co się stało się?
wczoraj pracowaliśmy z Danielem i Tawfiqiem rano na wydziale i co - i zostawiłem kabel w pracowni. Przymusowe zatem nicnierobienie w kwestiach projektowych choc zaowocowało najpierw złością moi mili, to jednak po natemperowaniu przez Oleńkę, przyniosło radość z wolnego od komputera weekendu, zająłem się modlitwą, spaniem, socjologią, umacnianiem obronności Państwa dziś po południu. Jednym słowem - nie ma panie tego złego, co by na dobre nie wyszło nam!
pytania kulturowe
tak, jak mówiłem - byłem w czwartek na medytacji na Schackstrasse. Bernd mi podupadł na zdrowiu, zaopiekowałem się chorym jak trza (akurat Michael musiał gdzieś pójść, a ja chciałem pogadać o planach na najbliższe tygodnie). No więc sobie tokujemy o przyszłotygodniowej imprezie niedzielnej, o rekolekcjach za dwa tygodnie (będę tylko od piątku wieczorem do niedzieli), gdy Bernd prosi o szklankę ciepłej wody. Pytam więc skąd jej w kuchni nalać, jak ciepła ma być, etc. a Benrd na to, że wystarczy że przekręcę kurek z czerwonym kółeczkiem i będzie ciepła. Można pic z kranu? Jasne. Okazało się, że było to jedno z pytań ujawniających różnice kulturowe. Otóż, dla Niemców to rzecz oczywista, że z kranu płynie niemal źródlana woda (poza byłym NRD). Inna interkulturowa rzecz, którą zaraz przypomniał sobie Bernd, to obecność w kościele na Josephsplatzu na polskiej Mszy ogromnej ilości młodych matek z dziećmi. Teoretycznie to jest możliwe, żeby kobieta była matką, ale odzwyczaiłem się od takiego widoku - powiedział z zadumą Bernd.
piekarnia piecze pieczywo
wielu Niemcy kojarzą się z pieczywkiem. Słusznie - pieką tutaj z nie lada zacięciem! Istnieją także sieci piekarni/cukierni, które ze sobą konkurują, pakując wypieki we własne torebeczki, z których można się dowiedzieć, że np. beczkokształtny pan z Dietlinderstasse piecze bułeczki z miłością, że Wimmer Baeckerei istnieje już ponad sto lat, że piekarnia pana Muellera kontroluje jakość i używa najlepszych składników, i tak dalej. Wypieki nieco droższe niż w Polsce - choć zdarzają się i takie okazje jak u nas np. na Centralnym - Daniel pokazał mi ostatnio piekarnię, która importuje pieczywo z Polski, dzięki czemu w cenie jednego ciacha, kupujemy sobie dwa. Nie są to wprawdzie lukrowane pączki za 50 groszy z Centralnego, ale zawsze ma się satysfakcję ze zrobienia dobrego interesu!
artykulas a sweterki
obiecałem, że będę kontynuował komentarz do artykułu pt. Zawodowcy z Tygodnika Powszechnego. Jak na moje oko, stanowi on doskonały przykład na niemal niewerbalne przekazywanie treści w tekście. Otóż, myśl przekazywać można także poprzez tworzenie atmosfery, poprzez opis - np. szczegóły otoczenia, dobór słów, które kojarzą się w odpowiedni sposób.
Przykładem takiego zastosowania opisu, jest fragment z artykułu, gdzie autorzy rozpływają się nad ubiorem uczestników dnia skupienia w krakowskim Barbakanie (http://barbakan.sicom.pl/). Otóż, jak donoszą autorzy, uczestnicy owych dni, studenci i licealiści, a także numerariusze Opus Dei - ubierają się elegancko! Yyyyyyyyy! Gwałtu rety! Mało tego! Jeśli nie garnitur, to w najgorszym razie sweter i koszula! Skandal, prawda? No, no... niezłe ziółka z chłopaków... Krawaty i koszule... no, no...
Jak to działa? Ano tak, że czytelnik który nie ma bladego pojęcia o Dziele (albo wie to, co każdy o Opus Dei wie z Kodu Leonarda... oraz wieści gminnej), myśli sobie - ho, ho, podejrzana sprawa, ubierają się jakoś dziwnie, garnitury, swetry. To rzeczywiście jakaś masoneria. No i gotowe - panowie miglance nie skłamali - a już wszyscy wiedzą wszystko.
