czwartek, 31 stycznia 2008

[31 I 2008] czwartek, post właściwy oraz mały fotoreportaż

oj, się działo!
dziś pangruszka powstał ze śpiących aż po godzinie 9:00, gdyż wczoraj jak wiadomo do późna zabalował na imprezie semestralnej! Nie oznacza to, że próżnował - zjadł śniadanie, poobserwował szeroki rynek, z Oleńką pogaworzył przez Skype'a i już o 11:00 był poza miejscem zameldowania, by wskoczyć do Sankt-Michaela się pomodlić, kupić na Karlsplatz w polskim sklepie trochę wiktuałów na imprę w PADOPLAN GmbH i zdążyć na 12:00 do rzeczonego biura architektonicznego! Wyszło, jak wyszło - na miejscu byłem o 12:30, chłopaki i dziewoje już rozpracowywali krakowską i jałowcową z lodówki, ja doniosłem jeszcze ogórasy kiszone, kiełbkę z czosnakiem, oscypasy, musztardę kozaka (Roleski wyprodukował - bardzo dobra!) i parę wizytówek polskiego sklepu (taki już jestem pieniężnik, że lubię gdy inni też zarabiają).
Pojedlim, pomlaskalim, ucieszylim się! Bliźni z pracy byli bardzo zadowoleni, a szef - sybaryta co i raz sięgał po plasterek jałowcowej, nawet już po obiedzie. Jednym słowem - pełen sukces, poopowiadałem troszkę o Polsce, zrobiłem nam porządny PR. Na pożegnanie każdy dostanie książkę o Polsce, jedną wspólną dla biura (Polskie krajobrazy), wódeczkę Chopin i dwie wódki łąckie (śliwowica i gruszkówka). Jednym słowem - pewnie większość z kolegów przy pierwszej okazji kopnie się do Polski na jakiś łikend, bo im cuda naopowiadałem. Sęk w tym, że te cuda są prawdziwe.
Po pracy - do katedry na Mszę Świętą, a później Adoracja Najświętszego Sakramentu w kaplicy bocznej, a po drodze Różaniec. Intensywnie zatem, oj intensywnie, a opatrzony w Sakramenta, pangruszka wrócił do domu, zlustrował sytuację na rynkach światowych i przystąpił do skończenia pracy na Pixelmechanik. Skończył, pojechał na wydział wrzucić ją do wirtualnej skrzynki (szkoda, że nie przez internet, jak u nas na WA PW...). No i jest - z tym, że już po kolancji i pogaduszkach z Mamą i Oleńką.

empra za emprą
poniżej zdjęcia z dzisiejszej imprezki. Niestety zapomniałem naładować baterie po wczoraju i tylko dwa zdjęcia. Kiełbasy pod dostatkiem, ogórasów pod dostatkiem, cud-miód. Ten przystojniak z rozwianym włosem i czerwonym okularem, to Rysiek! Mój najlepszy funfel z pracy.


ciupiradło
widzę, że PZPR ma nowego lidera, a raczej liderkie. Jest nią pomorskie czupiradło, niejaka pani Senyszynowa. Przeczytałem na Onecie, że owa zmurszała matrona ma zamiar opodatkowac wiernych wszystkich wyznań. W tej kwestii mam parę uwag z punktu widzenia moich pryncypiów.
Po pierwsze - Państwo może dofinansowywać inwestycje związków religijnych, jeśli obywatele nie mają nic przeciwko. Najlepiej oczywiście byłoby zakazać, dlatego że od tego są wierni, a Państwo ma się zajmować gwarantowaniem represji za nieprzestrzeganie prawa (w tym prawa międzynarodowego, a więc i chronić obywateli przed agresją z zewnątrz), oraz stanowieniem prawa zgodnego z prawem Boskim i naturalnym. Tylko tyle i aż tyle. Wtedy znika problem dofinansowywania czegokolwiek wedle czyjegokolwiek interesu pieniędzmi ludzi, którzy na to się nie zgadzają.
Po drugie - Pani Senyszynowa, jako chora na skrajną chrystianofobię (jeśli homofobia jest chorobą psychiczną, to dlaczego nie chrystianofobia?), dobrze wie, że system niemiecki wpływa niszcząco na religijność prowadząc do wypaczenia wizji eklezjologicznej stanu kapłańskiego. Chodzi po prostu o to, że wizja księdza jako urzędnika państwowego nie jest zgodna z eklezjologią katolicką. Poza tym, nie jest zgodna z moją wizją państwa, dlatego panią Senyszynową proszę o zajęcie się własnymi paznokciami miast zajmowaniem się Kościołem Katolickim.
I po trzecie - po raz kolejny widać, że pani Posłanka ma chyba problemy z głową, choć legitymuje się ponoć tytułem profesorskim i nie wpadła na pomysł, że aby zlikwidować problem dofinansowania przedsięwzięć stricte kultowych, wystarczy tego ustawowo zakazać, a finansowanie związków wyznaniowych zostawić ich wiernym oraz członkom. Pani Senyszynowa jako komunistka woli oczywiście, by pieniądze najpierw poszły do urzędnika ds. wyznań, potem uszczuplone odpowiednio dotarły do wyznań... albo i nie dotarły... a nuż urzędnik odbierze wyznaniu homologację państwową na podstawie ustawy o związkach wyznaniowych... a nuż ustawodawca zdecyduje, że te pieniądze w obliczu wyższej konieczności należy wykorzystać na załatanie dziury budżetowej, bo górnicy strajkują...

Internet

rola internetu - dzięki Bogu - rośnie! Z wielką radością obserwuję nowatorską kampanię wyborczą Rona Paula na prezydenta USA (http://www.ronpaul2008.com/). Jeśli chodzi o internet, masówki, prywatne dotacje, oddanie wyborców, senator Ron Paul nie ma sobie równych. Oczywiście nie usłyszycie o tym prawie nigdzie w polskich mediach (ostatnio Rzeczpospolita napisała o fenomenie Paula - brawo!), a nawet w amerykańskich (ostatnio w komentarzach, siusiak podzielił się linkiem do screen shota z wiadomości na FOX News - należących do ponoć prawicowego Ruperta Murdocha - gdzie informację o zajęciu przez Paula 3. miejsca w prawyborach podano w taki sposób, by nikt tego nie zauważył). Gdybym mieszkał w ojczyźnie hamburgerów, głosowałbym na Paula.
Równie imponująco wypadają zwolennicy Paula - na YouTube można znaleźć setki filmików, które robią sami, by promować swojego kandydata. Znalazłem nawet chłopaka, który codziennie wrzuca na YouTube swój video-blog w formie wiadomości... Udało mu się nawet raz zaprosić Paula do studia!
Analogiczny ruch widać i u nas w środowisku Unii Polityki Realnej. Od ponad roku działa internetowa UPR TV, codziennie na stronie http://nczas.com/ pojawia się videoblog Janusza Korwin-Mikkego, a sama partia (od 18 lat utrzymująca się sama...) rzuciła hasło zebrania miliona złotych do 2009 roku. Rzecz tak naprawdę bez precedensu - to się nazywa demokracja moi mili, to się nazywają obywatele.
Ostatnio jednak PiS wpadł na pomysł stworzenia telewizji internetowej, m.in. za moje pieniądze. Hmmm... dlaczego Pani Senyszynowa nie proponuje, by nie wprowadzić systemu w którym podatnik definiowałby partię na którą chce łożyć? Haa... wiemy dlaczego.




ważą się losy, ważą
dziś spora porcja danych makroekonomicznych z Polski, Eurolandu i USA. Jedne dobre, inne gorsze - ogólny wydźwięk Polski - super. Ogólny wydźwięk Eurolandu - nienajgorzej. Ogólny wydźwięk USA - hmmm... mogło być gorzej, jest dość dobrze. Niestety rodzimy parkiecik postanowił zrobić dziś posiadaczom akcji przykrą niespodziankę i umoczyć się w krwie po kolana spadając (WIG20, najgorszy dziś, spadł o 2,08% - w ciągu dnia bywało gorzej). Amerykanie zaczęli sesję bardzo nisko, jakby nie wiedzieli że wczorajsze dane nie były złe (no, może oprócz dynamiki wzrostu PKB, niższej o połowę od prognoz...), a obniżka stóp do 3%, to teoretycznie dobra informacja dla rynku kapitałowego. Zaczęli nisko, skończyli wysoko z lekką cofką na końcu (he he... śmieszna sprawa - Google po sesji poinformował o tym, że troszkę gorzej mu się wiedzie, niż zakładał, a zaczął spadać już przed podaniem informacji... ciekawe - niewidzialna ręka rynku?). Jeśli Azjaci nie popełnią nad ranem seppuku, to jutro będzie tłusty piątek.
Zastanawiam się, co teraz odczuwają drobni ciułacze (zaliczam się do tego szacownego gremium w pełni!) nagonieni na sprzedaż aktywów... Z tygodnia na tydzień analitycy zmienili gadkę - Emil Szweda z Open Finance już zaleca kupować! Złe dane mamy tak naprawdę za sobą... a na wszystkim traci jak zwykle drobny.

Google slow-down
jako się rzekło - Google coś cieniej przędzie. Mam nadzieję, że to nie będzie oznaczało cięć w moim budżecie! Czytelnicy mię tu klikają (chyba na początku tygodnia wszyscy mieli egzaminy, albo poszli na L4, bo coś mało klików wówczas odnotowałem i niemal z głodu stałem się umarty!), a Googel pójdzie splajtować? Wolne żarty... muszę pogadać z panemaniklem z Bloomberga, bo oni najwyraźniej coś już wiedzą... (http://www.bloomberg.com/apps/news?pid=20601087&sid=ayj8NKGBN9oA&refer=home)

myśl na dziś
Lubię nazywać tabernakulum więzieniem Miłości!
- On tam jest od dwudziestu wieków... dobrowolnie zamknięty! Przeze mnie, przez wszystkich!
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 827

[31 I 2008] czwartek - fotoreportaż na pożegnanie stycznia






wbrew pozorom na tym zdjęciu nie przejawiam objawów upojenia, lecz pokazuję sposób, w jaki spojrzał na mnie Profesor widząc, że robię zdjęcia na egzaminie z Bauorganisation...


[31 I 2008] czwartek, wspomnienie św. Jana Bosco - dobranocka

jak widać nie trzeba być ruskim szpiegiem, ani funkcjonariuszem WSI, aby umieć inwigilować polityków...

[30 I 2008] środa

pangrzyzga wrócił z imprezy semestralnej. Chyba nie musi nikomu mówić, że zaraz ułoży się na łożu i zaśnie. Za dzisiejsze kliki dziękuję, o jutrzejsze serdecznie się ubiegam i proszę. Dobrej nocy życzę. Myśl na dzisiaj zapodaję:

myśl na dziś
Wieczna żywotności Kościoła katolickiego zapewnia, że prawda i duch Chrystusa nie pomijają różnych potrzeb czasów.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 319

wtorek, 29 stycznia 2008

[29 I 2008] wtorek, św. Anieli Merici, dziewicy i bł. Bolesławy Marii Lament, też dziewicy

co dziś było?
moi mili - dziś niebywale spokojny dzień. Wstałem sobie później, popracowałem nad plakatem na Pixelmechanik (zajęcia z Photoshopa), pojadłem, popiłem i pojechałem uczyć się ze znajomkami z wydziału Bauorganisation na jutrzejszy egzamin. Nauka cieniutka jak barszcz - bezhołowie sięga tu granic, jeśli ktoś nie umie wziąć pięciu kolegów/koleżanek pod obcas, to z takiej wspólnej nauki nici. W pięć godzin wykonaliśmy pracę, którą normalnie, w zdyscyplinowany sposób można by przeprowadzić w półtorej godziny. Dobra, już nie narzekam.
Później - jako że oczywiście nie wyrobiłem się na Mszę Świętą dzięki słynnemu Ordnungowi - zaszedłem na Adorację do Sankt-Michaela. Cudowne wnętrze dla Pana Jezusa pobudowali, aż się nie chciało wychodzić.

co jutro będzie?
jutro znów spotykamy się po południu, by jeszcze przed egzaminem przejrzeć parę rzeczy - egzamin o 17:30. Skrypt oczywiście można mieć, czyli tak naprawdę należałoby go przejrzeć i wiedzieć mniej więcej gdzie co jest. I tyla. Martwi mnie jedno - nie będę na Mszy Świętej w Damenstiftskirche o 17:30. Stopień przygotowania? Wystarczający do tego, by Opatrzność po raz kolejny objawiła wszechmoc...

tęsknota
do mojego powrotu już niecałe trzy tygodnie! Wbrew pozorom nie czułem się specjalnie od Polski odłączony - to dzięki internetowi, komórce... Ale mimo to zanurzyć się na nowo w naszej atmosferze, widzieć mordki, których nie widziało się nieraz prawie rok (przez wakacje i pobyt w wojsku) - będzie cudownie! Poczuć naszą niepowtarzalną, polską energię...

duma
jednostki zblatowane gadaniną GW (Głos Wszechwiedzy), gdy wyjeżdżają za granicę - wpadają w jeszcze większe kompleksy, niż wywołał u nich michniczy jad. Dlatego, że rzeczywistość postrzegają przez ten pryzmat. Szczególnie, że pobyty trwają niedługo i ograniczają się do sztucznej rzeczywistości wycieczki, konferencji, i hotelu. Wracają rozanieleni, tym jak to za Odrą trawa bardziej zielona, a ludzie mają bielsze zęby.
Pangruszka jednak, prostaczek z Warsiawy, który nie wie, że trzeba po nogach całować kogoś, kto mówi do niego w obcym języku, przywiezie do domu zgoła inne doświadczenia. Ani trawa nie była zieleńsza, ani ulice czyściejsze, ani zęby bielsze...
Nie podoba mi się rola, w którą chce się nas wtłoczyć. Słyszę, że Polacy to wg narwanego Żyda Grossa antysemici. Słyszę, że Polacy kradną. Słyszę, że u nas same smutasy. Słyszę, że w Polsce to tylko bezhołowie... Słyszę i robię zdziwioną minę, bo to nie moja wina, że ktoś jest niewykształconym debilem. Niech się wstydzi ten kto robi, nie ten kto widzi.
A gońce się parszywce różnego autoramentu, gońcie się na drzewo, szydziliście z moich pradziadków, gdy jako jedyni bronili ustroju republikańskiego w Europie, szydziliście wtedy, gdy ratowaliśmy wam tyłki przed Turkami...
Nie muszę chyba mówić, że mam tu na myśli media pewnego polsko-żydowskiego koncernu medialnego z Czerskiej, które wzięły sobie za cel od urodzenia każdemu Polakowi wtłuc do głowy, że powinien przepraszać za to, że jest antysemitą (ludzie, co za absurd!), leniem i wałkoniem. Panowie, naprawdę, idźcie gdzie indziej.
Poniżej film, który pięknie referuje naszą historię. Ostatnie sekundy oczywiście do bani - koniec historii, spełnienie się ponadtysiącletniej historii Polski w prezydenturze niejakiego Bolesława Wałęsy i w Anschlussie do Europejskich Sowietów.



polityka zagraniczna
pamiętacie jak to wracałem z biurem podróży ORLAND do domu na Święta? Jechałem z pewnym chłopakiem, który choć na Donalda i jego ekipę głosował, to jednak powiedział (mieszka w Niemczech już 3. rok), że polityka zagraniczna Kaczyńskich była na poziomie. Przynajmniej każdy znał zdanie polskiego rządu, każdy kojarzył kim są: polski prezydent i premier, co myślą, etc. Polska nagle stała się ważna. Teraz - ponownie psa z kulawą nogą temat po prostu nie interesuje. Polaczki na nowo przyjęły swoją rolę murzynków, które przyjeżdżają by grzecznie powiedzieć, że takich cudów jak w Niemczech, to one u siebie nie widziały... Mylił się Władysław Bartoszewski, formułując na lata paradygmat Polski jako biednej panny na wydaniu, która nie mając posagu musi pokornie robić, co jej każą. Wcale nie musi. To po pierwsze. Po drugie - utwierdzać sąsiadów w ich szowinizmie, głupocie i niewiedzy - to działanie zgubne.
Rację miała Nelly Rokita, mówiąc w okolicach wyborów, że Niemcy pogardzają tymi, którzy kłaniają im się w pas. Tak rzeczywiście jest.

GPW
sytuacja na Giełdzie Papierów Wartościowych na nowo wspaniała. Dziś - z początku troszkę bez kurażu i przekonania - spółki rzeczywiście rosły jak na drożdżach. Mówię bez kurażu, bo rzeczywiście brakowało trochę szwungu - mało transakcji, coś tak bez przekonania. Wprawdzie USA wczoraj skończyły wybornie, Azja pokazała siłę... ale coś przekonania brakowało.
Tymczasem końcówka sesji przyniosła naprawdę porządne umocnienie i wzrost obrotów, co jest dobrym prognostykiem na przyszłość, tym bardziej, że Senat USA wziął się za pakiet ustaw gospodarczych mających pobudzić gospodarkę (swoją drogą nie wiem czy cieszyć się, czy nie - bo nawet ich nie znam, mam nadzieję, że wezmą się za deficyt budżetowy), a jutro, albo pojutrze pan Ben obniży znów stopy o jakieś 50 punktów bazowych, czyli do 3%. Najniższy poziom z ostatnich lat, to 1%, a więc pole do obniżek istnieje - a tym samym i pole do wzrostów na giełdach.
Powoli sytuacja może ewoluować ku powyższej - kryzys zażegnany, przed nami nowe szczyty, kto nie oszczędza w TFI, ten przegrał życie! Już dziś pojawiają się niusy, że zagraniczne fundusze inwestycyjne wciągają nasze akcje jak odkurzacze... Kurczę, przecież to jasne - im coś szybciej tanieje, tym szybciej taniec przestanie. Czy muszą o tym aż w organie Agory napisać, żeby rodzime ynwestory przestały uciekać z funduszy z tą samą prędkością, z jaką się w nie pakowali, po lekturze fachowych analiz?

myśl na dziś
Przyzwyczajaj się polecać każdą osobę, z którą się spotykasz, jej własnemu Aniołowi Stróżowi, by pomógł jej być dobrą, wierną i radosną, by w swoim czasie mogła przyjąć wieczny uścisk Miłości Boga Ojca, Boga Syna, Boga Ducha Świętego i Najświętszej Maryi Panny. św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 1012

duma po raz drugi
jak mówię - podróże zamiast wprowadzać panagruszkę w stan zakompleksienia, nadymają jego dumę do granic możliwości! Aż znów zacząłem tęsknic za wojskiem... i znalazłem parę wybornych filmów zrobionych przez podchorążych w innych jednostkach. My takich figli-migli nie robiliśmy. Oj, nie chce spać we mnie moja polsko-rzymska dusza...



[29 I 2008] wtorkowa dobranocka, św. Anieli Merici, dziewicy i bł. Bolesławy Marii Lament, też dziewicy

jak widać - nie ma gorszej rzeczy, niż gniew kochanej kobiety!

[29 I 2008] wtorek - czy Roman Karkosik reklamuje HypoVereinsbank?

Pan Roman dostał chyba nieźle po pupie podczas ostatniej przeceny na giełdzie... No, cóż - niektórzy zarabiają na blogu, inni na plakatach...

poniedziałek, 28 stycznia 2008

[28 I 2008] poniedziałek, wspomnienie św. Tomasza z Akwinu

Stanisław M.
pangrzyzga ostatnio sporo pracuje w internecie - na forach internetowych. To jest dzisiejszy Areopag, jak się zdaje. Żniwa wielkie, ale robotników mało - jak to zwykle.
Ostatnio jednak natrafiłem na kuriozum. Na forum Radia Józef - mojej ulubionej rozgłośni (http://www.sielskiefale.pl/) - pojawił się wątek nt. liberalnych mediów. Link zapodam pod koniec wpisu. Wtrąciłem się do dyskusji, proponując zmianę nomenklatury, bo wydaje mi się, że desygnat, o którym mowa powinien być nazwany medium libertyńskim (z paru względów, których nie zdążyłem wymienić, a które jeno zasugerowałem). Dostała mi się wówczas ruga od niejakiego StanisławaM., który wyjaśnił, że wszystko, co lingwistycznie derywuje się od liberalne (a więc libertynizm, liberalizm, libertarianizm, etc.) to samo zło, komuna, a poza tym - co mnie zabolało bardziej od kompletnego niezrozumienia - to głosowałem na PO!
Tego oczywiście za wiele i chyba dyskusji nie należy ciągnąc. Smutne to, bo w istocie z panem StanisławemM. zapewne zgadzamy się w 99% poglądów, lecz pan StanisławM. rozszyfrował moje poglądy zanim je zdążyłem wypowiedzieć i wie już na kogo głosowałem - tylko dlatego, że zaproponowałem nieco bardziej wyczuloną na rzeczywistość nomenklaturę.

http://forum.sielskiefale.pl/viewtopic.php?t=1456

Pałlokoeljo
dlaczego o tym piszę? Bo dziś po raz kolejny stałem się obiektem stygmatyzacji. Otóż, okazało się, że chłopaki z grupy zaczytują się w Paulo Coelho. Cudowny, przecudowny, bardzo znany pisarz. Pangrzyzga może zbyt prędko wyraził swoje zdanie, że Coelho, to wielkie gówno, grafoman i nie warto go czytać, bo pisze farmazony, w dodatku pretensjonalnym językiem. Poza tym, to jest pisarszczykowstwo dla nawiedzonych nastolatek - żadnej pozycji w historii literatury nie zajmie.
Skończyłem, a tu okazuje się, że Dominik Coelho jest urzeczony i pan Paulo, to jego ulubiony pisarz.
No, cóż - to już nic nie mówię - odrzekł pojednawczo pangrzyzga.
Na to Bartek, pochodzący z Polski wyparował, że przecież też można powiedzieć, że Biblia to szajs, a tak w ogóle to naprawdę w Biblii jest od groma bzdur.
No, tak - moi przenikliwi niemieccy koledzy intelektualiści, znający bogactwo kultury zachodniej i będący specami od literatury, kultury i wszelkiej sfery humanistycznej, oczytani i erudyci - uznali, że jako katolik czytam jedynie Pismo Święte i na niczym innym prócz tego, Bauphysik i architektury się nie znam. Hahahaha...
Żenujące - najgorsze jest jednak to, że ludzie w te swoje majaki wierzą święcie - zarówno Pan StanisławM. bardziej wierzy swojemu wyobrażeniu o moich poglądach, niż moim wyobrażeniom o moich poglądach, jak i Bartek - sądzący mnie podług siebie i niemieckich standardów.
Co odpowiedziałem? Jasne, że można powiedzieć, że Biblia to literackie gówno i zawiera same bzdury, wówczas ja poproszę o uzasadnienie i zaczniemy dyskutować.
Problemem jest wielość opinii. Przeciętny Niemiec z wielości opinii wnioskuje o nieistnieniu prawdy. Z poglądów przeciętnego Niemca można zaś wnioskować, że głupich się nie sieje.

daytrading
oj, nie sieje panie, nie sieje! Mówią w telewizji, że akcje spadajo, indeksa na czerwono, cuda na kiju - tylko się traci. Wcale jednak na akcjach tracić nie trzeba - i nie mówię tu wcale o technikach arbitrażowych (akcje razem z kontraktami na akcje), ani o krótkiej sprzedaży, czy używaniu innych instrumentów, celem asekuracji części akcyjnej portfela. Myślę tu o daytradingu.
Technika ta nie różni się niczym od innych, prócz horyzontu inwestycyjnego - sprzedajemy drożej, niż kupiliśmy w czasie jednej sesji (a nie np. pod koniec hossy w przypadku dobrych akcji zakupionych w głębokiej bessie). Proste, prawda? Trzeba mieć jednak mocne nerwy i dobrego nosa wspomaganego przez szybki, wyćwiczony, doświadczony i oczytany umysł oraz niegorsze oprogramowanie do analiz on-line. Da się zrobić. Weźmy taką sesję jak dzisiaj - Japończyki nam się krwią zalały wczoraj, Euroland dziś też niezbyt skory do wzrostów, stąd u nas niższe otwarcie. Kupujemy sobie spółeczkę na otwarciu, albo w czasie paniki zaraz po otwarciu, parę minut albo godzin - wywalamy papierek mając np. 7% zysku. Jeśli papier jest płynny - taką operację w ramach sesyjnych fluktuacji można powtórzyć kilkakrotnie. Znajomi wieczorem ze współczuciem poklepują cię po plecach, bo widzieli w teleexpresie, że podobno już piąty krach w tym tygodniu, a ty sobie liczysz zyski.
Niekiedy można jednak policzyć spore straty - jeśli rzeczywistość nie dorośnie do naszych wyobrażeń...

recesja?
ponoć Japonia już zagrożona recesją. Larum grają. Dzisiejsze dane z USA - spadek sprzedaży nowych domów o 4% (wobec ośmiokrotnie mniejszych oczekiwań) - najpierw poraziły, potem Jankesi wzięli się za odrabianie strat i po dramatycznej walce przygotowali nam ładny grunt pod jutrzejszą sesję (czekamy jeszcze na Azję...). Jutro w ogóle ciekawy dzień, bo zbierają się mędrce z FED i pewnie znów obniżą stopy procentowe - wzrosty mogą być pod to wydarzenie (giełda wszak ma w zwyczaju dyskontować przyszłość).
A co do recesji - wbrew pozorom nie musi byc baaardzo groźna dla posiadaczy akcji. Wiadomo - podczas recesji upadają przedsiębiorstwa, wiele zmniejsza zyski, itd. ale dane historyczne mówią, że podczas recesji indeksy najczęściej rosną. Dlaczego? Bo każdy o recesji już wie, spowolnienie jest w cenie - teraz gra idzie pod odbicie, pod koniec recesji.
Z tego względu - można coraz poważniej mówić o tym, że jeszcze być może przed nami jakieś jedno, lub dwa zaskoczenia - i zaczynamy myśleć o przyszłości.

ściąg, ściąg
kto mi to mówił o tym, że na Zachodzie się nie ściąga? Pewnie jakiś zakompleksiony mądrala z Wyborczej w czasach, gdy jeszcze Gaz czytałem. Pewnie nigdy nie był na zagranicznych egzaminach. Dziś była Bauphysik. Hahahaha... Jeśli się nie ściąga, to tylko dlatego że można mieć na stoliku skrypt, książki, notatki, kalkulator i wszystko inne. Ale pomimo to, także się ściąga. Dlaczego? Bo jak się nie ma w głowie, to nawet jak się ma w książce - nic nie pomoże.
Chłopaki i dziewczyny, którym pomagałem w weekend bardzo mi kolejny raz dziękowali - upierałem się jak maniak, by przerobić cały materiał i okazało się, że gdybym poszedł za ich radą i przygotował tylko to, co było zapowiadane (a czego tak naprawdę nie dało się skumać bez przerobienia całości...) - okazałoby się, że karteczki wróciłyby do Doktora Wernera puste. Tawfiq tak się rozszczęśliwił, że zaprosił mnie z Oleńką i Rodzicami (gdy wszyscy będą w Monachium) do siebie na syryjską kolację!

myśl na dziś
Synu, wszystkie morza tego świata należą do nas i tam, gdzie połów jest trudniejszy, jest także bardziej potrzebny.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 979

dobranocka dla nocnych marków

[28 I 2008] poniedziałkowa dobranocka

ciąg dalszy przygód pewnego Gdańszczanina z Indii.

niedziela, 27 stycznia 2008

[27 I 2008] III Niedziela Zwykła

ciężki dzień
dziś pracowity dzień! Jak nigdy. O 9:00 na Mszy Świętej, a potem na Wydziale, nauczając fizyki budowli. Mieliśmy zacząć o 10:15, ale nikt nie miał karty magnetycznej, więc dwie osoby pojechały na Studentenstadt do Nory po kartę, a reszta - z resztą poszliśmy do Cafe Park. Wypiłem dobre kapuczino, pogaworzyłem, a przy okazji poopowiadałem trochę o życiu katolika. Bardzo się cieszę, bo wprawdzie nikt nie skorzystał z mojego zaproszenia na dzisiejszą Mszę Świętą (Dominik był na lotnisku, Stefanowi synek zajął się wymiotowaniem, etc.), ale po pogaworzeniu chłopaki zapowiedzieli obecność za tydzień, wśród nich zaś kolega muzułmanin, tzn. taki muzułmański tygodnikopowszechnik - miłośnik dialogu, wyciszenia przy religijnej muzyce, etc. Mam nadzieję, że liturgia przeniknie Go do szpiku kości i powali na kolana. Jejejeje! Pewnie spotkamy się w sobotę, żebym wprowadził chłopaków, wytłumaczył co będzie się działo, etc. Pomódlcie się w tej intencji, bo w kraju, w którego najbardziej katolickiej części ludzie myślą, że różaniec to taka katolicka ozdoba na szyję, zaproszenie kogoś na Mszę to naprawdę sukces!

kliken, kliken - wielka prośba (powtórzę jeszcze tylko parę razy, bo dużo nowych Czytelników wpadło ostatnio)
moje miłe żabeczki, co miesiąc teraz będę miał jeszcze stały wydatek na pogotowienaukowe.pl, moją i Macka firmę, o której pewnie czytaliście już w gazetach. Jeśli nie - zapraszam na naszą stronę do działu Newsroom: http://www.pogotowienaukowe.pl/ . Jesteśmy jedynymi legalnymi brokerami studenckich usług edukacyjnych - w związku z tym też firma wymaga od nas inwestycji, z którymi nie nadążamy. Jako, że dojdzie mi do comiesięcznych wydatków kolejny - a mając za pasem zakładanie rodziny, domów budowanie, dzieci utrzymywanie, otwieranie nowych innowacyjnych (a jakże!) byzmesów - nie chciałbym uskramniać mojego dotychczasowego budżetu regularnych, comiesięcznych inwestycji. Z tego względu potrzebuję dodatkowych 25 klików dziennie. Jeśli ci, którzy dotychczas nie klikali w reklamy Google'a mogliby zacząć; ci zaś, którzy dzielnie klikają, ale mieliby możliwość ze dwa razy, albo i trzy dziennie (albo i z paru komputerów taką operację przeprowadzać) - byłbym bardzo zobowiązany.

czy trzeba studiować?
niekiedy mam wrażenie, czytając jakiś tekst, że ktoś śledzi moje myśli i co lepsze wykrada dla siebie. Tak było ostatnio, gdy jak co tydzień z wypiekami na twarzy czytałem nowy numer Najwyższego Czasu (pamiętacie - w grudniu zamówiłem prenumeratę elektroniczną na http://nczas.com/). Chodzi o felieton niejakiego Janusza Korwin-Mikkego, który pisał o najwyższym od lat wskaźniku studiowalności w Polsce. Co tu dużo gadać - temat chciałbym rozwinąć, bo myślałem o tym problemie jakiś czas temu.
Otóż - ludziom ostatnio ubzdurało się, że trzeba studiować. Kto nie studiuje - przegrał życie! W ten sposób prawie wszyscy studiują. Sprawę coraz bardziej - po doświadczeniach niemieckich - zaczynam pojmować jako efekt inżynierii społecznej. Taki bowiem trend wydaje się być zbieżny z linią Rewolucji. W Niemczech na przykład dzieciaki nie mieszkają z rodzicami już na studiach, kto mieszka ten przegrał życie, a najlepiej gdy wyjeżdża do innego miasta, mieszka z murzynem, z którym dzieli łoże i co trzy miesiące murzyna wymienia (bo teraz kocha innego). Ludzie owi pozbawieni są tradycyjnego umocowania w rodzinie i jako tacy są niezmiernie łatwi do manipulowania. Gdybyście wiedzieli w jakie bajki, z jaką łatwowiernością wierzą moi koledzy i koleżanki z obu niemieckich wydziałów - złapalibyście się za głowę i błagalibyście Donka na kolanach, żeby podpisał unijny akt apostazji! O tym będzie mowa pewnie kiedy indziej.
Tymczasem, studia w większości przypadków to żadne studia. Zapraszam na spacer na Krakowskie Przedmieście - lans na całego. Studiowanie u dziewczyn polega na chodzeniu po sklepach i chodzeniu na manify i do klubów, a chłopaki trudnią się głównie pyfkiem spijania i debatowaniu nad tym, co by tu zrobili, ale nie zrobią, bo muszą szorować w wakacje zmywaki w Irlandii.
Reasumując - marzy mi się sytuacja wolności. Bo wolni jesteśmy moi mili - i wolność tę najlepiej uświadamia nam Kościół. Jedyny obowiązek, to być świętym. Z nim się wiąże oczywiście cały zestaw konkretnych obowiązków, ale nie ma wśród nich obowiązku odbębnienia 10 sesji i udawania, że się uczy i pisze się pracę badawczą. Nie ma w nim obowiązku najpierw skończenia studiów, a potem małżeństwa. Człowiek, który bierze się ze świętością za fraki ma tak naprawdę to gdzieś - jego zadaniem jest realizować Wolę Bożą. Nie wszyscy z pewnością są powołani do studiowania. Na świecie potrzebni są także strażacy, piekarze, stolarze, budowlańcy i miliony innych ludzi, którzy studiów kończyć nie muszą (swoją drogą wiele kierunków po prostu demoralizuje i robi z człowieka pysznego nieroba).
Dlatego może lepiej byłoby, gdyby wielu ze studiów po prostu zrezygnowało - chłopaki niech zajmą się stawaniem prawdziwymi mężczyznami, zdobywając cnoty ludzkie i nadprzyrodzone właściwe mężczyznom, niech będą silni, niezależni, odważni i wytrwali. Po kiego grzyba w społeczeństwie zmanierowane lalusie po studiach, które nic robić nie potrafią, oprócz wymagania, by mieć wysoką pensję, bo ściągali na 10 sesjach? Dziewczynom radzę to samo. Nie wszystkie macie obowiązek studiować - stawajcie się kobietami, zdobywajcie swoje cnoty, bądźcie piękne, wrażliwe, mądre i dzielne!
Marzy mi się taka sytuacja - bo póki co owocem studiów są lalusie i laleczki, które boją się podejmować poważne decyzje, boją się mieć dzieci, boją się oddać nawet sobie nawzajem, są bojaźliwi, leniwi i zdziecinniali.
W życiu nie chodzi o skończenie studiów i zaspokojenie szaleńczej wizji rodziców, tylko o świętość. A czy będzie się świętym śmieciarzem, czy świętym profesorem - to jest naprawdę sprawa drugorzędna.

przykład
miałem kiedyś takiego znajomego, który mieszkał przelotnie w mojej miejscowości, gdyż właśnie tam - jak się potem okazało - stacjonowała jego ekipa budowlana. Służyliśmy razem do Mszy Świętej, aż pewnego razu spotkaliśmy się w pociągu i pogadaliśmy dłużej. Co się okazało? Chłopak z Mazur. Z rok starszy ode mnie, jest strażakiem w OSP u siebie w gminie, do Warszawy przyjechał, bo narzeczona kończy tu studia na biotechnologii, on zatem pieniądze które zarobił jako strażak włożył na lokatę, przyjechał i zatrudnił się na budowie. Haruje jak dziki osioł, pieniądze oszczędza jak asceta, pół zęba już nie ma bo cegła kumplowi się obsunęła, niedługo ślub, a nie chcąc siedzieć rodzicom na głowie - mają jeszcze rodzeństwo - zbierają na mieszkanie. Codziennie widujemy się na Mszy, na którą przychodził po pracy. Studiów nie skończył, doskonali się w fachu strażaka, robi kursy i egzaminy, bo chce awansować do profesjonalnej PSP. Pangrzyzga siedział i słuchał jak urzeczony - bowiem któryś raz w życiu spotkał prawdziwego mężczyznę, który wprawdzie może nie wie co tam Sławuś Sierakowski nabazgrolił w ostatniej Krytyce Politycznej, ale wie o co w życiu chodzi i z życiem za bary wziąć się potrafi.
Jeszcze ten temat niedługo poruszę - bo nienormalność obecnych czasów jest naprawdę dojmująca!

inwestycje
tymczasem - jutro kolejna sesja na giełdzie. Jak mówiłem - na dwoje babka wróżyła, będziemy mieli dość ważną próbę sił. To w krótkim terminie. W długim natomiast - wciąż ważne pozostaje pytanie o prawdopodobieństwo globalnej recesji... Cóż zatem powiedzieć? Inwestora poznaje się nie po tym jaką wartość portfel ma w trakcie inwestycji, tylko po tym, jaką ma wartość w chwili jej zakończenia. Dlatego dla jednych obecne spadki to życiowa tragedia - dla innych życiowa szansa, o którą modlili się cały 2007 rok. Jak widać po saldzie wpłat i wypłat z TFI - tych pierwszych wśród klientów funduszy inwestycyjnych jest chyba większość. W grudnio saldo wyniosło wg Rzeczpospolitej aż -10 mld PLN. Kwota sama w sobie duża nie jest, coś takiego można opylić w parę dni przy dobrych wiatrach, natomiast w zestawieniu danymi z poprzednich miesięcy - jest to rzeczywiście lawina umorzeń... Cóż, obawiam się, że ci sami klienci wrócą na najbliższej górce, gdy doradca w końcu podniesie słuchawkę i zachęci do kupna jednostek, bo ponoc hossa wróciła.
Póki co - indeksy jedynej giełdy działającej w niedzielę, tj. giełdy w Tel Awiwie (TASE) - zakończyły dzień na -1,3%. Ale nie ma co się przejmować - jak słusznie zauważył ktoś na forum Parkietu - to kara za to, że handlują w niedzielę.

myśl na dziś
dziś kolejna odsłona Credo - w zeszłym tygodniu już je zamieszczałem, dziś kolejna odsłona - bo i inne ilustracje. Proszę zwrócić uwagę na siłę, która emanuje we fragmencie od momentu (...) crucifixus est (...)!

