ciung
beneficjenci UE a ZMS
tworzy nam się nowa grupa społeczna, wiecie? Ano – tworzy. Chociaż w chwili gdy ten temat wpisałem do kajecika tematów oczekujących myślałem coś innego. Ale, ale – zacznijmy od początku!
Otóż, nową klasą – klasą analogiczną moim zdaniem do młodych japiszonów z peerelowskiego ZMSu – jest klasa beneficjentów funduszy unijnych. Są to ludzie, którzy – choćby UE byli przeciwni, to jednak swój sprzeciw wytracają na naturalnej drodze psychologicznego zobowiązania powstającego na skutek obdarowania. W przeważającej zaś części mentalnie uzależnieni od źródła finansowania, jaką są programy operacyjne i inne brukselskie finansowe pierdki. Bynajmniej nie chodzi tu tylko o przedsiębiorców – wręcz przeciwnie, przede wszystkim chodzi mi o wszelkiej maści działaczy społecznych. Ludzi, którzy organizują akcje społeczne, konferencje, panele dyskusyjne, pisma, etc.
Wydawało mi się na początku, że większość z nich ślepo wierzy w nieśmiertelność UE – bo jak nie wierzyć, że coś, co na każdym kroku zapewnia nas, ba! my o tym każdego zapewniamy, że jest nieśmiertelne i konieczne – takie właśnie nie jest? Tak mi się wydawało, ale okazało się że tak nie jest.
Jest zaś zupełnie analogicznie do ZMSu – wielu jest takich, którzy okazję wykorzystują cynicznie. Tzn. swój stosunek do pieniędzy UE mają taki, jak młodzi karierowicze z ZMSu - „Słuchaj, jest pół bańki do wydania z tego-a-tego programu. Jakąś konferencję zorganizujemy, laptopy kupimy, Tomek będzie ekspertem od tego-a-tego, Zenek od czego innego. Wydamy se książkę, pomieszkamy w drogich hotelach.” Pisałem o tym już zresztą pewnego razu, opisując dzieje pewnego doktoranta (swoją drogą - nie mogę znaleźc tego posta!). Jednym słowem cynizm – ale jest to cynizm wewnętrzny – na zewnątrz wychodzi rzadko, maska zewnętrzna jest jednak taka, jak założona propaganda, a więc oficjalna wiara we wszechpotęgę UE. Gdy bal się skończy – będzie tak, jak w 1989. Młodzi aparatczycy bez mrugnięcia oka zmienią pozycję udając, że zawsze mieli rację.
pan Polak – czyli ks. Węcławski idzie w sukurs tradycjonalistom
na zajęcia z zarządzania kryzysowego, na które chodzę na socjologii – przeczytałem ciekawą lekturę. Jest to niedostępna w internecie książka ex-ks. Węcławskiego, czyli obecnego Pana Polaka (zdjęcie poniżej – ten w skórzanych spodniach) na temat największych kryzysów chrześcijaństwa. Paradoksalnie, ówczesny ks. Węcławski idzie w sukurs tradycjonalistom pisząc, że częścią i powodem dzisiejszego kryzysu (uwaga – widzi kryzys Kościoła!) jest m.in. reforma liturgii! Zara, zara... Tak, dokładnie – mowa jest o wyrwie, jaką spowodowało wyrugowanie łaciny, uproszczenie obrzędów i ich zróżnicowanie lokalne. Zadziwiająca diagnoza. Byłem w szoku.
prof. Bukraba-Rylska o Współnej Polityce Rolnej
wróćmy jednak do Unii Europejskiej. Prof. Bukraba-Rylska na zajęciach z socjologii wsi podała ciekawą informacją. W Anglii powstała książka niejakiego Tony'ego Judta pt. Wielkie złudzenie. Europa. Autor stawia w niej tezę, iż Wspólna Polityka Rolna nie ma uzasadnienia ekonomicznego, a utrzymywana jest w celu politycznym. Celem tym jest „umiastowienie” rolników – ze względu na to, iż mieszkańcy wsi są zazwyczaj wyborcami partii prawicowych i nacjonalistycznych. Przekształcenie rolników w farmerów – ma dać trwałą przewagę centrolewicy.
Wracamy więc do procesu, który zaobserwowałem w przypadku młodych naukowców, szczególnie humanistów, o czym było na początku. Jak się człowiekowi brzuszek odpasie – to inaczej ćwierka.
jeszcze tylko parę godzin...!
na co? Na skorzystanie z rabatu. Wybaczcie, że informacja tak późno, ale nie dałem rady wcześniej. Otóż – wszyscy, którzy przymierzali się do jakichkolwiek zakupów (np. świątecznych) w Złotych Myślach – mogą korzystnie zrobić je do północy, korzystając z 25% rabatu! Wystarczy wpisać w koszyku kod rabatowy: fD3hrpnu
Od siebie polecam to, co zwykle:
- E-biznes jako sposób na sukces Jolanty Gajdy
- oraz polecaną wielokrotnie ostatnią książkę Kamila Cebulskiego Myśleć jak milionerzy
Prócz tego wydawnictwo przygotowało parę pakietów, z których dla mnie najciekawszy wydaje się noszący szumną nazwę pakiet o wolności finansowej.
beznadzieja rekonstrukcji rodziny
ostatnio często spotykam się z probami rekonstruowania historycznego kształtu rodziny. Z jakąkolwiek rekonstrukcją się spotykam – dotyczy ona rodziny katolickiej i ma wydźwięk negatywny. Problem jednak polega na anachronizmie, który zazwyczaj popełnia się przy owej rekonstrukcji (poza tym, że rekonstruktor zazwyczaj nie ma bladego pojęcia o katolicyzmie). Otóż, najczęściej utożsamia się wszystko co historyczne z katolickim. I tak, dziewczęta z socjologii oburzają się na obskurancką, katolicką zasadę 3K (Kinder, Kueche und Kirche), którą prezentowały XIX-wieczne protestanckie damesy z niemieckiej Rzeszy. Tiaaa... jednym z poglądów, które wyznawały owe damy – to nienawiść do papistów. By poznać XIX-wieczne rodziny katolickie, proszę sobie poczytać piękną książkę ks. Delassusa o duchu rodzinnym (moją ulubioną o rodzinie), albo coś Chestertona! To tylko jeden z przykładów.
Powiem jeszcze tyle – współczesne równouprawnienie to jakaś karykatura relacji Chrystus-Kościół, która jest ideałem katolickiej relacji małżeńskiej. Typ idealny? Zapraszam w wakacje do pewnej limanowskiej ultrakatolickiej wsi. Gdzie mąż służy żonie, a żona mężowi. Pełen real, żywi ludzie. Większego, autentycznego równouprawnienia wyobrazić się nie da. Feministki zaś marzą o jakiejś relacji prawnej, gwarantowaniu sobie czyjegoś szacunku dzięki przymusowi. Jedźcie dziewczyny ze mną – doznacie dysonansu poznawczego.
szanujcie cudze poglądy
podobnie ma się z poglądami. Pociotki Lenina chciałyby uregulować „szanowanie poglądów” możliwie ostro. A to sąd ma rozstrzygnąć, czy ktoś rzeczywiście się zasmucił, gdy go nazwano „pedałem”, a to czy ktoś jest dyskryminowany, bo go nie wzięli do pracy, etc. Tymczasem ja cudzych poglądów nie szanuję. Szanuję jedynie te, które uważam za słuszne – a więc te, które wyznaję. Inne – ex definitione – mogę uważać jedynie za nieprawdziwe, bądź mniej prawdopodobne. To bynajmniej nie oznacza, że nie kocham tego, kto je wyznaje. I taki jest mój psi obowiązek. Tak, jak w rodzinie – katolicyzm wyznacza nam nie tylko znacznie wyższy standard relacji, niż bezbożni ideolodzy współczesności, ale i daje możliwości jego osiągania.
Niech więc Wolter sobie spokojnie gnije w ziemi, oraz piecze się w piekle, ja natomiast wyznaję inną zasadę: „Nie szanuję Twoich poglądów – uważam je za głupie. Ciebie zaś kocham – i dam się pociąć, byś został zbawiony. Dlatego też z miłości będę do upadłego dyskutował z Tobą na te tematy”.
konieczność świadczenia usług poza domem
ciekaw jestem kiedy tak się stało i skąd wynika to, że nagle jest „oczywiste”, że kobiety muszą pracować poza domem. Z naciskiem na „muszą”. Słyszę to wszędzie na socjologii i obawiam się, że to przesłanka entymematyczna – nie tylko nie dowodzona, ale i nie dowiedziona! A więc wątpliwa. Dlaczego muszą? Wie ktoś?
myśl na dziś
Jakże dobrze czujemy się, Panie, w twych zranionych rękach! Uściśnij nas mocno, tak mocno, abyśmy się pozbyli całej ziemskiej nędzy, abyśmy się oczyścili, rozpalili, abyśmy się poczuli przepojeni twoją Krwią! – A potem rzuć nas spragnionych żniw daleko, daleko, na coraz płodniejszy siew, z Miłości do Ciebie.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 5