dyskutanci
widzę, że dyskusja pod poprzednim postem się rozwija, przy czym zaznaczę, że komentarz Janka A. Lipskiego jest komentarzem wzorcowym i powiem nieskromnie, że takiego właśnie się spodziewałem. Tak, jestem wróżem.
Janek polemizować nie chce, więc i ja nie będę, tym bardziej, że rzeczywiście od pewnego czasu na polemiki blogowe nie mam po prostu czasu, musząc ograniczyć się do akceptowania komentarzy. Mnie to przestało smucić, bo są sprawy ważne i ważniejsze – nie tylko powinienem, ale i muszę wybrać te ważniejsze. Ewentualna dyskusja dotyczyłaby tego, jaka jest rzeczywistość, a więc czy: po pierwsze opis obaw biskupów dokonany przez Janka jest adekwatny, po drugie – czy któreś z tych obaw sprawdziły.
Janek twierdzi, że nie – ja zaś nie do końca wiem dokładnie, jak rekonstruuje obawy biskupów, ale na tyle na ile się domyślam, to w kwestii „pana ateizmu” chyba jednak coś jest na rzeczy. Kiedy ostatnio mieliśmy do czynienia z inicjatywą zdejomowania krzyży w szkołach, albo marzami ateistów w Polsce? Proponuję również zerknąć nieco szczegółowiej w dane zbierane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego.
Jeśli chodzi o to, czy masoneria jest problemem, czy nie – proponuję zapoznanie się z Magisterium, np. encykliką Humanum Genus (kto nie lubi tekstów źródłowych, niech poczyta bryki), a także chociażby z ostatnimi posunięciami na przykład austriackich lóż. Oczywiście, Janek pewnie uważa, że błądzimy tu po omacku, rojąc o jakichś mitycznych masonach, podczas gdy Janek wie z innych źródeł, że to brednie. Celowo mówię z zawoalowany sposób, ale dość stwierdzić że między lożami poszczególnych obrządków istnieją różnice w autoidentyfikacji, a co za tym idzie z postrzeganiem innych obrządków. Mówię to po to, by uświadomić Janowi, iż niewykluczone, że istnieją loże, które jego źródło uważają za lewe.
Oddajmy to analogią. Spotyka się człowiek niewierzący z człowiekiem, który z Kościołem ma tyle wspólnego, że był chrzczony i przystąpił do sakramentu I Komunii Świętej – poza tym jeździ sobie na Taize. No i ów niewierzący uczy się od tego pierwszego czym jest Kościół Katolicki, jaka jest jego doktryna, etc. Później spotyka się z tradycjonalistą obrytym w Magisterium i jego subtelnościami w wadze wypowiedzi... i nagle okazuje się, że pierwsze źródło informacji, choć może i jakoś tam do Kościoła należy... ale to baaaaaaaaaaaaaaardzo dalekie peryferie i pretendować do miana wyraziciela Magisterium nie może. Podobnie z masonerią, tym bardziej, że temat owiewa mniejsza lub większa tajemnica.
wolność religijna
wracamy do spraw z ostatniego posta. Drugą kwestią, która obudziła moją kontrrewolucyjną czujność w liście biskupów, była kwestia wolności religijnej. Otóż, biskupi piszą (rekonstruuję z pamięci), że Kościół stoi na stanowisku obrony wolności religijnej. Mnie dotychczas zdawało się, że Kościół stoi na stanowisku obrony tolerancji religijnej, a nie wolności. Różnica? Oczywiście.
Jeśli bowiem Kościół utrzymuje, iż jest religio vera, jak przez wieki, to siłą rzeczy musi twierdzić, że sytuacja, w której religie są równouprawnione jest niedopuszczalna. Inne religie mogą być jedynie tolerowane, ale pełnię przywilejów musi mieć katolicyzm, właśnie jako religio vera. Ktoś powie – no dobrze, ale co z Vaticanum II? Odpowiadam – nic. Każdy akt Magisterium musi być niesprzeczny z innym aktem Magisterium – Vaticanum II również nie może zrywać z Tradycją (tam, gdzie jest nieomylna). Po drugie – pytanie brzmi jaką wagę ma „sobór pastoralny”, jak nazwał Jan XXIII otwierany przez siebie sobór. Jan XXIII i Paweł VI różnicę widzieli w tym, że nie miał on definiować żadnego dogmatu. A skoro tak – to tym bardziej Vaticanum II należy interpretować ściśle w duchu Tradycji. A jeśli tak – to zapraszam do lektury, bo żeby coś w tych tematach powiedzieć, należy wiedzieć o wiele więcej, niż: omówienie „Gaudium et spes” w gazecie oraz dziesiątki laudacji mgliście powołujących się na to, co w „Gaudium et spes” jest, oraz to, czego nie ma. Chętnym serdecznie polecam książkę prof. Amerio, pt. Iota Unum (którą właśnie kończę czytać, a którą przy okazji organizacji Mszy Trydenckich w Brwinowie sprowadziłem do prowadzonej przeze mnie księgarenki i chętnie sprzedam także przez internet).
o czym piszemy, a o czym nie
często, gdy piszę na jakiś temat (szczególnie w kwestiach dotyczących zjawisk drażliwych, czy konkretnych osób), muszę podać jedynie wniosek i przesłanki abstrakcyjne, nie podając ani nazwisk, ani relacji z rozmów. Tak jak było to ostatnio w kwestii psucia prywatnych przedsiębiorców przez fundusze UE – jeden z komentatorów nie wierzy jedynie dlatego, że nie podaję nazwisk, nazw firm, etc. Jestem przekonany, że nawet gdybym podał – nie uwierzyłby, ja zaś nie mam zamiaru odkrywać się w pełni. Kto ma głowę zainfekowaną – ten nie uwierzy w nic, czegokolwiek nie przeczytał w źródle, do którego jest przywiązany. Nic na to nie poradzę – kwestia zaufania i zamknięcia głowy.
fundraising kościelny
podobnie jest i tym razem. Miałem okazję ostatnio spotkać się z przedstawicielami wielu organizacji związanych z Kościołem – zarówno świeckich, jak i zakonnych. To, co mnie uderzyło, a rozmawialiśmy o finansach, tym czym się zajmujemy, to pewna zmiana. Jest ona zauważalna na dwa sposoby. Po pierwsze – nie usłyszałem nikogo, kto opisując działania swojego podmiotu nie używałby europejskiej nowomowy. Dowiedziałem się na przykład, że zakonne dzieła miłosierdzia zajmują się „wyrównywaniem szans edukacyjnych, przeciwdziałaniem trwałemu bezrobociu oraz przeciwdziałaniem wykluczeniu społecznemu”. Wielkie nieba – myślę sobie – skąd ten język? No, ale to pewnie skutek wypełniania papierków w podaniach do Europejskiego Funduszu Społecznego – tak to sobie zracjonalizowałem.
Idziemy dalej... każda organizacja ma jakieś aspiracje – rozmawialiśmy także o tym, jakie sukcesy chcielibyśmy osiągnąć. Okazało się, że wszyscy poza mną marzą albo o nagrodzie Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, albo EFSu, albo Marszałka Województwa. Uwaga – mówimy o duchownych, nie świeckich działaczach... Przepraszam, są tu jacyś obrońcy rozdziału Kościoła i państwa?
Temat będzie kontynuowany...
myśl na dziś
widzę, że dyskusja pod poprzednim postem się rozwija, przy czym zaznaczę, że komentarz Janka A. Lipskiego jest komentarzem wzorcowym i powiem nieskromnie, że takiego właśnie się spodziewałem. Tak, jestem wróżem.
Janek polemizować nie chce, więc i ja nie będę, tym bardziej, że rzeczywiście od pewnego czasu na polemiki blogowe nie mam po prostu czasu, musząc ograniczyć się do akceptowania komentarzy. Mnie to przestało smucić, bo są sprawy ważne i ważniejsze – nie tylko powinienem, ale i muszę wybrać te ważniejsze. Ewentualna dyskusja dotyczyłaby tego, jaka jest rzeczywistość, a więc czy: po pierwsze opis obaw biskupów dokonany przez Janka jest adekwatny, po drugie – czy któreś z tych obaw sprawdziły.
Janek twierdzi, że nie – ja zaś nie do końca wiem dokładnie, jak rekonstruuje obawy biskupów, ale na tyle na ile się domyślam, to w kwestii „pana ateizmu” chyba jednak coś jest na rzeczy. Kiedy ostatnio mieliśmy do czynienia z inicjatywą zdejomowania krzyży w szkołach, albo marzami ateistów w Polsce? Proponuję również zerknąć nieco szczegółowiej w dane zbierane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego.
Jeśli chodzi o to, czy masoneria jest problemem, czy nie – proponuję zapoznanie się z Magisterium, np. encykliką Humanum Genus (kto nie lubi tekstów źródłowych, niech poczyta bryki), a także chociażby z ostatnimi posunięciami na przykład austriackich lóż. Oczywiście, Janek pewnie uważa, że błądzimy tu po omacku, rojąc o jakichś mitycznych masonach, podczas gdy Janek wie z innych źródeł, że to brednie. Celowo mówię z zawoalowany sposób, ale dość stwierdzić że między lożami poszczególnych obrządków istnieją różnice w autoidentyfikacji, a co za tym idzie z postrzeganiem innych obrządków. Mówię to po to, by uświadomić Janowi, iż niewykluczone, że istnieją loże, które jego źródło uważają za lewe.
Oddajmy to analogią. Spotyka się człowiek niewierzący z człowiekiem, który z Kościołem ma tyle wspólnego, że był chrzczony i przystąpił do sakramentu I Komunii Świętej – poza tym jeździ sobie na Taize. No i ów niewierzący uczy się od tego pierwszego czym jest Kościół Katolicki, jaka jest jego doktryna, etc. Później spotyka się z tradycjonalistą obrytym w Magisterium i jego subtelnościami w wadze wypowiedzi... i nagle okazuje się, że pierwsze źródło informacji, choć może i jakoś tam do Kościoła należy... ale to baaaaaaaaaaaaaaardzo dalekie peryferie i pretendować do miana wyraziciela Magisterium nie może. Podobnie z masonerią, tym bardziej, że temat owiewa mniejsza lub większa tajemnica.
wolność religijna
wracamy do spraw z ostatniego posta. Drugą kwestią, która obudziła moją kontrrewolucyjną czujność w liście biskupów, była kwestia wolności religijnej. Otóż, biskupi piszą (rekonstruuję z pamięci), że Kościół stoi na stanowisku obrony wolności religijnej. Mnie dotychczas zdawało się, że Kościół stoi na stanowisku obrony tolerancji religijnej, a nie wolności. Różnica? Oczywiście.
Jeśli bowiem Kościół utrzymuje, iż jest religio vera, jak przez wieki, to siłą rzeczy musi twierdzić, że sytuacja, w której religie są równouprawnione jest niedopuszczalna. Inne religie mogą być jedynie tolerowane, ale pełnię przywilejów musi mieć katolicyzm, właśnie jako religio vera. Ktoś powie – no dobrze, ale co z Vaticanum II? Odpowiadam – nic. Każdy akt Magisterium musi być niesprzeczny z innym aktem Magisterium – Vaticanum II również nie może zrywać z Tradycją (tam, gdzie jest nieomylna). Po drugie – pytanie brzmi jaką wagę ma „sobór pastoralny”, jak nazwał Jan XXIII otwierany przez siebie sobór. Jan XXIII i Paweł VI różnicę widzieli w tym, że nie miał on definiować żadnego dogmatu. A skoro tak – to tym bardziej Vaticanum II należy interpretować ściśle w duchu Tradycji. A jeśli tak – to zapraszam do lektury, bo żeby coś w tych tematach powiedzieć, należy wiedzieć o wiele więcej, niż: omówienie „Gaudium et spes” w gazecie oraz dziesiątki laudacji mgliście powołujących się na to, co w „Gaudium et spes” jest, oraz to, czego nie ma. Chętnym serdecznie polecam książkę prof. Amerio, pt. Iota Unum (którą właśnie kończę czytać, a którą przy okazji organizacji Mszy Trydenckich w Brwinowie sprowadziłem do prowadzonej przeze mnie księgarenki i chętnie sprzedam także przez internet).
o czym piszemy, a o czym nie
często, gdy piszę na jakiś temat (szczególnie w kwestiach dotyczących zjawisk drażliwych, czy konkretnych osób), muszę podać jedynie wniosek i przesłanki abstrakcyjne, nie podając ani nazwisk, ani relacji z rozmów. Tak jak było to ostatnio w kwestii psucia prywatnych przedsiębiorców przez fundusze UE – jeden z komentatorów nie wierzy jedynie dlatego, że nie podaję nazwisk, nazw firm, etc. Jestem przekonany, że nawet gdybym podał – nie uwierzyłby, ja zaś nie mam zamiaru odkrywać się w pełni. Kto ma głowę zainfekowaną – ten nie uwierzy w nic, czegokolwiek nie przeczytał w źródle, do którego jest przywiązany. Nic na to nie poradzę – kwestia zaufania i zamknięcia głowy.