[27 I 2008] niedziela - dobranocka!

moja ukryta kamera zdradza jeszcze nieznane fakty z życia niejakiego Obecnego Premiera.

sobota, 26 stycznia 2008

[26 I 2008] sobota, św. biskupów Tymoteusza i Tytusa - post właściwy

jak to dzisiaj budziet?
dziś należy się kochanym Czytelnikom odpoczynek! Nie, nie od klikania - od czytania! Dlatego sporo dziś można obejrzeć (zdjęcia poniżej i dobranocka!)! Jeśli zaś chodzi o tematykę - dziś sobie leciutko pobajamy, żeby lepiej nam się spało, bo jutro... o! Jutro to mamy ciężkie niedzielę!

jak to dzisiaj było?
dziś dzień wytężonej roboty! Pangruszka wcielił się w rolę korepetytora z fizyki budowli (zwanej przez tubylców Bauphysik)! Od 10:00 aż do godzin wieczornych, tj. do okolic 17:00, kiedy to wróciliśmy z Simonem do naszej wioski olimpijskiej i udaliśmy się na zakupy do Tengelmana (tym razem obyło się bez antypolskich incydentów)! Simon podwiózł mnie, bo wyjątkowo przyjechał samochodem, zamiast rowerem (w tym drugim pojeździe zagościł tzw. kapec).
Nagadałem się na wydziale - oj nagadałem! Najśmieszniejsze jest jednak to, że choć na wykłady z Bauphysik uczęszczałem regularnie, to jednak istnienie zadań do każdego działu skryptu odkryłem dopiero przed Bożym Narodzeniem i zacząłem je wypełniać w Kudowie! Zrobiłem ich z 80%, ale wciąż myliły mi się pojęcia, w stylu Durchlasswiderstand, Durchgangskoeffizient, Durchuebergangskoeffizient, Durchgangswiderstand, etc. A tego niestety trzeba używać. Po Świętach nie miałem czasu na Bauphysik - aż do dziś. Świetnie sobie przedmiot odświeżyłem, idąc tak naprawdę na żywioł, co było najwyraźniej niezauważalne, bo komilitoni obwołali mnie geniuszem fizycznym... Hmmmm... Czy ktoś poza mną umie używać dwóch wzorów równocześnie? Chyba niejedno polskie dziecię...
A więc zakupy - po nich krótkie pitu-pitu z Simonem, szybkie nagotowanie obiadu, przelotne gaworzenie z Oleńką na Skypie i publikacja dobranocki! A potem? Potem właśnie wyjazd na Schackstrasse, gdzie przybywszy zziajany dowiedziałem się, że pół godziny temu właśnie skończyli, ale mogę zostać na kolację! Hie hie... Najedzony pod sam korek, zziajany jak pies Saba, pangrzyzga uzna, że pójdzie do kaplicy, tym bardziej, że dziś nie nawiedzał Pana Jezusa w kościele, chwilę sobie pogaworzy i pobiesiaduje z domownikami i paroma gośćmi, którzy zostali po spotkaniach. Było bardzo miło, wszyscy prócz mnie jedli spaghetti (ja czułem jeszcze resztki mielonego tu i ówdzie...) - a pangruszka popijał na przemian - to herbatkę, to winko białe francuskie. Wyborne! Bardzo miły wieczór, wspaniale sobie pobiesiadować ze znajomkami po ciężkiej robocie! Pamiętacie co napisałem kiedyś o drugiej tajemnicy radosnej Różańca? Nie bez kozery rozważamy jak to Maryja Panna odwiedziła św. Elżbietę! Nie bez kozery...

Szturm!
od paru dni blog przeżywa szturm gości! Codziennie jest ich ponad 150 i ciągle im mało! Powód? Hehehe... drobny marketing z mojej strony na paru forach internetowych... Martwi mnie jednak to, że kiepsko klikają w googlowe linki - stara gwardia wie, co robić, a świeżakom trzeba przypominać! Zrobię więc to nie wprost:




panjanusz i służba zdrowia
jeśli chodzi o wczorajszą dyskusję nt. wolnego rynku i tego, czy ludzie zechcą pomagać innym w sytuacji pełnej wolności. Otóż, przeczytałem w przedostatnim Najwyższym Czasie (http://nczas.com/) artykuł Janusza Korwin-Mikkego, w który pisał o tym, dlaczego nie wspiera Orkiestry niejakiego Owsiaka Jerzego (skądinąd socjalisty, ale takiego który nie tylko gada, ale i coś robi). Otóż powód dla którego jegomość z muszką nie wspiera WOŚP jest taki, iż twierdzi, że urzędasy odpowiedzialne za tzw. służbę zdrowia kalkulują mniej więcej tak: OK, Owsiak da kolejne parę milionów na szpitale, więc te, które my mamy możemy sobie wydać inaczej - a to nz dodatki, a to na konferencje, premie, etc. Mowa więc o zjawisku worka bez dna - proszę zauważyć, że sam pieniądz nie jest w stanie zrobić nic - do tego potrzeba jeszcze odpowiednio uformowanych ludzi. Jeśli system jest chory i zdemoralizowany - można wpompować w niego miliardy czegokolwiek i nic nie zdziałać. Podobnie było i jest ze wschodnimi landami Niemiec - jak były biedne i zasyfiałe - tak są nadal. Niemcy pompują w nie miliardy Euro i nie zmienia się zbyt wiele.
Co mówi zatem pan Mikkie jako konkluzję? Mówi, że jeśli system będzie taki jak trzeba - a więc prywatne usługi medyczne, które o klientów konkurują, wówczas sam Mikke z przyjemnością i w pierwszym rzędzie uda się na kwestę, by pomóc tym, którzy nie mogą sobie poradzić sami. Moja uwaga - to nie oznacza, że obecnie należałoby nikomu nie pomagać. Jasne, że tak! Pomagać jednak bezpośrednio, a nie w ramach chorego, nieudolnego i niereformowalnego systemu tzw. służby zdrowia, który niebawem runie sam z siebie. Sam jestem zresztą tego dość dobrym przykładem. Reasumując - pomagać należy zawsze, ale ludziom, a nie systemowi, który mówi że pomaga, a jedynie kradnie i nie pomaga. A jeśli pomaga, to stokrotnie mniej, niż by mógł pomagać.

z wolnym rynkiem jak z torebką...
bo trzeba wiedzieć, że z wolnym rynkiem jest jak z torebkami od Louis Vuittona (tak to się pisze?). Albo torebka jest oryginalna, albo nie - albo została w całości kupiona w salonie, albo ma tylko metkę od Vuittona. Podobnie z wolnym rynkiem - albo mamy wolny rynek, albo wolny rynek z domieszkami socjalizmu, czyli socjalizm.
Odnoszę się tu do komentarza kol. sporadyczny. Te dwa terminy być może wydają się zwykłym uogólnieniem, ale proszę mi wieżyc lub nie, stoi za nimi długa tradycja ciągnąca się jeszcze od początków szkoły austriackiej oraz głębokiej myśl obejmująca refleksję ekonomiczną na temat wspomnianych wyżej systemów.
To oczywiście nie może przeszkadzać w stopniowaniu - niektóre ustroje są bliższe ideałowi wolnego rynku, niektóre dalsze. Niekiedy jednak warto wyjść od dzielenia włosa na czworo i dostrzec ku czemu tak naprawdę dążyć się powinno.

radocha!
chciałem powiedzieć, że bardzo się cieszę, że przyjedzie do mnie na ferie Oleńka a potem Rodzice! Ale się naoprowadzam! Ale napokazuję! Wszystkie zakamarki, gdzie byłem! Zanudzę opowieściami jak śledzie po żydowsku!

myśl na dziś
Żadna dusza - żadna! - nie może być dla ciebie obojętna.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 951

[26 I 2008] sobota, św. biskupów Tymoteusza i Tytusa, Dzień dialogu z Islamem

na rozgrzewkę proponuję krótki fotoreportaż z ostatnich paru dni. Myślę, że to dobra odtrutka na wczorajszy, być może rekordowo długi post. Hie hie... Dałem po garach, co?



Olympia-Zentrum od strony bungalowsów



Damenstiftskirche - instalacja w prezbiterium, na początku ma się wrażenie, że to prawdziwi ludzie, a nie rzeźby.



Damenstiftskirche - Ołtarz i Tabernakulum



Damenstiftskirche - rzut oka z ławki



Damenstiftskirche - ostatnia prosta w środowy wieczór



Damenstiftskirche - pierwsza prosta od Marienplatz w środowy wieczór

[26 I 2008] sobota, dobranocka, dla tych którzy idą już spac!

pandonald był chory i leżał w łóżeczku...




prośba wielga
moje myszki, chyba dziś balujecie przed sesją, albo co inne, bo coś kepściutko klikacie... Zamieszczam zatem raz jeszcze prośbę o wzmożone kliki w reklamy powyżej, żeby pangrzyzga miał za co sobie banana raz na tydzień kupic, Lexusa za 117 lat i byzmesy utrzymać! Jejeje

co robiłemsa?
dzień dziś ciężki - od rana korepetyzowałem małą trzódkę z fizyki budowli. Dopiero wróciłem, zjadłem obiand, a teraz prawdopodobnie skoczę na Schackstrasse, na końcówkę wykładów nt. Islamu z okazji Dnia dialogu z Islamem. Obawiam się, że przyjdę na końcówkę...

piątek, 25 stycznia 2008

[25 I 2008] piątek, Święto Nawrócenia św. Pawła

wystawa - Eryka kontratakuje
dziś rano miałem przyjemność odwiedzić z Berndem wystawę w Muzeum Historii Bawarii. Wystawę organizowało Centrum Przeciwko Wypędzeniom, niejakiej Sztajnbach Eryki. W związku z tym parę refleksji.
Wejście za friko. Za friko książeczka i plakat wystawy. Za friko można też wypełnić przekaz na rzecz Centrum Przeciwko Wypędzeniom. Wniosek - ktoś za to płaci. Ktoś komu zależy na wystawie.
Wystawa traktuje o wypędzeniach w ogóle, o wypędzeniach samych w sobie na wielu przykładach - od Ormian w Imperium Osmańskim przed I wojną światową, przez Żydów, Polaków i Ukraińców podczas i po II wojnie światowej, przez Niemców w analogicznym okresie, aż po Finów, Greków, Cypryjczyków, Serbów i Chorwatów. Fajnie. Proszę zobaczyć, że używam już tej nomenklatury - nie przesiedlenie, tylko wypędzenie. Czujecie różnicę?
Wystawa bardzo ładnie przygotowana - dużo zdjęć, reprodukcji dokumentów, etc. na planszach, mapki, bogaty materiał faktograficzny. Dość rzetelnie nawet opisany, o ile mogłem to właściwie ocenić (poza błędami w polskich nazwach...). Bernd łapie się za głowie czytając o akcji Wisła, rzezi Wołyńskiej... nie może zrozumieć, że w tym rejonie przez tyle lat każdy walczył z każdym. Poniekąd nie jest to właściwe spojrzenie, wytłumaczyłem Mu, że ukraińskich nacjonalistów wykorzystywali i sowieci, i naziści przeciwko Lachom.
Przeszliśmy całą wystawę, bardzo miło nam się ją oglądało. Ja zadowolony i Bernd zadowolony. W metrze, przy Odeonsplatz Bernd konstatuje, że abstrahując od Eryki Sztajnbachówny, wystawa dość obiektywnie zrobiona. Spoko Bernd, podobało mi się. Mam tylko parę uwag: dlaczego przy opisie wypędzenia Niemców z Ziem Odzyskanych jak mantra powtarzały się określenia typu "uchodźcy byli głodni", "wywożono kobiety, dzieci i starców", "wiele niemowlaczków zamarzło po drodze"? A co to, Ormianie, Turcy, Polacy, Ukraińcy i inni nie byli głodni? Więcej nawet - dlaczego nie jest jasno pokazane, że mówimy o 3-letnim okresie przesiedlania ustalonym na konferencji pokojowej? Naszych przesiedlano inaczej - przyjeżdżał dziadek któregoś z Twoich kolegów z pracy ze swoimi SSmannami i mówił, że za pół godziny wieś ma być spakowana, a faceci mają czekać na śmierć za stodołą.
Reasumując - nie mam nic naprzeciw, ale jednak przegięcie można na wystawie zauważyć. Dlaczego nie przeczytam na niej, że nie tylko Niemcy, ale i inni cierpieli głód? Dlaczego nie dowiem się, że głód był efektem działań Rzeszy, a potem Sowietów, których Rzesza przez długi czas wspierała? Dlaczego nie poznam drastycznych różnic w sposobie wysiedlania? Dlaczego nie dowiem się, że Niemcy spirzali przed Armią Czerwoną, bo wiedzieli co ich słusznie czeka, podczas gdy Polacy i Ukraińcy musieli spirzac w nieco innych okolicznościach? Nie dowiem się wieeelu innych, bardzo ważnych rzeczy. Domniemuję jednak - znając erudycję i przenikliwość - młodych Niemców, że takie wystawy nie bez kozery są za friko.

czy UPR zawiedzie?
dobra, dość już o Niemcach. Zajmę się teraz dawno obiecaną odpowiedzią na maila od kol. sporadycznego (kojarzycie Go na pewno z komentarzy). List przytaczam z niewielkimi skrótami, które zaznaczam w ten sposób: "(...)". Tekst listu piszę kursywą.

(...)Winien ci jestem wyjasnienie dlaczego się tak uczepiłem Twojego blogu. Ano dlatego, że wierzę Ci do do hierarchii Twoich wartości. A moje są takie same (przynajmniej te ze szczytu). I komuś takiemu zaufałbym. Natomiast nie mam zaufania do zdecydowanej większości polityków czy ludzi aspirujących do tego miana z grona UPR. Boję się, że stworzenie warunków niekontrolowanego pomnażania swoich zysków spowoduje znieczulicę na takich ludzi, którzy w nowych, skrajnie liberalnych warunkach nie potrafią się odnaleźć.

Jest to możliwe - jasne. Aczkolwiek ciężko jest mi sobie wyobrazić, by mogła panować większa znieczulica, niż dzisiaj. To po pierwsze. Po drugie - jeśli ludzie dużo zarabiają, wówczas także dużo wydają. To, na co wydają - zależy od ich sumienia. Nie wydaje mi się, aby nagle dobrzy ludzie zniknęli z powierzchni ziemi. Po trzecie zaś - skrajnie liberalne warunki, tak jak ja je rozumiem, oznaczają wolny dostęp do wszystkich zawodów, spadek cen, brak cyklów ekonomicznych oraz małe bezrobocie - bezrobocie bowiem powstaje m.in. w wyniku tego, że nie opłaca się zatrudniać (przez podatki, ZUSy, srusy, składki, etc.). Cykle z kolei powstają w warunkach systemu fiducjarnego, tj. pieniądza nieopartego na standardzie złota, czyli emitowanego dowolnie, przez państwo (taaak, banki centralne są niezależne... hehe... popatrzcie co robi FED, sprawdźcie opracowania nt. tzw. cyklu prezydenckiego, i tak dalej. Kreowanie pieniądza daje zbyt dużo władzy, by odrzucić pokusę kreacji pustego pieniądza, czyli de facto kreowaniem inflacji).
To, że w szeregach UPR znajdą się ludzie chciwi, albo niemoralni jest oczywiste! Gdyby się nie znaleźli, byłbym zdziwiony. Chodzi natomiast o to, że jeśli zrealizują swój program (a na ideowość w tej partii nacisk jest jak nigdzie indziej z tego, co się zorientowałem), to wówczas ich chciwość i inne wady nikomu nie zagrażają tak, jak chciwość i niemoralność polityków obecnie. Dlaczego? Dlatego, że nie będzie od nich zależało bezrobocie, inflacja i inne zjawiska, których wielu po prostu nie kuma. Nie chodzi o jakieś bezosobowe bezrobocie i bezosobową inflację, tylko o realnych ludzi.

Mam za soba doświadczenie "Solidarności". Wszyscy /prawie/ wiedzieli, że komuna jest zła Zbuntowali się. Naród /prawie cały/ zaufał nowym elitom politycznym . A po latach okazało się, że o nowy lepszy ustrój walczyli też i tacy /i byli w większości/, którym komuna przeszkadzała tylko z jednego powodu - trudno było szybko zrobić dużą kasę, a jak się poznało tajniki mechanizmów gospodarczych i odpowiednich ludzi to w krótkim czasie można było zarobić kupę szmalu np. na firmie transportowej z ciężarówkami po 100 000 zł sztuka.

Jasne, w systemie socjalistycznym, który obecnie mamy, tj. w systemie ograniczonego pomnażania zysków (o czym pisałeś w pierwszym akapicie), czyli de facto w systemie złodziejskim, sukces zależy nie od "mechanizmów gospodarczych", które wymieniłeś w pierwszej części zdania, ale od "mechanizmów polityczno-gospodarczych", o których napomykasz w drugiej części. Klęska III RP polega na wprowadzeniu socjalizmu z kapitalistyczną twarzą. Niesprawiedliwość polega na tym, że systemowo istnieją osoby, instytucje, z którymi należy trzymać, by nieuczciwie konkurować z innymi. By kupić zakład za friko, bo miało się kumpla w ministerstwie przekształceń własnościowych. By dostać koncesję, etc. Tu widzę demoralizację - w systemie, który zachłystuje się mówieniem o losie ubogich, a stwarza warunki dojenia ubogich na maksa. To oczywiście kapitalizmem nie jest, więc pojęć nie mylmy.

Otóż jestem przekonany, że zdecydowana większość ludzi z UPR i okolic jak tylko poczuje swoją własną kasę w dużej ilości to totalnie oleje słabszych /ekonomicznie , zdrowotnie, umysłowo, wiekowo itp. /.

Ich sprawa, co zrobią ze swoimi pieniędzmi - jako rząd zbyt wiele do powiedzenia nie będą mieli, więc mówię o nich jako o osobach prywatnych. Jeśli je [pieniądze] wydadzą w sklepie, to a nuż zysk sklepikarza w części będzie szedł na finansowanie działań fundacji dobroczynnych? A jeśli zainwestują na giełdzie, to może akurat przedsiębiorstwo, które sprzeda im swoje akcje w emisji wykorzysta ten pieniądz na zwiększenie mocy produkcyjnych i zatrudnienie Twoich abstrakcyjnych ubogich i słabszych? Słabszych to olewa się akurat obecnie, bo najpierw wmawia im się nieudolność, a potem zostawia się na garnuszku urzędasa i topniejącej kasy ZUSu. To się nazywa kłamstwo i kradzież. Kto na tym zyskuje? Oj, dużo stanowisk jest do obsadzenia, dużo decyzji do wydania, za które można przyjąć kopertę... Proszę przyjrzeć się aferze w PCK - przez 20 ostatnich lat PCK był dojony jak łysa kobyła. Państwowa instytucja ds. biednych i słabych była źródłem wielkich zysków dla prezesików, firm które w umówiony sposób wygrywały przetargi na strzykawki, fartuchy, etc. Jeśli chcemy utrzymywać fikcję - proszę bardzo. Ja wolę pomagać biednym, niż utrzymywać chamskich, kłamliwych darmozjadów.

Czytam regularnie kilka prawicowych stron www. Krew mnie zalewa jak swoje dążenie do wolności przeciwstawiają tępym socjalistom co to nie rozumieją jak działa gospodarka i chcieliby jak najwiecej "państwa w państwie". Socjalizm, według nich, to takie słowo wytrych, które ostatecznie przechyla szalę zwycięstwa w dyskusjach na ich stronę, bo przecież wiadomo, że jak ktoś wpomnie o potrzebujących pomocy to albo nieudacznik albo, co gorsze, socjalista.

Masz rację! Ale cóż poradzimy na to, iż po grzechu pierworodnym łatwiej jest nie myśleć, niż myśleć i łatwiej jest grzeszyć, niż nie grzeszyć? Cymbały, które wierzą w lidera z przyzwyczajenia znajdują się wszędzie tam, gdzie i ludzie. Zagrywki retoryczne należy obnażać, dlatego demaskuj takich gnojków, choćbyś się z nimi zgadzał. Ja staram się tak robić.

A motyw wspominania o słabszych może byc odmienny od socjalizmu, Np. taki: "Nie ma innego rozwiązania dla historii świata, jak tylko w ustroju chrześcijańskim, bez względu na to, jakim by on był. Wszelkie stworzenie powinno być naprawdę szanowane w swoim związku z Bogiem, ponieważ wszystko otrzymało od Niego: a więc- humanizm, ale humanizm teocentryczny, humanizm integralny, humanizm Wcielenia. "/Jacques Maritain/ I to właśnie obawa przed odrzuceniem humanizmu teocentrycznego przez ludzi nastawionych na zysk popycha mnie, sporadycznie odzywajacego się ignoranta, do zabierania głosu wbrew swojej małomównej naturze.(...)

Przyznam, że Maritaina zbytnio nie rozumiem i do niego samego i jego myśli mam raczej spory dystans. Chcę natomiast powiedzieć, że odrzucenie humanizmu teocentrycznego mamy za sobą już od końca XIV wieku, a więc nie ma się o co martwic. Jedyne, co należy zrobić - restaurować Christianitas, o czym marzył między innymi Plinio Correa de Oliveira. Jednym ze składników owej Christianitas zniszczonej kolejnymi fazami Rewolucji (od pseudoreformacji, po debilizmy roku 1968) jest właśnie wolny rynek.

ładnie brzmi
na marginesie powyższych krótkich rozważań chciałem powiedzieć jeszcze co innego. Otóż, wydaje mi się, że wiele osób (ja kiedyś też przejawiałem tę skłonność) wydaje się zaspokojona, gdy zagłosuje na partię, lub polityka, który mówi językiem, który danemu wyborcy odpowiada. Na przykład wielu patriotów lubi glosować na partie, które mają w nazwie coś związanego z narodem. Niektórzy katolicy i socjaliści lubią glosować na kogoś, kto mówi o biednych. Inni z kolei katolicy lubią zagłosować na kogoś, kto mówi o bliżej nieznanych wartościach. Ludzie chcący być na topie, głosują na tych, którzy mówią o tematach będących na topie. Jest to obłąkańcza postawa - chyba nie muszę tego głośno stwierdzać, bo to jasne.
Dlaczego to jest jasne? Ano dlatego, że wybory służą do tego, by każdy wyraził swoją opinię na temat: jak myślisz, która osoba, lub partia zrealizuje Twoją ideę, na którą składają się Wartości dla Ciebie ważne oraz Sposoby ich wcielenia w życie?
Tu napotykamy na dwa problemy.
Po pierwsze - wiele osób nie wie jakie Wartości wyznaje oraz nie zna sposobów ich wcielenia w życie. Dlatego też szukają porady u różnych wróżów w rodzaju p. Lisa, albo p. Olejnikówny, którzy im powiedzą na co się teraz głosuje.
Po drugie - jeśli znają swoje wartości, a nie znają sposobów ich realizacji, wówczas głosują fałszywie. Np. katolik, gdy głosuje na partie socjalistyczne, tylko dlatego, że mówią o biednych. Gdyby wiedział w jaki sposób powstaje bogactwo, nie głosowałby na socjalistów, tylko liberałów, wiedząc że rządy socjalistów to zadekretowane bieda, bezrobocie i inflacja (z przeciwnym frazesem na ustach). Jest to naiwność, głupota lub niewiedza.

milion do 2009 roku
chciałem powiedzieć, że Unia Polityki Realnej (zakładana m.in. przez sławnego Kisiela) ma zamiar uzbierać do 2009 roku 1 000 000 złotych. Pomagam chłopakom - pomóżcie i Wy. Na pasku z prawej strony jest odpowiedni banner. Sprawa jest godna uwagi - jeśli się uda, będzie to wielki triumf idei obywatelskiej. Bo wbrew pozorom PO z obywatelskością ma wspólną nazwę - partia liberalna, która utrzymuje się z podatków, które obiecała znieść (mowa o finansowaniu partii z budżetu państwa) i nie zniosła. Hahahahaha!

kliken, kliken - wielka prośba (powtarzam, żeby nikogo nie ominął cynk)
moje miłe żabeczki, co miesiąc teraz będę miał jeszcze stały wydatek na pogotowienaukowe.pl, moją i Macka firmę, o której pewnie czytaliście już w gazetach. Jeśli nie - zapraszam na naszą stronę do działu Newsroom: http://www.pogotowienaukowe.pl/ . Jesteśmy jedynymi legalnymi brokerami studenckich usług edukacyjnych - w związku z tym też firma wymaga od nas inwestycji, z którymi nie nadążamy. Jako, że dojdzie mi do comiesięcznych wydatków kolejny - a mając za pasem zakładanie rodziny, domów budowanie, dzieci utrzymywanie, otwieranie nowych innowacyjnych (a jakże!) byzmesów - nie chciałbym uskramniac mojego dotychczasowego budżetu regularnych, comiesięcznych inwestycji. Z tego względu potrzebuję dodatkowych 25 klików dziennie. Jeśli ci, którzy dotychczas nie klikali w reklamy Google'a mogliby zacząc; ci zaś, którzy dzielnie klikają, ale mieliby możliwośc ze dwa razy, albo i trzy dziennie (albo i z paru komputerów taką operację przeprowadzac) - byłbym bardzo zobowiązany.

atmosphere
atmosfera na GPW SA ostatnimi czasy wyborna. Odbicie mamy na całej linii, co ciekawe - rośnie znaczna większość notowanych spółek. Na reszcie parkietów podobnie. Żyć, nie umierać. Mówię o ilości rosnących spółek nie bez kozery. Bo jeśli indeks rośnie, a rośnie tylko jedna spółka (np. wszystkie TFI zapakowały się w KGHM i ciągną go w górę za uszy, a reszta spółek leci do piwnicy), to nie oznacza to wcale, że na giełdzie jest pięknie. Przeciwnie - sztuczna sytuacja, która prędzej, czy później się zemści. Ale co tam - pójdziemy sobie do Expandera, Open Finance, albo zaprosimy do domu doradcę po szkole gastronomicznej z żelem na głowie i dowiemy się, że hossa potrwa do końca świata i jeden dzień dłużej, bo dziś WIG20 urósł aż o 3%. Gucio prawna - diagnozowanie sytuacji na rynku nie ogranicza się do odczytania różnicy w wycenie indeksu z dnia na dzień. To tak w ramach codziennego wymądrzania się na tematy giełdowe.
Ciekaw jestem co czeka nas w poniedziałek. Podobno TFI mają problem z płynnością, przez co rzeczywiście zmuszone są sprzedawać cokolwiek - to tłumaczyłoby beznadziejne zjazdy na niektórych spółkach (czytałem dziś gdzieś artykuł z wypowiedziami zarządzających AIG TFI i DWS TFI).
Dziś w USA dość długie czarne świeczki przez wypowiedzi Alana Greenspana. Niegroźne jak na razie - teraz wszystko w rękach azjatyckich samurajów, który w niedzielno/poniedziałkową noc otworzą swoje notowania (ostatnio sporo rośli, więc w poniedziałek mogą być ciency...). Niewykluczone, że po raz kolejny będzie można nie nadążyć z połykaniem węgla... Znaczyłoby to, że jednak jesteśmy w kiepskiej sytuacji, a rynki przypominają pacjenta, którego wybudza się ze śpiączki po raz enty.

myśl na dziś
Nie można ustępować w sprawach wiary; ale nie zapominaj, że aby powiedzieć prawdę, nie potrzeba nikim poniewierać.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 959

[25 I 2008] dobranocka w piątek dla tych, co chodzą spac z kurami

dla tych, którzy nie doczekają dzisiejszego posta, dziś jako dobranocka relacja z Rady Gabinetowej nagrana ukrytą kamerą!

czwartek, 24 stycznia 2008

[24 I 2008] środa, św. Franciszka Salezego!

wybacitsa
wybaczcie, że dziś króciutko, ale mam jutro nieplanowane wyjście do muzeum z Berndem - na wystawę o... wypędzeniach! - i muszę raniej wstać. A myślałem że sobie odeśpię! Ech...

jak tośmy se z Ryśkiem rozmawiali
w ramach pogłębienia rozważań nad niemieckim prawem budowlanym wyobraźcie sobie, że rozmawiam z Ryśkiem z pracy w zeszłym tygodniu - mówię tak: Richard, ich hab' VOB und andere Gesetze gesehen und muss ich sagen, dass es fuerchterlich ist. Ich bin echt zerstoert... und auch ueberrascht, dass jemand etwas in Deutschland baut!
Rysiek na to: Du hast Recht Maciej, Buerokratie und alle diese Regeln sind hier schreklich!

Dla tych, którzy nie znają języka Goethego i Hitlera, spieszę z tłumaczeniem (w ramach kolejnej już na blogu lekcji niemieckiego):

ja: Rysiek, muszę ci coś powiedzieć, bo nie wytrzymie! Widziałem to wasze prawo budowlane. Co za dziadostwo, daj spokój, tu w ogóle nic się nie powinno budować!

Rysiek na to: Macelot, wiesz że cię kocham jak brata i powiem ci wszystko. Słuchaj, my tu mamy komunę na całego! Mieliśmy nadzieję, że wybierzecie u siebie UPR, Popiela tak się starał, ale wybraliście tego socjalistę Tuska i już nie ma nadziei na wolnorynkowy impuls z waszej strony... Dupa blada, Macelot. Biurokracja i przeregulowanie nas przytłoczą! A potem was!

św. Frantiszek Salezy
dziś wspomnienie wielkiego świętego! Św. Franciszka Salezego - biskupa i Doktora Kościoła! Patron dziennikarzy, niezły numerant (m.in. chciał nawrócić szefa francuskich kalwinów), wspaniały teolog. Biografia z dzisiejszego brewiarza tutaj: http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-24.php3

Ben, bim bam bom
w mojej ocenie dno mamy na GPW i giełdach zagranicznych za sobą. Jeszcze wczoraj nie było to takie jasne. Otóż, po euforii i wyciąganiu indeksów po obniżce stóp procentowych w USA przez FED, na drugi dzień zapanowały minorowe nastroje - kontrakty futures w Stanach spadały strasząc resztę świata (zwiastując scenariusz powrotu do spadków, który sygnalizowałem). Tu mieliśmy miłe zaskoczenie - rodzimy parkiet postawił się okoniem i zakończyliśmy dzień na małych plusach (choc otwieraliśmy się znacznie wyżej). Później sesja na Wall Street - początek w panice, otwarcie poniżej -3%, a później mozolne odrabianie strat i końcowe zamknięcie blisko zera, lub na plusach (nie pamiętam). Duże obroty - książkowy dzień odwrotu. Później nocne sesja w Azji - Nikkei pokazał siłę, Chiny zaszalały - i dzisiejsze sesje w Eurolandzie, po prostu euforia. Duże obroty - przez co z dużą pewnością można powiedzieć że dno za nami. Dzisiejsza sesja w USA też dobrze nastraja, jeśli skośnoocy zachowają się na poziomie, to jutro będzie miły koniec tygodnia. Pytanie, które się nasuwa jest treści następującej - co teraz? Z jednej strony dobre dane z amerykańskiego rynku pracy (czyli jednak ta recesja nie jest taka pewna), z drugiej kiepskie z rynku nieruchomości (spadek sprzedaży domów na rynku wtórnym o 2,2% wobec prognozy na poziomie -1%). Na korzyść optymistycznego scenariusza jest także to, że z technicznego punktu widzenia rynkom należy się mocna jazda do góry - wyprzedanie, za nami totalna panika z poniedziałku i dzień odwrotu. Zazdroszczę tylko tym, którzy mogli siedzieć w poniedziałek przed monitorami i kupować akcje za bezcen, które wywalali jacyś pajacowie... Miałem i ja pieniążek gotowy, ale musiałem być wtedy na wydziale!
Panowie, z którymi rozmawiałem w Warszawie - inwestycje już rozpoczęte?

Expandery
ciekawe jak się czują ci, którzy oddali swoje papierki wartościowe poniżej ich wartości po lekturze fachowych artykułów u Michnika i na Onecie (tj. u Wejherta i Waltera). Słuchajcie speców po szkole gastronomicznej, to dobrze na tym wyjdziecie. Ubóstwo może wiele nauczyć.

prośba klikowa
nie wklejam tego tekstu co zwykle, żeby Was nie zanudzić. Muszę przyznać, że odpowiedź na mój apel dotyczący klikowania w reklamy na błękitnym pasku przerosła moje oczekiwania! Bardzo Wam dziękuję! O takie tempo chodziło. Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, by bloga poreklamować, prawda? W kupie siła!

myśl na dziś
Lepiej jest przemilczeć prawdę, niż wypowiedzieć ją w sposób cierpki.
św. Franciszek Salezy

[24 I 2008] środa, św. Franciszka Salezego! - dobranocka

nic dodać, nic ując moi mili - niechaj Wam się dobrze śpi. Zaraz post główny i... może wieczorynka dla nocnych Marków...!

środa, 23 stycznia 2008

[23 I 2008] środa, błogosławionych Wincentego Lewoniuka i Towarzyszy, męczenników z Pratulina

co się stało się?
oj, dziś dzień wieeelu przygód! Po pierwsze - oddanie Baukonstruktion. Pangrzyzga od rana na nogach, bo Daniel pojechał wcześniej na wydział, drukować ostatnią planszę (tę, w której wczoraj odkryłem błędy pewnego Autora...), byliśmy zatem w kontakcie, mogłem dziś później wyjechać, bo dopiero na 9:00, więc spokojnie się ogoliłem, wypachniłem, najadłem za wsze czasy, ubrałem porządnie i ruszyłem. Plansza dzięki Bogu wydrukowała się znakomicie, jeszcze parę godzinek i o 11:00 rozpoczęliśmy prezentację (tym razem byliśmy pierwsi, choć profesorowie przebąkiwali coś, że może jednak zaczną od innego piętra przeglądać prace... - pamiętacie jak to na przeglądzie byliśmy ostatni, rozwiesiwszy się jako pierwsi?). Najpierw pogaworzyłem o tym, że cel projektowy (relatywnie niska cena lofta przy zachowaniu wysokiego standardu) oparliśmy głównie o rozeznanie obecnej sytuacji na rynkach finansowych w związku z kryzysem w segmencie kredytów subprime w USA (he he...) itd. Potem Daniel zapodał nawijkie o materiałach, szczegółach konstrukcji, etc. Pitu, pitu, 10 min. na prezentację się skończyło, chłopaki przechodzą do krytyki... a tu! A tu co? A tu pochwały! Że klatka schodowa mądrze rozwiązana, że materiały wybornie dobrane, że instalacje też w porządalu, etc. Każdy, komu choć trochę opowiadałem o tym przedmiocie i nastawieniu Profesorów do moich współpracowników z grupy, wie jakim było to dla mnie szokiem. No i cóż - reasumując, byli bardzo zadowoleni, jeśli nie zaszokowani. Bogu dzięki.
Potem trochę poklikałem w Komputerraumie (Rockefeller ganiał za ropą, a ja ganiam za klikami...), pomogłem nieco Danielowi w Baukonstruktion z zeszłego semestru i poszliśmy z Kasią na sentymentalną kawę do kawiarni na parterze. Pierwszy raz (i ostatni) byliśmy tam na początku października... potem zaczęło się piekło. Dziś znów mogliśmy sobie przycupnąć, wrzucić na luz i pogadać. A o czym pogadaliśmy? To chyba jasne - ponarzekaliśmy sobie na Niemców, a jak!
Następnie, miała Kasia oddanie swojej urbanistyki u prof. Mecka (tak, tak, tego mojego idola od mostu mieszkalnego). Kasia miała pewną niefortunną współpracowniczkę Ulrykę, która rozpoczęła prezentację... Niestety, gdyż daru pięknego prezentowania wyraźnie nie posiadła, czerwieniąc się i przepraszając za to, że żyje. Pangruszka równocześnie modlił się na Różańcu by Kasiną prezentację wspomóc, jednakowoż Ulryka pod wpływem niewygodnych pytań jednego z profesorów nie dawała rady. Ja natomiast dawałem Kasi znaki, by pokazała chłopakom co to znaczy polska urbanistyka. Chłopaki skończyli, pangruszka oddalił się w cień (słońce grzało niemiłosiernie), był w trakcie trzeciej tajemnicy chwalebnej (Zesłanie Ducha Świętego), gdy nagle prof. Meck prosi go o komentarz do pracy koleżanek...! No, no... w sam raz modlitwa o dary Ducha Świętego, zacząłem pracę analizować, pitu-pitu, pierdu pierdu, to pochwaliłem, co inne wytknąłem - musiałem trochę poszukać dziury w całym. Meck był zadowolony, Kasia mam nadzieję że też.

niemiecka degrengolada
Tawfiq dziś mnie spytał kto to jest na pulpicie mojego laptopa. Jako, że nie wiedział kim był św. Josemaria Escriva, to troszkę Mu opowiedziałem, także o Opus Dei. Spytał czy jestem wierzący. Jasne, jestem katolikiem. Tawfiq poklepał mnie po plecach i mówi: Dobrze, bardzo dobrze, Maciej. Doszliśmy później do wniosku, że niemieckie społeczeństwo jest zdegenerowane. W ten sposób zgodzili się na moment katolik i praktykująco/niepraktykujący muzułmanin.

niemieckie przepisy
natomiast na zajęciach z Bauorganisation dowiaduję się o tym, że niemiecki prawo jest pełne rozsądku i mądrości, szczególnie, gdy wprowadza minimalne i maksymalne wynagrodzenia dla architektów i inżynierów budownictwa, dzięki czemu nie ma konkurencji i projekty są lepsze.
Powtórzę dla tych, którzy nie uwierzyli: dzięki braku konkurencji projekty są lepsze. Powtórzyć jeszcze raz?
Rozmawiałem na temat niemieckiego prawa budowlanego z Michaelem z Schackstrasse, który ma kancelarię prawną (notabene, Olo Zioło powiedział kiedyś, że Opus Dei, to klub dla prawników... coś w tym jest!) i zajmuje się m.in. prawem budowlanym. Mówię do Michaela: Michael, aber das ist doch Sozialismus! Krótka, rzeczowa odpowiedź specjalisty, który bez mrugnięcia okiem z kamienną twarzą odrzekł: Ja Maciej, das ist doch Sozialismus!
W ten sposób europajaców można by przyrównać do entuzjastów sojuszu polsko-sowieckiego.

pan Węcławski rezygnuje, pan Obirek patrzy, a pan Bartoś klaszcze
jak już pewnie wszyscy wiedzą z onetu, niejaki pan Tomasz Węcławski dokonał w grudniu aktu apostazji, tj. oficjalnego odejścia z Kościoła Katolickiego, tj. po prostu otwarcie wyznał herezję i odmówił jej odrzucenia. Zdarza się. Gorszący jest jednak jubel, który wokół tego się dzieje i postawa Tygodnika Powszechnego, który wywiad z ww. opublikował. Otóż, niejaki Sporniak Artur, kandydat na herezjarchę oraz gorszyciel nr 1, napisał tekst nt. wykładów pana Węcławskiego (wygłoszonych w ramach Pracowni Pytań Granicznych - brzmi co najmniej jak Klub Poszukiwaczy Sprzeczności...), w którym to stwierdza między innymi, że poglądy autora zasługują na uwagę, gdyż w Polsce są nowatorskie. Hahahahaha! Panie Sporniak, mam dla Pana dwie rady, którymi kiedyś już chciałem się podzielić:
- skończ pan zgrywać katolika,
- skończ pan nazywać nowinkami herezje potępione setki lat temu na pierwszych soborach ekumenicznych.
Inną sprawą jest to, jak decyzję o opublikowaniu tekstu tłumaczy ks. Boniecki - redaktor naczelny ww. piśmidła (w 49% kontrolowanego przez koncern ITI komuszków Wejcherta i Waltera...). Otóż, mówi on że podjęli trudną decyzję towarzyszeniu człowiekowi w trudnej decyzji o apostazji. Cytuję z pamięci. To zaraz, to jak to jest? To pan Węcławski nie wystawia swej duszy na potępienie? Czy przyjmując herezję pan Węcławski popełnia bohaterski czyn? Czy ks. Boniecki uważa za stosowne towarzyszenie Mu, czy raczej apostolstwo i odwodzenie od karygodnej i strasznej decyzji? Jeśli jest się katolikiem, odpowiedzi na te pytania są jasne. Jeśli się nie jest, wtedy trzeba sprawdzić w Tygodniku Powszechnym jaka odpowiedź jest prawidłowa.
Otworzyłem na Forum Frondy wątek na ten temat - szybko stał się bardzo popularny. Polecam, naprawdę poważna i pouczająca dyskusja. Pojawiła się także i pewna hipoteza wysunięta przez jedną z forumowiczek Frondy, że ponoć pan Węcławski - podobnie zresztą jak pan Obirek, o czym wiedzą nieliczni wtajemniczeni - zapadł na pewną bardzo popularną chorobę wśród panów po czterdziestce. Jaka to choroba? Odpowiedź może kogoś zgorszyć, więc publicznie nie podaję. Wówczas cała teoryja zarówno pana Węcławskiego, jak i Obirka (tu mamy z tego co pamiętam pewność) - to marna racjonalizacja dość prostego problemu osobistego.

link do artykułu na Onecie:
http://wiadomosci.onet.pl/1678331,11,item.html
link do forum Frondy:
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1446893

dobranocka
dobranocka, zgodnie z obiecanką, jest w poście poniżej.

klyken, klyken - wielka prośba (powtarzam, żeby nikogo nie ominął cynk)
moje miłe żabeczki, co miesiąc teraz będę miał jeszcze stały wydatek na pogotowienaukowe.pl, moją i Macka firmę, o której pewnie czytaliście już w gazetach. Jeśli nie - zapraszam na naszą stronę do działu Newsroom: http://www.pogotowienaukowe.pl/ . Jesteśmy jedynymi legalnymi brokerami studenckich usług edukacyjnych - w związku z tym też firma wymaga od nas inwestycji, z którymi nie nadążamy. Jako, że dojdzie mi do comiesięcznych wydatków kolejny - a mając za pasem zakładanie rodziny, domów budowanie, dzieci utrzymywanie, otwieranie nowych innowacyjnych (a jakże!) byzmesów - nie chciałbym uskramniać mojego dotychczasowego budżetu regularnych, comiesięcznych inwestycji. Z tego względu potrzebuję dodatkowych 25 klików dziennie. Jeśli ci, którzy dotychczas nie klikali w reklamy Google'a mogliby zacząc; ci zaś, którzy dzielnie klikają, ale mieliby możliwość ze dwa razy, albo i trzy dziennie (albo i z paru komputerów taką operację przeprowadzać) - byłbym bardzo zobowiązany.

myśl na dziś
Rozmyślałeś, że twoje powołanie jest jak te skorupki, które kryją w sobie nasionka. Przyjdzie czas, kiedy ziarna zapuszczą korzenie licznie i jednocześnie.
św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 972

[23 I 2008] środowa dobranocka o Jolancie i Marianie

Dzisiejsza dobranocka wygląda następująco. Zamieszczam ją już teraz, tj. zanim napiszę głównego posta, żeby można ją było obejrzeć po jego przeczytaniu! Dobranoc, żabki moje rozklikane!

wtorek, 22 stycznia 2008

[22 I 2008] wtorek - ostatnia odsłona

dobranocka
skończyłem pracę i zabieram się za bloga! Proszę zobaczyć, jak dzielna Jola spławia zalotnika z miłości do panagruszki:




obiecanki
tak, jak obiecałem - chcę tego dotrzymać - omówię w jednym z najbliższych blogów parę arcyciekawych zagadnień z maili i komentarzy (przy okazji gratuluję Koledze sporadycznemu zacięcia!). Jednak w obecnej sytuacji - którą pokrótce nakreślę poniżej - skupienie i trafne ujęcie przeróżnych zagadnień jest bardzo ciężkie. Po czwartku powinienem być w lepszej kondycji - jutro bowiem oddajemy Baukonstruktion, w czwartek zaś Baupraxis Oekonomie. Na piątek muszę przygotować do biura (tak, mowa o PADOPLANIE) zestawienie - co robiłem każdego dnia pracy od połowy października 2007. Czy dużo tu mają biurokracji? Nieeee... skądże!
Aha - obiecuję, w miarę możliwości regularnie, zamieszczac dobranocki z Bollywoodu specjalnie dla Czytelników! Jejejeje!

sytuejszen
sytuacja jest taka, że wczoraj cały dzień męczyliśmy się z wydrukami (przy okazji - nikomu nie polecam programu VectorWorks), dziś od rana na wydziale - wydrukowaliśmy ostatnie trzy plansze. Oczywiście nie wszystko poszło tak, jak można by się domyślać, dlatego musiałem wziąć cztery do domu, by je ręcznie dopracować (dorysować niektóre kreski) - bawiąc się przez 2 wieczorne godziny w konserwatora zabytków. Po drodze był wykład z Bauphysik, potem konsultacja u Prowadzącego - dra Wernera (okazało się, że ma w Polsce kumpla - prof. dra Jana Radona), z którym wymieniliśmy parę niegrzecznościowych uwag na temat socjalistów i socjologów. Godzina piętnasta z haczykiem - sprawdzam notowania... i oczom nie wierzę! Ben nas uratował! Potem powrót do domu, zakupy porządne (od dwóch dni nie mam chleba) i pichcenie obiadu - wyborne mieloniaki! Zamiast warzyw kupiłem szpinak (jako drugie opakowanie warzyw), więc zamroziłem dla Oleńki, bo owego szajsu świadomie jeść pangruszka nie budziet!
I tak do teraz... bo okazało się - znów, nie chcę na nikogo narzekać, ale... - że rzuty naszego budynku Ktoś spitolił po maksie, czego nie zauważyłem likwidując godzinami (po raz kolejny) inne błędy tegoż Autora... Efekt jest taki, że jutro zamiast spokojnie w końcu się wyspać, lecę na rano, by mieć szansę na 3 godziny przed oddaniem wydrukować naszą pierwszą, pokazową planszę!

