Znów w pociągu
Pangrzyzga znów zasiadł w pociągu i pisze. Niesprzyjające okoliczności jak nigdy dotąd – na pokładzie dwoje dzieci z babcią i rowerkiem, harmider jak w ośrodku leczenia ADHD... Mateusz i Barbarka lubią bawić się dinozaurami z jajka-niespodzianki. Pangrzyzga zaś lubi czytać, co oznacza że konfrontacji obu upodobań wymagała przynajmniej z mojej strony dużego samozaparcia. Mając jednak na uwadze najbliższosierpniowe wydarzenia, potraktowałem to jako ćwiczenie.
Ćwiczeń dziś aż nadto, bo rano należało popracować nad cierpliwością – PKP Przewozy Regionalne dostały w palnik od którejś innej spółki PKP (może PLK?), która nie wpuściła pociągów PKP PR na swoje tory w zamian za brak płatności. Rzetelność nade wszystko, więc z jednej strony ucieszyłem się na ten akt sprawiedliwości, z drugiej... też się ucieszyłem, bo zamiast zatłoczonym InterRegio pojechałem o pół godziny późniejszym Expressem. Oczywiście z uszczerbkiem dla portfela, ale i zyskiem dla kalendarza. W Warszawie (daj Boże) – będę wcześniej.
„Przesilenie” Horubały
weekend upłynął mi na nauce, lekturze oraz aktywności towarzyskiej w gronie gości zapraszanych na ślub ze strony Oleńki. W ten sposób także chłopoman Grzyzga ponownie trafił „pod strzechy”, tym razem dolnośląskie. Jak zwykle z wielką dla siebie satysfakcją. Nie o tym jednak miała być mowa!
Mowa miała być bowiem o Przesileniu Andrzeja Horubały, które przeczytałem jednym tchem (rzadko się to zdarza ze względu na zwyczaj czytania kilku książek równocześnie) przy okazji poprzedniej podróży pociągiem do Oleńki.
Pierwszą rzeczą, która zadecydowała o moim zachwycie był język – soczysty, obrazowy, niekiedy nieco, powiedzmy „naturalistyczny”. Druga – to sam naturalizm w porównaniach, czy samych obserwacjach narratora (plamka sików na spodniach metaforycznej Niny Terentiew, czy w ogóle sama ta postać – mistrzostwo!). Jednym słowem – w sferze estetycznej wszystko to, co cieszy rubaszną i swojską część panagrzyzgowego umysłu. Trzecią rzeczą jest zaś sam walor faktograficzny, fabularny. Warszawka huczała (być może jeszcze troszkę pohuczy) od plotek na temat tego, kto jet kim w książce Horubały. Dlaczego? Dlatego, że bez litości odmalowuje stosunki, motywacje, stan umysłów i ducha panujące w środowisku skupionym wokół telewizji (nie sądzę, żeby kwestia ograniczała się jedynie do ludzi kręcących się wokół Woronicza). Jeśli ktoś dotąd miał wątpliwości co do tego jacy ludzie robią nam wodę z mózgu, kto decyduje o tym na co zwrócimy uwagę po dzisiejszych wiadomościach, albo dzięki tokszołowi... to dzięki Horubale ma okazję naprawdę, już oficjalnie, wątpliwości się wyzbyć. „Burdel” w nieco szerszym, niż technicznym sensie, to z pewnością zbyt łagodne określenie...
W związku z moim moją estymą dla Plinio Correa de Oliveiry i nurtu kontrrewolucyjnego, który reprezentuje zacząłem się zastanawiać, czy aby przypadkiem Przesilenie nie znalazłoby się na Indeksie Ksiąg Zakazanych, gdyby ukazało się w czasach istnienia tej zacnej instytucji. Wydaje mi się, że tak. Upodobania upodobaniami, rubaszność rubasznością... ale należy czytać przede wszystkim to, co przynosi duszy pożytek. Przesilenie raczej tego typu pozycją nie jest, można nawet stwierdzić, że jest książką dość pesymistyczną. Co więcej – na pewno może zgorszyć!
Dlaczego mimo to polecałbym lekturę tej książki? Ze względów poznawczych – przede wszystkim dla tych, którzy papkę medialną wciąż postrzegają pozytywnie, a miglanców z telewizora uważają za poważnych ludzi. Przydatna będzie również dla tych, którzy mają ambicje zrobienia rekonkwisty w tym środowisku. Wydaje się, że Horubale przyświecała właśnie idea opisania także takich osób... do których niewątpliwie należy sam Autor. Dlatego - Przesilenie należy koniecznie przeczytać.
Metody Rewolucji?
Jeszcze a propos Rewolucji i Kontrrewolucji – spotkałem się ostatnio z opinią, że np. Wystawa antyaborcyjna „Wybierz Życie” (której wsparcie w ramach Klubu ProAktywnych należy bezwzględnie zarekomendować) nie powinna być popierana przez katolików, gdyż stosuje metody Rewolucji.
Z taką opinią raczej się nie zgadzam i odrzucam argument „z rewolucyjności metod”.
Po pierwsze dlatego, że w ogóle nie rozumiem na czym miałaby polegać rewolucyjność ukazywania zdjęć ofiar w sytuacji, w której świat nie wierzy w to, że ofiara aborcji, to człowiek. Innej drogi w tej irracjonalnej sytuacji nie widzę, a jest ona uprawniona tym bardziej, że w poprzednich wiekach Kościół także stosował figuratywnych metod dydaktycznych (przerażające sceny piekła, bądź Sądu Ostatecznego)
Po drugie, dlatego że nie wiem, czy przypadkiem sama przesłanka, na której opiera się rozumowanie jest silna. Wszak mówi Pismo, żeby posługiwać się niegodziwą mamoną w dobrym celu. A czym innym, jak nie metodą jest ta mamona?
Wałęsa się pieni
z innej beczki. Przeraża mnie stopień zwariowania byłego prezydenta III RP, niejakiego Wałęsy. Pierwszym komentarzem, który usłyszałem po smoleńskiej tragedii był ten, wypowiedziany przez niedoszłego Europejskiego Mędrca, w którym zasmucił się na myśl o tym, że nie będzie mógł już wygrać paru procesów, które wobec Kaczyńskich planował. Daleko mi do obciachowych sformułowań typu „ciszej nad tą trumną”, ale facetowi ewidentnie wciąż się wydaje, że jest w centrum wszechświata. Nie muszę chyba zaznaczać, że tak nie jest – przynajmniej od czasów masowych protestów z początku lat 90., które pamiętam jak przez mgłę, a już na pewno od wydania wiekopomnej publikacji mgr Zyzaka, którą wciąż można kupić w nieocenzurowanej wersji (przypomnijmy, że sąd nakazał „poprawienie” treści w związku z tym, że córka Wałęsy została obrażona poprzez zacytowanie dokumentów z IPN-u, w których jest o niej mowa)!
Camorrowski
Tymczasem ożywił nam się także niejaki Hrabia Camorrowski, który jak ta ślepa kura trafił na ziarno w postaci Aneksu do Raportu o likwidacji WSI, który był przechowywany w Pałacu Prezydenckim, a który - jak pamiętamy z doniesień na temat afery marszałkowskiej – bardzo interesował naszego interrexa.
W moje ręce wpadła broszurka naszego Pierwszego Bufona RP opracowana jeszcze przed katastrofą pod Smoleńskiem albo na użytek prawyborów w PO, albo już pod wybory ogólnopolskie. Widać, że jednego Camorrowskiemu nie można odmówić – broszurę zatytułował nośnie „Prawą stroną”.
Zwolennik jazdy prawym pasem? O to chodziło?
Ogólny wściek i zdjęcia
Obserwacja facebookowo-socjologiczna okołosmoleńska. Żałobie narodowej towarzyszyła wielka aktywność wszelkiego rodzaju grup wyrażających albo rewerencję, albo wręcz przeciwnie – obojętność, bądź lekceważenie wobec ofiar. Przy czym ludzi cechowała szczególna nadwrażliwość – żałobnicy nie posiadali się z oburzenia na wszelkie objawy braku rozpaczy; obojętnych denerwowali zarówno żałobnicy, jak i olewacze. Ci ostatni zaś wylewali pomyje na żałobników. Nieraz mały komentarz mógł posłużyć jako pożywka do rytualnego „oburzanka” zarówno dla żałobników, jak i olewaczy. Sam zebrałem parę razy cięgi to z jednej, to drugiej strony.
Żałoba narodowa była autentyczna – ludzie zupełnie stracili równowagę emocjonalną. Internauci pod tym względem nie są różni – wręcz przeciwnie, stanowią bardzo czuły barometr. Do przesady.
Pangrzyzga znów zasiadł w pociągu i pisze. Niesprzyjające okoliczności jak nigdy dotąd – na pokładzie dwoje dzieci z babcią i rowerkiem, harmider jak w ośrodku leczenia ADHD... Mateusz i Barbarka lubią bawić się dinozaurami z jajka-niespodzianki. Pangrzyzga zaś lubi czytać, co oznacza że konfrontacji obu upodobań wymagała przynajmniej z mojej strony dużego samozaparcia. Mając jednak na uwadze najbliższosierpniowe wydarzenia, potraktowałem to jako ćwiczenie.
Ćwiczeń dziś aż nadto, bo rano należało popracować nad cierpliwością – PKP Przewozy Regionalne dostały w palnik od którejś innej spółki PKP (może PLK?), która nie wpuściła pociągów PKP PR na swoje tory w zamian za brak płatności. Rzetelność nade wszystko, więc z jednej strony ucieszyłem się na ten akt sprawiedliwości, z drugiej... też się ucieszyłem, bo zamiast zatłoczonym InterRegio pojechałem o pół godziny późniejszym Expressem. Oczywiście z uszczerbkiem dla portfela, ale i zyskiem dla kalendarza. W Warszawie (daj Boże) – będę wcześniej.
„Przesilenie” Horubały
weekend upłynął mi na nauce, lekturze oraz aktywności towarzyskiej w gronie gości zapraszanych na ślub ze strony Oleńki. W ten sposób także chłopoman Grzyzga ponownie trafił „pod strzechy”, tym razem dolnośląskie. Jak zwykle z wielką dla siebie satysfakcją. Nie o tym jednak miała być mowa!
Mowa miała być bowiem o Przesileniu Andrzeja Horubały, które przeczytałem jednym tchem (rzadko się to zdarza ze względu na zwyczaj czytania kilku książek równocześnie) przy okazji poprzedniej podróży pociągiem do Oleńki.
Pierwszą rzeczą, która zadecydowała o moim zachwycie był język – soczysty, obrazowy, niekiedy nieco, powiedzmy „naturalistyczny”. Druga – to sam naturalizm w porównaniach, czy samych obserwacjach narratora (plamka sików na spodniach metaforycznej Niny Terentiew, czy w ogóle sama ta postać – mistrzostwo!). Jednym słowem – w sferze estetycznej wszystko to, co cieszy rubaszną i swojską część panagrzyzgowego umysłu. Trzecią rzeczą jest zaś sam walor faktograficzny, fabularny. Warszawka huczała (być może jeszcze troszkę pohuczy) od plotek na temat tego, kto jet kim w książce Horubały. Dlaczego? Dlatego, że bez litości odmalowuje stosunki, motywacje, stan umysłów i ducha panujące w środowisku skupionym wokół telewizji (nie sądzę, żeby kwestia ograniczała się jedynie do ludzi kręcących się wokół Woronicza). Jeśli ktoś dotąd miał wątpliwości co do tego jacy ludzie robią nam wodę z mózgu, kto decyduje o tym na co zwrócimy uwagę po dzisiejszych wiadomościach, albo dzięki tokszołowi... to dzięki Horubale ma okazję naprawdę, już oficjalnie, wątpliwości się wyzbyć. „Burdel” w nieco szerszym, niż technicznym sensie, to z pewnością zbyt łagodne określenie...
W związku z moim moją estymą dla Plinio Correa de Oliveiry i nurtu kontrrewolucyjnego, który reprezentuje zacząłem się zastanawiać, czy aby przypadkiem Przesilenie nie znalazłoby się na Indeksie Ksiąg Zakazanych, gdyby ukazało się w czasach istnienia tej zacnej instytucji. Wydaje mi się, że tak. Upodobania upodobaniami, rubaszność rubasznością... ale należy czytać przede wszystkim to, co przynosi duszy pożytek. Przesilenie raczej tego typu pozycją nie jest, można nawet stwierdzić, że jest książką dość pesymistyczną. Co więcej – na pewno może zgorszyć!
Dlaczego mimo to polecałbym lekturę tej książki? Ze względów poznawczych – przede wszystkim dla tych, którzy papkę medialną wciąż postrzegają pozytywnie, a miglanców z telewizora uważają za poważnych ludzi. Przydatna będzie również dla tych, którzy mają ambicje zrobienia rekonkwisty w tym środowisku. Wydaje się, że Horubale przyświecała właśnie idea opisania także takich osób... do których niewątpliwie należy sam Autor. Dlatego - Przesilenie należy koniecznie przeczytać.
Metody Rewolucji?
Jeszcze a propos Rewolucji i Kontrrewolucji – spotkałem się ostatnio z opinią, że np. Wystawa antyaborcyjna „Wybierz Życie” (której wsparcie w ramach Klubu ProAktywnych należy bezwzględnie zarekomendować) nie powinna być popierana przez katolików, gdyż stosuje metody Rewolucji.
Z taką opinią raczej się nie zgadzam i odrzucam argument „z rewolucyjności metod”.
Po pierwsze dlatego, że w ogóle nie rozumiem na czym miałaby polegać rewolucyjność ukazywania zdjęć ofiar w sytuacji, w której świat nie wierzy w to, że ofiara aborcji, to człowiek. Innej drogi w tej irracjonalnej sytuacji nie widzę, a jest ona uprawniona tym bardziej, że w poprzednich wiekach Kościół także stosował figuratywnych metod dydaktycznych (przerażające sceny piekła, bądź Sądu Ostatecznego)
Po drugie, dlatego że nie wiem, czy przypadkiem sama przesłanka, na której opiera się rozumowanie jest silna. Wszak mówi Pismo, żeby posługiwać się niegodziwą mamoną w dobrym celu. A czym innym, jak nie metodą jest ta mamona?
Wałęsa się pieni
z innej beczki. Przeraża mnie stopień zwariowania byłego prezydenta III RP, niejakiego Wałęsy. Pierwszym komentarzem, który usłyszałem po smoleńskiej tragedii był ten, wypowiedziany przez niedoszłego Europejskiego Mędrca, w którym zasmucił się na myśl o tym, że nie będzie mógł już wygrać paru procesów, które wobec Kaczyńskich planował. Daleko mi do obciachowych sformułowań typu „ciszej nad tą trumną”, ale facetowi ewidentnie wciąż się wydaje, że jest w centrum wszechświata. Nie muszę chyba zaznaczać, że tak nie jest – przynajmniej od czasów masowych protestów z początku lat 90., które pamiętam jak przez mgłę, a już na pewno od wydania wiekopomnej publikacji mgr Zyzaka, którą wciąż można kupić w nieocenzurowanej wersji (przypomnijmy, że sąd nakazał „poprawienie” treści w związku z tym, że córka Wałęsy została obrażona poprzez zacytowanie dokumentów z IPN-u, w których jest o niej mowa)!
Camorrowski
Tymczasem ożywił nam się także niejaki Hrabia Camorrowski, który jak ta ślepa kura trafił na ziarno w postaci Aneksu do Raportu o likwidacji WSI, który był przechowywany w Pałacu Prezydenckim, a który - jak pamiętamy z doniesień na temat afery marszałkowskiej – bardzo interesował naszego interrexa.
W moje ręce wpadła broszurka naszego Pierwszego Bufona RP opracowana jeszcze przed katastrofą pod Smoleńskiem albo na użytek prawyborów w PO, albo już pod wybory ogólnopolskie. Widać, że jednego Camorrowskiemu nie można odmówić – broszurę zatytułował nośnie „Prawą stroną”.
Zwolennik jazdy prawym pasem? O to chodziło?
Ogólny wściek i zdjęcia
Obserwacja facebookowo-socjologiczna okołosmoleńska. Żałobie narodowej towarzyszyła wielka aktywność wszelkiego rodzaju grup wyrażających albo rewerencję, albo wręcz przeciwnie – obojętność, bądź lekceważenie wobec ofiar. Przy czym ludzi cechowała szczególna nadwrażliwość – żałobnicy nie posiadali się z oburzenia na wszelkie objawy braku rozpaczy; obojętnych denerwowali zarówno żałobnicy, jak i olewacze. Ci ostatni zaś wylewali pomyje na żałobników. Nieraz mały komentarz mógł posłużyć jako pożywka do rytualnego „oburzanka” zarówno dla żałobników, jak i olewaczy. Sam zebrałem parę razy cięgi to z jednej, to drugiej strony.
Żałoba narodowa była autentyczna – ludzie zupełnie stracili równowagę emocjonalną. Internauci pod tym względem nie są różni – wręcz przeciwnie, stanowią bardzo czuły barometr. Do przesady.
myśl na dziś
Przedtem, sam jeden, nie potrafiłeś... — A teraz zwróciłeś się do Matki Najświętszej, i z Jej pomocą... jakże to łatwe!
św. Josemaria Escriva, Droga, nr 513