tytułem wyjaśnienia
no i rzeczywiście – stało się! Przywalony obowiązkami zawodowo-prezawodowymi musiałem przerwać wytwórstwo własnych mądrości blogowych. O ile pamiętam, jest to wydarzenie bez precedensu – tym bardziej warto je odnotować! Ale, ale... statystyka wytwórczości wprawdzie nie trzyma poziomu Tomasza Terlikowskiego, który trzaska kilka przekładów rocznie, parę własnych książek i setki artykułów i felietonów, ale wciąż średnio na tym blogu w całej jego ponad półtorarocznej historii wytwarza się 2 posty dziennie!
Nie ma zatem co płakać – ostatnio mieli okazję Czytelnicy powspominać czasy nawałnicy, jaka przetoczyła się przez gnyszkobloga w zeszłym roku, wcześniej sporo materiałów filmowych do obejrzenia... a teraz pora na interludium w postaci garści refleksyjek stanowiących kontynuację zawieszonych planów sprzed miesiąca i paru nowych – pisanych w drodze z Warszawy do Poznania i z Poznania do Wrocławia dzięki uprzejmości TLK Gałczyński.
stop abortion
ostatni wpis skłonił do wypowiedzi dwóch dawno nie widzianych komentatorów. Ubu rex pyta po co wspominam sprawę „Agaty”, natomiast jaś skoczowski konstatuje, że podział w kwestii aborcji zależy od stosunku do katolicyzmu.
Ubu rexowi odpowiadam zatem, że kombatantem rzeczywiście trochę się czuję – w tym sensie, że w sprawie miałem okazję wziąć aktywny udział, a same te wydarzenia były i są dla mnie znaczące w całym moim dotychczasowym życiu. Natomiast danych nt. sprzedaży Agaty. Anatomii manipulacji nie posiadam, więc nie mogę powiedzieć jak się sprzedaje. Podejrzewam, że nieźle – chociażby ze względu na jej świetną jakość! Jeśli konsultacja z prawnikiem wypadnie pozytywnie, zdradzę Wam jeszcze pewien szczegół na temat tej publikacji i reakcji na nią w środowisku związanym ze sprawą po stronie zwolenników mordowania dzieci.
Przychodzi zatem kolej na odpowiedź jasiowi skoczowskiemu. Otóż, drogi jasiu (piszę z małej litery – taki pseudonim przybrałeś, to nie brak szacunku z mojej strony), kwestia korelacji negatywnego stosunku do aborcji z pozytywnym stosunkiem do katolicyzmu jest korelacją, która tematu nie wyczerpuje. Owszem, jest to wynikanie – jeśli ktoś jest katolikiem sensu stricto, jest także przeciwnikiem morderstw prenatalnych (na mocy definicji katolika). Natomiast decydujący jest tu stosunek do życia ludzkiego – gdyż wśród przeciwników morderstw dzieci znajdują się także wyznawcy innych religii (OK, ich moglibyśmy wrzucić z katolikami do jednego worka), oraz ateiści i inne odmiany ludzi niereligijnych. Z naszego podwórka podam przykład np. znanego socjalisty Aleksandra Małachowskiego. Dlaczego tak jest? Ano nie dlatego, że podstawą wnioskowania jest tu przesłanka o charakterze prawdy objawionej, tylko dlatego, że przesłanka ma charakter naukowy. Jest bowiem prawdą, iż po połączeniu gamet (zapłodnieniu) rozpoczyna się proces, który nazywamy życiem, który ma wiele faz (prenatalna, którą można rozbić na kilka podfaz – oraz postnatalną, również możliwą do podziału np. na niemowlęctwo, wiek przedszkolny, dojrzewanie, dojrzałość, przekwitanie, starość, etc.). Jest to jeden, nieustanny proces kończący sie zgonem. Człowiek w brzuchu matki jest człowiekiem tak samo jak poza nim – to prosty fakt (przejście przez łono matki nie oznacza chyba zmiany gatunkowej, np. z bycia pająkiem, na homo sapiens?).
Teraz następuje kolejny element rozumowania, normatywny – jaki jest nasz stosunek do życia człowieka? Jeśli twierdzimy, że życie człowieka jest warte tyle, ile życie innych gatunków, wówczas odrzucamy perspektywę „humanistyczną” na rzecz jakiejś perspektywy „uniwersalistycznej” i nie przeszkadza nam zarówno zabijanie dzieci nienarodzonych, jak narodzonych, albo stojących nad grobem, jako starcy. Taki wybór jest możliwy. Jeśli natomiast twierdzimy, że życie ludzkie cenimy wyżej, niż życie innych gatunków – wówczas nie mamy podstawy do akceptowania morderstw prenatalnych, a nieakceptowania innych.
Reasumując – jesteś w srogim błędzie jasiu. Zresztą jak większość Twoich ideowych kolegów i koleżanek (mam pewne wyobrażenie na ten temat – wygooglałem Cię) – tworzysz sobie wyobrażenie na temat ludzi Kościoła i Jego doktryny na podstawie przesłanek cienkich jak przysłowiowa dupa węża, a później budujesz na tej podstawie mnogie teorie na swoim blogu.
co na to Tuwim?
dziś w kibelku w podziemiach Auditorium Maximum UW przeczytałem pewien bon mot, którym można skomentować sytuację opisaną powyżej. Tako rzecze Tuwim:
zabijanie spermy
podobnym nieporozumieniem zapoczątkowanym pewnie grubo przed słynnym głupawym filmem Monty Pythona na temat katolików (Żywot Briana) jest twierdzenie, jakoby np. sprzeciw Kościoła Świętego względem masturbacji, czy stosunku przerywanego brał się stąd, skąd bierze się sprzeciw względem aborcji. Ba! Że to to samo, tzn. że nasienia marnować nie należy dlatego, że plemniki są... życiem, czyli ludźmi!
Cóż, pogrobowcy Marksa i Gomułki mają to do siebie, że lubią gromić poglądy, które sami włożyli w usta swoich adwersarzy. Jak to mawiał G. K. Chesterton (oj, polecam tego pana...!) - „Wolnomyśliciele myślą, ale idzie im to bardzo wolno”.
kiedy pojawiła się miłość?
tymczasem nie ustaje proces odnajdywania zadziwiającej zgodności między prof. Plinio Correa de Oliveira a innymi autorami, którzy analizę historii podejmują wychodząc od radykalnie innych przesłanek. Otóż, ostatnio w ramach studiów nad socjologią wykryłem kolejną potencjalną zbieżność między prof. de Oliveira a rodzimym drem Maciejem Gdulą. Chodzi o to, kiedy powstała nowoczesna miłość – element ponoć w średniowieczu nie występujący – przynajmniej w takim kształcie (chodzi o tę specyficzna, damsko-męską, która ma ponoć usprawiedliwiać wszystko, albo której brak ma uniemożliwiać małżeństwo, etc.). Wprawdzie prof. Oliveira datuje jej początki na koniec średniowiecza (literatura miłosna, renesansowe romanse, etc.), a dr Gdula – z tego, co mi wiadomo – jednak w epoce romantyzmu, to jednak idę o zakład, że gdyby poskrobać, mogłoby się okazać iż spolegliwy skądinąd dr Gdula byłby skłonny przyjąć pogląd, iż solidne podwaliny pod romantyczną koncepcję miłości położyli właśnie renesansowi minstrele i gryzipiórkowie od miłości dworskiej.
wizja kobiety – dzisiejszy ideał
tymczasem zmienił nam się także ideał kobiety. Ostatnio miałem okazję poczytać u sąsiadek ze środków transportu publicznego trochę erotycznej literatury damskiej w rodzaju COSMOPOLITANA, et consortes. Okazało się wówczas, że nie przesadzam wcale ani trochę, twierdząc, że współczesny model kobiety to model quasi-prostytutki.
Skąd to „quasi”? Stąd mianowicie, że jest to jej nowa odsłona – dawna prostytutka była kobietą, która łączyła dwa style życia (normalny oraz patologiczny – by móc prowadzić ten normalny, teraz albo w przyszłości, po zebraniu koniecznych funduszy). Dzisiejszy ideał kobiety polega na zintegrowaniu obu stylów życia (żegnamy się z granicą między patologią i normalnością) oraz usunięciu elementu ekonomicznego.
Jednym słowem, nasza quasi-prostytutka jest raczej administratorem własnej pochwy, odbytu, piersi oraz ust, który dąży do maksymalizacji ich użyteczności, czyli eskalacji doznań. Stąd też bezużyteczna jest koncepcja małżeństwa, rodzicielstwa, monogamii. Stąd też – jako że znużenie sensoryczne jest nieubłagane – potrzeba wzmacniania bodźców pcha nasze niewiasty do większych ekscesów – od poszerzenia skali doznań o inne części ciała (penetracja wszystkiego jest dziś uznawana – w dyskursie wspomnianych gazet – za kolejne aspekty jednego zjawiska, czyli „seksu”), po poszerzenie składu aktorów biorących udział w akcie (kłania się nie tylko grupowy, ale i wspomagany akcesoriami, czy przedstawicielami innych gatunków), czy samego kontekstu aktu (od pozycji, po miejsce aktu albo sposób, czy szybkość).
Taki obraz wyłania się z analizy dyskursu tych szmatławych pisemek, które mimo wszystko czytają niekiedy damesy pozujące na elitę (w dawnym sensie tego słowa, a więc coś w rodzaju arystokracji – damesy ubrane w eleganckie żakiety, powściągliwe, wyniośle rozglądające się po otoczeniu i współpasażerach).
Oczywiście to nie pozostaje bez reakcji po męskiej stronie społeczeństwa...
[ale o tym przy innej okazji! Z „dzisiaj”, zrobiło się już „wczoraj” i mamy Boże Ciało, które spędzam u Oleńki!]
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/10-vi-2008-wtorek-dziwne-rzeczy.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/10-vi-2008-wtorek-b-bogumia-biskupa.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-ju-jest-jutro-witamy-rod.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda-zaczyna-by-gono.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda-inni-o-agacie.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda-wieci-z-lublina.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-przemwi-dr-wielomski.html
myśl na dziś
no i rzeczywiście – stało się! Przywalony obowiązkami zawodowo-prezawodowymi musiałem przerwać wytwórstwo własnych mądrości blogowych. O ile pamiętam, jest to wydarzenie bez precedensu – tym bardziej warto je odnotować! Ale, ale... statystyka wytwórczości wprawdzie nie trzyma poziomu Tomasza Terlikowskiego, który trzaska kilka przekładów rocznie, parę własnych książek i setki artykułów i felietonów, ale wciąż średnio na tym blogu w całej jego ponad półtorarocznej historii wytwarza się 2 posty dziennie!
Nie ma zatem co płakać – ostatnio mieli okazję Czytelnicy powspominać czasy nawałnicy, jaka przetoczyła się przez gnyszkobloga w zeszłym roku, wcześniej sporo materiałów filmowych do obejrzenia... a teraz pora na interludium w postaci garści refleksyjek stanowiących kontynuację zawieszonych planów sprzed miesiąca i paru nowych – pisanych w drodze z Warszawy do Poznania i z Poznania do Wrocławia dzięki uprzejmości TLK Gałczyński.
stop abortion
ostatni wpis skłonił do wypowiedzi dwóch dawno nie widzianych komentatorów. Ubu rex pyta po co wspominam sprawę „Agaty”, natomiast jaś skoczowski konstatuje, że podział w kwestii aborcji zależy od stosunku do katolicyzmu.
Ubu rexowi odpowiadam zatem, że kombatantem rzeczywiście trochę się czuję – w tym sensie, że w sprawie miałem okazję wziąć aktywny udział, a same te wydarzenia były i są dla mnie znaczące w całym moim dotychczasowym życiu. Natomiast danych nt. sprzedaży Agaty. Anatomii manipulacji nie posiadam, więc nie mogę powiedzieć jak się sprzedaje. Podejrzewam, że nieźle – chociażby ze względu na jej świetną jakość! Jeśli konsultacja z prawnikiem wypadnie pozytywnie, zdradzę Wam jeszcze pewien szczegół na temat tej publikacji i reakcji na nią w środowisku związanym ze sprawą po stronie zwolenników mordowania dzieci.
Przychodzi zatem kolej na odpowiedź jasiowi skoczowskiemu. Otóż, drogi jasiu (piszę z małej litery – taki pseudonim przybrałeś, to nie brak szacunku z mojej strony), kwestia korelacji negatywnego stosunku do aborcji z pozytywnym stosunkiem do katolicyzmu jest korelacją, która tematu nie wyczerpuje. Owszem, jest to wynikanie – jeśli ktoś jest katolikiem sensu stricto, jest także przeciwnikiem morderstw prenatalnych (na mocy definicji katolika). Natomiast decydujący jest tu stosunek do życia ludzkiego – gdyż wśród przeciwników morderstw dzieci znajdują się także wyznawcy innych religii (OK, ich moglibyśmy wrzucić z katolikami do jednego worka), oraz ateiści i inne odmiany ludzi niereligijnych. Z naszego podwórka podam przykład np. znanego socjalisty Aleksandra Małachowskiego. Dlaczego tak jest? Ano nie dlatego, że podstawą wnioskowania jest tu przesłanka o charakterze prawdy objawionej, tylko dlatego, że przesłanka ma charakter naukowy. Jest bowiem prawdą, iż po połączeniu gamet (zapłodnieniu) rozpoczyna się proces, który nazywamy życiem, który ma wiele faz (prenatalna, którą można rozbić na kilka podfaz – oraz postnatalną, również możliwą do podziału np. na niemowlęctwo, wiek przedszkolny, dojrzewanie, dojrzałość, przekwitanie, starość, etc.). Jest to jeden, nieustanny proces kończący sie zgonem. Człowiek w brzuchu matki jest człowiekiem tak samo jak poza nim – to prosty fakt (przejście przez łono matki nie oznacza chyba zmiany gatunkowej, np. z bycia pająkiem, na homo sapiens?).
Teraz następuje kolejny element rozumowania, normatywny – jaki jest nasz stosunek do życia człowieka? Jeśli twierdzimy, że życie człowieka jest warte tyle, ile życie innych gatunków, wówczas odrzucamy perspektywę „humanistyczną” na rzecz jakiejś perspektywy „uniwersalistycznej” i nie przeszkadza nam zarówno zabijanie dzieci nienarodzonych, jak narodzonych, albo stojących nad grobem, jako starcy. Taki wybór jest możliwy. Jeśli natomiast twierdzimy, że życie ludzkie cenimy wyżej, niż życie innych gatunków – wówczas nie mamy podstawy do akceptowania morderstw prenatalnych, a nieakceptowania innych.
Reasumując – jesteś w srogim błędzie jasiu. Zresztą jak większość Twoich ideowych kolegów i koleżanek (mam pewne wyobrażenie na ten temat – wygooglałem Cię) – tworzysz sobie wyobrażenie na temat ludzi Kościoła i Jego doktryny na podstawie przesłanek cienkich jak przysłowiowa dupa węża, a później budujesz na tej podstawie mnogie teorie na swoim blogu.
co na to Tuwim?
dziś w kibelku w podziemiach Auditorium Maximum UW przeczytałem pewien bon mot, którym można skomentować sytuację opisaną powyżej. Tako rzecze Tuwim:
Błogosławieni ci, którzy nie mając nic ciekawego do powiedzenia, nie przyoblekają tego faktu w słowa.
zabijanie spermy
podobnym nieporozumieniem zapoczątkowanym pewnie grubo przed słynnym głupawym filmem Monty Pythona na temat katolików (Żywot Briana) jest twierdzenie, jakoby np. sprzeciw Kościoła Świętego względem masturbacji, czy stosunku przerywanego brał się stąd, skąd bierze się sprzeciw względem aborcji. Ba! Że to to samo, tzn. że nasienia marnować nie należy dlatego, że plemniki są... życiem, czyli ludźmi!
Cóż, pogrobowcy Marksa i Gomułki mają to do siebie, że lubią gromić poglądy, które sami włożyli w usta swoich adwersarzy. Jak to mawiał G. K. Chesterton (oj, polecam tego pana...!) - „Wolnomyśliciele myślą, ale idzie im to bardzo wolno”.
kiedy pojawiła się miłość?
tymczasem nie ustaje proces odnajdywania zadziwiającej zgodności między prof. Plinio Correa de Oliveira a innymi autorami, którzy analizę historii podejmują wychodząc od radykalnie innych przesłanek. Otóż, ostatnio w ramach studiów nad socjologią wykryłem kolejną potencjalną zbieżność między prof. de Oliveira a rodzimym drem Maciejem Gdulą. Chodzi o to, kiedy powstała nowoczesna miłość – element ponoć w średniowieczu nie występujący – przynajmniej w takim kształcie (chodzi o tę specyficzna, damsko-męską, która ma ponoć usprawiedliwiać wszystko, albo której brak ma uniemożliwiać małżeństwo, etc.). Wprawdzie prof. Oliveira datuje jej początki na koniec średniowiecza (literatura miłosna, renesansowe romanse, etc.), a dr Gdula – z tego, co mi wiadomo – jednak w epoce romantyzmu, to jednak idę o zakład, że gdyby poskrobać, mogłoby się okazać iż spolegliwy skądinąd dr Gdula byłby skłonny przyjąć pogląd, iż solidne podwaliny pod romantyczną koncepcję miłości położyli właśnie renesansowi minstrele i gryzipiórkowie od miłości dworskiej.
wizja kobiety – dzisiejszy ideał
tymczasem zmienił nam się także ideał kobiety. Ostatnio miałem okazję poczytać u sąsiadek ze środków transportu publicznego trochę erotycznej literatury damskiej w rodzaju COSMOPOLITANA, et consortes. Okazało się wówczas, że nie przesadzam wcale ani trochę, twierdząc, że współczesny model kobiety to model quasi-prostytutki.
Skąd to „quasi”? Stąd mianowicie, że jest to jej nowa odsłona – dawna prostytutka była kobietą, która łączyła dwa style życia (normalny oraz patologiczny – by móc prowadzić ten normalny, teraz albo w przyszłości, po zebraniu koniecznych funduszy). Dzisiejszy ideał kobiety polega na zintegrowaniu obu stylów życia (żegnamy się z granicą między patologią i normalnością) oraz usunięciu elementu ekonomicznego.
Jednym słowem, nasza quasi-prostytutka jest raczej administratorem własnej pochwy, odbytu, piersi oraz ust, który dąży do maksymalizacji ich użyteczności, czyli eskalacji doznań. Stąd też bezużyteczna jest koncepcja małżeństwa, rodzicielstwa, monogamii. Stąd też – jako że znużenie sensoryczne jest nieubłagane – potrzeba wzmacniania bodźców pcha nasze niewiasty do większych ekscesów – od poszerzenia skali doznań o inne części ciała (penetracja wszystkiego jest dziś uznawana – w dyskursie wspomnianych gazet – za kolejne aspekty jednego zjawiska, czyli „seksu”), po poszerzenie składu aktorów biorących udział w akcie (kłania się nie tylko grupowy, ale i wspomagany akcesoriami, czy przedstawicielami innych gatunków), czy samego kontekstu aktu (od pozycji, po miejsce aktu albo sposób, czy szybkość).
Taki obraz wyłania się z analizy dyskursu tych szmatławych pisemek, które mimo wszystko czytają niekiedy damesy pozujące na elitę (w dawnym sensie tego słowa, a więc coś w rodzaju arystokracji – damesy ubrane w eleganckie żakiety, powściągliwe, wyniośle rozglądające się po otoczeniu i współpasażerach).
Oczywiście to nie pozostaje bez reakcji po męskiej stronie społeczeństwa...
[ale o tym przy innej okazji! Z „dzisiaj”, zrobiło się już „wczoraj” i mamy Boże Ciało, które spędzam u Oleńki!]
a rok temu
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/10-vi-2008-wtorek-dziwne-rzeczy.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/10-vi-2008-wtorek-b-bogumia-biskupa.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-ju-jest-jutro-witamy-rod.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda-zaczyna-by-gono.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda-inni-o-agacie.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda-wieci-z-lublina.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-roda.html
http://maciejgnyszka.blogspot.com/2008/06/11-vi-2008-przemwi-dr-wielomski.html
myśl na dziś
Chcę cię ostrzec przed trudnością, która może się pojawić: chodzi o pokusę zmęczenia, zniechęcenia. – Czyż nie masz jeszcze świeżo w pamięci tamtego życia twojego – bez kierunku, bez celu, bez powabu, a który potem światło Boże i twoje własne oddanie właściwie ukierunkowały i napełniły radością? – Nie bądź tak głupi, ażeby zamienić to obecne życie na tamto.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 286
28 komentarzy:
Akurat jestem po lekturze czterdziestego numeru Frondy, bo kupiłem w przecenie za jakieś śmieszne pieniądze. Właśnie tam się spotkałem po raz pierwszy z tym co nazwałeś "nowoczesną miłością". Ciekawa sprawa, nie patrzyłem nigdy na romanse rycerskie od tej strony.
No więc [pun intended] brak nadania życiu (w tym ludzkiemu) wysokiej wartości nie może doprowadzić wprost do wniosku, że można zabijać noworodki. Płód ma to do siebie, zgodnie z wiedzą, na którą i Ty się powołujesz (tzw. naukową) pozbawiony kompletnie autonomii. Bo kompletnie nieświadomy, nie tylko siebie, ale w ogóle. A jest tak, bo utrzymywany jest w hormonalnej śpiączce do 9 miesiąca ciąży. Natomiast jakąś świadomość uzyskuje w momencie narodzin, co sprawia, że argument, zgodnie z którym granica narodzin jest arbitralna odpada. To sprawia też, że zwłaszcza człowiek z pełni wyrobioną świadomością, zwłaszcza świadomością dokonywania wyboru i samoświadomością nie jest takim samym człowiekiem jak płód. I uprzedzam genijalny atak: człowiek zanim popadnie w śpiączce nie jest w śpiączce i z tego względu trzeba się liczyć z jego wolą po wpadnięciu w śpiączkę. :* .
W dodatku - płód przebywa w kimś, a noworodek, jako żywo, nie. Stąd z prawa do aborcji na życzenie matce nie może przysługiwać prawo do zabijania noworodków. Jeśliby założyć, jak np. Singer, że człowiek ma prawa do szczęścia, tak ogólnie, to może. Ale, jeśli ma prawo decydować o wnętrzu swojego ciała bezwzględnie, to nie.
Natomiast [again: pun intended] twoje działania odnosiłem do warunków polskich. I wtedy argumentacja dotyczy głównie katolików i jakiegoś promila life-fanatics świeckich. A nawet jeśli brać to bardziej globalnie, to choćby buddyści są zróżnicowani i nawet Ci "prolajf" (poprawnie: anti-liberated-women) dopuszczają aborcję w innych przypadkach, niż katolicy. Przynajmniej ten przygłup w szmatach od "to nie jest właściwa dziura do robienia tego" tak twierdzi. Mam książkę, mogę sprawdzić.
A nazywać mnie możesz nawet Mike'iem Valentinem Smithem i mną to nie wzruszy. Albo od razu mów mi Jack.
Aha, może nie pojmujesz tego, ale prostytucja to zawód, którego wykonywanie polega na uprawianiu seksu za pieniądze. Ktoś, kto tego nie robi, prostytutką nie jest. Nie piszę tego, by bronić dobrego imienia kobiet, które nie każą sobie za seks płacić. Nie uważam, jakby to była cnota, o czym wiesz.
Bądźmy szczerzy, Jasiu: bredzisz. Nawet pisać po polsku nie umiesz. A jeśli w Twojej wypowiedzi jest jakaś treść, to niezwykle miałka. Bo co to za argument za aborcją, że noworodek różni się od płodu, że to nie jest taki sam człowiek. Niski człowiek też nie jest taki sam, jak wysoki i nie wynika z tego prawo do zabicia jednego z nich.
Czołem Panie Gnyszka oraz Wy - gnyszczytelnicy, tudzież czytelgnysznicy!
Na początek, celem rozluźnienia atmosfery, kawałek, którym Zion włączył się w ostatnią kampanię wyborczą do parlamentu:
http://w96.wrzuta.pl/audio/0QLrQzKZhI9/11-peace_and_justice
Już pierwszy wers rozwiewa wątpliwości, z kim sympatyzuje Ciuchcia-do-wiadomo-jakiego-miasta. Zastanawia mnie tylko, dlaczego Molara śpiewa: PiS and justice for my brothers etc. Czyżby Zioni nie wiedzieli, że justice kryje się w skrócie „PiS”? A może to zabieg celowy? Jesteśmy za, a nawet przeciw, czyli forsę bierzemy, ale popierać ani nam się śni.
Ale do rzeczy.
Panie Janie „Skocz se w narty” vel Jack,
ale żeś Pan po Gnyszce przejechał, niczym FCB po Realu w ostatnim gran derbi, hehe.
I co, Panie Gnyszka? Łyso Panu?
Pozwolę sobie skomentować oba komenty miłośnika nart, jeśli nikt nie ma nic przeciw (a jeśli ma, to trudno).
„11 czerwiec 2009 20:24 jaś skoczowski pisze...
Aha, może nie pojmujesz tego, ale prostytucja to zawód, którego wykonywanie polega na uprawianiu seksu za pieniądze. Ktoś, kto tego nie robi, prostytutką nie jest. Nie piszę tego, by bronić dobrego imienia kobiet, które nie każą sobie za seks płacić. Nie uważam, jakby to była cnota, o czym wiesz.”
Miłośniku nart, miło, że usiłujesz przemądrzałego Gnyszkę na ziemię sprowadzić. No właśnie, usiłujesz. Bez rezultatu. Nie lekceważ rywala, szczególnie takiego, jak Gnyszka, tego ladaco. On był przewidział możliwość polemiki w sposób, w jaki to czynisz, dlatego zabezpieczył był się w postaci pozornie nieistotnego elementu: „quasi”. Jak powszechnie wiadomo, „quasi” jako przedrostek do wyrazu, informuje, że nie mamy do czynienia z danym obiektem etc., lecz z jego pozorem. Przecież Ladaco Gnyszka wcale a wcale nie zamierza obrażać kobiet naszych czasów, przypinając im łatkę kurtyzany. „Quasi” ma budzić pewne konotacje. Kobieta naszych czasów zdaniem Pana Gnyszki (jeślim go dobrze pojął, o co trudno), ma coś wspólnego z kurtyzaną. Miłośniku nart, pamiętasz, jak Ladaco określa kurtyzanę jako osobę łączącą dwa style życia (normalny i patologiczny)? Ladaco dalej konstatuje, że kobieta naszych czasów oba te style łączy, co prowadzi do zatarcia granicy między normalnością i patologią. I oto mamy prostytucję quasi. Kuma, czy nie kuma?
Ale luz, zero lipy, Jasiu, grunt to dobry plan. Żeś fajnie kombinował, ale w tym wypadku niemożnością było zagiąć Ladaco Gnyszkę.
c.d.
Drugi koment Jasia opatrzono datą i godziną: „11 czerwiec 2009 20:20”
Miłośniku nart,
tym razem stanąłeś na wysokości zadania. Ladaco rozdeptany, pobity, w ogóle mogiła. Martwię się tylko, kto będzie bloga zań pisał.
Jasiu, piszesz: „Płód ma to do siebie, zgodnie z wiedzą, na którą i Ty się powołujesz (tzw. naukową) pozbawiony kompletnie autonomii. Bo kompletnie nieświadomy, nie tylko siebie, ale w ogóle.”
I tu go, i.e Gnyszkę, masz, hehe. Ciężko powyższemu zaprzeczyć. I nie przejmuj się, Jasiu, fakt, że Ladaco wcale nie twierdzi, iż płód ma kompletną autonomię, nie ma tu większego znaczenia. Jasiu, dalej jednak żeś się nieco zagalopował. Kiedy czujesz, że przeciwnik „jest twój”, mimo wszystko nie wolno się spieszyć. Zgoda, należy atakować dalej, ale zawsze w gotowości przejścia do defensywy. Bo jeśli, jakimś cudem, rywal sparuje nasze ciosy i jeszcze zdoła skontrować, to koniec. Syf, malaria i korniki. Co mam na myśli? Ano to, że nie masz racji, twierdząc, że płód zyskuje jakąś, jak to nazywasz, świadomość po dziewięciu miesiącach, w momencie narodzin. A co z wcześniakami? Z tego, co czytałem, bywają wcześniaki 22 tygodniowe (6 miesiąc), które przeżywają. Co z nimi? Potrzebują kolejnych trzech miesięcy, by wykształciła się świadomość? Toż to bzdura. A nie słyszałeś, Jasiu, że bodźce odbierane przez matkę w okresie ciąży mają wpływ na rozwój dziecka? Z tym porodem, jako momentem przełomowym to co najmniej naciągane. Lepiej postarajmy się zdefiniować ów moment w oparciu o czas, kiedy następuje intensywny rozwój mózgu i różnicowanie osobowości płodu. Przecież o to się rozchodzi dyskusja w świecie cywilizowanym. Nawet tam, gdzie aborcja jest legalna, istnieją obostrzenia co do okresu, w którym można ją przeprowadzić.
Jasiu, Jasiu, tak ładnie zaczynasz, a kończysz jak Miller. Coś ta Twoja argumentacja kupy się nie trzyma. Jakąś świadomość od pewnego momentu ma i płód. A kiedy pojawia się świadomość własnego „ja”? Z wykładu z pedagogiki kojarzę (mgliście, ale jednak), że dziecko jakiś czas po urodzeniu nie jest świadome własnego „ja”. Po prostu odbiera bodźce z zewnątrz.
c.d.n.
Jasiu,
przyjrzyjmy się raz jeszcze wypowiedzi przebiegłego Ladaco:
„Jest bowiem prawdą, iż po połączeniu gamet (zapłodnieniu) rozpoczyna się proces, który nazywamy życiem, który ma wiele faz (prenatalna, którą można rozbić na kilka podfaz – oraz postnatalną, również możliwą do podziału np. na niemowlęctwo, wiek przedszkolny, dojrzewanie, dojrzałość, przekwitanie, starość, etc.). Jest to jeden, nieustanny proces kończący sie zgonem.”
Ciężko się z powyższym nie zgodzić. Od momentu zapłodnienia rozpoczyna się życie. Jeśli nie ma komplikacji, płód „wychodzi na świat”. Świadomy, nieświadomy, żyje. Jeśli dla Ciebie brak świadomości to warunek wystarczający, by zakończyć życie, to dlaczego nie postulujesz za tym, by zabijać ludzi we śnie albo w stanie odurzenia jakąś substancją czasowo „ograniczającą świadomość”? Że płód jest nieświadomy trwale, a człowiek nieświadomy czasowo? Przecież to absurd. Jeśli imać się takich argumentów za aborcją, to czy nie lepiej nie argumentować w ogóle? Po prostu godzimy się na aborcję i tyle. Niech miarą będzie pragmatyzm. Jedynie własne sumienia zagłuszamy szafranieniem, że płód i tak nie jest świadomy. (Ale czy odczuwa ból podczas skrobanki? W sumie brak mi wiedzy.)
Jasiu, Miłośniku nart,
dostrzegasz już chyba, że pyszne przekonanie, iż możesz pokonać Gnyszkę, to za mało, by faktycznie go pokonać. Dam Ci radę, przestań usiłować polemizować. Tylko usiłujesz, a efekt marny. Zostaw starcia z Ladaco Gnyszką godnym go rywalom.
Dodam jeszcze, że w przeciwieństwie do Ciebie, Jasiu, szanuję katolików i doceniam ich jako rywali, szczególnie, jeśli są tak łebscy jak Gnyszka. Krótka piłka. Chronimy życie. Płód to życie. Proces podziału komórek zachodzi niezależnie od matki. A na ostatku śmierć. (Matka zaś to taki habitat niższego rzędu. My też mamy nasz habitat – Ziemię. Jak jesteś taki cwaniak, to spróbuj pożyć poza habitatem (jakimkolwiek).))
Katolik przynajmniej nazywa rzeczy po imieniu. Tacy zaś jak Ty, Jasiu, nie wiedzieć czemu, usiłują komuś wmawiać, że robią coś innego niż robią. Jasiu, aborcja dla Ciebie to wcale nie kwestia świadomości. To tylko taka zasłona dymna, maska „uduchowienia”. Aborcja dla Ciebie to czysty pragmatyzm nic więcej. Stawiamy nasze „ego” ponad. Krótka piłka. A wszelkie próby „rozsądnego” uzasadnienia aborcji to nic innego, jak zagłuszanie sumienia. Pzrecież jako niekatolik chyba nie wierzysz w sumienie?! Zdecyduj się do cholery, Jasiu! Masz jaja? Jeśli masz, bądź facet. Albo dorabiasz ideologię, jak katole, albo działasz.
„Ten, kto nie żyje nigdy tu i teraz, nie żyje nigdy. Co wybierasz?”
@PS
Co najmniej z dwóch powodów się mylisz. Po pierwsze musiałbym wyżej cenić wyższych nad niższych, po drugie - musiałoby być tak, by bycie wyższym było w konflikcie z byciem niższym. Nie jest ani tak, ani tak. Natomiast cenię sobie wysoko ludzką autonomię, możliwość samostanowienia o sobie. Płód jej nie ma, matka - ma. Płód jej nie traci na skute aborcji, matka tak.
@Atanazy
Miłośniku nart, miło, że usiłujesz przemądrzałego Gnyszkę na ziemię sprowadzić. No właśnie, usiłujesz. Bez rezultatu. Nie lekceważ rywala, szczególnie takiego, jak Gnyszka, tego ladaco. On był przewidział możliwość polemiki w sposób, w jaki to czynisz, dlatego zabezpieczył był się w postaci pozornie nieistotnego elementu: „quasi”. Jak powszechnie wiadomo, „quasi” jako przedrostek do wyrazu, informuje, że nie mamy do czynienia z danym obiektem etc., lecz z jego pozorem. Przecież Ladaco Gnyszka wcale a wcale nie zamierza obrażać kobiet naszych czasów, przypinając im łatkę kurtyzany. „Quasi” ma budzić pewne konotacje. Kobieta naszych czasów zdaniem Pana Gnyszki (jeślim go dobrze pojął, o co trudno), ma coś wspólnego z kurtyzaną.
No ale problem polega w tym, że nie ma nic wspólnego, jeśli nie każe sobie płacić w zamian za seks. Bo to czyni prostytucje czymś specyficznym, a nie możliwość np. dysponowania swoją pochwą. Ba, wręcz przeciwnie, prostytucja niezwykle często wiąże się z ograniczeniem takiej wolności, do prostytucji się zmusza, a ona pozostaje prostytucją. Dlatego niektóre małżeństwa można porównać do prostytucji - te w których ktoś wychodzi za kogoś i uprawia z nim seks dlatego, że ten ktoś go za to nagradza, zwłaszcza - nagradza pieniężnie. Ale nie można swobody seksualnej zrównać z prostytucja, bo jest czymś kompletnie odwrotnym niż prostytucja. Albo stwierdzimy, że wszystko, poza seksem z niewolnicą czy niewolnikiem, jest w jakiś sposób kurewstwem. Na przykład piszę, bo zdaje mi się, że za kryterium podał Gnyszka możliwość decydowanie kobiety o tym, czy będzie się z kimś kochała.
Ano to, że nie masz racji, twierdząc, że płód zyskuje jakąś, jak to nazywasz, świadomość po dziewięciu miesiącach, w momencie narodzin. A co z wcześniakami? Z tego, co czytałem, bywają wcześniaki 22 tygodniowe (6 miesiąc), które przeżywają. Co z nimi? Potrzebują kolejnych trzech miesięcy, by wykształciła się świadomość? Toż to bzdura. A nie słyszałeś, Jasiu, że bodźce odbierane przez matkę w okresie ciąży mają wpływ na rozwój dziecka? Z tym porodem, jako momentem przełomowym to co najmniej naciągane. Lepiej postarajmy się zdefiniować ów moment w oparciu o czas, kiedy następuje intensywny rozwój mózgu i różnicowanie osobowości płodu. Przecież o to się rozchodzi dyskusja w świecie cywilizowanym. Nawet tam, gdzie aborcja jest legalna, istnieją obostrzenia co do okresu, w którym można ją przeprowadzić.
Ojej, chyba mnie nie zrozumiałeś. Nie pisałem, że ważne jest ile czasu płód żyje. Tylko, że o ile nie narodzi się wcześniej, jest utrzymywany w nieświadomości, ze względu na środowisko hormonalne, w którym przebywa. I nie bardzo zmienia to fakt, że na przyszły rozwój noworodka wpływa życie płodowe. Nieświadomy organizm też może reagować. Nie wiem więc skąd Ci się uroiło, że Jakąś świadomość od pewnego momentu ma i płód. Bo na razie wszystko wskazuje na to, że nie ma. Zgodnie z dostępną ludziom wiedzą w warunkach, w których przebywa płód w matce świadomy być się nie da.
Z wykładu z pedagogiki kojarzę (mgliście, ale jednak), że dziecko jakiś czas po urodzeniu nie jest świadome własnego „ja”. Po prostu odbiera bodźce z zewnątrz.
Ale przynajmniej już może je odbierać świadomie w jakimkolwiek sensie. A nabieranie samoświadomości przecież nie jest gwałtownym aktem, tylko raczej odbywa się stopniowo - zabicie noworodka ten proces przerywa. Płodu, nie, bo w ogóle nie bardzo da się wykazać, że ma jakąś świadomość, a można argumentować, że jej nie ma.
Jeśli dla Ciebie brak świadomości to warunek wystarczający, by zakończyć życie, to dlaczego nie postulujesz za tym, by zabijać ludzi we śnie albo w stanie odurzenia jakąś substancją czasowo „ograniczającą świadomość”? Że płód jest nieświadomy trwale, a człowiek nieświadomy czasowo? Przecież to absurd. Jeśli imać się takich argumentów za aborcją, to czy nie lepiej nie argumentować w ogóle? Po prostu godzimy się na aborcję i tyle. Niech miarą będzie pragmatyzm. Jedynie własne sumienia zagłuszamy szafranieniem, że płód i tak nie jest świadomy. (Ale czy odczuwa ból podczas skrobanki? W sumie brak mi wiedzy.)
Jeśli zamierzasz ze mną dyskutować i nie być bucem, polecam czytanie tego, co piszę.
@John Whiteside Parsons
I uprzedzam genijalny atak: człowiek zanim popadnie w śpiączce nie jest w śpiączce i z tego względu trzeba się liczyć z jego wolą po wpadnięciu w śpiączkę. :* .
I owszem, płód nie odczuwa bólu, z tych samych powodów, z których jest nieświadomy - jest skutecznie znieczulony. No i do któregoś tam tygodnia (trzydziestego któregoś) nie posiada odpowiednio rozwiniętego mózgu, by odczuwać ból.
Atanazy, za każdy razem rozbawiasz mnie do łez :DDD Świetne komęty!
@ jaś skoczowski
"Natomiast cenię sobie wysoko ludzką autonomię, możliwość samostanowienia o sobie."
Czemu zatem nie zabijać niemowląt? Jaką świadomość mają niemowlęta? Czym różni się niemowlę od płodu w sferze świadomości? Co zatem z płodami abortowanymi przez częściowy poród?
Drogi Miłośniku nart,
racz przyjąć grande przeprosiny z mej strony. Teraz już wiem, żem za pierwszym razem nie pojął Twej argumentacji. Tak to już jest, kiedy sądzimy, że wiemy, ale tylko mniemamy, do tego niesłusznie.
Grejt szacun, czy tam zero lipy, Jasiu, widzę, żeś jak najbardziej godny rywalizacji z Ladaco Gnyszką. Pozwól, że pokręcę się na polu waszej rywalizacji. a nuż się na coś przydam, czyli jakiś saport zapodam, może nawet Ladaco nogę podstawię, hehe.
Odnośnie prostytucji.
Ja nie konstatuję, czy można łączyć prostytucję z sytuacją, kiedy ktoś nie pobiera kasy za stosunek. Twierdziłem jedynie, że w definicji Pana Gnyszki kurtyzana wiedzie życie na dwóch płaszczyznach. Ladaco dalej sądzi, iż "kobieta wyzwolona" łączy powyższe płaszczyzny życia. Znaczenie słowa "quasi" jak najbardziej pozwala na nazywanie tejże (i.e. "kobiety wyzwolonej") kurtyzaną quasi. Proste.
Ja nie twierdzę, że się Z Ladaco Gnyszką w powyższej kwestii zgadzam. Jeno jego argumentacja tak wygląda. Twój argument, iż branie kasy jest conditio sine qua non, ma się nijak do wywodu Ladaco. Przecież Pan Gnyszka nie twierdzi, że kurtyzaną można być nie biorąc za seks kasy.
Miłośniku nart, jeśli naprawdę chcesz "obalić Gnyszkę", to zacznij obalać jego twierdzenia, a nie kwestie oboczne (do jego słów). Może i masz rację w swych twierdzeniach, ale co z tego?
Piszesz Jasiu:
"Natomiast cenię sobie wysoko ludzką autonomię, możliwość samostanowienia o sobie. Płód jej nie ma, matka - ma. Płód jej nie traci na skute aborcji, matka tak."
Przecież widzę, że cenisz Twoje "ego". Żem Ci to nawet wypominał.
Problem w tym, że tu rozchodzą się drogi: nasza oraz katoli. Katole, jeśli ich pojmuję, wyżej od, jak to nazywasz, ludzkiej autonomii, stawiają życie. Płód nie ma autonomii takiej, jak jego matka, ale dla katoli jest to człowiek, powiedzmy in spe. Bo jeśli nie będzie komplikacji w okresie ciąży i dalej, z płód "przepoczwarza się" w istotę jak najbardziej autonomiczną. I tu jest problem. Dla katola usunięcie ciąży to również zabójstwo człowieka, nawet jeśli to tylko człowiek in spe.
Ale jeśli dla Ciebie usunięcie istoty świadomej in spe jest uzasadnione, to podstawa Twych poglądów rozmija się z fundamentem katolickim, zatem nie ma sensu polemika z Ladaco Gnyszką. Po prostu go nie pojmujesz, bo nawet nie starasz się zrozumieć katolski punkt widzenia. Obawiam się jednocześnie, że Ladaco "chwyta Ciebie". Problem w tym, że on, wiedząc, kim jest pragmatysta, nie potrafi pojąć, jak człowiek, i.e homo SAPIENS, świadomie zaczyna być jak "bydlę, z tą różnica, że teoryzująć swoje bydlęctwo, wmawia to innym jako jedyną filozofię".
Piszesz również:
"Bo na razie wszystko wskazuje na to, że nie ma."
Wszystko, Jasiu? Moje dziurawe skarpetki również. (Abstrahuję od tego, że od tygodnia ich nie prałem.) Może jakieś konkrety. Tak zbudowaną tezą można uzasadnić wszystko. Popatrz:
Bo na razie wszystko wskazuje na to, że jesteś idiotą, Jasiu.
Gdzie idiotę należy pojmować w starogreckim znaczeniu (vide: [idiotes] lub [to idion]).
Można też uzasadniać w taki sposób:
Jeśli jeżeli Jaś nie ma racji, to jeżeli ma rację, to jest jest głupi.
Pozornie przydatne, ale skoro tylko quasi-przydatne, raczej nie stosuję.
c.d.n.
Jasiu, Jasiu, kochany Miłośniku nart, a Ty wciąż swoje:
"I owszem, płód nie odczuwa bólu, z tych samych powodów, z których jest nieświadomy - jest skutecznie znieczulony. No i do któregoś tam tygodnia (trzydziestego któregoś) nie posiada odpowiednio rozwiniętego mózgu, by odczuwać ból."
Zgoda, masz rację. Tyle, że to wciąż nie przekona katoli, by "zabijać nienarodzone życie". Kumasz w końcu? O tym właśnie jest ta fabula. Dla katola dziecko w łonie matki to taki sam człowiek jak Ty, czy ja. Chociaż my, jako pragmatyści (Ty chyba tego nieświadom), jesteśmy raczej niczym bydlę. Ale zero lipy, to powód do dumy, a nie wstydu.
Powiedz mi tylko Jasiu, czy jesteś za zabijaniem człowieka w celach utylitarnych? Np. walka z przeludnieniem, walka o złoża mineralne etc.
Jasiu, na koniec ponownie apeluję, daj se spokój z walką z wiatrakami. Katoli ani nie przekonasz, ani nie pokonasz. Możesz operować logiką etc., co nie zmienia faktu, że gdzieś u podstaw jest sąd. Sądy katoli rozmijają się z naszymi, w tym sęk.
Braszku, nie tędy droga. Nie zapominaj, że "wszystko jest blagą". Katola nie pokonuje się prawdą, ale fortelem dialektycznym.
Dixi.
P.S. Ceterum censeo Ioannem stultum esse.
;)
@sara
Czemu zatem nie zabijać niemowląt? Jaką świadomość mają niemowlęta? Czym różni się niemowlę od płodu w sferze świadomości? Co zatem z płodami abortowanymi przez częściowy poród?
A przeczytasz, co napisałem jak Ci teraz powtórzę? Bo nie jest świadomy. W żaden sposób. W macicy jest utrzymywany w stanie śpiączki. Nie czuje bólu, nie jest świadomy. I to się w sposób fundamentalny zmienia po porodzie.
A co late-termów, nie mam pojęcia. Pewnie, zgodnie z przedstawioną argumentacją, nic więcej nie dodając, posiadają prawo do życia. Chyba, że mogłyby zabić matkę.
A jeszcze jedno:
@Atanazy
Stworzyłeś, czy próbowałeś stworzyć wrażenie, jakbym się jakoś wyjątkowo krył z sceptycyzmem moralnym czy immoralizmem/amoralizmem. Całkiem fałszywe, nigdy się z nim nie ukrywałem. Ale żuczku, nie ma to wiele do rzeczy, chyba, że jedynymi wyznacznikami poprawności mojego rozumowania etycznego są treści mojej świadomości.
"Maciej Gnyszka pisze...
Atanazy, za każdy razem rozbawiasz mnie do łez :DDD Świetne komęty!"
Wielkie dzięki, Panie Gnyszka,
żeś wporzo ziom. Może i nie gramy w jednym teamie, ale dla takiego grande rywala zawsze mam grejt szacunek. Jestem za Barceloną, ale gdy Real ogrywał na Old Trafford Manchester, pokazując zacny futbol, oklaskiwałem tego odwiecznego rywala Barcy. Po prostu cenię dobry futbol, nawet u rywala. Tak też cenię poglądy łebskich ludzi, nawet jeśli w pewnej opozycji do moich (przecież nie tylko nie mam monopolu na rację, ale nawet pewności, że mam jej choć trochę).
Gracias Señor Gnyszka!
Saro, piszesz:
"Czemu zatem nie zabijać niemowląt? Jaką świadomość mają niemowlęta? Czym różni się niemowlę od płodu w sferze świadomości? Co zatem z płodami abortowanymi przez częściowy poród?"
Też mnie to zastanawia, ale, jak widać, Miłośnik nart milczy. Tam, gdzie brak mu sofizmatów, milczy. Plecie zaś aż nadto tam, gdzie nie ma sensu. Bo między jednym zdaniem bez sensu a dziesięcioma zdaniami bez sensu nie ma różnicy jakościowej, a jedynie ilościowa. W obu przypadkach nie wnosi się nic sensownego do dyskusji.
Saro, popatrz na to:
Jaś pisze:
"Ale przynajmniej już może je odbierać świadomie w jakimkolwiek sensie. A nabieranie samoświadomości przecież nie jest gwałtownym aktem, tylko raczej odbywa się stopniowo - zabicie noworodka ten proces przerywa. Płodu, nie, bo w ogóle nie bardzo da się wykazać, że ma jakąś świadomość, a można argumentować, że jej nie ma."
Jakbyśmy nie wiedzieli, iż nabieranie świadomości to proces, zresztą wynikający z faktu życia. Po zapłodnieniu zaczyna się podział komórek. Kolejne tygodnie to ciągły rozwój (gdzie rozwój definiuje się za Chojnickim). Przecież od początku nie twierdzę nic innego. Życie to proces. Jeśli nie przewie się go w początkowej fazie, to w warunkach "normalnych" świadomość się w końcu pojawi.
Saro, i mnie uczono, że niemowlę nie jest świadome swego "ego", że odbiera świat jakby zlane z rzeczywistością. Ale Pana Jana nie przekonasz. Wypisz, wymaluj hedonista, co czerpie przyjemność z przebywania w gnoju własnej niewiedzy.
Ale luz, są przecież ludzie i taborety, prawda Jasiu?
P.S. Wiecie, co jest w tym najfajniejsze? bycie idiotą pozwala skonstatować:
Jestem idiotą, więc jestem.
P.P.S. Ceterum censeo Ioannem stultum esse.
;)
Aha, jeszcze jedno.
Słyszeliście, że Tuaregowie podobno porzucają (full) wypas owiec, wielbłądow i kóz na rzecz uprawy, bo odkryli, iż piaski Sahary są żyźniejsze od czarnoziemów? Co będę uprawiać? To Cię pewnie ucieszy, Jasiu, że zamierzają uprawiać głupotę, bo tej nigdy za wiele.
P.S. Ceterum censeo Ioannem stultum esse.
@Sara
Czemu zatem nie zabijać niemowląt? Jaką świadomość mają niemowlęta? Czym różni się niemowlę od płodu w sferze świadomości? Co zatem z płodami abortowanymi przez częściowy poród?
Tym, że płód ogromnym Prawdopodobieństwem świadomy nie jest w żaden sposób, bo jest wprowadzony w stan śpiączki za pomocą hormonów. A noworodek - nie. Zainteresowanym służę literaturą. Oraz faktem, że noworodek nie przebywa we wnętrzu kobiecego ciała, kobieta więc nie może argumentować, że narusza w sposób skrajny jej możliwość decydowanie o sobie.
Gnycho! Teraz Cię ludzie dla tych przebojowych komętów zacznom czytać! Pozdro 600 :D
Witkacy, czyli witka, czyli cześć ziomeczki oraz Ty, Jasiu!
Link:
http://www.youtube.com/watch?v=mXI77b6OlpE
Ze specjalną dedykacją dla łepskiego Jasia - Miłosnika nart;)
P.S. Ceterum censeo Ioannem stultum esse.
@Atanazy
Ale Ty oczywiście wiesz, że Skoczowski to jest moje nazwisko, takie naprawdę-naprawdę, tak samo jak Jan to moje imię i tylko postanowiłeś być taki ha ha ha zabawny i ponabijać się z kogoś, że się nazywa jakoś? Bo nie wiem, co by było bardziej żałosne, nie domyślać się, czy nabijać się świadomie?
Aha, nazwałem, chyba błędnie późne aborcje i tak zwane half-birth abortions.
@ jaś
Wróć: Nazwałem późnymi aborcjami aborcje dokonywane na rodzącym się dziecku i nie wiem, czy to jest przyjęty podział. Zastanawiam się też, czy są to sytuacje etycznie tożsame.
Do komentarzy się nie odnoszę. Nie jestem dzisiaj w pełni sił umysłowych żeby je wszystkie przeczytać.
Odnośnie notki, to chciałbym autorowi pogratulować jakże słusznego spojrzenia na "pisma kobiece" (ten cudzysłów powinien być przynajmniej 3 razy większy). Ten posklejany papier, który nawet do kibla się nie nadaje (bo za śliski) niszczy w naszych Paniach to specyficzne "sacrum", które każda z nich posiada. Temu "sacrum" przez wiele wieków dedykowano ogrom utworów literackich, obrazów, sztuk teatralnych, itd. Kto za 10 lat (a może i dziś?) napisze wiersz wychwalający to tajemnicze piękno, czar, ogień budzące spojrzenie, umiejętność wypowiedzenia kilku słów dla których nie tylko krokodyla, ale i wieloryba trzeba by upolować? Kto napisze że kobieta jest czysta, piękna i diabłem podszyta zarazem, skoro czystość zostanie z kobiety usunięta?
Smutne to jest, że ten nasz parszywy świat robi się aż tak bardzo parszywy...
Dawniej to przynajmniej było wiadomo, że facet to świnia :)
Witkacy Panie Gnyszka oraz Wy – zacni gnyszczytelnicy vel czytelgnysznicy (osobny pozdro dla mego ulubieńca – Pana Jasia Łepskiego)!
Panie Gnyszka,
serdecznie dziękuję za rychłe ustosunkowanie się do mej prośby i upublicznienie teledysku „Teardrop” (vide post z soboty, 13 czerwca 2009, zatytułowany: „dzień Maryjny, kolejne wpłaty oraz muzyka na życzenie!”). Chociaż teraz wydaje mi się, iż niedobrze się stało, żeś Pan tak szybko na moją prośbę zareagował. Ale poco a poco, czyli step by step.
Dyskusja odnośnie aborcji etc. (a w szczególności thought-provoking komentarze Pana Jasia) sprawiła, że zacząłem myśleć. Po raz pierwszy od bardzo dawna (to naprawdę nie boli :) ). Udałem się do miejsca szczególnie sprzyjającego kontemplacji, a jakże, do kibelka, usiadłem na klopie, no i jazda, jak spadająca gwiazda, na łeb, na szyję, w dół, i jużem śmierć swą czuł, aż tu nagle... Znalazłem! Krzyknąłem radośnie za Archimedem: Heureka!
Z kibelka do kompa, przeszperałem archiwa poczty, i jest, taki oto tekst:
W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to, co będzie potem.
- Bzdury! żadnego życia po porodzie nie ma. Jak miałoby wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią…
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział, żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę, a ona się będzie o nas troszczyć.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas… Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma…
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później, zaczyna się po porodzie.
Powyższy tekst trafił był do mnie drogą mailową, jako typowy łańcuszek (prześlij to dalej etc.). Nie wiem nawet kto jest autorem, ale mniejsza o to. Rozmyślania na kibelku uświadomiły mi, że fundament mych poglądów na temat świadomości płodu, a po części i poglądów na aborcję oraz kwestie pokrewne, oparłem na sofizmacie. Sofizmacie w postaci powyższego tekstu. Z biegiem czasu o tekście zapomniałem, ale poglądy zostały, a ja dla ich poparcia najprawdopodobniej zacząłem wmawiać sobie pewne tezy. Wiecie, takie teoryzowanie w stylu pragmatysty (co „jest niczym bydlę, z ta różnicą, że teoryzując swe bydlęctwo, wmawia to innym jako jedyną filozofię”).
Niełatwo mi to wydusić, jako pyszałkowi („Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła zapuściło w nim swe korzenie.”), ale:
Panie Janie S.,
przepraszam za wszystko com napisał w wiadomo-jakiej-dyskusji. Przepraszam, że chełpiłem się przekonaniem, że to ja mam rację, a nie Pan. Przepraszam za grubiaństwo wobec Pana (oraz wszystkich, których moje fałszywe poglądy lub sposób ich przedstawiania mogły obrazić). Już wiem, co to znaczy „być ciemniakiem” oraz jak to jest znajdować się w głębi jaskini Platona.
Panie Gnyszka,
dziękuję Panu za bloga. Dyskusja zapoczątkowana przez Pana umożliwiła mi uświadomienie sobie, w jakim wielkim błędzie tkwiłem dotychczas.
Panie Janie,
największe podziękowania należą się Panu, żeś Pan pomógł „ciemniakowi” łyknąć choć ciut światła wiedzy. Kurczę, miałem Sokratesa za życiowego nieudacznika (na tle „trzepiących kasę” Gorgiaszów), ale teraz zaczynam przychylać się do jego: Wiem, że nic nie wiem”.
Panie Janie, jestem Pana dozgonnym wdzięcznikiem (nie mylić z dłużnikiem, ani tym bardziej dróżnikiem, który nie przestrzega przepisów BHP na kolei). Grande szacun oraz zero lipy Panu i pańskiej familiji.
Uff, w końcu się wypróżniłem, co za ulga.
Pozdrawiam
P.S. Ceterum NON censeo Ioannem stultum esse.
Witkacy ponownie!
Dwie sprawy.
Dzisiaj polecam kawałek "The Holy River" by Bellman (znany mi z albumu VA - Ram Cafe 3). Ze specjalną dedykacją dla... Mniemam, że oni już będą wiedzieli, że to właśnie dal nich. :)
Vide: http://frutidimare.wrzuta.pl/audio/47Md3BwO486/bellman_-_the_holy_river
Poniżej tekst utworu:
The Holy River by Bellman
U can still see the picture upon the wall
One eye staring at nothing at all
The other one trying to focus through all your tears
U can try and try but there's nothin' to hide
U can't run from yourself and what's inside
U got to find the answers to the questions that U most fear
So over and over U ask your soul
Why'd U come down to a world so cold?
And the voice inside says tonight the truth will be told
U surrounded yourself with all the wrong faces
Spending your time in all the wrong places
Puttin' your faith in things that only make U cry
People say they love U when they wanna help
But how can they when U can't help yourself?
The more they say they love U, the more U just wanna die
There U are, U think U're high
U can't ask yourself cuz U'd only lie
If U had a dollar for every time U tried
U can't call nobody cuz they'll tell U straight up
Come and make love when U really hate 'em
Relationships based on the physical are over and done
They're over and done (They're over and done)
U'd rather have fun
With only one,
with only one
Let's go down to the holy river
If we drown then we'll be delivered
If we don't then we'll never see the light
If U die before U try
U'll have to come back and face the light (Oh yes)
When U believe it, U got a good reason to cry
There U are, U think U're high
U can't ask yourself cuz U'd only lie
If U had a dollar for every time U tried
So I went on down to the holy river
I called my girl and told her I had something to give her
I asked her to marry me and she said yes, I cried
Oh, that night I drowned in her tears and mine
And.. and instead of a glass of sorrow and wine
Looking back y'all, I don't miss nothing except the time
Let's go down to the holy river {x3}
Sprawa druga.
(Panie Janie, pan wybaczy, że skorzystam z pańskiej metodologii cytowania współrozmówców i komentowania tychże. Czynie to dlatego, że pański sposób jest przejrzysty, jak mniemam.)
@ jaś skoczowski
Ale Ty oczywiście wiesz, że Skoczowski to jest moje nazwisko, takie naprawdę-naprawdę, tak samo jak Jan to moje imię i tylko postanowiłeś być taki ha ha ha zabawny i ponabijać się z kogoś, że się nazywa jakoś? Bo nie wiem, co by było bardziej żałosne, nie domyślać się, czy nabijać się świadomie?
Teraz już wiem:)
Pyta pan, co gorsze.
Nie wiem, co gorsze, ale mniemam, że najgorsze byłoby i nie domyślać się, i nabijać się świadomie.
Powiedzmy, że nie domyślałem się, bo równie dobrze mógłby Pan korzystać z nicka Jan Kowalski. Jednocześnie rzadkim jest, by ludzi odważali się honorować komentarze swym imieniem i nazwiskiem. (ja np. wolę pseudo, taka polityka strusia).
A co do świadomości. Oczywiście, że me wypociny tworzyłem świadomie, ale starałem się nie przekraczać granicy dobrego smaku.
Jednak, jeślim Pana uraził, to przepraszam.
Dixi
P.S. Ceterum NON censeo Ioannem stultum esse.
ssosięstao Atanazemu?:)
Nico;)
Jeno być i lwem, i lisem trza.
Lecz, Panie Gnyszka, cicho i sza.
Im mniej osób o tem wie,
tym lepiej. Szczególnie, że
rywali do opuszczenia gardy
zachęcić chcę. By potem petardy
im na twarz dziarsko zasadzić.
I tym sposobem rywali zgładzić.
;)
Salam alejkum!
Od razu do rzeczy.
Panie Janie ostatnio napisałem:
Panie Janie jestem Pana dozgonnym wdzięcznikiem (nie mylić z dłużnikiem, ani tym bardziej dróżnikiem, który nie przestrzega przepisów BHP na kolei). Grande szacun oraz zero lipy Panu i pańskiej familiji.
Wciąż uważam się, czyli siebie (i.e. zadżebistego Atanazego), za pańskiego wdzięcznika (wielkiego zaiste). Skorom nie jest dłużnikiem, nie ma długu, ale w ramach wdzięczności jakieś piewko by wypadało Panu postawić. Wiem, wiem, jako łepski ziomek wolisz Pan pewnie wino, jedyny słuszny napój filozofów (czy tam zoofilów, tudzież nekrozoofilów albo zoonekrofilów), jak miał głosić kanciarz z Królewca (serio, serio, taką informację usłyszałem na wykładzie z filozofii), ale piewko to jednak piewko. Jak w piosence:
Jedni mówią na to piewko,
inni beerem nazywają,
to w Hiszpanii jest cerveza,
wszyscy razem tak śpiewają:
piwo – zbawienie narodów.
itd. (motyw znany i lubiany)
Jeśli jednak preferujesz Pan wino, przeboleję, wszakże “dwa betony nie zaszkodzą nam” (jak w piosence Podwórkowych Chuliganów “Kumpel Joe”).
No to jak, Panie Janie? Pisze się, czy się nie pisze? (Opcjonalnie, jest napisane.)
W pewnych kwestiach się nie zgadzamy, ale to mi niespecjalnie przeszkadza, póki stanowi Pan grande wyzwanie intelektualne. Tyle spraw do poruszenia, tyle intryg do uknucia (przeciw Ladaco), tylu leszczy (barowych, żeby nie było nieporozumień) do obgadania. A na koniec, niczym Pinky i Mózg (ja - Pinky, Pan – Mózg), spróbujemy przejąć władzę nad światem. Czas najwyższy zrobić z tym syfem porządek. A jeśli się nie uda całkowicie, to zawsze lepiej przerobić rzadki shit w kloca, niż pozostawić rzadkim (wiadomo, skoro klocek, to i LEGO się zrobi, dom zbuduje, brykiet do grilla etc.). Pyta się Pan, na co ja, "ciemniak”, komuś takiemu jak Pan? Na dworze warto mieć błazna, ot co. Potrafię też słodzić jak Toadie Ightornowi. Zero lipy. Takie słodzonko może i nie pomoże rozwiązać żadnego z problemów, ale uczyni pańskie życie przyjemniejszym.
[Tazio nuci:]
Choć na piewko,
na przeciewko,
tam jest mały bar.
Wypijemy tam
piewko sam na sam.
(Opcjonalnie można dokooptować Pana Gnyszkę, jeśliby miał i czas, i chęć.)
P.S. Was też zastanawia różnica między nekrozoofilią a zoonekrofilią? Wody glacifluwialne oraz fluwioglacjalne to to samo, ale tym razem błędem będzie bazować na Goliasowej złotej zasadzie per analogiam. Bowiem zoonekro stawia zoo ponad nekro, czyli jeśli nie ma w pobliżu martwego zwierza, woli jednak zwierzaczka żywego, niż umarlaka. Nekrozoo zaś w podbramkowej sytuacji woli umarlaka niż żywe zwierzę.
Tak, Panie Gnyszka, to a propos pańskich wywodów (podobieństwo ze "wzwodów" całkowicie niezamierzone i przypadkowe):
(kłania się nie tylko grupowy, ale i wspomagany akcesoriami, czy przedstawicielami innych gatunków) (Pogrubienie frazy kluczowej dodałem ja.)
Panie Gnyszka,
zoonekrofil i nekrozoofil też człowiek!!!!!!! Szydź se do woli, to i tak nie zmienia tych (f)aktów. Powiem więcej. Powołując się na wybitny autorytet w dziedzinie, twierdzę, że zoonekro i nekrozoo bardziej człowiek niż płód czy katol (bo skoro katol trwa w przekonaniu, że płód też człowiek, co jest wierutną bzdurą (za autorytetem), to jest ograniczony umysłowo, a zatem mniej "człowieczy" od nieograniczonego umysłowo nekrozoo czy tam zoonekro, jeśli założyć, iż człowieka od zwierza oddziela umysł i czynność sapere).
Władza w ręce nieograniczonych umysłowo!
Jaś na prezydenta! (Jak tylko Jah abdykuje.)
A kto uważa inaczej, temu wykrzywię z laczka i poprawię z kopyta. ;)
P.P.S. Panie Gnyszka, a czy Pan w ramach walki z postkomuną podcierasz się lewą ręką? ;)
Prześlij komentarz