fundraising kościelny
podobnie jest i tym razem. Miałem okazję ostatnio spotkać się z przedstawicielami wielu organizacji związanych z Kościołem – zarówno świeckich, jak i zakonnych. To, co mnie uderzyło, a rozmawialiśmy o finansach, tym czym się zajmujemy, to pewna zmiana. Jest ona zauważalna na dwa sposoby. Po pierwsze – nie usłyszałem nikogo, kto opisując działania swojego podmiotu nie używałby europejskiej nowomowy. Dowiedziałem się na przykład, że zakonne dzieła miłosierdzia zajmują się „wyrównywaniem szans edukacyjnych, przeciwdziałaniem trwałemu bezrobociu oraz przeciwdziałaniem wykluczeniu społecznemu”. Wielkie nieba – myślę sobie – skąd ten język? No, ale to pewnie skutek wypełniania papierków w podaniach do Europejskiego Funduszu Społecznego – tak to sobie zracjonalizowałem.
Idziemy dalej... każda organizacja ma jakieś aspiracje – rozmawialiśmy także o tym, jakie sukcesy chcielibyśmy osiągnąć. Okazało się, że wszyscy poza mną marzą albo o nagrodzie Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, albo EFSu, albo Marszałka Województwa. Uwaga – mówimy o duchownych, nie świeckich działaczach... Przepraszam, są tu jacyś obrońcy rozdziału Kościoła i państwa?
Temat będzie kontynuowany...
myśl na dziś
Twoje zadanie apostoła jest wielkie i piękne. Znajdujesz się w punkcie przecięcia się łaski z wolnością dusz i uczestniczysz w najuroczystszym momencie życia niektórych ludzi: w ich spotkaniu z Chrystusem.
św. Josemaria Escriva, Bruzda, nr 219
9 komentarzy:
Nie wiem, czy mam dobrą kindersztubę, a już na pewno - podobnie jak i Ty - nie mam czasu na pisanie długich polemik. Więc tylko krótka refleksja: To, co piszesz o wolności religijnej, może i ma coś wspólnego z Tradycją Kościoła, ale - w moim przekonaniu - niewiele z autentycznym duchem chrześcijańskim, wyrażonym w Kazaniu na Górze. Pastoralny charakter ostatniego soboru odczytuję właśnie jako powrót do tego ducha (przy szacunku, ale nie bałwochwalczym uwielbieniu dla litery) i napełnienie Kościoła na nowo miłością, czyli (właśnie tak) otwartością na drugiego człowieka, kim by on nie był i jak wrogo się do nas nie odnosił. W tym leży sedno chrześcijaństwa, natomiast wszystkie formuły doktrynalne mają "tylko" służyć orędziu miłości. Odnoszę wrażenie, że wielu ludziom Kościoła raczej w tym przeszkadzają. Dlatego nie zamierzam przerzucać się cytatami z dokumentów autorstwa np. KNW, choć jest to pewien rodzaj rozrywki. Chrześcijaństwo, by utrzymać się w równowadze, potrzebuje rzecz jasna i tradycjonalizmu, i progresizmu, ale przede wszystkim potrzebuje ludzi autentycznie przejętych Ośmioma Błogosławieństwami. Serdecznie pozdrawiam.
Jakim prawem Katolicyzm możę twierdzić, że jest lepszy od innych religi? I dlaczego "pełnię przywilejów musi mieć katolicyzm"??
Rozbawiło mnie też sformułowanie "Tradycją (tam, gdzie jest nieomylna)" a kto decyduje o tym które to fragmenty? Równie "nieomylny" papież?
cytuje: "Spotyka się człowiek niewierzący z człowiekiem, który z Kościołem ma tyle wspólnego, że był chrzczony i przystąpił do sakramentu I Komunii Świętej – poza tym jeździ sobie na Taize. No i ów niewierzący uczy się od tego pierwszego czym jest Kościół Katolicki, jaka jest jego doktryna, etc. Później spotyka się z tradycjonalistą obrytym w Magisterium i jego subtelnościami w wadze wypowiedzi... i nagle okazuje się, że pierwsze źródło informacji, choć może i jakoś tam do Kościoła należy... ale to baaaaaaaaaaaaaaardzo dalekie peryferie i pretendować do miana wyraziciela Magisterium nie może"
Panie Gnyszko, pomimo wielkiego szacunku dla panskiej osoby, stwierdzam że pisząc te słowa wykazał się Pan... ogromną nierozwagą i głupotą. Zasugerował Pan że człowiek jeżdżący do Taize jest z reguły kiepskim katolem nie znającym nauki Kościoła.