Ale, ale - zadajmy sobie pytanie pomocnicze - a dlaczego to takie dziwne, że ludzie ubierają się na dzień skupienia elegencko? Spieszę z odpowiedzią: jeśli ktoś się odpicowuje na spotkanie z dziewczyną, to dziwne byłoby, gdyby nie odpicował się na spotkanie z... Bogiem. Nie wiem, czy redaktorzy TP wiedzą, ale katolicy wierzą w realną obecność Pana Jezusa w Eucharystii, z której wynikają nie tylko procesje i nabożeństwa eucharystyczne, ale właśnie osobista pobożność! To jedna sprawa - a druga, chyba głupio by było, gdyby mówiono o nas katolikach, że jesteśmy fleje i nie umiemy się ubrać. I wbrew pozorom, by schludnie i elegancko wyglądać, nie trzeba wydać fortuny, co również w paru miejscach sugeruje artykulas.
Wstyd Panowie miglance, wstyd. Sprawa przypomina podstawówkę, gdzie dzieci obraziły się na Kazia, bo Kazio słucha mamy, chodzi w lakierkach i dobrze się uczy. Dzieci wobec tego będą stwarzały wyssane z palca historie o tym, jak to Kazia leją w domu gdy przyniesie pałę, albo jak to go mama ubiera, albo steruje jego czasem.
rezerwa się szkoli!
tak sobie pangruszka pomyślał, że przygoda z wojskiem wcale się nie zakończyła - wszak niewykluczone, że WP zaprosi jeszcze parę razy kpr. Gnyszkę na weekendowe szkolenie. Co wtedy? Wówczas pangruszka pocałuje Żonę, pocałuje dziateczki i pojedzie do jednostki, by umocnić obronność Państwa. A gdy wróci, ucałowawszy Żonę, weźmie syna (-ów) na kolana i powie jak to było z innymi rycerzami się spotkać. Oczywiście - dwie osoby tego dramatu są już doskonale znane - nowych Czytelników odsyłam do archiwalnych postów ze zdjęciami moimi i Oleńki z października. Bo Żonę mieć i dzieci mieć, to nie takie pitu-pitu, ani w kij dmuchał, tylko powołanie. Małżeństwo zaś, to ani spółka świadcząca usługi podnoszące ciśnienie w narządach ograniczonemu gronu konsumentów, ani też spółka rozrodcza, ani też nawet spółka facility management opiekująca się wspólnym mieszkaniem i lodówką. Małżeństwo to sakrament. I to jak każdy sakrament - kosmiczny!
Skąd taka myśl? W Damestiftskirche mam przyjemność podpatrywać paru ojców, jeden obstawiony przez dwie małe córki, które stają po jego obu stronach gdy przyjmuje Komunię Św., a po Mszy idą z nim do obrazu Najśw. Serca Pana Jezusa, by się pomodlić modlitwą św. Piusa XI. Inny Pan - ojciec córki i dwóch bardzo podobnych przedszkolakowych synków, z których jeden służy do Mszy. Ministrant to mój ulubieniec - od razu byście go polubili!
dowcipas
wyszło na jaw, że Tawfiq - rodowity Syryjczyk - nie lubi Żydów! Wprawdzie pożegnaliśmy się per Shalom ale`kum, ale gdy żegnaliśmy się tak po raz drugi - zrobił minę obrzydzenia. Ja tam do samych Żydów nic nie mam, choć paru miałem nieszczęście poznać i zepsuli moje mniemanie o owym narodzie. No, ale opowiedzieć dowcipas o Żydach zawsze można, szczególnie gdy jest śmieszny.
Otóż:
- Dlaczego Żydzi mają duże nosy?
- Bo powietrze jest za darmo.
-----------------------------------------------------------------
Hahahahahahaha! Dobre, nie? Oj, ja to jestem figiel-migiel...
A opowiadałem Wam kiedyś jak to chcieliśmy z Oleńką kupić we Wrocławiu garnitur i opowiedziałem wtedy żart życia? Nie pamiętam, a nie chcę się powtarzać...
myśl na dziś
Iluż nerwic i histerii można by uniknąć, gdyby - zgodnie z doktryną katolicką - uczono ludzi żyć prawdziwie po chrześcijańsku: kochac Boga i przyjmowac przeciwności jako błogosławieństwo z Jego rąk!
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 250
fotoloto
niedziela, 2 grudnia 2007
[2 XII 2007] Pierwsza Niedziela Adwentu - czekamy
Autor: Maciej Gnyszka o 12/02/2007 07:55:00 PM
Etykiety: dowcip, katolicyzm, małżeństwo, opus dei, społeczeństwo, tygodnik powszechny, zdjęcia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz