komentarze...
do czego to doszło, by gnyszkoblog bardziej był komentowany na swoich screenach, niż w oryginalnej lokalizacji! Cóż, prawda czasu, prawda ekranu, itd. Odpowiedzmy zatem na kwestie wątpliwe.
Po pierwsze, komentarz kol. AKA ze screena na Fronda.pl, który sugeruje że twierdzenia z ostatniego posta wykazują pewną zbieżność ze zdaniem któregoś z polityków wyrażonym na początku lat 90. XX wieku, że nieważne czy Polska będzie biedna, czy bogata, ważne aby była katolicka. Cóż, jakkolwiek oszołomsko brzmi to zdanie, nie sposób się z nim nie zgodzić. Na to, czy jesteśmy bogaci przemożnego (przemożnego - sic!) wpływu nie mamy, więc ważniejsze jest to, na co wpływ mamy i co jest inwestycją długoterminową - a więc zbawienie.
Oczywiście zaraz powstają problemy terminologiczne. Cóż bowiem oznacza to, że Polska miałaby być katolicka? Nie ma to bynajmniej nic wspólnego z tym, żeby miała być dziadowska, zacofana i biedna. To dwa różne porządki, a katolicyzm, nie dziadostwo i uwiąd okryte płaszczykiem pseudokatolicyzmu, jeśli już rozważamy jego rolę cywilizacyjną, jest właśnie rozwoju motorem. Bo katolika przynagla jego religia do tego, by pracę swoją wykonywał jak najdoskonalej, a ziemię czynił sobie poddaną. Co z tego, że Weber napisał całą książkę na ten temat widząc ducha postępu materialnego w sektach protestanckich? Cóż z tego, skoro pod koniec Etyki protestanckiej... pisze, że jego rozumowanie to jednak pewna idealizacja, bo nie uwzględnia chociażby renesansowych katolickich republik kupieckich, bankowości, etc. Więc proszę nie prężyć muskuł wypchanych Poradnikiem inteligenta Polityki, czy inną Europą Dziennika. Bo te szmaty i agitki dla ćwierćinteligencji rzetelnego wykształcenia nie zastąpią.
Po drugie, ciekawy komentarz p. Mariusza z maila, który zauważył, żeby mimo wszystko trzymać na wodzy emocje i powściągać język (chodzi o tytuł wpisu na Fronda.pl), bo o wulgaryzację języka chodzi Michnikom. Zgadzam się z tym w pełni, choć pewien zakres krotochwilności i rubaszności, którego apologię wygłaszał także nieoceniony Chesterton. Jeśli zaś chodzi o język, to jeszcze dziś na ten temat będzie...
Trzecia rzecz, która się powtarzała, na którą wskazała kol. Kaszubówna oraz jakub w komentarzu w oryginalnej lokalizacji, to kwestia zaglądania w duszę. Mówcie co chcecie, ale jeśli człowiek wykonuje sprzeczne ruchy, nieodpowiednio żartuje, prowadzi podwójne życie, kłamie, czy pewne rzeczy dopuszcza, a przy tym nie prowadzi życia religijnego... to chyba wiadomo, że choćby deklarował się jako katolik, raczej pewnego ducha w sobien nie ma, co? Szukasz uczciwego człowieka? Żadnego nie poznasz opierając się tylko na jego zapewnieniu, że oczywiście jest uczciwy.
nadludzkość świętych i nadludzkość sportowców
Po pierwsze, komentarz kol. AKA ze screena na Fronda.pl, który sugeruje że twierdzenia z ostatniego posta wykazują pewną zbieżność ze zdaniem któregoś z polityków wyrażonym na początku lat 90. XX wieku, że nieważne czy Polska będzie biedna, czy bogata, ważne aby była katolicka. Cóż, jakkolwiek oszołomsko brzmi to zdanie, nie sposób się z nim nie zgodzić. Na to, czy jesteśmy bogaci przemożnego (przemożnego - sic!) wpływu nie mamy, więc ważniejsze jest to, na co wpływ mamy i co jest inwestycją długoterminową - a więc zbawienie.
Oczywiście zaraz powstają problemy terminologiczne. Cóż bowiem oznacza to, że Polska miałaby być katolicka? Nie ma to bynajmniej nic wspólnego z tym, żeby miała być dziadowska, zacofana i biedna. To dwa różne porządki, a katolicyzm, nie dziadostwo i uwiąd okryte płaszczykiem pseudokatolicyzmu, jeśli już rozważamy jego rolę cywilizacyjną, jest właśnie rozwoju motorem. Bo katolika przynagla jego religia do tego, by pracę swoją wykonywał jak najdoskonalej, a ziemię czynił sobie poddaną. Co z tego, że Weber napisał całą książkę na ten temat widząc ducha postępu materialnego w sektach protestanckich? Cóż z tego, skoro pod koniec Etyki protestanckiej... pisze, że jego rozumowanie to jednak pewna idealizacja, bo nie uwzględnia chociażby renesansowych katolickich republik kupieckich, bankowości, etc. Więc proszę nie prężyć muskuł wypchanych Poradnikiem inteligenta Polityki, czy inną Europą Dziennika. Bo te szmaty i agitki dla ćwierćinteligencji rzetelnego wykształcenia nie zastąpią.
Po drugie, ciekawy komentarz p. Mariusza z maila, który zauważył, żeby mimo wszystko trzymać na wodzy emocje i powściągać język (chodzi o tytuł wpisu na Fronda.pl), bo o wulgaryzację języka chodzi Michnikom. Zgadzam się z tym w pełni, choć pewien zakres krotochwilności i rubaszności, którego apologię wygłaszał także nieoceniony Chesterton. Jeśli zaś chodzi o język, to jeszcze dziś na ten temat będzie...
Trzecia rzecz, która się powtarzała, na którą wskazała kol. Kaszubówna oraz jakub w komentarzu w oryginalnej lokalizacji, to kwestia zaglądania w duszę. Mówcie co chcecie, ale jeśli człowiek wykonuje sprzeczne ruchy, nieodpowiednio żartuje, prowadzi podwójne życie, kłamie, czy pewne rzeczy dopuszcza, a przy tym nie prowadzi życia religijnego... to chyba wiadomo, że choćby deklarował się jako katolik, raczej pewnego ducha w sobien nie ma, co? Szukasz uczciwego człowieka? Żadnego nie poznasz opierając się tylko na jego zapewnieniu, że oczywiście jest uczciwy.
nadludzkość świętych i nadludzkość sportowców
niekiedy można spotkać się z twierdzeniami wobec niektórych świętych, że on nie był taki napuszony, on był taki zwykły, taki blisko ludzi. Choć zwrócił na to uwagę już św. Josemaria w którejś z homilii, że wielokrotnie hagiografowie - w dobrej wierze - nadymali biografie świętych, czyniąc z nich rzeczywiście nadludzkie postacie. Podał przykład któregoś ze świętych, który ponoć w piątki jako osesek miał się dla umartwienia powstrzymywać od ssania piersi.
Taki trend istnieje z pewnością, ale gdyby ktokolwiek zadał sobie trudu i poczytał pisma któregokolwiek ze świętych, chociażby Dzienniczek św. Siostry Faustyny, czy Listy o. Pio do spowiednika - zobaczyłby jak bardzo ci ludzie stąpali po ziemi. Nie mówiąc o opasłej biografii samego św. Josemarii, którą jak pisałem ostatnio - właśnie pochłaniam.
Zachwyciłby się człowiek ich prostotą i zobaczyłby... że traci życie, nie mając przed sobą ideału. Podczas gdy ideał największy - naśladowanie Chrystusa wdraża się tak prosto, tak... zwyczajnie!
Po części mówię z własnego doświadczenia. Pierwszą książką w życiu, którą samodzielnie kupiłem w wieku kilku lat (chyba jeszcze przed I Komunią) była biografia św. o. Pio, już niedostępna na rynku. Kupiłem ją w kiosku parafialnym... i pochłaniałem co wieczór zachwycony! W ten sposób przeżyłem pierwsze nawrócenie w swoim życiu... Zresztą opowiadałem o tym kiedyś w Radio Józef - czego można posłuchać ściągając z mojego chomika.
obejrzyjmy!
zresztą polecam filmy ze św. Josemarią dostępne na YouTube'ie - czyż można wyobrazić sobie normalniejszego, bardziej naturalnego świętego? Rubaszny aragończyk... Na przykład film o tym kiedy mężczyźni płaczą... reszta produkcji na Sekretach Opus Dei.
potęga nauki
Taki trend istnieje z pewnością, ale gdyby ktokolwiek zadał sobie trudu i poczytał pisma któregokolwiek ze świętych, chociażby Dzienniczek św. Siostry Faustyny, czy Listy o. Pio do spowiednika - zobaczyłby jak bardzo ci ludzie stąpali po ziemi. Nie mówiąc o opasłej biografii samego św. Josemarii, którą jak pisałem ostatnio - właśnie pochłaniam.
Zachwyciłby się człowiek ich prostotą i zobaczyłby... że traci życie, nie mając przed sobą ideału. Podczas gdy ideał największy - naśladowanie Chrystusa wdraża się tak prosto, tak... zwyczajnie!
Po części mówię z własnego doświadczenia. Pierwszą książką w życiu, którą samodzielnie kupiłem w wieku kilku lat (chyba jeszcze przed I Komunią) była biografia św. o. Pio, już niedostępna na rynku. Kupiłem ją w kiosku parafialnym... i pochłaniałem co wieczór zachwycony! W ten sposób przeżyłem pierwsze nawrócenie w swoim życiu... Zresztą opowiadałem o tym kiedyś w Radio Józef - czego można posłuchać ściągając z mojego chomika.
obejrzyjmy!
zresztą polecam filmy ze św. Josemarią dostępne na YouTube'ie - czyż można wyobrazić sobie normalniejszego, bardziej naturalnego świętego? Rubaszny aragończyk... Na przykład film o tym kiedy mężczyźni płaczą... reszta produkcji na Sekretach Opus Dei.
potęga nauki
wdałem się ostatnio na Facebooku w dyskusję na sprośny temat, mianowicie molestowania seksualnego. Dowodziłem po swojemu, że na gruncie nowoczesnego samoograniczającego się libertynizmu nie da się niearbitralnie uzasadnić sprzeciwu wobec pedofilii. Wydaje mi się, że udało mi się tego dowieść. Nie wiem jak podać linka do tej konkretnej dyskusji, więc nie podam, ale znaleźć ją można w moim profilu pod wrzuconym przeze mnie linkiem do artykułu z Fronda.pl na temat pedofilii.
No, ale nie o tym chciałem, tylko raczej o krótkowzrocznym kulcie nauk społecznych, które mają to do siebie, jak wprost stwierdził na wykładzie z socjologii biedy prof. Frieske, że prawda w nich jest kwestią konsensusu...
Jeśli nie jesteśmy świadomi kwestii metodologicznych, łatwo z socjologów, seksuologów i psychologów (nie daj Boże z politologów) robić wyrocznie na miarę chociażby konstruktorów-budowlańców! A tak robiono setki razy, chociażby z teorią Clowarda i Ohlina, którzy dowodzili w latach 50. w USA, że przestępstwa biorą się z negatywnego wpływu społecznego raczej, niż z osobistych uwarunkowań przestępcy. Na programy resocjalizacji według ich teorii poszły grube miliony... bez najmniejszego skutku. Na ten temat popowstawały dziesiątki książek, stoczono dziesiątki uczonych dysput, wrogów teorii odsądzono od czci i wiary i zrobiono z nich oszołomów... i wyszło jak zwykle. Czyli tak, że najważniejszy jest zdrowy, chłopski rozum - na dodatek oświecony Łaską.
Tak moi mili, bo mądrzejsze jest chrześcijańskie niemowlę od pogańskiego filozofa, jak to swego czasu twierdził św. Augustyn.
Amerykanie i ich bieda
No, ale nie o tym chciałem, tylko raczej o krótkowzrocznym kulcie nauk społecznych, które mają to do siebie, jak wprost stwierdził na wykładzie z socjologii biedy prof. Frieske, że prawda w nich jest kwestią konsensusu...
Jeśli nie jesteśmy świadomi kwestii metodologicznych, łatwo z socjologów, seksuologów i psychologów (nie daj Boże z politologów) robić wyrocznie na miarę chociażby konstruktorów-budowlańców! A tak robiono setki razy, chociażby z teorią Clowarda i Ohlina, którzy dowodzili w latach 50. w USA, że przestępstwa biorą się z negatywnego wpływu społecznego raczej, niż z osobistych uwarunkowań przestępcy. Na programy resocjalizacji według ich teorii poszły grube miliony... bez najmniejszego skutku. Na ten temat popowstawały dziesiątki książek, stoczono dziesiątki uczonych dysput, wrogów teorii odsądzono od czci i wiary i zrobiono z nich oszołomów... i wyszło jak zwykle. Czyli tak, że najważniejszy jest zdrowy, chłopski rozum - na dodatek oświecony Łaską.
Tak moi mili, bo mądrzejsze jest chrześcijańskie niemowlę od pogańskiego filozofa, jak to swego czasu twierdził św. Augustyn.
Amerykanie i ich bieda
a jeśli chodzi o Amerykanów i biedę, to prof. Frieske zdradził ciekawostkę. Otóż, bez uwzględnienia dochodów pochodzących ze źródeł pomocowych (zasiłki, dofinansowania, stypendia, refundacje, etc.) - aż 25% mieszkańców Ameryki podpada pod ustawową kategorię biednych. I podpadać będą, bo pomoc społeczna uzależnia.
Dlaczego uzależnia? Kto z Czytelników powie? I co to ma wspólnego z ogrodem Eden i pierwszymi Rodzicami?
Fejzbuk
Dlaczego uzależnia? Kto z Czytelników powie? I co to ma wspólnego z ogrodem Eden i pierwszymi Rodzicami?
Fejzbuk
wielki odzew na reaktywowanego Gnyszkobloga spowodował, że pomyślałem nawet o założeniu profilu na Fejzbuku dla tegoż. Jakem pomyślał - takem zrobił. Najwyżej będzie obciach z racji małej liczby fanów... Fanem Gnyszkobloga można zostać przechodząc tutaj.
koniec...
nie wyczerpałem nawet połowy tematów, które miałem na dziś przygotowane, a tu już i długość posta i pora dnia nie ta. Czas potulić się do poduszki!koniec...
myśl na dziś
Roznieć swoją wiarę. — Chrystus nie jest postacią, która przeminęła. Nie jest wspomnieniem, które się gubi w historii. Żyje! Powiada św. Paweł: Jesus Christus heri et hodie; ipse et in saecula! — Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki!
św. Josemaria Escriva, Droga, nr 584
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz