor: Maciej Gnyszka o 12/09/2007 09:52:00 PM 1 komentarze
Etykiety: dzieci, formacja, fundacja św. mikołaja, karłowicz, weidenau
[9 XII 2007] 2. Niedziela Adwentu - druga świeczka się pali!
Wróciłem z przyjęcia w Weidenau - było istotnie przewybornie! Zakręcę się wokół kolacji, przygotuję do druku detale na jutrzejszą kolancję i zasiadam do blogowej pisaninki, moje mordki miłe! Póki co - polecam fotoreportaż z przyjęcia i film na dzisiejszy wieczór:
1) idę i przekraczam Isar Mostem im. Jana Kennedy'ego - na horyzoncie most mieszkalny!
2) mała księżniczka urzekła panagruszkie
Autor: Maciej Gnyszka o 12/09/2007 08:15:00 PM 0 komentarze
sobota, 8 grudnia 2007
[8 XII 2007] cz. 2 sobota - Święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny
co to się stało?
dziś mamy Święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Co to znaczy? Wbrew pozorom nie znaczy to tego, że Maryja zaszła w ciążę za sprawą Ducha Świętego 8 grudnia, a już 24 grudnia tego samego roku urodziła Pana Jezusa. Ani też - jak pewnie chcieliby niektórzy - że urodziła go następnego roku po poczęciu, a więc po ponad 12-miesięcznej ciąży. Święto dzisiejsze, to święto ni mniej, ni więcej tego, że św. Anna i św. Joachim postanowili uczestniczyć aktywnie w dziele stworzenia i poczęli Maryję - przyszłą Matkę Boga. Pewnie się nie spodziewali, że najpierw urodzi im się Maryja, później zajdzie w ciążę bez udziału mężczyzny, a potem pangruszka będzie o tym wypisywał na swoim blogu. No, ale cóż - myśli moje, nie są myślami waszymi, powiedział swego czasu Pan Bóg.
Ks. Robert Sirico, prezes Instytutu Actona (http://www.acton.org/) opowiedział w zeszłym roku taką oto historyjkę. Ktoś w rozmowie z nim zarzucił Kościołowi obsesję na punkcie płciowości (swoją drogą, to Świat ma obsesję na tym punkcie - Kościół odpowiada na pytania i problemy). Ks. Sirico, jako - było nie było - południowiec (jego rodzice wyemigrowali do USA z Włoch), mówi na takie dictum: Jasne, że mamy bzika na punkcie seksu. Zobacz, znakiem jednego z sakramentów zrobiliśmy nawet seks!
Dla niewtajemniczonych - chodziło o Sakrament Małżeństwa, który bywa mylony z jakimś bliżej nie znanym ślubem kościelnym. Każdy sakrament, jest widzialnym znakiem niewidzialnej łaski. Sam zaś posiada zarówno znak zewnętrzny, jak i formułę. W przypadku Chrztu - znakiem jest woda, formułą znana fraza: Ja ciebie chrzczę, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen W przypadku Sakramentu Małżeństwa znakiem nie jest ani welon, ani obrączka, ani wódka weselna z tasiemką... tylko właśnie współżycie małżonków (jeśli spełnia określona kryteria, bo inaczej jest po prostu zwykłym nierządem, czyli seksem).
nagrody, nagrody
gratuluję Panu Marszałkowi Markowi Jurkowi otrzymania tegorocznej włoskiej nagrody im. Giuseppe Sciacca!
Zaciekawił mnie patron nagrody i znalazłem na ten temat nawet informację. Dlaczego poczułem szczególną z nim łączność? Poczytajcie:
Nagroda Giuseppe Sciacca została ustanowiona w 2001 r. ku pamięci studenta architektury, który podczas swojego krótkiego życia charakteryzował się prawością i wielką szlachetnością wobec innych. Jednym z laureatów tej nagrody jest kard. Joseph Ratzinger, który otrzymał ją w 2005 r., a odbierał po wyborze na Stolicę Apostolską jako Benedykt XVI.
a co będzie jutro?
jutro będzie niedziela, Msza Święta, a o 15:00 wizyta w Wiedenau, domu Dzieła, gdzie odbędzie się Fest im Advent, czyli zjeżdżają się dzieciaki z rodzicami, ci którzy nie mają dzieci oraz ci, którzy jeszcze nie mają (pangruszka będzie chyba jedyny w tym gronie) i śpiewają sobie, i grają sobie tradycyjne adwentowe niemieckie songi, a potem zajadają się ciastkami, popijają je kawą, a o 18:00 uczestniczą w kaplicy w medytacji. Oj, będzie się działo!
artykulik
dla tych, którzy studiują w Warszawie, zamieszczam zwiastun mojego krótkiego artykuliku, który już niebawem ukaże się w Traktorze Królewskim (http://traktor.dobrze.org/)
Jak ja nie cierpię cierpieć!
Tego, że mało kto lubi cierpieć nie trzeba chyba udowadniać. Swoją drogą to dziwne – wszyscy bowiem cierpią bez wyjątku, wielu w rzeczywistości się w cierpieniu rozsmakowało, a niektórzy sobie nawet cierpień dokładają. O co chodzi? Tym razem raczej nie chodzi o pieniądze.(...)
proszę kupić Traktora, by przeczytać resztę.
myśl na dziś
By uniknąć rutyny w modlitwach ustnych, staraj się odmawiać je z tą samą miłością, z jaką po raz pierwszy oświadcza się zakochany... i jakby to była ostatnia okazja zwrócenia się do Pana.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 432
Autor: Maciej Gnyszka o 12/08/2007 10:39:00 PM 2 komentarze
[8 XII 2007] sobota - Święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny
Oj, dziś wyjątkowy dzień, to i blog będzie wyjątkowy! Zanim napiszę właściwego posta, polecam poniższe nagranie - Bogurodzica oraz Asperges Me (Pokrop mnie - wstępny obrzęd Mszy Świętej wg rytu rzymskiego sprzed reformy posoborowej). Organista nie ma tyle pary, co nasza monachijska organistka, ale chylę czoła!
Autor: Maciej Gnyszka o 12/08/2007 09:19:00 PM 0 komentarze
piątek, 7 grudnia 2007
[7 XII 2007] piątek cz. 2 - Pan Jezus umarł i św. Ambroży też umarł
Polizei
nie wiem, czy wiecie, ale niemiecka policja po wejściu Polski do strefy Schengen (bezgraniczny ruch graniczny) chce mieć prawo do ścigania przestępców na terenie Polski. Niusa wypatrzyłem na forum Parkietu, gdzie wkleił je ktoś skądinąd. Granda, moi mili... Ci, którzy wciąż wieżą że Wspólnota Europejska (od 13 grudnia już Unia Europejska) podąża w dobrym kierunku, niechaj w końcu ruszą głową.
Co ja uważam? Uważam otóż, że pożądanym kierunkiem rozwoju UE, jest stworzenie wspólnego, europejskiego wolnego rynku. Na tym koniec. Żadnych projektów politycznych, żadnego superpaństwa, żadnych komisarzy (swoją drogą - cóż za sowiecka nazwa...), żadnych limitów CO2, kwot mlecznych i innych kołchoźniczych wynalazków. Sęk jednak w tym, że UE podąża w kierunku odwrotnym, niż pożądany - podąża w kierunku utworzenia superpaństwa z rynkiem regulowanym. Czy jestem eurosceptykiem? Nie, jestem uniosceptykiem, czyli człowiekiem, który do Europy jest przywiązany, ale do raka który ją toczy - nie.
klerykalizacja
Pawojtuś urwał się z choinki a pan Szmajdziński chyba też. Zdawanie matury z religii jest klerykalizacją państwa. Terminologia zaiste leninowska i tok myślenia także. Cóż można obu panom poradzić - jeśli głos katolików bierze się pod uwagę, to jest klerykalizacja, jeśli zaś największą grupę wyznaniową w kraju sekuje się, wsadza do więzień, ośmiesza i spycha na margines polityczny - wtedy to jest demokracja trzeciej fali liberalizmu (czyli kolejnej komunistycznej wydmuszki).
Traktat Reformujący
pamiętacie parę lat temu referenda ws. tzw. Konstytucji Unii Europejskiej, napisanej przez niejakiego Valery'ego Giscarda d'Estainge'a, byłego prezydenta Francji? Dokument przepadł z kretesem, ludzie nie chcieli badziewia. Wszyscy się cieszyli, demokracja, te sprawy.
Jak skądinąd wiadomo - dokument wrócił w nowej formie (po zmianie bodaj jednego przepisu) - i zostanie przyjęty nie na drodze referendalnej, ale poprzez sygnatury ministrów spraw zagranicznych krajów członkowskich. W ten oto sposób, za m.in. moje pieniądze szczwane lisy z Niemiec i Francji robią z Unii superpaństwo, na co ja nie wyraziłem i w referendum także bym zgody nie wyraził.
karta?
gwoli zilustrowania wczorajszych rozważań nt. niemieckiej zaściankowości i przekonaniu o własnej dominacji we Wszechświecie.
Jestem z Danielem w sklepie, kupuję ciastka i czekoladkę, płacę kartą z HypoVereinsbanku, którego jestem półrocznym klientem. Daniel poklepuje mnie po wyjściu ze sklepu i chwali: No, widzę, że się już nauczyłeś nawet płacić kartą...
Ten, kto mnie zna i wie, że kartami płatniczymi posługuję się od 12 roku życia, odkąd Tata na moją prośbę otworzył swojemu małemu Żydkowi Ekstrakonto Junior w KredytBanku, a kto jeszcze miał okazję zaznać mojego temperamentu, ten wie co mogłem Danielowi odpowiedzieć.
Aha, św. Josemaria pisał, by jeśli się nie ma powodów do chwalenia kogoś, nic nie mówić, starając się równocześnie znaleźć w nim jakieś dobro. Wobec tego - temat Niemców na najbliższy czas zniknie...
myśl na dziś
Dla wzrostu w życiu wewnętrznym i w apostolstwie bardziej niż uczuciowa pobożnośc potrzebna jest zdecydowana i wspaniałomyślna uległość woli wobec wymagań Bożych.
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 769
Autor: Maciej Gnyszka o 12/07/2007 10:45:00 PM 2 komentarze
Etykiety: polityka, społeczeństwo, ue
[7 XII 2007] piątek - Pan Jezus umarł i św. Ambroży też umarł
dziś wielki dzień - jak co piątek! Zanim napiszę post właściwy - proszę o ostre kliki, bo nadzwyczaj wysokowartościowe reklamy dziś otrzymałem...
Co poza tym? Ano kraj nam klerykalizują, jak raczył orzec syn sekretarza ds. rolniczych, niejaki Olejniczak. Obudziła się komuna, oj obudziła z letargu po rządach PiS-u.
Dobra, porysuję w AutoCADzie, napiszę tekst do Traktora i będzie pościk! A żeby milej się czekało, polecam albo Radio Józef - http://sielskiefale.pl/wmp.asx, albo film wyborny - kolejny fragment Barw granatu Siergieja Paradżanowa, fragment części pt. Śmierć Katolikosa:
Autor: Maciej Gnyszka o 12/07/2007 08:25:00 PM 2 komentarze
Etykiety: polecanko
czwartek, 6 grudnia 2007
[6 grudnia 2007] czwartek - św. Mikołaj
mysysblajda
patrzę ci ja na tę naszą polską sferę medialną i co zauważam? Że Polacy żyli ostatnio strachem o samochód p. Pitery Julii, teraz zaś prawdopodobnie rozpoczną powtórkę z żałoby narodowej po śląskiej antycznej heroinie - p. Blidzie. Śmieszna sprawa z tą komisją - odrzucono wniosek PiSu o rozszerzenie kompetencji komisji o zbadanie afery węglowej... Ciekawe, prawda? Komisja ma za zadanie zatem dowieść niemożliwego (w mediach nic nie jest niemożliwe) - tego, że aferzystka, która się zabiła żeby nie wsypać kumpli, była bohaterką podziemia antykaczystowskiego i została zabita przez złe Ziobro. Podobnie zresztą jak jedną taką z pomorskiej PO ukamienowano za życia.
Warto w tej kwestii przytoczyć celną uwagę St. Michalkiewicza z okazji decyzji prokuratury o zakończeniu postępowania ws. mafii węglowej i uznaniu że nie było podstaw do zatrzymania Blidy. Michalkiewicz w felietonie stwierdził tak: Cóż, prokuratura uznała, że podstaw do zatrzymania nie było. Jednak sama zainteresowana była najwyraźniej innego zdania...
emeryturka
jestem przyszłym niemieckim emerytem! Super, co? Dziś przyszedł do mnie pocztą Ausweis emerycki, w którego muszę wkleić zdjęcie, a który uprawnia mnie do świadczeń socjalnych. Kurczę, ani w SS nie służyłem, ani w Wehrmachcie, a już mnie chcą honorować! Spoko, kasa na emerytury niedługo się skończy, zresztą mnie już tu nie będzie.
Najwidoczniej moi szefowie z PADOPLANU stwierdzili, żeby mnie zatrudnić na umowę o pracę... A mówiłem na rozmowie wstępnej, że nienawidzę socjalizmu (później ugryzłem się w język, bo nie przyjęli tego wybuchu szczerości z entuzjazmem...).
św. Mikulasz
dziś liturgiczne wspomnienie św. Mikołaja - biskupa Miry. Nie mylić z pijanym krasnoludem, jakimś tam Weihnachtsmannem i innymi esesmanami. Kasi dali dziś w akademiku prezent, a mnie jak zwykle zrobili w bambuko, bo choć płacę więcej - nic nie dostałem. Za to w PADOPLANIE zaprosili mnie współkoledzy i współkoleżanki na Wigilię firmową w środę wieczorem. Bardzo mnie to uradowało - zawsze mnie cieszy perspektywa zamiejscowego stołowania.
Przy okazji pozdrawiam pewnego Mikołaja z okolic Dolnego Śląska, który lubi nie tylko radzić, ale i krzyże stawiać potrafi, i węża święcącego zmajstrować... i żywopłot stawiać, by Wycisku nie widzieć... kto wie o co chodzi, ten wie. A dzieci się cieszą, bo dostały czekoladkę i umorusały nią mordkę! Super!
postanowienia
pewnie już wszyscy sobie przygotowali postanowienia adwentowe, czyli postanowienia, co by tu w duszy wysprzątać, by nowo narodzonego Pana Jezusa przywitać. A ja też wziąłem się za buzię!
kto jest wieśniakiem?
pogadałem dziś ze spotkanym w metrze, a dawno nie widzianym kolegą Polakiem z mojego osiedla. Pogadaliśmy od serca, nawrzucaliśmy sobie na Germańców ile wlezie... i doszliśmy do wniosku, który już miałem na tym blogu napisać, ale zapomniałem. Otóż, Niemcy, to kraj zaściankowy! Skąd ta teza? Ano stąd, że przeciętny Niemiec nie wyściubił nosa poza Niemcy albo Francję, Austrię albo Beneluks (chyba, że pojechał na sekswczasy w okolice Australii, na którąś z wysepek) i uważa, że cały świat poznał. Wierzy zatem, że w Polsce pisze się cyrylicą, karty płatnicze mamy od zeszłego roku, a w ogóle to bida straszna i nyndza z bryndzą. Najgorsze zaś jest to, że jeśli tak już myśli, za złe ma gdy się go z błędu wyprowadza. I za złe ma, że pangrzyzga wcale nie przyjechał go po rękach całować, ani z rozdziawiono po wsiowemu gembo niemieckie cuda łoglondać, ino przyjechał on, by zobaczyć co tam za miedzą strychować i zastał niezły syf na ulicy, chamstwo, głupotę i przepastną ignorancję u ludzi. Jednym słowem - ani się zbytnio podniecił (bo nie było czym), ani nie uważa, że w Polsce ma gorzej (przeciwnie, wyśmiewał się ostatnio, że Niemcy ostatnio obniżyły prognozę wzrostu PKB do 1,3 % r/r, podczas gdy jego kraj rozwija się pięciokrotnie szybciej).
myśl na dziś
"Et unam, sanctam, catholicam et apostolicam Ecclesiam...!" - Rozumiem dobrze przerwy, które czynisz podczas modlitwy, delektując się każdym słowem: wierzę w Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski Kościoł...
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 517
Autor: Maciej Gnyszka o 12/06/2007 10:01:00 PM 4 komentarze
Etykiety: blida, formacja, polityka, praca, społeczeństwo
środa, 5 grudnia 2007
[5 XII 2007] środa, czarna środa
dziś jest środa
dzisiejszy dzień wyglądał inaczej, niż miał wyglądać. Efektem tego jest to, że nieomal trafił mnie skutecznie szlag, zamiast o 12:00, byłem w domu o 19:00 i zamiast zadowolony i wypoczęty, zmęczony jak trup kładę się spać licząc na to, że rano po złości, która mija już dziewiątą godzinę - nic już nie zostanie. W takiej sytuacji, mogę Czytelników tylko prosić o wybaczenie, zawijać swoje wykończone członki w kołderkę i uraczyć myślą na dziś.
film na dziś
Gnyszka Entertainment Corp. prezentuje dziś pogrzeb papieża Piusa XII:
myśl na dziś
Jezus mówi zawsze z miłością... również kiedy nas upomina bądź dopuszcza udręki.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 881
Autor: Maciej Gnyszka o 12/05/2007 08:23:00 PM 0 komentarze
Etykiety: Pius XII
wtorek, 4 grudnia 2007
[4 XII 2007] wtorek, Barbórka i św. Jana Damasceńskiego!
witamy!
witam na moim blogu w ten środowy dzień Czytelników METRA. Miło, że tu trafiliście! Zachęcam Was do przebrnięcia przez archiwum (mało tego - zacząłem pisać w październiku), z którego dowiecie się kim jestem, co robię i dlaczego należy klikać w reklamy Gugla i co ma z tym wspólnego Lexus SL. No, do roboty - klikniem, bo odwykniem!
cuda, cuda rozgłaszają
zbliżają się Święta Bożego Narodzenia (ciekawe, tak jest u nas - tutaj, w Monachium, świętują Święto Krasnala, mniejsza o to) i słyszę, że już co niektórzy zaczęli ogłaszać cuda. Otóż, niejaki Tusk Donald, ogłosił że zrobi cud gospodarczy. Mniejsza o to jak to zrobi - skoro powiedział, że cud będzie, to będzie.
Mnie natomiast zajmuje to, że obiecali mi już w przedszkolu drugą Japonię. Za niedługo - z tego co przez mgłę pamiętam - przyszedł kryzys singapurski, który pociągnął za sobą kryzys ogólnoświatowy. Całe szczęście, że tej Japonii nam tu nie zrobili, bo mielibyśmy najwidoczniej to samo. Potem fala samobójstw jak w Kraju Kwitnącej Wiśni, no i jesteśmy umoczeni!
Teraz KLD, przepraszam UW, błąd! - PO, z nieśmiertelnym Panem Donaldem przebąkuje coś o Irlandii. Super. Pewnie chodzi o to, by kebab można było kupić na każdym rogu, a budowę społeczeństwa obywatelskiego stymulować koniecznością tworzenia samoobrony przed emigrantami. Jeśli tak - to ja za Irlandię dziękuję, wolę po prostu Polskę.
Więc na czym będzie polegał cud? Ano na tym, że prawie 20 lat po odzyskaniu niepodległości Polacy kolejny raz okazują się na tyle niemądrzy, by wierzyć że cud gospodarczy ziści się bez prawdziwie wolnego rynku (nie, moi mili, pandonald jest liberałem jedynie w obecnym europejskim sensie, Lord Acton ręki by mu jako socjaliście nie podał) i jego chrześcijańskich podstaw.
ojojojoj
łojojoj, ale pangruszeczka się narobił przez ostatnie tygodnie. Narobiłem ci ja się jak nieboskie stworzenie, a raczej jak boskie, boć tylko ludzie pracują (odsyłam do caaaaałej myśli Jana Pawła II i kard. Wyszyńskiego na ww. temat) między stworzeniami. No, więc się narabotałem wraz z Danielem, by podnieść moją nową grupę z konstrukcji na nogi. Efekt - mamy od groma materiałów do pokazania na jutrzejszym przeglądzie. Coś jeszcze? Poświęcone na robotę weekendy w poprzednim czasie, tak że zapomniałem już, że na Socratesa to się jeździ na wczasy...
Afryka
na dzisiejsze zajęcia z socjologii, pangruszka musiał przeczytać ogromniasty tekst na temat rethinkingu space'u w Londynie w wymiarze globalnym. Tekst Doreen Massey, dość porządnie napisany, choć autorka nie uniknęła bajania o globalizacji, neoliberalizmie, i innych banialukach. Ale w porządku, w porównaniu z innymi tekstami ze skryptu (poza tym, że autorka najwyraźniej zakochała się w złodzieju z Wenezueli, Chugo Chavezie).
Co natomiast mię zaciekawiło, to ubolewania autorki nad tym, że pielęgniarki z Afryki emigrują do Londynu. Dlaczego pani ubolewa? Ano dlatego, że choć są dobrze wykształcone, to jednak to jest niesprawiedliwe, bo w Afryce ich brakuje i albo powinno się tego zabronić, albo Londyn powinien płacić krajom afrykańskim za to, że ich obywatele emigrują do owego miasta. Dlaczego? A bo tak, bo to jest sprawiedliwość.
Wyobrażam sobie konsekwencje owego działania - każdy kraj płaci innemu krajowi za każdego obywatela, który wyemigrował, inne kraje skapną się jakie lody można na tym kręcić i zaczną masowo wysyłać swoich na Zachód.
absurd
propozycja jest oczywiście absurdalna. Pani Massey, nie wiem, czy pani to czyta, pewnie nie - wszak już późna pora - ja pani wytłumaczę, jak umiem. Otóż, pielęgniarki mają prawo wyemigrować sobie tam, gdzie chcą i gdzie są chciane. To, że wybierają Londyn i są tam chciane, świadczy o dwóch sprawach: że w Londynie otrzymują zadowalające pensje, oraz że ów rynek potrzebuje pielęgniarek. I co? I nic.
Natomiast jeśli się już użalamy nad Afryką, to lepiej już zamiast pompować tam bez potrzeby pieniądze, proszę lepiej gardłować nad otwarciem rynków na towary z Afryki, proszę gardłować przeciw popieraniu tamtejszych reżimów wojskowych, proszę przyjmować Afrykańczyków na studia do siebie i rozbudzać w nich ambicję, żeby wrócili do swoich krajów i zrobili tam porządek.
Mają Anglicy kaca moralnego po kolonizacji - niechaj nie robią kolejnych głupot.
co się dzieje z panemgruszką?
nie wiem, czy tu powietrze nieświeże w Munchenie, ale przez cały miesiąc nie zorientowałem się, że skoro regularnie, gdy przychodzę co dwa tygodnie na socjologię i mówią mi, że dziś zajęć nie ma, lecz za tydzień, to nie znaczy to, że zajęcia znów odwołano, tylko że odbywają się co dwa tygodnie... Lepiej późno niż wcale!
do widzenia
a zdarzyło Wam się drodzy Czytelnicy powiedzieć swojemu odbiciu w lustrze do widzenia? Ja mam na koncie jeden taki wyskok. Zawiązałem sznurówki, zabieram się do wychodzenia do kolejki, i nagle widzę, że naprzeciwko ktoś stoi - Do widzenia.
Podobno ssaki naczelne rozpoznają się w lustrze?
czy Piłat wiedział co to jest grzech?
niektórych zmroziło w tekście Zawodowcy, to że ludzie z Opus Dei unikają pokus. Dziwaki, prawda? Pewnie też tylko oni odmawiają w Ojcze nasz fragment ...i nie wódź nas na pokuszenie... O co chodzi? Co do tego wszystkiego ma Poncki Piłat?
Wyjaśnię nie wprost. Otóż, często spotykamy się z takim bajaniem o tym, że należy wszystkiego spróbować, bo to takie bardzo niezdrowe wśród katolików np. bać się pornografii, jak ktoś nie chce się gapić pożądliwie na niewiasty - ooooo, na pewno jakiś spięty i z kompleksami. A tu ktoś po prostu unika pokusy. Z dwóch względów. Po pierwsze - nie oszukujmy się, ciency jesteśmy jak d... węża, wystarczy spojrzenie, by uruchomić machinę... Zresztą odsyłam do wypowiedzi niejakiego Pana Jezusa o pożądliwym spojrzeniu i cudzołóstwie. Po drugie - no właśnie, teraz historyjka.
Wyobraźmy sobie panią i pana, którzy się kochają. Przychodzi do pana inna pani i mówi: Ej, chodź no tutaj ten-tego tralalalala, co? Co on na to? Ma parę opcji:
1/ Odejdź ode mnie upadła niewiasto, kocham moją żonę i nie zamierzam jej zdradzać.
2/ [facetowi krew odpływa w inne rejony] Dobra.
3/ [facetowi nie cała krew odpłynęła i jeszcze wydaje mu się, że myśli] Hmmm... wystawię się na próbę, zobaczę jak się będę czuł gdy zdradzę, żonę, bo jeśli nie będę miał wyrzutów sumienia, to jej nie kocham tak naprawdę, należy to sprawdzić... Dobra.
Grzech jest zdradą Miłości. Zdradą. I tak jak idiotyczne są rozumowania 2/ i 3/ w przypadku zdrady człowieka (żony, męża, kogoś innego), tak tym bardziej głupie jest bajanie o konieczności spróbowania wszystkiego, choćby było grzechem.
język, język
Tylko, że taka gadka o tym, że to trzeba próbować, bo wtedy się nie wie czy się naprawdę kocha Boga, nie wie się co się krytykuje, bardzo ładnie brzmi. Natomiast gdy ów zakłamany język odczarować (zakłamany, bo nie uwzględnia paru przesłanek, które wyłuszczyłem w opowiastce) - wówczas wszystko staje się jasne.
wszystkiego najlepszego
co do języka jeszcze. Czy zna ktoś kobietę, która będąc w ciąży cieszy się i woła męża, gdy czuje że płód ją kopie? Albo taką, która kupuje śpioszki różowe, bo narodzi się płód płci żeńskiej? Albo inną jeszcze - taką, która nie pali papierosów, albo nie przebywa w zadymionych pomieszczeniach, bo płód będzie chory? Z całą pewnością - nie, chyba że owa dama przedtem spadła z trzeciego piętra i przestawiły jej się klepki.
myśl na dziś
Jeżeli ponownie oddasz się w ręce Boskie, otrzymasz od Ducha Świętego światło rozumu i siłę woli.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 424
Autor: Maciej Gnyszka o 12/04/2007 10:09:00 PM 4 komentarze
Etykiety: aborcja, afryka, gospodarka, grzech, katolicyzm, polityka, społeczeństwo, studiowanie, tusk, wolny rynek
[4 XII 2007] wtorek już!
koniec
koniec prac na dziś. Siedziałem przy komputerze cały Boży dzień. Od 8:00, do teraz. Blaszka miażdżycowa już pewnie ledwo zipie, moi mili, Amerykanie też ledwo zipią po dzisiejszej sesji, która mogła skończyć się tak pięknie... Ale nic to - jutro będziemy się bronic! Pora spac, jutro z rana wykład dra Wernera.
Oho, widzę, że co niektórzy wzięli się za klikalnictwo... Bardzo dobrze, moi Drodzy, godny jest pracownik swojej zapłaty.
Syria - Sirien
zadziwiający jest nasz grupowy kolega z Syrii. Przerysowywać 1:1 umie wybornie, ale gdy mu zlecić narysowanie kilku rur w widoku na podstawie rzutu i przykładu z książki, to siedzi nad tym cały weekend, przysyła na ostatnią chwilę wszystko zrobione dokładnie odwrotnie... W międzyczasie odwiedzając z syryjskimi przyjaciółmi parę knajp. Ora et labora, paniegrzyzga.
prof. Woods jutro we Wrocławiu!
Wrocław, godz. 17:30 Katolicyzm a wolny rynek Uniwersytet Wrocławski, sala 1D Wydziału Prawa i Administracji budynek D ul. Uniwersytecka 7-10
serdecznie zapraszam Wrocławian! Warto, jak już kiedyś pisałem. Plan wizyty Woods'a w Polsce pod adresem:
http://www.pafere.org/pafere/index.php?option=com_content&task=view&id=124&Itemid=2
myśl na dziś
Otwierając swą duszę bądź szczery i mów bez "owijania w bawełnę" - czasami jest to dziecinada.
A potem posłusznie idź naprzód. Będziesz bardziej święty, szczęśliwszy.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, 427
Autor: Maciej Gnyszka o 12/04/2007 12:32:00 AM 0 komentarze
Etykiety: polecanko, studiowanie, woods
poniedziałek, 3 grudnia 2007
[3 XII 2007] poniedziałek - św. Franciszek Ksawery pozdrawia, ja też
gwałtu rety!