Czytelniku, co możesz zrobić?
kochani moi, klikacie jak najęci, nawet Google mi teraz pokazuje 103% klików w stosunku do wyświetleń strony (widziała Pani taki czajnik?)! Zanim Was po raz trzeci zachęcę do klykania (przez cały tydzień będę kopiował ten tekst, żeby każdy się z nim spotkał), napiszę Wam o czym jeszcze pomyślałem!
Pomyślałem sobie, że warto by poreklamować bloga - a co! Jeśli nie wstydzicie się tego, że te popierdółki moje czytacie, to polećcie bloga znajomym, rodzinie, ciotkom i pociotkom! Albo na jakimś forum o nim napiszcie, a jakże! Przy okazji zaś zawsze można popromować www.pogotowienaukowe.pl Yeah!

kliken, kliken - wielka prośba (powtarzam, żeby nikogo nie ominął cynk)
moje miłe żabeczki, co miesiąc teraz będę miał jeszcze stały wydatek na pogotowienaukowe.pl, moją i Macka firmę, o której pewnie czytaliście już w gazetach. Jeśli nie - zapraszam na naszą stronę do działu Newsroom: http://www.pogotowienaukowe.pl/ . Jesteśmy jedynymi legalnymi brokerami studenckich usług edukacyjnych - w związku z tym też firma wymaga od nas inwestycji, z którymi nie nadążamy. Jako, że dojdzie mi do comiesięcznych wydatków kolejny - a mając za pasem zakładanie rodziny, domów budowanie, dzieci utrzymywanie, otwieranie nowych innowacyjnych (a jakże!) byzmesów - nie chciałbym uskramniac mojego dotychczasowego budżetu regularnych, comiesięcznych inwestycji. Z tego względu potrzebuję dodatkowych 25 klików dziennie. Jeśli ci, którzy dotychczas nie klikali w reklamy Google'a mogliby zacząc; ci zaś, którzy dzielnie klikają, ale mieliby możliwośc ze dwa razy, albo i trzy dziennie (albo i z paru komputerów taką operację przeprowadzac) - byłbym bardzo zobowiązany.

giełda jutro
wbrew pozorom, Ben nas nie uratował. Parkiety USAńskie wprawdzie podniosły się z kolan po decyzji FEDu (Nasdaq z -4%), ale ostatecznie dzień zakończyły -1,06% i -2,01% (Dow Jones i Nasdaq). Co to znaczy? Znaczyć może wszystko. Jak zwykle czekamy na skośnookich panikarzy i resztę świata. Z jednej strony nadzieja na kolejny dzień odwrotu (dzisiejsza sesja spełnia tę definicję aż nadto, kwestia tylko tego, czy teza ta znajdzie potwierdzenie dalej), z drugiej - już nie raz okazywało się, że podniecenie rynków poczynaniami brodatego Bena trwać może tylko parę godzin.
Reasumując: albo spadnie, albo wzrośnie, jak nie - to boczniak.

myśl na dziś
Z całego serca czcij swego ojca,
a boleści swej rodzicielki nie zapominaj!
Pamiętaj, że oni cię zrodzili,
cóż im zwrócisz za to, co oni tobie dali?
Syr, 7, 27-28

[22 I 2008] wtorek - biały wtorek

no, to mamy cud
Rezerwa Federalna (czytaj - Ben Bernanke) obniżyła dziś stopy procentowe w USA o 75 pktów bazowych. Rynek oczekiwał obniżki o 50pkt. (zresztą nie dziś). Zaskoczenie ogromne - dzięki temu mamy dziś piękną białą świeczkę na wykresie WIG20!

Radość inwestorów skłania ich do tworzenia filmików na ten temat (uwaga: "elki" to długie pozycje na kontraktach terminowych, czyli pozycja pozwalająca zarabiać na wzrostach).


[22 I 2008] wtorek - czarny wtorek?

Czy ja pisałem coś wczoraj o krachu? Stan na 8:10 na indeksach światowych nie zachęca do niczego, oprócz kupienia paru opakowań węgla na dzisiejszą sesję... Dziś publikacja danych makroekonomicznych z Polski i ze świata. Oby były dobre. Chociaż nawet jeśli będą lepsze, niż oczekiwane, nikt na nie w ogóle może nie zwrócić uwagi. Ciekawe natomiast że futuresy w USA obecnie ledwo poniżej zera, czyżby Wujek Sam gotował się do zakończenia paniki wieczorem?

ALL ORDINARIES
-7.26%
BSE30
-9.53%
HANG SENG
-6.77%
JKSE
-8.63%
KOSPI
-4.43%
NIKKEI225
-5.65%
NZSE50
-1.09%
PSE
-5.52%
SET
-4.45%
SHANGHAI B-SHARE
-9.22%
SHANGHAI COMP
-7.74%
TWSE
-6.51%

poniedziałek, 21 stycznia 2008

[21 I 2008] poniedziałek - wspomnienie św. Agnieszki, dziewicy i męczennicy (Dzień Babci)

ojojoj, co tak późno?
późno już, co? Niestety - jestem od samego rańca na nogach, rano spotkaliśmy się z Danielem, rabotaliśmy jak dzikie króliki na Wydziale, zdoławszy wydrukowac 80% plansz. Później powrót do domu, przechwyt przekroju od Tawfiqa, sporo czasu na poprawki - wykończenie kolejnej planszy i lot na Wydział celem druku. Druk poszedł, długo musiałem czekać i nie wyrobiłem się na Mszę w katedrze, ale za to zdążyłem na krąg na Schackstrasse. Nie wiem, czy wiecie, co to krąg, ale ciekawych odsyłam do strony http://www.opusdei.pl/art.php?p=26189 - dziś bowiem mija dokładnie 75 lat, odkąd św. Josemaria poprowadził pierwszy krąg.
Potem szybki powrót do domu - konstatacja że ni ma chleba - rozmrażanie trzech przedświątecznych kromek, robota nad innymi planszami, poprawianie rzutów (nie chcę narzekać na ich Autora, ale poczytajcie wczorajszy post nt. współpracowników...) i koniec. Czyli teraz. W międzyczasie obsłużyłem dwoje uczniów, porozmawiałem z Mamą, Oleńką i cuda na kiju. Zaraz zasnę, a jak zasnę, to się długo nie obudzę!

sesja śmierci - sesja śmierdzi
miałem raniutko napisać raport giełdowy, ale nie starczyło czasu. Japończycy nie stanęli na wysokości zadania i się wczoraj skichali. Zamknięcie koło -4% (i tak się na koniec wybronili). Później już na całym świecie konkurs kto sprzeda taniej, a w tej materii rodzimi inwestorzy są najlepsi - zajęliśmy piąte miejsce na świecie w skali spadków! To nic, że średni wskaźnik cena/zysk dla wszystkich notowanych spółek jest na rekordowo niskich poziomach (w USA zresztą też) - gdzie tam!
Stoimy jednak przed problemem. Z jednej strony najwidoczniej nadzieje na dzień odwrotu zostały pogrzebane - luka bessy nie została domknięta, a najbliższe wsparcie czeka na nas w okolicach 2800pkt. na WIG20 (swoją drogą pamiętam, jak jeszcze rok temu z hukiem przebijaliśmy od dołu granicę 3000pkt. na tym indeksie - to były czasy!) .
Z drugiej zaś wiadomo, że panika kończy wyprzedaż. Problem polega jednak na tym, że panika zawsze może być większa. Jeszcze tydzień temu nie wyobrażałem sobie takiej jazdy jak dziś (polecam http://www.gpw.pl/ - proszę odcyfrować po ile pospadały indeksy)... co oznacza, i tu chyba rację ma niejaki Piotr Kuczyński z Xelionu (facet od przeszło 5 lat mówi o bessie, w końcu trafił, hehehe...), że czeka nas albo porządne odbicie (nastawiałbym się w okolicach 2800pkt. dla WIG20), albo krach. Co to jest krach? To jest wtedy, gdy indeksy rąbną w jeden dzień po 20% w kierunku piwnicy. Rach-ciach, posprzątane i po strachu. Niektórzy skaczą z okna, inni właśnie kończą zakupy, jeszcze inni lądują z zawałem u profesora Religi.

Z ostatniej chwili - Nowozelandczycy zaczęli -3,77%, ale odbijają...

politics
mieliśmy wybory - pamiętacie, prawda? Jakiż to był jubel! Jakie to cuda będą (no, cuda są - mamy drugą Japonię na giełdzie), ho ho! Niektórzy na szczęście już pomiarkowali, że dali się zrobić w balona, że po raz piąty obserwują, jak Ci sami panowie pod kolejnym szyldem wycofują się z obietnic, podwyższają sobie uposażenia (wiecie jaka była jedyna poprawka do budżetu, który zostawił w spadku rząd PiSu? 3000zł więcej pensji poselskiej...) i ustawiają się na kolejne 4 lata. Jaja jak berety - dać się tak regularnie i bezczelnie doić przez nieudaczników, którzy nie umieliby obsłużyć odkurzacza.
Apeluję do każdego, kto używa umysłu - proszę czas do najbliższych wyborów wykorzystać na parę ważnych dla naszej przyszłości spraw:

- obserwację partii będących w Parlamencie,
- zastanowienie się nad tym co uważa się za Wartości,
- zastanowienie się nad tym, jak te Wartości należy wcielić w życie (instytucjonalnie),
- znaleźć partię która deklaruje takie wartości i takie sposoby ich aplikacji.

Nie ma bowiem czegoś takiego, jak głos zmarnowany - ktoś, kto tak mówi, nie kuma chyba na czym polega demokracja. Głos zmarnowany, to głos oddany bez namysłu, moi mili, a nie głos oddany w zgodzie z sumieniem. Jeśli głosując na partię pozaparlamentarną, marnuję głos, bo jeden niczego nie zmieni, to niby dlaczego mam glosować na partię, na którą głosują wszystkie barany - skoro jeden głos niczego nie zmieni?!

ombudsman i finansowanie
pamiętacie, jak doniosłem iż Rzecznik Praw Obywatelskich, dr Kochanowski zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego ustawę "anty"aborcyjną? Cicho o tym - tak jak przewidziałem, strategia przemilczania. OK. Problem w tym, że rozpoczęto z Kochanowskim chyba cichą wojnę - prokuratura żąda od niego wyjaśnień ws. prezentu, który dał lekarzowi po operacji swojej mamy paręnaście lat temu (mówił o tym przy okazji dyskusji o tzw. służbie zdrowia). Dobre, co?
Panie Lis i Żakowski - to nie jest zamach na demokrację i instytucje państwa demokratycznego, liberalnego i III RP? To nie zamach na autorytety? Nie, skądże, Kochanowski to konserwatysta, a konserwatystom, liberałom i katolikom, tolerancja się nie należy (pisał o tym zresztą też i Król i Sierakowski).
Swoją drogą, PO powinno dostać wielkiego kopa w pompadełko. Przecież to granda - obiecywać przed wyborami zniesienie państwowego finansowania partii politycznych, a teraz się z tego chyłkiem wycofać. Czujecie o co chodzi? Panowie, miglance w garniturach zdecydowały, że ja, panagrzyzga mam obowiązek otrzymywać z podatków ich partie tylko dlatego, że się dostały do Parlamentu, a dostały się, bo je moi Rodzice utrzymują już 20. rok! Jasna cholera! Nie ma żadnej racji po temu, bym ja utrzymywał komuchów z PZPR (obecnie LiD), komuchów ze Związku Młodzieży Wiejskiej (obecnie PSL), geszefciarzy z UW (obecnie PO) i co niektórych bałwanów z PiSu. A utrzymuję ich po to, by walczyli z moimi kandydatami, mając miażdżącą przewagę dzięki temu , że mnie zmusili do utrzymywania ich nędznych biur, szwagrów, ciotek i świekr których tam pozatrudniali. Jeśli są tacy mądrzy i demokratyczni - proszę bardzo konkurować o poparcie i składki. Won cielę do obory!

kliken, kliken - wielka prośba (powtarzam, żeby nikogo nie ominął cynk)
moje miłe żabeczki, co miesiąc teraz będę miał jeszcze stały wydatek na pogotowienaukowe.pl, moją i Macka firmę, o której pewnie czytaliście już w gazetach. Jeśli nie - zapraszam na naszą stronę do działu Newsroom: http://www.pogotowienaukowe.pl/ . Jesteśmy jedynymi legalnymi brokerami studenckich usług edukacyjnych - w związku z tym też firma wymaga od nas inwestycji, z którymi nie nadążamy. Jako, że dojdzie mi do comiesięcznych wydatków kolejny - a mając za pasem zakładanie rodziny, domów budowanie, dzieci utrzymywanie, otwieranie nowych innowacyjnych (a jakże!) byzmesów - nie chciałbym uskramniać mojego dotychczasowego budżetu regularnych, comiesięcznych inwestycji. Z tego względu potrzebuję dodatkowych 25 klików dziennie. Jeśli ci, którzy dotychczas nie klikali w reklamy Google'a mogliby zacząć; ci zaś, którzy dzielnie klikają, ale mieliby możliwość ze dwa razy, albo i trzy dziennie (albo i z paru komputerów taką operację przeprowadzać) - byłbym bardzo zobowiązany.

myśl na dziś

nie każdy, kogo nazwą mędrcem, jest mądry
Maciej Gnyszka

ciekawostki:

Pierwsze w Polsce profesjonalne szkolenie giełdowe!
Aktualny PageRank strony maciejgnyszka.blogspot.com dostarcza: Google-Pagerank.pl - Pozycjonowanie + SEO