Panie Gnyszko, nawróć się Pan i nie uogólniaj w tak okrutny i perfidny sposób!
Ja uderzając w ten sam ton co Pan mogę powiedzieć że większość "tradsów" których poznałem to puste dzbany, cymbały brzmiące, które litere znają świetnie, ale Ducha i modlitwy w nich za grosz! a co ważniejsze? "ołtarz czy ofiara" ?
nie ma racji Gregus, gdy pisze, że coś sugeruję nt. Taize :) Mówiłem o człowieku, który de facto nie będąc katolikiem (ma z Kościołem wspólne tylko to, że przyjął dwa sakramenty i uczęszczał na katechizację) bardziej jest Taizeowcem. To symbol, równie dobrze mogły być to letnie obozy parafialne, czy co innego.
Opisałem pewien model, do którego elementy dobrałem sobie dowolnie :) A kto jeździ na Taize? Uczestników jest taka mnogość, że na pewno typologia byłaby bardzo złożona, spokojnie, jestem na to wyczulony :)
@Masterlock
"Jakim prawem Katolicyzm możę twierdzić, że jest lepszy od innych religi?"
Prawem serii?
Jakiej znowu serii?
Serii niesapientnych czworonogów stawiających niesapientne pytania.
A tak poważnie, bo nie sądzę, by powyższe dotarło Cię.
Katol temu jest katolem, że zakłada prawdziwość katolskiej nauki/doktryny. A skoro tak, inne doktryne tam, gdzie odbiegają od katolskiej, są w błędzie. Z podobnego założenia musi wychodzić żyd, muzułmanin czy protestant.
No chyba, że uważasz, jak nasi politycy, że można tkwić w gnoju, nie wierząc w zbawczą moc jego działania. Na przykład uważając, że DJ choć ABC, skoro jest naczelnym knurem, to warto przy nim trwać i reperować prywatny budżet, zgodnie z przyjętym obyczajem, czyli na koszt podatn(ych na)i(wnia)ków.
wkurzają mnie te twoje wszystkie głupie reklamy, finanse itd. wiem mówisz o Bogu... ale jakoś mnie to irytuje
Oj tam, się kłócicie jak baby.
Obrazek przesyłam, a raczej lynk do obrazku. Ku uciesze i zastanowieniu.
http://www.przekroj.pl/work/privateimages/formats/D/6735.jpg
KJzeSz
Witaj Maćku,
Właśnie przeglądam Twój blog. Tak, są tu zwolennicy "oddzielenia kościoła od państwa". Ja do nich należę. Podobnie jak należę do zwolenników oddzielenia państwa od rodziny. Kompetencje tych trzech "instytucji" ustanowionych przez Boga (rodzina, kościół, państwo) zostały przez Niego określone całkiem wyraźnie w Piśmie Św. Tam gdzie jedna z nich zawłaszcza sobie lub wchodzi w kompetencje którejś z pozostałych dwóch - tam następuje degeneracja każdej z nich (oraz społeczeństwa, które mają budować i służyć mu).
Natomiast żadna z owych "instytucji" nie może być oddzielona od Boga (czy też religii). Zatem nie może istnieć coś takiego jako "neutralne światopoglądowo i religijnie" państwo. Pozdrawiam. pastor Paweł Bartosik
Maćku, krótka odpowiedź:
Pisałeś o obawach biskupów i używasz argumentów statystycznych. A statystyki nie są jednoznaczne. Owszem, spada liczba chodzących do kościoła w niedziele, ale i spada liczba ludzi akceptujących np. aborcję na życzenie. Można powiedzieć, że to drugie dzieje się mimo Unii, ale jednak się dzieje. Pytanie oczywiście, czy spadek liczby chodzących na msze jest spowodowany wejściem do Unii, czy jakimś innym czynnikiem.
Zresztą, od czasu upadku komunizmu standardy obyczajowe w Polsce zdecydowanie się poprawiły i nadal się poprawiają - o tym trzeba też pamiętać.
Co do masonerii - jak sam zauważyłeś, wiele jest lóż, wiele jest stanowisk wśród wolnomularzy i nie wrto wrzucać wszystkich do jednego worka.
Co do tradycjonalisty obrytego w tekstach magisterium - czy ważniejsze jest obrycie w dokumentach kościelnych, czy życie zgodnie z dziesięciorgiem przykazań i wreszcie - spotkanie z Bogiem?
Prześlij komentarz