czy to ja pisałem ostatnio, że już kończę projektować? Haha... oj, nie wiedziałem co tu jeszcze na mnie czeka... No, ale do przeglądu musimy być przygotowani na pińcet procent, moi Mily! Tak więc jeszcze sekundka i chyba długo nie napiszę - bo jeszcze socjalistyczną socjologię muszę na jutro poczytać! Ale, ale - a co to się w klykaniu opuszczamy? Wstyd, moi Kochani - Lexus sam się nie kupi. Na zachętę - niechaj Wam chłopaki z Lao Che pośpiewają i pomyślcie sobie - o czym ten pangruszka w niemieckim mieście myśli?:
Autor: Maciej Gnyszka o 12/03/2007 09:13:00 PM 0 komentarze
Etykiety: studiowanie
[3 XII 2007] poniedziałek - św. Franciszek Ksawery pozdrawia
czołem, moi mili! Jest już poniedziałek, pangruszka kończy projektowanie! Wczoraj się coś opuściliście w klikaniu po dwóch dobrych dniach... no, no... ale nic to - dziś napiszę dłuższego posta, w weekend się wypościliście! Do tego czasu - polecam rozkoszowanie się widełem dwóch fragmentów mojego ulubionego filmu - Siergiej Paradżanow Barwy granatu:
Autor: Maciej Gnyszka o 12/03/2007 11:15:00 AM 0 komentarze
niedziela, 2 grudnia 2007
[2 XII 2007] Pierwsza Niedziela Adwentu - czekamy
co się stało się?
wczoraj pracowaliśmy z Danielem i Tawfiqiem rano na wydziale i co - i zostawiłem kabel w pracowni. Przymusowe zatem nicnierobienie w kwestiach projektowych choc zaowocowało najpierw złością moi mili, to jednak po natemperowaniu przez Oleńkę, przyniosło radość z wolnego od komputera weekendu, zająłem się modlitwą, spaniem, socjologią, umacnianiem obronności Państwa dziś po południu. Jednym słowem - nie ma panie tego złego, co by na dobre nie wyszło nam!
pytania kulturowe
tak, jak mówiłem - byłem w czwartek na medytacji na Schackstrasse. Bernd mi podupadł na zdrowiu, zaopiekowałem się chorym jak trza (akurat Michael musiał gdzieś pójść, a ja chciałem pogadać o planach na najbliższe tygodnie). No więc sobie tokujemy o przyszłotygodniowej imprezie niedzielnej, o rekolekcjach za dwa tygodnie (będę tylko od piątku wieczorem do niedzieli), gdy Bernd prosi o szklankę ciepłej wody. Pytam więc skąd jej w kuchni nalać, jak ciepła ma być, etc. a Benrd na to, że wystarczy że przekręcę kurek z czerwonym kółeczkiem i będzie ciepła. Można pic z kranu? Jasne. Okazało się, że było to jedno z pytań ujawniających różnice kulturowe. Otóż, dla Niemców to rzecz oczywista, że z kranu płynie niemal źródlana woda (poza byłym NRD). Inna interkulturowa rzecz, którą zaraz przypomniał sobie Bernd, to obecność w kościele na Josephsplatzu na polskiej Mszy ogromnej ilości młodych matek z dziećmi. Teoretycznie to jest możliwe, żeby kobieta była matką, ale odzwyczaiłem się od takiego widoku - powiedział z zadumą Bernd.
piekarnia piecze pieczywo
wielu Niemcy kojarzą się z pieczywkiem. Słusznie - pieką tutaj z nie lada zacięciem! Istnieją także sieci piekarni/cukierni, które ze sobą konkurują, pakując wypieki we własne torebeczki, z których można się dowiedzieć, że np. beczkokształtny pan z Dietlinderstasse piecze bułeczki z miłością, że Wimmer Baeckerei istnieje już ponad sto lat, że piekarnia pana Muellera kontroluje jakość i używa najlepszych składników, i tak dalej. Wypieki nieco droższe niż w Polsce - choć zdarzają się i takie okazje jak u nas np. na Centralnym - Daniel pokazał mi ostatnio piekarnię, która importuje pieczywo z Polski, dzięki czemu w cenie jednego ciacha, kupujemy sobie dwa. Nie są to wprawdzie lukrowane pączki za 50 groszy z Centralnego, ale zawsze ma się satysfakcję ze zrobienia dobrego interesu!
artykulas a sweterki
obiecałem, że będę kontynuował komentarz do artykułu pt. Zawodowcy z Tygodnika Powszechnego. Jak na moje oko, stanowi on doskonały przykład na niemal niewerbalne przekazywanie treści w tekście. Otóż, myśl przekazywać można także poprzez tworzenie atmosfery, poprzez opis - np. szczegóły otoczenia, dobór słów, które kojarzą się w odpowiedni sposób.
Przykładem takiego zastosowania opisu, jest fragment z artykułu, gdzie autorzy rozpływają się nad ubiorem uczestników dnia skupienia w krakowskim Barbakanie (http://barbakan.sicom.pl/). Otóż, jak donoszą autorzy, uczestnicy owych dni, studenci i licealiści, a także numerariusze Opus Dei - ubierają się elegancko! Yyyyyyyyy! Gwałtu rety! Mało tego! Jeśli nie garnitur, to w najgorszym razie sweter i koszula! Skandal, prawda? No, no... niezłe ziółka z chłopaków... Krawaty i koszule... no, no...
Jak to działa? Ano tak, że czytelnik który nie ma bladego pojęcia o Dziele (albo wie to, co każdy o Opus Dei wie z Kodu Leonarda... oraz wieści gminnej), myśli sobie - ho, ho, podejrzana sprawa, ubierają się jakoś dziwnie, garnitury, swetry. To rzeczywiście jakaś masoneria. No i gotowe - panowie miglance nie skłamali - a już wszyscy wiedzą wszystko.
Ale, ale - zadajmy sobie pytanie pomocnicze - a dlaczego to takie dziwne, że ludzie ubierają się na dzień skupienia elegencko? Spieszę z odpowiedzią: jeśli ktoś się odpicowuje na spotkanie z dziewczyną, to dziwne byłoby, gdyby nie odpicował się na spotkanie z... Bogiem. Nie wiem, czy redaktorzy TP wiedzą, ale katolicy wierzą w realną obecność Pana Jezusa w Eucharystii, z której wynikają nie tylko procesje i nabożeństwa eucharystyczne, ale właśnie osobista pobożność! To jedna sprawa - a druga, chyba głupio by było, gdyby mówiono o nas katolikach, że jesteśmy fleje i nie umiemy się ubrać. I wbrew pozorom, by schludnie i elegancko wyglądać, nie trzeba wydać fortuny, co również w paru miejscach sugeruje artykulas.
Wstyd Panowie miglance, wstyd. Sprawa przypomina podstawówkę, gdzie dzieci obraziły się na Kazia, bo Kazio słucha mamy, chodzi w lakierkach i dobrze się uczy. Dzieci wobec tego będą stwarzały wyssane z palca historie o tym, jak to Kazia leją w domu gdy przyniesie pałę, albo jak to go mama ubiera, albo steruje jego czasem.
rezerwa się szkoli!
tak sobie pangruszka pomyślał, że przygoda z wojskiem wcale się nie zakończyła - wszak niewykluczone, że WP zaprosi jeszcze parę razy kpr. Gnyszkę na weekendowe szkolenie. Co wtedy? Wówczas pangruszka pocałuje Żonę, pocałuje dziateczki i pojedzie do jednostki, by umocnić obronność Państwa. A gdy wróci, ucałowawszy Żonę, weźmie syna (-ów) na kolana i powie jak to było z innymi rycerzami się spotkać. Oczywiście - dwie osoby tego dramatu są już doskonale znane - nowych Czytelników odsyłam do archiwalnych postów ze zdjęciami moimi i Oleńki z października. Bo Żonę mieć i dzieci mieć, to nie takie pitu-pitu, ani w kij dmuchał, tylko powołanie. Małżeństwo zaś, to ani spółka świadcząca usługi podnoszące ciśnienie w narządach ograniczonemu gronu konsumentów, ani też spółka rozrodcza, ani też nawet spółka facility management opiekująca się wspólnym mieszkaniem i lodówką. Małżeństwo to sakrament. I to jak każdy sakrament - kosmiczny!
Skąd taka myśl? W Damestiftskirche mam przyjemność podpatrywać paru ojców, jeden obstawiony przez dwie małe córki, które stają po jego obu stronach gdy przyjmuje Komunię Św., a po Mszy idą z nim do obrazu Najśw. Serca Pana Jezusa, by się pomodlić modlitwą św. Piusa XI. Inny Pan - ojciec córki i dwóch bardzo podobnych przedszkolakowych synków, z których jeden służy do Mszy. Ministrant to mój ulubieniec - od razu byście go polubili!
dowcipas
wyszło na jaw, że Tawfiq - rodowity Syryjczyk - nie lubi Żydów! Wprawdzie pożegnaliśmy się per Shalom ale`kum, ale gdy żegnaliśmy się tak po raz drugi - zrobił minę obrzydzenia. Ja tam do samych Żydów nic nie mam, choć paru miałem nieszczęście poznać i zepsuli moje mniemanie o owym narodzie. No, ale opowiedzieć dowcipas o Żydach zawsze można, szczególnie gdy jest śmieszny.
Otóż:
- Dlaczego Żydzi mają duże nosy?
- Bo powietrze jest za darmo.
-----------------------------------------------------------------
Hahahahahahaha! Dobre, nie? Oj, ja to jestem figiel-migiel...
A opowiadałem Wam kiedyś jak to chcieliśmy z Oleńką kupić we Wrocławiu garnitur i opowiedziałem wtedy żart życia? Nie pamiętam, a nie chcę się powtarzać...
myśl na dziś
Iluż nerwic i histerii można by uniknąć, gdyby - zgodnie z doktryną katolicką - uczono ludzi żyć prawdziwie po chrześcijańsku: kochac Boga i przyjmowac przeciwności jako błogosławieństwo z Jego rąk!
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 250
fotoloto
Autor: Maciej Gnyszka o 12/02/2007 07:55:00 PM 0 komentarze
Etykiety: dowcip, katolicyzm, małżeństwo, opus dei, społeczeństwo, tygodnik powszechny, zdjęcia